Wysany: Pon 03 Maj, 2010 Wpływ choroby przewlekłej na samoocenę dziecka
Znalazłam bardzo ciekawy artykuł, który może być pomocny w zrozumieniu psychiki chorego dziecka. Chore biodra można pod wieloma względami zakwalifikować do chorób przewlekłych.
Dzieci odbierają chorobę w szczególny sposób, często ona pozostawia negatywne ślady w psychice.
Mam nadzieję, że ten artykuł pomoże rodzicom w zrozumieniu swoich dzieci, pomoże uczulić się na ważne sygnały jakie może wysyłać psychika dziecka. Rodzic świadomy wpływu choroby na dziecko może skutecznie stawić czoło i pomóc w odpowiednim trudnym momencie.
Pomóc choremu dziecku zachować odpowiednią samoocenę to nierzadko trudne zadanie, niektórzy rodzice rozmawiają na ten temat z psychologiem, inni próbują sami dzielnie wspierać dziecko.
Mam nadzieję, że ten artykuł w jakiś sposób pomoże i ułatwi Wam rodzicom Waszą trudną i niezmiernie ważną rolę czasie choroby, leczenia.
Zachęcam do dyskusji nad treścią, do rozwinięcia tematu, bo samoocena człowieka na ogromny wpływ na jego życie.
Mam nadzieję, że temat ten rozwinie się w praktyczne rady dla rodziców jak zwiększyć samoocenę chorego dziecka
Oto treść artykułu:
" Wpływ choroby przewlekłej na samoocenę dzieci
Badania nad populacją dzieci i młodzieży w wieku od 0 do 18 lat wykazały, że około 25% - 30% dzieci wykazuje znaczne odchylenia od normy, jeżeli chodzi o stan zdrowia i rozwój. Większość chorób, którymi dotknięte jest najmłodsze pokolenie ma postać przewlekłą, co oznacza, że młody, rozwijający się organizm dziecka musi zmagać się z procesem chorobowym przez wiele lat.
Przewlekłe choroby bardzo często pozostawiają trwałe, negatywne skutki, które utrudniają dziecku pełne wykorzystanie posiadanego potencjału rozwojowego oraz obniżają jego możliwości przystosowawcze.
Każda choroba przewlekła zakłóca prawidłowy rozwój dziecka.
Charakter i zakres zmian w rozwoju i zachowaniu dziecka zależą od rodzaju i stopnia ciężkości choroby lub urazu, od okresu życia, w którym nastąpiło uszkodzenie organizmu lub rozpoczął się proces chorobowy, od warunków istniejących w środowisku dziecka w chwili zachorowania czy doznania urazu oraz od jego właściwości psychofizycznych.
Każdy człowiek w toku rozwoju wykształca swój indywidualny, niepowtarzalny styl regulacji procesów przystosowania, zwany osobowością.
Choroba przewlekła i okoliczności z nią związane stanowią szczególne zagrożenie dla prawidłowego kształtowania się osobowości dzieci i młodzieży.
Choroba czy defekt fizyczny jako szczególny rodzaj sytuacji trudnej prowadzi do dezorganizacji zachowania dziecka, począwszy od drobnych nieprawidłowości (zmiany w nastroju) aż do wyraźnej patologii (nerwicowy rozwój osobowości).
Sytuacje powstałe w związku z chorobą przewlekłą u dziecka wywołują inne problemy niż u człowieka dorosłego.
Skutki psychologiczne chorób u dzieci zależą w znacznej mierze od tego, w jakim okresie rozwoju wystąpiły.
Dziecko, które do momentu choroby rozwijało się prawidłowo i osiągnęło określoną dojrzałość staje wobec innych problemów niż to, u którego choroba rozpoczęła się w pierwszych miesiącach życia.
Rozwój fizyczny i psychiczny dziecka przewlekle chorego podlega tym samym prawom co rozwój dziecka zdrowego.
Działanie tych praw zostaje jednak zakłócone przez chorobę, co zaburza lub uniemożliwia formy aktywności typowe dla zdrowych rówieśników.
Natomiast w życiu chorych dorosłych choroba przede wszystkim zmienia kierunek aktywności przejawianej do czasu choroby.
Odrębność wpływu choroby na życie dziecka i dorosłego przejawia się również w ich zachowaniu.
Zachowanie człowieka dorosłego uwarunkowane jest zmianą dotychczasowej aktywności zawodowej, społecznej i cechami osobowości chorego.
Dla dziecka przewlekle chorego istotne jest oddziaływanie jego środowiska. Ważne jest jak ocenia chorobę bliższe i dalsze otoczenie, a szczególnie rodzina.
Choroba przewlekła wpływa nie tylko na rozwój fizyczny, ale także psychiczny dziecka. Psychologiczny stan chorego zależy przede wszystkim od jego stosunku do leczenia, od woli przezwyciężenia choroby.
Od pacjenta zależy w dużej mierze, jaki obraz przyjmie choroba. Wyjątek stanowią dzieci młodsze, dla których obraz choroby jest odzwierciedleniem opinii dorosłych i postawy rówieśników.
Choroba przewlekła , jako źródło przykrych, powtarzających się wielokrotnie doświadczeń, może zmienić strukturę i cechy osobowości dziecka.
Wpływ ten dotyczy zarówno podstawowych mechanizmów emocjonalno- motywacyjnych jak i wyższych struktur poznawczych czyli obrazu świata i obrazu samego siebie.
Posiadanie właściwego obrazu siebie jest sprawą istotną dla wszystkich ludzi, nie tylko przewlekle chorych.
Jeżeli bowiem czyjeś wyobrażenia o sobie mijają się z rzeczywistością obiektywną, jest on narażony albo na niedocenianie i niewykorzystanie własnych możliwości na skutek zaniżonego obrazu siebie, albo jest narażony na liczne niepowodzenia, rozczarowania, wynikające z przeceniania własnych możliwości, wobec zawyżonego obrazu siebie.
Obraz siebie danej osoby w dużej mierze decyduje o jej samopoczuciu i stosunku do otaczającego świata, jakości kontaktów z innymi ludźmi, efektywności działania.
Wpływa więc na cechy i oceny dokonywanej przez innych, wywołując określone zachowania otoczenia wobec jednostki.
W literaturze dotyczącej pojęcia obrazu własnej osoby, zwraca się uwagę na istotne znaczenie tego pojęcia dla rozumienia zachowania człowieka, gdyż obraz siebie czyli samoocena odgrywa istotną rolę w jego procesie przystosowania.
Ważne jest nie tylko to, jak człowiek rozumie świat, który go otacza, lecz również to, jak spostrzega i rozumie samego siebie.
Prawie wszyscy teoretycy osobowości przypisują obrazowi siebie duże znaczenie w osobowości.
W codziennym życiu jesteśmy tacy, jaki mamy obraz siebie, a zachowujemy się zgodnie z tym, jakie mamy zdanie o sobie.
Obraz siebie reguluje, kontroluje i kieruje zachowaniem jednostki, determinuje jej stosunek do otoczenia, pobudza do działań, określa poziom stawianych sobie celów, czyli wyznacza poziom aspiracji i jest ważnym czynnikiem określającym natężenie motywacji.
Trzeba mieć adekwatny obraz samego siebie, szczególnie jeśli chodzi o osoby niepełnosprawne i z wszelkiego rodzaju schorzeniami, aby samodzielnie rozwiązywać problemy i żyć w otwartej społeczności.
Jest to ważne przy uczeniu się pokonywania życiowych trudności, przezwyciężania konfliktów, likwidowania zachowań agresywnych czy dostosowania się do powszechnie przyjętych norm moralnych.
Od obrazu siebie zależy to, czy jednostka podejmie pewne działanie, czy też zrezygnuje z obawy przed niepowodzeniem, jak będzie zachowywała się po osiągnięciu sukcesu, a jak w sytuacji porażki, czy będzie wpływać na swój los, czy też podda się biegowi zdarzeń i działaniu sił zewnętrznych.
Mając na uwadze fakt, że rozwój osobowości uzależniony jest od regulowania stosunków z otoczeniem fizycznym i społecznym oraz uwzględniając realia niepełnosprawności czy chorób przewlekłych, można przyjąć, że:
- obraz własnej osoby stanowi jeden z podstawowych elementów regulujących postępowanie i zachowanie się człowieka;
- to zachowanie jest oceniane (akceptowane lub odrzucane) przez otoczenie społeczne;
- oceny i opinie formułowane przez innych wpływają na kształtowanie się obrazu siebie.
Znaczący wpływ na kształtowanie obrazu siebie u dziecka ma rodzina, która oddziaływuje na człowieka najwcześniej, jej wpływ trwa najdłużej i dotyczy wielu aspektów życia.
Na to, jak dziecko spostrzega siebie, ma wpływ opinia jego rówieśników i nauczycieli, pozycja zajmowana wśród kolegów klasowych i postępy w nauce.
Im korzystniejsza jest sytuacja szkolna dziecka, tym korzystniejszy jest jego samoocena. Niekorzystna sytuacja szkolna rodzi uczucia negatywne.
Uważa się, że w kształtowaniu obrazu siebie szczególną rolę odgrywają następujące czynniki:
- oddziaływanie społeczne – wpływ rodziny, szkoły, środków masowego przekazu;
- opinie i oceny formułowane przez osoby znaczące, a więc informacje społeczne, które kształtują samowiedzę;
- zamierzona lub spontaniczna aktywność człowieka;
- dojrzewanie biologiczne – informacje płynące ze strony organizmu.
Podsumowując, można stwierdzić, że kształtowanie obrazu samego siebie dokonuje się na podstawie własnych doświadczeń jednostki oraz postaw wobec niej przejawianych przez innych ludzi.
Wyobrażenia, jakie ma dana osoba na swój własny temat, wywierają duży wpływ na jej emocjonalną równowagę i decydują o jej społecznym funkcjonowaniu.
Zagadnienie obrazu siebie było przedmiotem refleksji i badań wielu psychologów i pedagogów i w literaturze jest zagadnieniem dość często podejmowanym.
Nauczyciele-wychowawcy pracujący w placówce sanatoryjnej na co dzień spotykają się z tym problemem, dlatego też stanowi on przedmiot szczególnych zainteresowań.
Ogólnie przyjmuje się, że choroba przewlekła, jako źródło przykrych, powtarzających się wielokrotnie doświadczeń, może negatywnie wpływać na obraz samego siebie.
Dzieci przewlekle chore, to specjalna grupa dzieci, których fizyczne i społeczne ograniczenia hamują ich rozwój i aktywność życiową.
Choroba jako czynnik utrudniający zaspokajanie wielu potrzeb oraz ograniczający swobodną aktywność jednostki wyzwala gniew, a nawet złość, staje się źródłem agresji. Dzieci te czują się odrzucone, wyobcowane ze świata normalnych, zdrowych rówieśników, występuje u nich okresowe obniżenie sprawności intelektualnej i pogorszenie samopoczucia (apatia, rozdrażnienie).
Choroba przewlekła i okoliczności z nią związane stanowią szczególne zagrożenie dla prawidłowego kształtowania się obrazu samego siebie u dzieci. Wywiera ona wpływ zarówno na kształtowanie się samooceny dziecka, jak i na jego samoakceptację. Obszar samooceny dzieci przewlekle chorych dotyczy najczęściej następujących płaszczyzn: funkcjonowanie emocjonalne, funkcjonowanie społeczne, cechy charakteru, cechy fizyczne i intelekt.
Z badań wynika, że wpływ choroby przewlekłej na samoocenę dziecka zależy od czasu trwania choroby oraz w istotnym stopniu zdeterminowana jest płcią dziecka.
Czas trwania choroby różnicuje wyniki w zakresie funkcjonowania emocjonalnego (krótszy czas choroby powoduje wyższą samoocenę), cech charakteru (wysoka samoocena jest przy krótkim okresie trwania choroby i średnia przy dłuższym czasie choroby) oraz w zakresie cech fizycznych (dłuższy czas trwania choroby sprzyja niższej samoocenie). W zakresie intelektu poziom samooceny jest wysoki, natomiast w zakresie funkcjonowania społecznego średni i nie zależy od czasu trwania choroby.
Płeć dzieci różnicuje wyniki w obszarze funkcjonowania emocjonalnego i cech fizycznych – u dziewczynek występuje samoocena wysoka, u chłopców średnia. W pozostałych zakresach samoocena jest niezależna od płci dziecka – w obszarze funkcjonowania społecznego i cech charakteru kształtuje się na średnim poziomie, zaś wysoka samoocena dotyczy intelektu.
Obraz samego siebie jest tym elementem struktury osobowości, który pełni funkcję integrującą i stabilizującą, reguluje aktywność dziecka, jego kontakty z otoczeniem. Dlatego koniecznym wydaje się włączenie do działań pedagogicznych problematyki samooceny dzieci.
Ze względu na fakt, że choroby przewlekłe sprzyjają kształtowaniu się negatywnego obrazu siebie u dzieci, nauczyciele, wychowawcy – jako osoby odpowiedzialne za ich rozwój – powinni chronić je przed nadmiarem przeżyć traumatyzujących, łagodzić przykre przeżycia związane z chorobą poprzez tworzenie atmosfery ciepła, życzliwości i zrozumienia, kształtować umiejętność pracy nad sobą oraz rozwijać twórcze mechanizmy osobowości, które pozwolą im skutecznie radzić sobie z ograniczeniami, jakie powoduje choroba.
Literatura :
Arusztowicz B., W trosce o uśmiech chorego dziecka, WSiP,Warszawa1992
Pilecka W. Pilecki J., Rewalidacja dzieci przewlekle chorych i kalekich, WSiP, Kraków 1992
Reykowski J., funkcjonowanie osobowości w warunkach stresu psychologicznego, PWN, Warszawa 1996
Siek S., Rozwój potrzeb psychicznych, mechanizmów obronnych i obrazu siebie, KAW, Warszawa 1984
Titkow A., Zachowania i postawy wobec zdrowia i choroby, PWN, Warszawa 1983
Witkowski T., Obraz siebie u młodzieży z niepełnosprawnością intelektualną oraz sensoryczną, MDBO, Warszawa 1996 "
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Wysany: Sro 15 Wrz, 2010 Bajka o mróweczce- dla dzieci z problemem niesprawności
Polecam bajeczkę wszystkim dzieciom, które borykają się z problemem akceptacji swojej niesprawności.
Mały pajączek ciężko zachorował. Wiele dni przeleżał w szpitalu. Często myślał o swoich kolegach, tęsknił za nimi. Marzył o wspólnych zabawach, rozmowach, nie mógł się doczekać, kiedy wróci do domu i wreszcie pójdzie do szkoły. No, jesteś prawie wyleczony - powiedział pewnego dnia doktor. - Musisz się tylko jak najszybciej nauczyć chodzić o kulach, bo twoje nóżki jeszcze są bardzo, ale to bardzo słabe. E - pomyślał sobie pajączek. - To nic wielkiego, nauczę się tego, a potem wrócę do domu, do szkoły i będę już zawsze z moimi kolegami. Wszystkie ćwiczenia wykonywał z wielką chęcią i energią, nieraz ścierał pot z czoła, przezwyciężał ból, ale się nie poddawał. Marzył o dniu, kiedy koledzy przyjmą go z powrotem do grupy. Opanował doskonale sztukę chodzenia o kulach, potrafił nawet chodzić sam, podpierając się jedną kulą. To był wielki sukces, cieszył się i lekarz, i pielęgniarki, i rodzice, a pajączek byt wprost szczęśliwy, nie mógł się tylko doczekać, kiedy pójdzie do szkoły. Nareszcie nastąpił ten długo oczekiwany dzień. Rodzice podwieźli go pod budynek, a dalej szedł sam, podpierając się kulą. Serce rozpierała mu radość, że już za chwilę będzie razem z kolegami. Wszedł do klasy i... Najpierw zaległa cisza, a potem posypały się wyzwiska: kulas, kuternoga, niezgrabek - i śmiech, wytykanie palcami. Pajączek zagryzł zęby z bólu, płakał w środku, ale na twarzy nie pojawiła się żadna łza. Doszedł do ławki, usiadł. Jeszcze nigdy nie czul się taki smutny, bez sit, zmęczony. Od tej pory w szkole stał zawsze na uboczu, nie bawił się z innymi. Po szkole spędzał czas w mieszkaniu, nie wychodził na podwórko. Minęło kilka tygodni. Nauczycielka - pani Pajęczyca - poinformowała uczniów, że odbędzie się w szkole wielki konkurs, rywalizacja między klasami na najpiękniejszą pracę, jaką tylko potrafią wykonać pajączki. Co to za konkurs, co to za zadanie? - pytały bardzo zaciekawione. A co pajączki potrafią robić najlepiej? - spytała pani. Oczywiście pajęczynę! – chórem odkrzyknęła klasa. Tak, zgadłyście - potwierdziła nauczycielka. - Jest to bardzo ważny konkurs dla pajączków, bardzo - powtórzyła. - Brać się do pracy, bo za tydzień rozstrzygnięcie - dodała. Przez cały tydzień pajączki zbierały się w grupki, dyskutowały, chwytały się za główki, bo każdy chciał zwyciężyć. Ostatniego dnia przyniosły swe prace i trwało niekończące się porównywanie. Tylko pracy naszego pajączka nikt nie oglądał. Miał ją zawiniętą w papier i tak ją oddał pani. Po godzinie pani Pajęczyca wpadła do klasy jak bomba i z radością obwieściła: Praca ucznia z naszej klasy zwyciężyła! Kto, kto jest tym szczęśliwcem - poruszeni pytają jedni przez drugich. Pani rozwinęła rulon i przed ich oczyma ukazała się cała utkana z promieni słońca sieć, mieniąca się wszystkimi kolorami tęczy. Jaka piękna, cudowna - szepcą. Ale, ale, proszę pani, to nie jest praca żadnego z nas - powiedzieli uczniowie, zawiedzeni. To jest pajęczynowa sieć naszego pajączka - powiedziała pani i podeszła do niego, całując go serdecznie. On, ten kuter... to niemożliwe - kiwały główkami. Tak pięknie tkać nie potrafi nikt - powiedziała pani. - Dzięki niemu nasza klasa wygrała konkurs i w nagrodę pojedziemy do grot zobaczyć najstarsze sieci pajęcze. Hurra, hurra! - rozległy się gromkie krzyki. Rzucili się wszyscy na pajączka, gratulując mu i ściskając go. Od tej pory już nikt go nie przezywał, przeciwnie - wszyscy chcieli się z nim bawić i uczyć, byli dumni z jego umiejętności.
Mała mróweczka rozpoczęła naukę w klasie pierwszej. Od samego początku nie mogła sobie poradzić z zadaniami, jakie mają mrówki w szkole. Uczą się podnosić, a potem transportować różne rzeczy. Nauka jest ciężka, codziennie noszą na swych grzbietach patyki, listeczki, gałązki, poziomki, jagody, a także uczą się, jak je pakować, by się nie zniszczyły. Mrówka była bardzo pracowita, bardzo chciała otrzymywać dobre oceny, ale co z tego - była bardzo malutka, taka tyciu, tyciusieńka i nie mogła udźwignąć tych wszystkich ciężarów. Inne silniejsze i większe dobrze sobie radziły, tylko ona zawsze zostawała w tyle. Mrówki przezywały ją, wyśmiewały się z niej. Bardzo się tym martwiła, chodziła zasmucona. Bała się lekcji i tego, że nie udźwignie zadanego ciężaru i dostanie znowu jedynkę. Najchętniej by w ogóle nie chodziła do szkoły. Wstydziła się złych stopni i tego, że jest taka słaba. Koleżanki mrówki niechętnie się z nią bawiły, nawet nie chciały z nią siedzieć w jednej ławce. Mijały dni. Pewnego razu przyjechała do szkoły komisja, każda mrówka została zmierzona, zważona. Najdłużej badano małą mrówkę; członkowie komisji oglądali ją, kręcili głowami, potem długo się naradzali, aż w końcu orzekli, że niektóre mrówki są za małe i muszą chodzić do szkół dla liliputów. One przecież już niedużo urosną, a w starszych klasach dojdą nowe przedmioty i ciężary będą jeszcze większe. Mrówki te przecież będą robotnicami. Postanowiono, że mała przejdzie do specjalnej szkoły, gdzie też jest nauka, tylko ciężary troszkę mniejsze, takie, które bez trudności udźwignie. Ona idzie do szkoły specjalnej dla liliputów! - wyśmiewały się inne mrówki. No to co z tego? - spytała pani Mrówa, nauczycielka. Nie umiały odpowiedzieć, ale dalej się wyśmiewały, zwracając uwagę, czy pani nie słyszy. Pójdę do innej szkoły - zadecydowała mróweczka - bo tutaj, jak widzę, mnie nie lubią. Jak pomyślała, tak zrobiła. Nowa szkoła od razu jej się spodobała, była taka sama jak poprzednia, a jednak inna, ciężary do ćwiczeń były mniejsze, a i koledzy milsi. Już po kilku dniach mróweczka miała szóstki i piątki w dzienniczku. Znalazła tam przyjaciółki, takie same jak ona - małe mróweczki. Bardzo lubiła chodzić do tej szkoły, było jej tylko przykro, gdy spotykała kolegów z poprzedniej, którzy dalej się z niej śmiali, pokazywali palcami i przezywali.
Pewnego dnia przez las szedł groźny wielkolud, wymachiwał kijem na wszystkie strony i niszczył wszystko, co było na jego drodze. Natknął się na mrowisko i kijem zaczął wiercić w nim dziury. Ziemia zadrżała, zaczęty walić się w mrowisku domy, szkoły, wszystkie mrówki z przerażeniem patrzyły, jak ich praca jest niszczona. Trzeba się było bronić, więc solidarnie wszystkie razem zaatakowały intruza. Pogryziony, jak niepyszny uciekł, gdzie pieprz rośnie. Ucieszone mrówki wróciły do mrowiska. Okazało się po chwili, że wiele domów i ulic zostało zniszczonych, a także cenne przedmioty, między innymi malutka złota korona królowej. Lament wielki zapanował w mrowisku. Przecież królowa nie może rządzić bez korony! Rozpoczęły się poszukiwania. Korony jednak jak nie było, tak nie było. Wszystkie tunele, poza jednym, zostały sprawdzone. Do tego ostatniego nikt nie mógł wejść. Tunel wił się głęboko w ziemi, był bardzo wąski, ciemny, niebezpieczny. Mógł w każdej chwili się zawalić i pogrzebać na zawsze śmiałka. Nikt więc nie próbował tam wejść. Tylko mata mróweczka zdecydowała się na ten odważny krok. I po chwili już wąskim korytarzem schodziła niżej i niżej. Dookoła byt mrok, czuła wilgotną ziemię. Wolno sprawdzała każdy odcinek drogi. Niczego poza ciemnością tam nie było. Jednak się nie zniechęcała, schodziła coraz głębiej. Zatrzymała się na chwilę, by otrzeć pot z czoła, i wtedy zobaczyła, że coś połyskuje. Pochyliła się. Znalazła koronę. Ucieszona wracała jak na skrzydłach. Wszyscy ją podziwiali. To przecież dzięki jej odwadze królowa mogła z powrotem rządzić mrowiskiem, mrówki chodzić do szkoły, a robotnice pracować. Jesteś niezwykle dzielna - powiedziała królowa, wręczając jej order odwagi. Gratulacjom, uściskom nie było końca. A ci, którzy kiedyś się z niej wyśmiewali, teraz wstydzili się tego okropnie. Bo nie jest ważne, czy się jest dużym, czy małym; czy nosi się duże, czy małe ciężary. A co jest ważne?
Mama prowadziła małego wróbelka do szkoły. Szedł tam dzisiaj pierwszy raz. Czego ja się będę uczył? - zastanawiał się. Wszystkie- co przyda ci się w życiu - odpowiedziała tajemniczo mama, ale on tylko pokręcił łebkiem, bo w dalszym ciągu nic nie rozumiał. O, już jesteśmy - powiedziała mama, gdy stanęli pod wielkim dębem, naokoło którego było już wiele mam ze swoimi pociechami. Panował gwar nie do opisania. Nagle pojawiła się wielka pani Wróbel, nauczycielka w okularach na dziobie, i powiedziała donośnym głosem: Witam wszystkich nowych uczniów na pierwszej lekcji nauki fruwania! Zwracając się do mam, dodała: Dzisiaj wasze pociechy już samodzielnie przylecą do domu, nie potrzebujecie po nie przychodzić. A teraz proszę mnie zostawić z dziećmi, bo chcę rozpocząć lekcję. Rozległo się ciche klap, klap, klap. To dźwięk, jaki wydają dzioby, gdy dotykają się przy pożegnaniu. Po chwili mamy wróbelków odleciały. Nauczycielka podchodziła do każdego z uczniów i pomagała mu się dostać na gałązkę dębu. Kiedy ostatni już był na drzewie, pani powiedziała: - Proszę położyć się na brzuszku wygodnie, o tak, jak najwygodniej. Rozkładamy szeroko skrzydełka, oddychamy wolno, spokojnie. Przywieramy całym ciałem co drzewa. Czujemy zapach kory, miły powiew wiatru, odpoczywamy. Oddychamy miarowo i spokojnie. Wyobraźcie sobie, małe wróbelki, że powiew wiatru mógłby was unieść w powietrze tak, jak unosi liście. Czujecie się wspaniale. Proszę lekko poruszać skrzydełkami, raz, dwa, wolniutko, a teraz troszkę szybciej, raz, dwa... Skrzydełka małego wróbelka jak skrzydła latawca lekko poruszały się. Odpychamy się nóżkami od gałązki i płyniemy w powietrzu, płyniemy razem. - Nasz wróbelek poczuł, że skrzydła same go unoszą. Obok niego, z boku i z tyłu, i nad nim fruwały inne wróbelki. Poruszał lekko skrzydłami i wzbijał się w górę, w błękit nieba. Czuł się tak lekko i swobodnie, było mu tak przyjemnie! Popatrzył w dół, wznosił się nad zielonymi koronami drzew. Dookoła rozciągał się piękny park. Nie spiesząc się, w ślad za nauczycielką leciał w górę, do słońca. Ciepłe słoneczko wychyliło się zza chmurki i ciekawie spoglądało na wróbelki. Posłało promyczek, który ciepłym dotykiem przyjemnie go pogłaskał. Wróbelek wznosił się w górę, wyżej i wyżej. Czuł się lekko i swobodnie. Teraz przelatywał nad łączką, zatoczył koło, jedno, drugie i wolniutko sfruwał w dół. Był nad małym strumyczkiem, przy brzegu, którego wygrzewał się na słoneczku zajączek. Sfrunął jeszcze niżej, nad samą taflę wody, zobaczył kolorowe rybki, jak wolno płynęły z nurtem, usłyszał, jak kumkają żabki: kum, kum, rozmawiając między sobą. Poczuł zapach łąki, kwiatów. Wciągał głęboko ten zapach w siebie. Sfrunął nad brzeg strumyka, usiadł na małym kamyczku, nachylił się i napił wody. Była zimna i orzeźwiająca. Posłuchał szemrzącego strumyka. Odpoczywał. Wiatr lekko muskał mu piórka. Postanowił zamoczyć łapki, wszedł do wody, popryskał się nią troszeczkę, jak to wróbelki mają w zwyczaju. Otrząsnął się i tysiące kropelek spadło na spragnione wody roślinki. Zrobił to raz i drugi, pokropił wszystkie kwiatki dookoła. Poczuł się rześko, czuł, że wstępuje w niego razem z tą zimną wodą energia. Nagle usłyszał głos nauczycielki: - Pora wracać! - Znowu rozpostarł skrzydła i z niezwykłą siłą wzniósł się wysoko, wysoko. Wzbijał się szybko, wznosił się jak samolot i krążył w powietrzu pełen sił i radości, że potrafi fruwać. Tak skończyła się pierwsza lekcja nauki fruwania w szkole dla wróbelków. Jeśli będziecie chcieli tam wrócić, to możemy to zrobić jutro i zobaczyć, czego jeszcze uczą się ptaszki w swojej szkole.
Mały kotek samotnie wracał ze szkoły. Ciągnął łapkę za łapką wolno, jakby ospale. Był smutny, nic go nie cieszyło, czuł się bardzo nieswojo. Niechętnie prychał na inne przechodzące obok zwierzątka. Nagle nadleciał malutki motylek i nad samym nosem kotka zrobił okrążenia, jedno, drugie, trzecie. Chyba mi się przygląda - pomyślał kotek i łapką próbował odgonić motylka. Ale ten wcale nie odlatywał, tylko krążył, krążył i jak samolot kreślił znaki w powietrzu. Kotek patrzył i patrzył, jak zaczarowany, w piękny lot motyla. A ten wzbił się wyżej, jakby chciał dolecieć do słońca, i nagle znikł mu z oczu za wysokim ogrodzeniem. Zaciekawiony kotek zbliżył się do płotu, wdrapał się po deskach i znalazł się w ogrodzie. Rozejrzał się dookoła. Było tam tak pięknie, rosły wysokie owocowe drzewa sięgające koronami do nieba, a małe krzaczki, jakby przy nich przycupnięte, trzymały się ich jak maminej spódnicy. Rosły też kolorowe kwiaty, które jak dywan pokrywały cały ogród. Kotek poczuł zapach ziemi, kwiatów, krzewów i drzew. Pociągnął mocno noskiem i zapach jak fala, jakby ramionami, objął go. Kotek położył się na trawie i oddychał miarowo, równo i spokojnie. Przetarł oczy, podłożył łapki pod głowę, wyciągnął całe ciałko, było mu bardzo wygodne. Leżał teraz i odpoczywał. Poczuł senność. Słonko wysyłało swe promyczki na ziemię, by pogłaskały każdy kwiatek, każdy listek i każdą roślinkę. Kotek poczuł przyjemny dotyk ciepłych promieni. Zamknął oczy. A promyczki jeden po drugim głaskały go, przyjemnie ogrzewając. Po chwili pojawił się delikatny wiaterek, który kołysał listki i gałęzie, jakby do snu. Pochylił się nad kotkiem i też go kołysał, trzymając w swoich ramionach. Kotek poczuł, jak wiaterek przesuwając się teraz po nim od głowy do łap, do pazurków samych, z wolna uwalnia go od smutków, i jeszcze raz, i jeszcze delikatnie przesuwając się od głowy w dół ciałka, zabiera z sobą całe niezadowolenie. Kotek poczuł się tak dobrze, poczuł się spokojny, jakby obmyty ze wszystkich swoich dużych i małych zmartwień. Otworzył wolno oczka i popatrzył na chmurki, które płynęły po niebie, nie spiesząc się, leniwie, nie przeganiając się, zgodnie. Płynęły i płynęły, a wiatr wolno je popychał. Kotkowi było tak dobrze. Nagle jedna mała kropelka spadła mu na nos. Co to? - zdziwił się. Rozejrzał się dookoła i zobaczył, jak kwiatki wyciągają swoje małe główki do kropli deszczu, zupełnie jak on pyszczek do miseczki z mlekiem. Usiadł na trawie. Przeciągnął się. Kropelki deszczu wolno, lecz miarowo spadały na spragnione roślinki. Wraz z tym delikatnym deszczem wróciła mu sita. Wstał, otrząsnął futerko, uśmiechnął się do siebie zadowolony. Pora iść do domu - pomyślał. Ale dziwną przeżyłem przygodę w tym ogrodzie, gdzie przyprowadził mnie motylek. Wrócę tu jeszcze - obiecał sobie - tu jest tak pięknie i spokojnie. Wyprężył się do skoku i jednym zamachem przeskoczył płot. Radośnie machając ogonem, wracał do domu.
Daleko stąd, daleko, w królestwie zwierząt, żyła pośród innych mała pszczółka. Tym się jednak różniła od innych pszczółek, które latały po łąkach i spijały słodki nektar z kwiatów, że zapragnęła zrobić wielką karierę, występować w telewizji, być na pierwszych stronach gazet. Marzyła o wielkiej sławie. Pewnego dnia powiedziała do mamy: Zostanę modelką. Mama najpierw się zdziwiła, a potem zaczęła tłumaczyć córeczce: Ależ kochanie, modelki mają takie długie nogi, są bardzo wysokie, a ty jesteś malutką pszczółką. Pszczółka nie chciała tego słuchać i nie czekając, aż mama skończy, odleciała czym prędzej do szkoły dla modelek. Właśnie zaczynały się zajęcia. Sarenki i łanie biegały po wybiegu, przytupywały kopytkami, kręciły ogonkami, a nal biedna pszczółeczka musiała uważać, by jej ktoś niechcący nie nadepnął. Na szczęście miała żądło i to ją uchroniło przed zadeptaniem. Nikt jednak nie zwracał na nią uwagi. Po kilku lekcjach sama stwierdziła, że to zajęcie nie dla niej. Zostanę piosenkarką, pomyślała, potrafię tak doskonale brzęczeć. Mamo - powiedziała - zmieniłam decyzję, zostanę piosenkarką. - Ależ ty nie potrafisz śpiewać! Nie znasz nut - mówiła bardzo zmartwiona mama. - Umiem za to pięknie brzęczeć - odparła pszczółka, wzruszyła lekceważąco ramionami i nie słuchając dłużej mamy, odleciała do radia. Pięknie brzęczę - powiedziała, wchodząc do studia. - Doskonale - odparł redaktor słowik. - Właśnie dzisiaj mamy konkurs młodych talentów, stań w kolejce i tutaj, na tej kartce napisz swój repertuar. - Repertuar... a co to takiego? - zdziwiła się. - Zapisz tutaj, o tu - pokazał pazurkiem - piosenki, jakie zaśpiewasz. - Mmmhhhhmmm - zamruczała niezadowolona pszczółka. I po chwili uzmysłowiła sobie, że nie zna żadnej piosenki, potrafi tylko brzęczeć. Słowiki wyśpiewywały trele morele, skowronki nuciły smętne pieśni, nawet wróbelki dzióbkiem wystukiwały rytm i zawzięcie powtarzały słowa piosenek. Tutaj nie cenią prawdziwych talentów, pomyślała. Tylko się skompromituję, nie docenią mnie. Czym prędzej odleciała do ula. A może zostać aktorką, najlepiej filmową? - zastanawiała się. - Tak, nadaję się do tego. Ale i tutaj okazało się, że liski, kreciki, a nawet niedźwiadki lepiej znają sztukę aktorską. Nasza pszczółeczka nie potrafiła zadeklamować wiersza czy zatańczyć. Może zostać stawnym sportowcem? Zajączki biegają szybciej, koniki wyżej skaczą. Nie, do tego też się nie nadaje. Co ja nieszczęśliwa mam robić, jaki zawód wybrać? – głośno lamentowała. Przyleciały inne pszczółeczki, usiadły dookoła i spytały: - Dlaczego nie chcesz zbierać miodu? Masz taki piękny ryjek, na pewno będziesz w tym znakomita. Chodź z nami. Poleciały na piękną łączkę i po pracowitym dniu mała pszczółeczka zebrała garnek słodkiego nektaru. - Jesteś w tym naprawdę wspaniała – pochwaliła mama. - Bardzo się cieszę, że moja córeczka jest takim dobrym zbieraczem. Pszczółeczka spojrzała z dumą na garnek pełen po brzegi i też się ucieszyła. Potem pomyślała: Do tego się właśnie nadaję, to potrafię robić dobrze. Zadarta łebek do góry bardzo z siebie dumna i razem z innymi poleciała do ula.
_________________ " cierpienie może być przetworzone
nie tylko w sztukę ale i w życie"
Francine Shapiro
Jaka mądra bajka, z morałem łatwym do zrozumienia dla dziecka, świetny wstęp do rozmowy.
Taka bajka to bardzo potrzebna sprawa, idealny wstęp do rozmowy o chorobie, takie rozmowy są trudne dla dziecka, rodzica i często nie wiadomo jak zacząć.
Rozmawiać z dzieckiem koniecznie trzeba, bo ono potrzebuje wytłumaczenia dlaczego tak jest, powiedzenia co będzie dalej, jak będzie. Dzięki bajce można pomóc dziecku pokonać lęki związane z chorobą, pomóc mu poczuć się dobrze ze sobą
Może ktoś, kto tę bajkę opowie, porozmawia, zaobserwuje reakcję dziecka zechce tu napisać jaki miała wpływ? Jak dziecko ją odebrało? To byłyby ważne sygnały dla piszącego bajkę psychologa
Zachęcam wszystkich rodziców do poczytania bajeczki i wypowiedzi
A dla Agrodzkiej wielkie brawa bo świetnie uchwyciła sens i przekaz bajki
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*