Status: Endo x 2
Wiek: 41 Doczya: 27 Sty 2010 Posty: 13 Skd: Warszawa
Wysany: Sob 30 Sty, 2010 Przygoda bioderkowa Sylwii
Na początku w wielkim skrócie napiszę coś o sobie. Mam na imię Sylwia. Od 2-go roku życia choruję na Młodzieńcze Przewlekłe Zapalenie Stawów. Nie będę opisywać, co się działo u mnie do pierwszej operacji biodra gdyż wszystkiego na spokojnie będziecie mogli dowiedzieć się na moim blogu. Ale do rzeczy.
Kiedy miałam około 19-tu lat zapisałam się w kolejkę na endoprotezę w dwóch szpitalach w Warszawie. Usłyszałam, że na taka operację czeka się co najmniej trzy lata. Ponieważ wtedy ból był do zniesienia nie przejęłam się tym faktem, i cierpliwie czekałam na list z zaproszeniem na zabieg.
Niestety po dwóch latach ból był już nie do zniesienia! Jeździliśmy do szpitali oraz dzwoniliśmy, ale bez rezultatu. Musiałam czekać. Zaczęły się robić przykurcze w stawach biodrowych, co przyczyniło się do postawy kaczki. Zaczęły się również kłopoty z kręgosłupem z powodu złej postawy. Pewnego dnia przyjaciel mojego taty zaproponował mu żeby podjechał z moimi papierami do ortopedy, który przyjmuje w domu 6 km od nas! Kiedy lekarz zobaczył, co i jak stwierdził, że w moim przypadku nie ma co czekać i pędem ma mnie przywieść żeby mnie zobaczył. Dostałam skierowanie na rezonans bioder. Przepisał mocne leki przeciwbólowe. Robił mi dodatkowo blokady, dzięki którym przykurcze trochę odpuściły.
Gdy dowiozłam mu wszystkie wyniki badań stwierdził, że położy mnie u siebie w szpitalu gdzie pracuje i postara się mi pomóc. Okazało się, że to Otwock, co bardzo mnie ucieszyło. Słyszałam, że pracują tam nieźli specjaliści. W trakcie oczekiwań na wolne miejsce byłam pod jego stałą opieką. Pierwszy raz poczułam się jak pacjent a nie przypadek. Doktor traktował i dalej traktuje mnie jak córkę. Mogę z nim zawsze porozmawiać szczerze na temat różnych nowinek medycznych czy dokonań po operacjach.
To świetne uczucie, kiedy Twój lekarz jest dumny i cieszy się, że tak sobie świetnie radzisz i zaczynasz żyć jak każdy. Ech chyba lekko odeszłam od tematu wybaczcie!
Szpital.
Przyszedł dzień, kiedy pojechaliśmy do szpitala. Czułam się tak jakbym pierwszy raz miała leżeć. Byłam wystraszona i zagubiona. Niepotrzebnie. Pielęgniarki tam były wspaniałe. We wszystkim mi pomagały. To samo salowe! Lekarze również mili i zawsze słuchali co mam do powiedzenia. Odpowiadali mi na wszystkie moje pytania żeby tylko mnie uspokoić.
Na początku postanowili, że wzmocnimy mi mięśnie. Codziennie przychodziła do mnie rehabilitantka. Dodatkowo sama wykonywałam ćwiczenia, które mi pokazała na wzmocnienie. W okolicach dwóch tygodni zostałam powiadomiona, że zabiorą mnie na konsultację z profesorem, lekarzami oraz studentami. Ponieważ biodro potrafiło mi się zablokować, co wiązało się z ogromnym bólem zostałam zawieziona na wózku, mimo, że zawsze starałam się unikać takich udogodnień.
Powiem Wam, że byłam przerażona jak zobaczyłam tyle białych fartuchów. Kazano mi się położyć na leżance. Mój ortopeda zaczął pokazywać, jakie mam ograniczenia w stawach, przy czym leciały mi łzy ciurkiem. Każdy zaczynał mnie przepraszać a ja po prostu wstałam stanęłam przed profesorem i powiedziałam Jak profesor mi nie pomoże to nikt tego nie zrobi On tylko podszedł i pogłaskał po głowie jak małą dziewczynkę i się do mnie uśmiechnął. Stwierdził, że wszystko będzie dobrze i żeby mnie zabrali oraz kazał dać coś przeciwbólowego.
Po paru godzinach przyszli do mnie lekarze z oddziału i oznajmili, że profesor kazał wymienić mi staw na endoprotezę! Na następny dzień zaczęły się wszelkie przygotowania do operacji. Badania, pomiary stawu gdyż jestem bardzo szczupłą osobą i musieli zamówić specjalnie dla mnie endoprotezę. W końcu poszło zamówienie do Niemiec i zostałam poinformowana, że prawdopodobnie już w ciągu tygodnia będzie operacja.
Niestety moja radość była krótka. Okazało się, że moja endoproteza została zatrzymana na granicy, ponieważ oni nie wiedzą czy to przypadkiem nie jest bomba! Tak, więc operacja opóźniła się o kolejny tydzień. Pomyślałam, że skoro już tyle czasu wytrzymałam to te parę dni to będzie pikuś.
Dzień operacji.
Na operację zabrano mnie jako pierwszą. Mama odprowadziła mnie do samej Sali operacyjnej. Myślałam, że się trzymam i będzie wszystko szło fajnie.
Niestety, gdy położyłam się na stole operacyjnym i przyszła anestezjolog to polały się łzy. Puściły mi nerwy. Od razu dostałam dawkę głupiego jasia, po czym zaczęli przygotowywać do zabiegu. Znieczulenie dolędźwiowe, ciśnieniomierz, kroplówki. Dostałam również gumową rękawiczkę z gorącą wodą, bo trzęsłam się jak galareta z zimna.
Kiedy byłam gotowa przyszli lekarze i na wejściu usłyszałam, że operację będzie trzeba przełożyć gdyż pacjentka dostała okresu. Załamałam się. Miałam takiego pecha jak nigdy. Ubłagałam wraz z anestezjolog żeby jednak wymienili mi biodro i jakoś udało się ich udobruchać.
Operacja.
Operacja trwała chyba około 2,5 h. Jak pisałam byłam znieczulona tylko dolędźwiowo, więc słyszałam, co się dzieje w koło mnie.
Nie byłabym sobą gdybym czegoś nie odwaliła. Lekarz kazał podać skalpel, ponieważ znieczulenie zaczęło działać. Kiedy rozpoczął robić nacięcie podniosłam prawą nogę do góry. Aż biedny podskoczył i krzyknął czy mnie nie bolało??! Odpowiedziałam, że nie, ale fajnie było zrobić im żarcik .
Kiedy doktor ochłonął skomentował tylko, że takiej pacjentki to jeszcze nie miał. Opowiadali jakieś dowcipy, a ja śmiałam się razem z nimi. Myślę, że to zasługa ogłupiacza gdyż bawiły mnie nawet słowa typu podaj skalpel, dłutko piłę itp.
W sumie wszystko poszło szybko i sprawnie poza jeszcze jednym małym incydentem. O mały włos spadłabym ze stołu podczas nastawiania nogi na sam koniec operacji . Wszyscy na Sali najpierw byli przerażeni, a później wpadli w śmiech razem ze mną po raz kolejny.
Po operacji.
Po operacji pierwszą dobę leżałam na Sali pooperacyjnej. Na noc opłaciłam sobie pielęgniarkę, którą okazał się pielęgniarz Wiesiek. Bardzo ucieszył mnie ten fakt gdyż świetnie się z nim dogadywałam. Przemycił mi m.in. maskotkę, którą dostałam na szczęście oraz poduszkę. Kiedy nie mogłam zasnąć z bólu rozmawialiśmy o przeróżnych rzeczach i tak zleciała mi cała noc.
Z rana dostałam ostatnią dawkę morfiny i zabrano mnie na RTG bioder. Ponieważ nie zginam prawej nogi w kolanie, nie byłam wstanie przemieścić się z jednego łóżka na drugie, a lewa noga była po operacji. Dwóch sanitariuszy złapało za rogi prześcieradła i przenieśli mnie, niestety z ogromnym bólem, gdyż noga poleciała mi do środka. Miałam świadomość, że takie coś czeka mnie jeszcze 3 razy, a ja po pierwszym miałam już dość.
Po prześwietleniu, kiedy nasz sanitariusz wywiózł mnie na oddział, pielęgniarki były w szoku, w jakim stanie zostałam dostarczona. Od razu została zorganizowana ekipa czterech osób, żeby w miarę bezboleśnie mnie przenieść na moje łóżko już ostatni raz oraz. W biegu podłączono mi kroplówkę żeby mi ulżyć.
Po dwóch dobach leżenia plackiem lekarze kazali wykonać pionizację oraz pozwolić mi zrobić kilka kroków. Powiem szczerze, że to było wspaniałe uczucie! Kiedy stanęłam od razu zauważyłam, że nie mam już postawy kaczki! Po drugie nie bolało mnie biodro poza raną. Po trzecie przy wykonywaniu ruchu nic nie zgrzytało. Kobiety, które ze mną leżały na Sali płakały ze szczęścia, a Wiesiu w biegu poleciał kupić mi kule podpachowe.
W ciągu paru dni nauczyłam się chodzić, odpowiednio siadać, wstawać oraz jak pokonywać schody. Minęły niecałe dwa tygodnie i dostałam wypis do ręki, po czym mogłam wrócić do domu z nowym nabytkiem, który przywrócił mi uśmiech na mej twarzy. O kulach chodziłam niecałe dwa miesiące.
Na temat drugiej endoprotezy nie będę Wam pisała. Jedyne co powiem, to że dostałam ją po około trzech latach, i jestem tak samo z niej zadowolona jak z pierwszej. Przy drugiej operacji jedyne co było inne to to, że chodziłam o kulach jakieś 3 dni
Status: Endo x 1
Wiek: 65 Doczya: 14 Wrz 2009 Posty: 69 Skd: z okolicy stolicy
Wysany: Sob 30 Sty, 2010
No to się dziewczyno naczekałaś. Najważniejsze jednak, że wszystko "zreperowano" i nie musisz już cierpieć.
A jak kolana?
I dlaczego tak krótko po drugiej operacji o kulach?
Status: Endo x 2
Wiek: 41 Doczya: 27 Sty 2010 Posty: 13 Skd: Warszawa
Wysany: Sob 30 Sty, 2010
Jedno kolano usztywnione mam na stałe drugie powraca do normy, ponieważ trochę mi zgrzytało już. Jeżeli chodzi o kwestię tak krótkiego chodzenia o kulach to operacja po pierwsze tak dobrze poszła, że nie odczuwałam żadnego bólu przy stawianiu nogi. Po drugie lekarz stwierdził, że ja i tak szczuplutka to nic się z endoprotezą nie stanie tylko mam uważnie i pomału chodzić
No w końcu się wpisałaś ze swoją historią w karty forum. Ciekawa jest bardzo Twoja opowieść. Mam wrażenie jakbyś była z polecenia. To jak się obchodzili z Tobą nie jest stałym przypadkiem w państwowych szpitalach.
Trzeba przyznać że najbardziej wbiłaś mnie w szok ostatnim zdaniem:
"Przy drugiej operacji jedyne co było inne to to, że chodziłam o kulach jakieś 3 dni…"
Podziwiam
Sylwii - pięknie to wszystko opisałaś ! Wiesz - to cudowne, że trafiłaś na takiego wspaniałego lekarza! Szcześciara z Ciebie Wspaniale jest czytać, że tacy lekarze są...
Też zrobiłam wielkie oczy na czas chodzia o kulach u Ciebie...a jak u Ciebie było z rehabilitacją ?
Naprawdę super się czyta, że jesteś zadowolona z operacji, że Cię nie boli
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Status: Endo x 2
Wiek: 41 Doczya: 27 Sty 2010 Posty: 13 Skd: Warszawa
Wysany: Nie 31 Sty, 2010
Jeżeli chodzi o rehabilitacje dostałam zestaw ćwiczeń Kiedy gorzej się czułam miałam tego dnia zastąpić je dłuższym spacerem. Właściwie ćwiczenia traktowałam jak zabawę, gdyż było to dla mnie ogromną frajdą, że przy każdym ruchu nic nie boli
Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009 Posty: 2625 Skd: z Polski
Wysany: Pon 01 Lut, 2010
Sylwii napisa/a:
Kinguś to Twoja zasługa bo podałaś mi namiary
Dałam, ale wybór należał do Ciebie
Niewtajemniczonym powiem, że Sylwia przez gadu-gadu "uświadamiała" mnie co do sali operacyjnej jak tam jest i wszystko, co się z tym wiąże