Witajcie! Cieszę się, że znalazłam takie forum i ludzi którzy poprzez dzielenie się swoimi doświadczeniami dodają otuchy, odwagi innym w podjęciu tej ważnej decyzji. Mam nadzieję, że moje doświadczenie też posłuży innym, odwiedzającym forum.
Mam na imię Kaśka i za kilka dni skończę 30 lat, ale tak naprawdę moje życie zaczęło się 2 lata temu... kiedy dostałam endoprotezę...
... ale reszta później, bo tutaj miałam się tylko przywitać
Pozdrawiam!
Katja napisa/a:
Hej Kika ! Świetne przywitanie Witaj! No to śmiało, napisz coś więcej o sobie i Twoim endo. Miło Cię poznać. Pochwal się jak do nas trafiłaś
Zacznę więc może od tego, że w przeciwieństwie od wielu, którzy (może nie pez powodu) obawiają się "ciał obcych" i tego, że może będzie tylko gorzej, ja WALCZYŁAM o moją "część zamienną"... i to całe 5 lat! Wszyscy lekarze w Szczecinie, mieście gdzie skąd pochodzę odmawiali mi i odradzali wykonanie podmiany. Tłumaczono mi w kółko, że JESTEM ZBYT MŁODA na endoprotezę, że taka proteza wytrzyma najwyżej 20 lat i nie można jej ponownie wymienić, co zrobię kiedy proteza poprostu się zużyje? Mówiono mi, że na protezę mogę liczyć za jakieś 20-30 lat. A ja wciąż odpowiadałam to samo: kiedy będę koło 50tki mogę się położyć na bujanym fotelu i robić skarpetki na drutach, a teraz chcę ŻYĆ i cieszyć się młodością tak jak moi rówieśnicy, uprawiać sport, nie czuć bólu przy każdym ruchu, z którym coprawda nauczyłam się już jako tako żyć, ale zamierzam się z nim zaprzyjaźnić. Wszyscy rozkładali ręce i na tym się kończyło... Ale od początku, jak do tego doszło...
Pozwolę sobie nieco się rozpisać, gdyż chciałabym tym samym zaapelować do wszystkich świeżo upieczonych mam, które mogą nie zdawać sobie sprawy jak wiele bólu może kosztować to małe niedopatrzenie, zatem PROSZĘ upewnijcie się, że bioderka Waszych pociech mają się świetnie i zróbcie wszystko, by być na 100% pewnym, że Wasze dzieci nie będą musiały przechodzić tego wszystkiego co ja.
Urodziłam się z dysplazją lewego stawu biodrowego, który nie dość wcześnie został zauważony. Moja lewa noga była krótsza o 5 cm. Pierwszą operację miałam w wieku 4 lat. Ten kto oglądał Forrest Gump będzie wiedział o czym mówię, dostałam taką szynę jak on i podobnie jak on byłam "lubiana" przez moich rówieśników z piaskownicy. Protezę zdjęto mo dopiero po roku. Kolejna operacja w wieku 6 lat, po której przez rok nie mogłam chodzić, jedynie "raczkować" (raczkować w wieku 6 lat - brzmi śmiesznie, ale mnie nie było do śmiechu). Co za tym idzie, nie mogłam też chodzić do szkoły, więc miałam nauczanie indywidualne w domu. Bardzo chciałam iść do szkoły i poznawać nowe koleżanki, i kiedy ten czas nadszedł, doszłam do wniosku, że w domu było lepiej... dlaczego? Dlatego, że ortopeda przepisał mi podkładkę do buta. Wkładka być nie mogła, bo 5 cm wkładki nie zmieści się do żadnego buta więc musiało być na zewnątrz. Nie mogłam sobie pozwolić na ładne kolorowe buciki, tylko na takie, do których dało się przykleić ów 5 cm dodatkowej podeszwy. Dzieci śmiały się ze mnie, wytykały palcami. Sami wiecie, jak szczere potrafią być dzieci. I tak było do 4 klasy podstawówki. Potem kolejne operacje (w sumie miałam ich osiem), gimnastyka, chodzenie o kulach, czasem dla odmiany przez rok o jednej. Wszystko kręciło się wokół mojego biodra. Na koniec wsadzili mi 4 śruby i potem powiedziałam STOP! Nie będę nosić tych okropnych butów. Dorastałam i chciałam być jak moje koleżanki, zamiast przezwiska "kaleka". Po kilku latach i 7 operacjach, udało się wydłużyć moją nogę o CAŁE 3 cm! Wooow! Pomyślałam. I tyle szumu o 3 cm?! Powiedziano mi, że to wszystko co mogą dla mnie zrobić, a ostatni przystanek to endoproteza, na którą jestem za młoda.
Miałam wtedy 22 lata, a czułam się jak emerytka. Lekarze ostrzegali mnie, że w wyborze zawodu muszę zwarzać na to, żeby: nie nosić więcej niż 5 kg, nie stać, nie chodzić, nie siedzieć zbyt długo... Heee? Jaka praca polega na leżeniu? Koszmar jakiś!
I tak zaczęłam dopytywać się o endoprotezę, ale jak już wyżej pisałam, każdy lekarz odprawiał mnie z kwitkiem. Do momentu gdy wyjechałam za granicę i tam próbowałam swego szczęścia na nowe życie bez bólu, którego serdecznie miałam dość! Powiedziałam sobie, że przecież za 20 lat być może medycyna posunie się w tym kierunku o krok lub więcej na przód i będzie dla mnie jakaś nadzieja, a nawet jeśli nie, to zaryzykuję, by przez kilka lat cieszyć się zdrowiem, życiem i młodością. Znalazłam lekarza, który nie tylko w pełni mnie zrozumiał, ale też powiedział, że kolejne wymiany są możliwe i nie powinnam się o to teraz martwić, bo najważniejsze teraz jest, żebym mogła nie czuć bólu...
Nie mogłam w to uwierzyć. Na drugą dobę po operacji (która jak stwierdził ordynator była skomplikowana, ale udana), mimo, że mięśnie i wszystko było obolałe mogłam lepiej się poruszać, niż przez ostatnie 10 lat! Nieudolnie jeszcze ale szłam i płakałam. Płakałam ze szczęscia, a 22 luty to nieoficjalna data moich drugich narodzin...
... moją historią, chciałabym powiedzieć wszystkim tym, którzy borykają się z podobnymi problemami, nieczułymi lekarzami i dotkniętymi niesprawiedliwym losem: NIE PODDAWAJCIE SIĘ! Życie nie musi boleć...
Pozdrawiam!
Ostatnio zmieniony przez kinga Czw 21 Lip, 2011, w caoci zmieniany 6 razy
protezę można wymienić chyba nawet do 3ch razy, potem można się ratować też metodami leczenia dla osób z nowotworami, bo tam często wyrodnienie dociera tez do miednicy. do 20 lat nie oznacza 20 lat ani 15, czy 10. mi lekarz na ostatniej kontroli krzyknął 5-7 lat przy moim stylu życia, albo do pierwszego upadku na lewą stronę
Kika, Twoja historia wzrusza, łapie za serce a jednocześnie włos jeży na głowie. Czytając to co napisałaś miałam przed oczyma Ciebie jako małą dziewczynkę w szynie na nodze jak Forest... Wyobraziłam sobie jak cierpiałaś w szkole, nie wiedziałaś co to normalne dzieciństwo i przechodziłaś tak ciężką drogę... Dziękuję, że podzieliłaś się swoim ogromnym bagażem doświadczeń. Dziękuję także, że starasz się uczulić rodziców, młode mamy na problem dysplazji. Ja również jak Ty i wiele innych tu na forum jestem takim "niedopatrzonym dysplastycznym dzieckiem". Pozdrawiam Cię serdecznie i cieszę się że Twoje "nowe życie" jest pełne życia że Twoje życie w końcu jest bez bólu
Tak trzymaj i realizuj się! Czerp ile się da
Droga Kiko - bardzo miło mi Cię poznać
Dziękuję Ci za opisanie Twojej historii - masz wspaniałe podejście do choroby i leczenia
Twoja wola walki i upór są godne naśladowania - mam nadzieję, że Twój temat pomoże wielu osobom odnaleźć swoją drogę...
Bardzo się cieszę, że udało Ci się wrócić do normalności, że cieszysz się życiem i jesteś otwarta na pomoc innym.
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Status: Endo x 1
Wiek: 53 Doczya: 01 Lip 2009 Posty: 677 Skd: Kraków
Wysany: Czw 03 Gru, 2009
S napisa/a:
protezę można wymienić chyba nawet do 3ch razy (...) do 20 lat nie oznacza 20 lat ani 15, czy 10. mi lekarz na ostatniej kontroli krzyknął 5-7 lat przy moim stylu życia, albo do pierwszego upadku na lewą stronę
S, nie wiem ile razy mozna wymieniac endo ale ja juz mam czwartą Mysle, ze to zalezy od zdolnosci i umiejetności operatora Jak sa dziury w miednicy po poprzednich endo to robi sie przeszczepy, siatki, pierscienie, octopusy i inne rzeczy.. Ale sprawa zasadnicza to jest to, ze nie ma czegos takiego jak statystyka. Uwazam to, ze lekarz powiedzial Ci 7 lat przy Twoim sposobie zycia za bzdurę i tak to nalezy traktowac.. Sama endo wytrzymuje i 100 lat ale co z tego, gdy kosc jest slaba i sprzet zaczyna np. migrowac, albo po pijaku przydzwonisz w podloze i sie poluzuje? Endo jest do wymiany ale pytanie kto nie wytrzymal - endo czy pacjent?
Ja juz mialam wstawiona taka endo co to miala 50 lat gwarancji producenta - i co? Była zle wstawiona i mam ja w domu. Pewnie bede miala do smierci, jak nie zgubie Teraz mam taka co to ma 70 lat gwarancji, ale obawiam sie, ze predzej umre
Uwazam, ze mowienie o tym ile u kogo co wytrzyma to jakis temat zastepczy, zeby nie mowic o rehabilitacji, komplikacjach czy seksie "po".. Dlatego zapewniam Cie, ze rownie dobrze mozesz 10 razy spasc z motoru na lewo i nic sobie nie zrobic jak i zle stanac na krawezniku i sie uszkodzic Rosyjska ruletka.. jak zycie
No cóż, mając endo przeżyłam kilka upadków i jedną kraksę samochodową, a po niej chyba delikatną migrację. I zaraz po niej ciążę. To wszystko na sprzęcie kiepskiej jakości; panewka nie była wkręcana, inley polietylenowy. Jedna z tych wywrotek (chyba najpoważniejsza) miała miejsce pół roku przed odklejeniem się tegoż sprzętu, ale miałam już go wtedy 15 lat (na tyle był przewidziany) i potężne zmiany w miednicy od kleju, na który była przyklejona panewka i od metalu, z którego była zrobiona. Przez te 15 lat prowadziłam normalny tryb życia, pracowałam, a w moim zwodzie nie da się siedzieć za biurkiem. Wracając do Foresta, życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, co Ci się trafi. A gdy ma się endo szczególnie. Nie zachęcam nikogo do brawury, ale też i nie ma co na zapas przerażać się polskimi statystykami.
Kika, bardzo się cieszę, że wszystko się udało, że możesz żyć bez bólu, bo naprawdę wyjątkowo dużo przeszłaś. Ja swoją pierwszą endo dostałam w wieku 24 lat, ale operacja się nie powiodła. Teraz mam trzecią. Ty masz pewnie endo świetnej jakości, więc życie przed Toba!
Do późnej nocy wczoraj przeglądałam forum, ze łzami w oczach czytałam historie innych forumowiczów i stwierdziłam, że powinnam to zrobić przed opisaniem swojej historii...
Wyskoczyłam z własnym happy endem, podczas gdy czytając Wasze posty widzę tylko ból i rozczarowanie... Byłam przekonana, że znajdę tutaj więcej osób, które podobnie jak ja mogą się cieszyć zdrowiem po wymianie biodra, ale okazuje się być inaczej...
Nie wiem co powiedzieć... głupio mi teraz dzielić się pozytywnymi wrażeniami i mówić, jak jest cudnie, kiedy inni nadal cierpią...
Status: Endo x 1
Wiek: 53 Doczya: 01 Lip 2009 Posty: 677 Skd: Kraków
Wysany: Czw 03 Gru, 2009
Kika, ależ my sie bardzo cieszymy, ze do nas dolaczylas i ze u Ciebie wszystko fajnie dziala. Ja sie nie wymeczylam w dziecinstwie tak jak Ty, problemy przyszly pozniej.. Kazdy ma inna historie. Cieszymy sie, ze Twoja historia ma happy end i ze Twoja epopeja biodrowa dobiegła konca. To daje nadzieje, ze kiedys zle rzeczy sie koncza wiec i u nas tak bedzie Wiec pisz o sobie i niech Ci nie bedzie glupio..
_________________ - Kapitanie! Jesteśmy otoczeni!
- Świetnie. To znaczy, że możemy atakować we wszystkich kierunkach!
Uwazam, ze mowienie o tym ile u kogo co wytrzyma to jakis temat zastepczy, zeby nie mowic o rehabilitacji, komplikacjach czy seksie "po".. Dlatego zapewniam Cie, ze rownie dobrze mozesz 10 razy spasc z motoru na lewo i nic sobie nie zrobic jak i zle stanac na krawezniku i sie uszkodzic
Zgadzam się z Duską! - niestety lekarze często robią takie uniki, żeby uniknąć niewygodnych rozmów...
Kiko - nie jesteśmy wszyscy smutni i zbolali, choć wiele postów jest naznaczonych cierpieniem. To bardzo dobrze, że Ty postanowiłaś opisać swoją historię tą właśnie szcześliwym zakończeniem - bardzo wiele osób czytając to będzie mogło uwierzyć, że można życ normalnie po operacji !
Twoja historia jest bardzo potrzebna i będzie dodawać otuchy wielu osobom. Będzie pomagać tym, którzy tracą nadzieję.
Inni cierpią to fakt - ale Twoja historia jest dowodem, że cierpienie może mieć swój kres ! , że wszystko może się ułożyć !
Naprawdę bardzo się cieszę z tego, że napisałaś to wszystko - potrzebujemy historii, które dobrze się kończą, które pomogą innym chorym nabrać wiary w siebie !
Nie tylko Twoja historia dobrze się kończy, jest takich osób więcej ( np. ja - dz.osteotomia ) ale nie każdy czuje się na siłach opisać doświadczenia, niektórzy uważają że to osobista sprawa, nie umieją się otworzyć. Nie miej sobie za złe, że napisałaś jak jest - to bardzo cenny post i niezwykle potrzebny.
Jesteś osobą wnoszącą bardzo dużo pozytywnej energi, która jest tu bardzo potrzebna! Mam nadzieję, że Twoich postów będzie więcej !
Może dodasz coś o kwestii rehabilitacji w Twoim przypadku? Tu w Twojej historii i lub w dz.kącik rehabilitacji?
Naprawdę cieszę się, że jesteś z nami na Forum
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Do późnej nocy wczoraj przeglądałam forum, ze łzami w oczach czytałam historie innych forumowiczów i stwierdziłam, że powinnam to zrobić przed opisaniem swojej historii...
Wyskoczyłam z własnym happy endem, podczas gdy czytając Wasze posty widzę tylko ból i rozczarowanie... Byłam przekonana, że znajdę tutaj więcej osób, które podobnie jak ja mogą się cieszyć zdrowiem po wymianie biodra, ale okazuje się być inaczej...
Nie wiem co powiedzieć... głupio mi teraz dzielić się pozytywnymi wrażeniami i mówić, jak jest cudnie, kiedy inni nadal cierpią...
Dziękuję Ci bo teraz wiem że bywają happy endy. A teraz stąpam po cienkim lodzie wiec słowa , że może się udać, że może być ok, bardzo się przydały
Do późnej nocy wczoraj przeglądałam forum, ze łzami w oczach czytałam historie innych forumowiczów i stwierdziłam, że powinnam to zrobić przed opisaniem swojej historii...
Wyskoczyłam z własnym happy endem, podczas gdy czytając Wasze posty widzę tylko ból i rozczarowanie.....
Kika bardzo fajnie, że opisałaś swój happy end – z pewnością jest cała masa bioderkowiczów, którzy po udanej operacji na całe lata a może i dziesiątki lat – oby takich było jak najwięcej – zapomniały o bólu i żyją normalnie. Nie dziw się, że na forum jest sporo osób z komplikacjami – takie osoby po prostu potrzebują wsparcia i szukają rozwiązań dla siebie. Cenne jest, jak Ci co im się udało, nie zapominają o tych nadal cierpiących i czasem ku pokrzepieniu serc się do nas odzywają. – dodaje to otuchy .
zozo, masz rację dużo jest bioderek zakończonych happy endem, ja też do nich należę. Jestem 14 m-c po operacji i jestem szczęśliwa, jestem szczęśliwa,że mogę normalnie chodzić bez bólu, a że trochę dokucza, właśnie trochę a nie boli.
Jesteście wspaniali, pomału dołączam do Was. Obiecuję, że opiszę swoją historię, tylko ciągle brak mi jakoś natchnienia. Mikołaj obiecał mi przynieść laptopa i wtedy będę mogła dłużej i swobodniej z Wami popisać .
Widzę, że na tym forum mało jest bioderek po 60, bo chyba w tym wieku mniej ludzi korzysta z internetu, a właśnie w tym wieku jest najwięcej wymienianych bioderek zużytych z wiekiem.
Status: Endo x 1
Doczy: 05 Gru 2009 Posty: 82 Skd: Warszawa
Wysany: Nie 06 Gru, 2009
Sorbi napisa/a:
do 20 lat nie oznacza 20 lat ani 15, czy 10. mi lekarz na ostatniej kontroli krzyknął 5-7 lat przy moim stylu życia, albo do pierwszego upadku na lewą stronę
teraz to mnie rozwaliles
a historia autorki ciekawa. jak czlowiek czyta takie rzeczy to mowi sobie nie jestem sam
RADEK(hunter), nie sugeruj się tym Endo nie ma min i max trwałości Nie dostaje się gwarancji od lekarza Jednemu służy więcej, a drugiemu mniej Nie panikujmy, lecz podchodźmy z rozwagą
Status: Endo x 1
Wiek: 52 Doczya: 13 Pa 2009 Posty: 210
Wysany: Sro 09 Gru, 2009
Kika....jesteśmy z jednego regionu, w mniej więcej podobnym wieku (tu sobie schlebiam ). Być może nawet miałyśmy tych samych lekarzy. Możliwe:-)))
Losy też podobne....mój bardziej związany z kręgosłupem, ale podobny; też podwyższony przez byle szewca obcas (co z tego, że mama kupiła mi możliwie piękne sandałki, jak ktoś doklejał do jednego 2 cm gumy i dzieciary pytały się, co to jest). Ja zawsze (prawie) miałam jakiś gorset- koszmarem był taki, który nosiłam w czasie późnej podstawówki, a którego metalowa, ogromna obręcz, wystawała ponad golf. Nawet kierowcy autobusów PKS wyłazili z tych swoich miejsc, żeby w dobie kolejek mnie przepuścić przed pchającym się tłumem. Obciach, jak sto bandytów!! Też przez pewien czas uczyłam się w domu. Ja to sobie myślę nawet, że musiałam być kujonką, bo całą jedną klasę skończyłam na klęcząco (prawie rok miałam gips od szyi do ud). Tak mi było najwygodniej. Nawiązując do tego co piszesz, nikt nigdy nie nazwał mnie "kaleką". Kiedyś, w liceum, pojawiło się określenie "konik garbusek", ale od faceta, który chwilę pozniej poprosił mnie o tzw. "chodzenie" Ja chwilę poźniej przeszłam kilka operacji usunięcia garbów żebrowych, ale piętno, jakie sama sobie tworzyłam przez naście lat- dało się we znaki. Długo było ok, ja nawet tak myślałam.....kilka miesięcy po ślubie ból nogi (który wcześniej był z gatunku "Boli, to żyję") przekształcił się w ból typu "zapłacę każdą kasę, żeby ktoś mi wyrwał tego gnata". A i tak dziś myślę,że nie był nawet porównywalny do bólu, jaki mają niektórzy użytkownicy tego forum. Wtedy miałam moralniaka, że może coś przed ślubem ukryłam. Moj mąż okazał się lekiem na całe zło. Dziś mam endo i tragedii w tym nie widzę (być może brew temu, co pisałam w swoim wątku o komplikacjach).Musi być dobrze