Nie cierpię czekania a muszę czekać- stale zmieniają mi termin... Pierwszy wyznaczono na 1.06 (niezły upominek na dzień dziecka ) i wysłano mi zaproszonko na badania a tam ZONK! Zmiana terminu na szybszy (dzisiejszy, jutrzejszy hihi) Już się nastawiłam psychicznie a tu dzwonią, że znowu zmiana na okolice 7.06 Nie marudzę zbytnio bo choć mi się śpieszy to się nie śpieszy hihi Czekają na endo krótkotrzpieniowe, jakieś wypasione ponoć i ja się na nie załapię bo- jak to powiedział pan ordynator- na moje szczęście jestem w tak złym stanie, że trzeba mnie ratować... Dziwne... Cieszyć się, że jest się w stanie gorszym niż leciwy, miły pan który ma czekać na swoje endo jeszcze dwa lata... No i tak sobie czekam cierpliwie i niecierpliwie, pełna obaw i nadziei, smutku i radości... Trzymajcie kciuki
_________________ Wiara góry przenosi... mnie mogłaby czasem znieść po schodach... hihi
Ostatnio zmieniony przez kinga Czw 21 Lip, 2011, w caoci zmieniany 1 raz
Byłam właśnie w pokoiku mojego synka, patrzyłam jak śpi i ryczę teraz... Już niedługo się z nim rozstanę i pojadę do szpitala Smutno mi okropnie bo wiem jak bedę tęskniła i wiem jaki to mamincycuś, przytulaczek... A gdy już wrócę to jak ja mu wytłumaczę, że mama go nie może wziąść na ręce i przyulić... On ma dopiero 2,5 roczku... Po ostatnim pobycie w szpitalu (niecaly rok temu) nawet siusiać chodziłam z synkiem przy boku a jak stracil mnie z oczu to kontrolnie wołał "mama" jakby bał się czy znowu nie zniknełam... Czy któraś z Was też przez to przeszła? Jak Wam się to udało?
Mam doła okropnego
_________________ Wiara góry przenosi... mnie mogłaby czasem znieść po schodach... hihi
Dzień dobry:)
Myślę, że rozstanie z dzieckiem na czas leczenia nie jest łatwym przeżyciem. Emocje żalu, smutku, a nawet złości muszą znaleźć upust więc dobrze jest pozwolić sobie na przeżywanie tego rodzaju uczuć. Jeśli matka cierpi kiedy opuszcza dziecko często "projektuje" swoje własne uczucia myśląc, że dziecko tak właśnie będzie czuło, jak ona teraz, a tak nie jest. Dziecko zdaje sobie sprawę, że rodzica nie ma, ale nie ma poczucia czasu.
Jeśli dziecko zostaje pod opieką, ma możliwość przytulenia się do kogoś wtedy kiedy będzie czuło taką potrzebę, jeśli opieka jest wystarczająca to dzieci bez uszczerbku na psychice przechodzą takie rozstania. Gorzej znoszą je mamy:( niestety
Pozdrawiam ciepło:)
_________________ " cierpienie może być przetworzone
nie tylko w sztukę ale i w życie"
Francine Shapiro
Amalka, nie rozstajesz się z synkiem na kilka miesięcy, tylko na tydzień. Teraz nie trzymają pacjentów długo. Na 2-3-cią dobę po operacji będziesz już pionizowana. Zaczniesz chodzić o kulach i będzie dobrze. Nie będzie tak tragicznie, jak przewidujesz. Będziesz sobie siedzieć na łóżku i spokojnie będziesz mogła synka przytulić. Dzieci więcej rozumieją niż nam się wydaje . Jakbyś zachorowała na grypę też zapewne izolowałbyś się od dziecka na parę dni .
Amalka, to co pisze AGrodzka to jedna wieeelka prawda Dzieci, właśnie przez brak poczucia czasu, nie przeżywają tego jak mamusie. Operacja szybko minie i będziesz miała dużo czasu na bycie z dzieckiem. Moja córka była większa, gdy mnie operowano i pomimo, że jest bardzo ze mną zżyta, bo ma tylko mnie, to myślę, że nie zadawała sobie sprawy z tego co to operacja. Płacz też czasem jest dobry. Mnie osobiście bardzo pomaga, rozładowuje moje napięcie. Potem czuję się spokojna
Pasiflora, mają brak poczucia czasu, ale do dzisiaj wielokrotnie moja mama mi opowiada, jak musiała zmienić mi klimat - takie było zalecenie lekarza, strasznie często chorowałam na anginę. Rodzice wywieźli mnie a miałam 2 lata i 3 miesiące, na 2 miesiące na wieś do rodziny i po tych 2 miesiącach nie poznałam mamy - był to dla niej szok.
W przypadku operacji nie ma takiej opcji - tydzień szybko zleci .
Status: Endo x 1
Wiek: 47 Doczya: 28 Pa 2009 Posty: 505 Skd: Athlone-Ireland
Wysany: Pon 31 Maj, 2010
Amalko serce ściska jak piszesz o dziecku hmm ja dziecka jeszcze nie mam ale potrafię wyobrazić sobie ten żal.
Też mi zmieniają termin i czekam.Niestety. Skupiam myśli na tym co mnie czeka jak już będzie po operacji,będę żyć bez bólu i strachu. Poradzisz sobie to kilka miesięcy i myślę że nijak się to ma względem całego życia.
Siły wytrwałości i cierpliwości życzę
_________________ Nigdy nie jest równie daleko od celu,
jak wtedy, gdy nie wiesz,
dokąd zmierzasz.
Dziękuję... Wiem, o Twoich/ Waszych kłopotach z terminem Przykro mi strasznie...
Do mnie dziś zadzwonil, że wreszcie ustalono termin!!! 8.06!!! Rozpłakałam się normalnie Ciekawe co pomyślała kobitka, która do mnie dzwoniła gdy jej "chlipalam" ze szczęścia w słuchawkę... Radość miesza się niestety ze smutkiem...
Jak już pisałam w innym poście- pobyt w Ustroniu po przebytym endo trwa 10 dni.
_________________ Wiara góry przenosi... mnie mogłaby czasem znieść po schodach... hihi
Do mnie dziś zadzwonil, że wreszcie ustalono termin!!! 8.06!!! Rozpłakałam się normalnie
amalka, gratulacje! Jak sama wiesz, nie łatwo jest dostać szybki termin. Te 10 dni szybko zleci i znów będziesz ze swoimi bliskimi, a zwłaszcza z synkiem. Trzymam kciuki za Twoją operację.
_________________ Twoja siła będzie na miarę twoich pragnień.
Wysany: Pon 31 Maj, 2010 [PYTANIE] Operacja w świadomości brrrr
Przyznam się, że gdy pierwszy raz usłyszałam o operacji w świadomości - ciarki mi przeszły po całym ciele... Do tej pory jakoś ciężko jest mi wyobrazić sobie co będę czuła słysząc wiercenie, odsączanie, łupanie i inne dźwięki które do mnie dotrą zza parawanu. Ło mamutku! To musi być dziwne... W sumie mogę słuchać, byle nie usłyszeć czegoś w stylu "nie mogę powstrzymać krwawienia" Z tego co wiem, to operacje wykonywane są też w znieczuleniu ogólnym (i chyba bym tak wolała) A jak było u Was? Jak się czuje człowiek gdy słyszy te odgłosy z "frontu"? Czy to nie przeraża? Co wtedy czuliście? Przepraszam za takie głupie pytanie ale dużo o tym myślę... Zwłaszcza po tym jak wykonaam tę operację wirtualną Z góry dziękuję za odpowiedzi.
_________________ Wiara góry przenosi... mnie mogłaby czasem znieść po schodach... hihi
amalka, nie jest tak źle, zawsze można poprosić o jakąś dokładkę na sen, ja tak miałam i w rezultacie w półświadomości słyszałam jakieś wiercenia, stukania a to wszysto było jakby się działo obok mnie. Do tej pory nie pamiętam szczegułów operacji bo i po co
_________________ Z zamartwianiem się lepiej poczekać. Może okazać się, że wcale nie jest potrzebne.
retman [Usunity]
Wysany: Pon 31 Maj, 2010
amalka, ...siemka,spokojnie,nic się nie martw,to w tej chwili rutynowe zabiegi jeśli chodzi o wszczepienie endo ,tak jak samochód,na kanał i wymiana części ,jeżeli wszystko jest ok,to 1,5godz.i jesteś z powrotem na odziale.Raczej znieczulenie od pasa w doł,miej obciąża organizm i łatwiej się dochodzi do siebie,zresztą nie masz na to wpływu i takie zapewne będziesz miała,powiem Ci tak ja podczas zabiegu rozmawiałem z anastezjologiem ,jesli chodzi o odgłosy,to praktycznie nic do Ciebie nie będzie dochodzić,pomimo,że będziesz przytomna i świadoma,to będziesz na lekkim haju ,tak to bym nazwał,gdyż przed zabiegiem dostaniesz małą pigułkę ,będziesz chwilowo przysypiać i nim się obejrzysz już będziesz jechać na salę,zdeponuj sobie przed zabiegiem dwie jednostki krwi własnej,bo po kilku godzinach, jest spadek ciśnienia i ogólnie poczujesz się słabo,więc radzę mieć krew, poza tym,przynajmniej tak było u mnie, kto mniał przygotowaną krew,to szybciej szedł na zabieg,inni czekali,kochani...przed zabiegiem...lewatywka ,ale to nic strasznego,wystarczy słuchać salowej,
jeżeli masz jakieś pytania,chętnie odpowiem,
acha,jeśli chodzi o ubytek krwi,to nie jest duży,gdyż mięśnie nie są cięte,a jedynie rozciągane za pomocą specjalnych haków,w taki sposób robią dostęp do stawu
retman, Mijka ślicznie dziękuję za odpowiedzi. Pocieszyliście mnie i uspokoiliście. Dziękuję Co do krwi- nie mam szans na autotransfuzję bo mam mało krwi Pytałam... Pani anestezjolog mi bardzo dokładnie wyjaśniła wszelkie procedury (choć o tej małej, magicznej tabletce nie wspomniała) i zapewniała, iż przetaczanie krwi z banku jest już teraz bezpieczne... Mam nadzieję...
_________________ Wiara góry przenosi... mnie mogłaby czasem znieść po schodach... hihi