Nie sądziłam, że to napiszę w tym roku.
Tydzień temu mąż zabrał mnie na wekend w Bieszczady Wysokie, gdzie jeszcze nie byłam tylko widziałam górki znad zalewy Solińskiego przed operacją. Taka spontaniczna wyprawa, pogoda deszczowa, mglista ale bardzo ochoczo zgodziłam się na taką niespodziankę.
Zatrzymaliśmy się w malutkiej miejscowości Przysłup i zaraz wybraliśmy się na Połoniną Wetlińską. Po deszczowych dniach było mglisto, ślisko ale choć po sezonie to było trochę turystów. Przyznam, że gdy zobaczyłam drogę stromą kamienistą i gliniasto-śliską ogarnął mnie strach, czy napewno taka wyprawa nie będzie mieć fatalnych skutków. Takiej drogi nie widziałam, nie chodziłam będąc zdrową a tu czekał mnie niezły kawałek marszu-pomyślałam, że to będzie sprawdzian dla bioder i ogólnej kondycji.
Cudowne widoki, las we mgle wyglądał jak "nie z tej ziemi". Droga trudna, powietrze inne. Po prostu jak dla mnie cudownie, choć szybko poczułam brak tchu i zmęczenie. W połowie drogi poczułam że jakby organizm się dostrajał do równego marszu, że mniej się męczę. BOLAŁY ZWYCZAJNIE NOGI! Obie pospolicie, jednakowo!
Choć mgła ograniczała widoczność to przez chwilę ustąpiła, aby ukazać piękno miejsca.Nie widziałam wszystkiego z uwagi na widoczność, oglądałam krajobrazy spowite mgłą ale dla mnie najważniejsze było że tam weszłam, bez bólu, jak inni...to było coś wielkiego dla mnie, jakbym dostała wspaniałą nagrodę Wracałam do domu na drugi dzień z zmęczonymi nogami, ale bez bólu biodra.
Na powrót poprawiła się pogoda, wyszłam nawet na punkt widokowy w Cisnej na górze Hon
Szkoda, że tak krótko mogłam podziwiać widoki i ciszę Bieszczad, nie zdążyłam się nacieszyć, bo trzeba było wracać do pracy, codzienności...
Zakochałam się na zabój w tamtych stronach i już wiem że będę tam wracać.
Cóż mogę powiedzieć więcej? po takiej wycieczce spodziewałam się wszystkiego, minął tydzień i nic się nie działo, żadnego pogorszenia, jedynie nogi odpoczęły a reszta ciała czuła się cudownie Niemożliwe stało się możliwe !
Tu mogę tylko niziutko chylić czoła przed ręką Profesora, wiedzą fizjoterapeuty i cierpliością rehabilitantki...
Teraz mam nowe nieśmiałe marzenie - kolejnym wyzwaniem będzie Tarnica
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Aga gratulacje
ale Ci zazdroszczę,ale mam nadzieję,że ja też tego dokonam lubię góry-to powietrze,widoki,to cudowne zmęczenie...
teraz pewnie będziesz nie raz korzystać z tych cudnych widoków
życzę samych miłych, niezapomnianych wrażeń
_________________ Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie...
No właśnie...napisałam o tym na Forum, bo kiedyś było wiele chwil że takie rzeczy wydawały mi się już niemożliwe i poza moim zasięgiem. Niby rozumiałam, że będę może musiała wybrać sobie inne marzenia do realnego spełnienia, ale gdzieś w duchu nie do końca traciłam nadzieję.
A już najtrudniej było podczas mozołu codziennej rehabilitacji, która wydawała się nie mieć końca. Wtedy marzyłam tylko o tym, żeby zwyczajnie chodzić bez bólu i kul. I gdzieś tam sobie myślałam, że może kiedyś gdzieś będę mogła pójść - tam gdzie inni mogą bez trudu być.
Wtedy to było odległe jak wycieczka na inną planetę, ale minęło trochę czasu i okazało się to możliwe, wprost naturalne.
Tym bardziej odczułam, jak ważny był czas leczenia, trud rehabilitacji i że warto było walczyć o sprawność aby jeszcze trochę coś zaczepnąć z życia, ze świata.
Jestem świadoma, że muszę uważać, dbać o biodro - ale od czasu do czasu pewnie zafunduję mu jakiś "ostrożny sprawdzian możliwości" Nigdzie nie jest napisane że taki dobry stan będzie trwał wiecznie, więc póki mogę to korzystam z swojej szansy i bardziej niż kiedyś doceniam te chwile szczęścia w szarej codzienności.
Mam nadzieję, że mój wpis doda innym otuchy, że nie wszystko co najlepsze jest już nieosiągalne. Że wcale nie jest tak, że po operacji już nic nie da się zrealizować.
Chodzi o to, żeby próbować wrócić do zdrowia ile sił i wierzyć, że jeszcze pewne marzenia mają szansę się spełnić.
A ja bardzo mocno wierzę, że wielu Forumowiczów zrealizuje jeszcze jakieś swoje cele, marzenia małe bądź duże i tu nam o nich napisze swoim wpisem dodając innym sił w trudnych etapach leczenia.
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Status: Endo x 1
Wiek: 38 Doczy: 27 Sie 2011 Posty: 8 Skd: Przystajń
Wysany: Sob 27 Sie, 2011
Pozwolę zabawić się w archeologa i odkopać roczny temat
Leżąc w szpitalu miałem trzy marzenia:
1) Zobaczyć co jest za oknem.
2) Zdobyć kobietę która mi się podobała
3) Objechać motocyklem Polskę dookoła.
Ad 1) Za oknem był dach pomieszczeń gospodarczych czyli żaden interesujący widok.
Ad 2) Kobieta dawno już jest z innym
Ad 3) Pieniądze na motocykl czekają, trasa zaplanowana będę potrzebował koło 2 tygodni zostawię telefon, problemy spakuję się i ruszę tylko lekarz musi naprawić biodro i wydać pozwolenie na obciążenie około 300kg.
Jak śpiewał Marek Piekarczyk z nieśmiertelnej grupy TSA
Wierzyłem w coś, bez tego ciężko żyć
Marzyłem też - wolno było marzyć
Nie chciałem być takim jak ci ludzie
Co tylko biorą nie dając nic
Odświeżam zapomniany dawno temat
Jakiś czas temu pisząc post w tym temacie marzyłam o Tarnicy...
Od tamtego czasu mogę napisać że udało mi się o niebo więcej, więcej niż mogłam pomarzyć, nie tylko wyjść na Tarnicę (ogłaszałam to w mojej historii), ale i kilka razy byłam na trochę w Bieszczadach, Połoniny schodzone, długie szlaki zaliczone w upały i jesienią, Halicz i Bukowe Berdo na zawsze pozostaną w mojej pamięci, jak i upiorna doga na Rawki i jeszcze nie raz pojadę wędrować po bieszczadzkich szlakach dopóki będę mieć siłę i zdrowie. Ten rok na koniec czerwca przyniósł mi "operację-niespodziankę"-1,5 miesiąca po operacji na "kobiece sprawy' zaliczyłam Pieniny bez żadnej taryfy ulgowej, tam też chciałabym wrócić bo kilka dni to za mało aby nacieszyć się tamtymi stronami. Nie powiem, pracuję dużo nad kondycją i dużo ćwiczę ale zawsze jest jakaś niepewność wychodząc w teren i pytanie czy podołam, ale jak dotychczas to "po wszystkim" mnie zadowala
Teraz jeszcze jestem na długim etapie walki z powięzią po tym zabiegu, ćwiczę pilnie mając w głowie kolejny cel, nie tylko wrócić znów wędrować w Bieszczadach, ale zmierzyć się z czymś o czym nie śmiałam myśleć jeszcze niedawno i gdzie nigdy nie byłam a zawsze chciałam być. Po uporaniu się doszczętnym z powięziową sprawą mój terapeuta będzie miał zadanie pomóc mi przygotować się abym jak najbezpieczniej mogła pojechać w Tatry w nowym 2012 roku i tam trochę pochodzić po górach, po części to już zaczyna mnie przygotowywać. Jako że mam lęk wysokości i urwiska mnie paraliżują to nie wybiorę się na Rysy, ale jest tyle łatwiejszych szczytów że znajdę coś dla siebie, właściwie już z mężem znależliśmy czytając mapy i buszując w necie, będą to Czerwone Wierchy i trochę pięknych dolin, może kiedyś coś trudniejszego o ile okaże się że będę w stanie z tym sobie poradzić.
Mam nadzieję, że uda mi się spełnić moje plany, nie chcę ich odkładać na kiedyś bo kiedyś może się odwlec w nieskończoność, a piękne wspomnienia jeśli je będę mieć pomogą mi kiedyś powiedzieć na starość że "niczego nie żałuję, bo wykorzystałam ile mogłam swój czas"-dążenie do tego celu między innymi celu jest moją silną motywacją w ćwiczeniach.
Moje marzenia wiążą się z ruchem bo kocham ruch i aktywność,kontakt z naturą, potrzebuję tego jak ryba wody więc na ile mogę chcę dotrzymać kroku mężowi, choć w moim przypadku okupione jest to bardziej mozolnym przygotowaniem.
Może ktoś jeszcze podzieli się jakimś swoim osiągniętym marzeniem będąc po wszystkim?
Napewno Wam też coś się udało, co wydawało się przed operacją nieosiąganą "gwiazdką z nieba", a jeśli nawet nie to napewno macie swoje marzenia które czekają na realizację Bo przecież bez marzeń i celów trudno jest iść "bioderkową drogą"
Kto następny odświeża temat?
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Status: Endo x 1
Wiek: 50 Doczya: 20 Sie 2011 Posty: 151 Skd: GDYNIA
Wysany: Czw 29 Gru, 2011
Rozważania ostatnio są mi bardzo bliskie,od sierpniowej operacji,przeżyłam wspaniałe 2 tyg po rehabilitacji kiedy bez bólu i z radością buszowałam z córkami po sklepach a potem realizując się jako Pani domu sprzątałam najgorsze zakamarki naszego domku,wszystko z uśmiechem na ustach i radością że nie boli.Póżniej rozpacz,żal,i ciągłe pytanie dlaczego,dlaczego Ja,tyle sie naczytałam o wywichnięciach ale nie wierzyłam że przytrafi się to mnie teraz po rewizji mam marzenie jedno ŻYĆ BEZ STRACHU Z WIARĄ ŻE MNIE NAPRAWILI,cieszyć się każdą chwilą a w czerwcu zatanczyć na ślubie szwagra!!! Tego sobie życzę.
_________________ "Cierpliwość jest kluczem do szczęścia"
Muszę Wam się pochwalić moim spostrzeżeniem:
Mianowicie, bardzo lubię chodzić w rytm muzyki. Wychodzi równo ja się bardziej staram, no i jakoś tak lżej się idzie. Wiem że fizjoterapeuci popierają chodzenie w rytmie np metronomu, więc praktycznie robię coś wg ich "zasad"
Tak więc mp3 na uszy i maszerujemy równiutko
Lada chwila taniec będzie dla Ciebie formą rehabilitacji
Np.taniec brzucha ma świetny wpływ na kręgosłup, na m.brzucha i kontrolę miednicy, że nie wspomnę o korzyści dla figury o czym można wyczytać w necie Od niedawna mam zaleconą naukę tego tańca jako dodatkową formę aktywności wspierającą rehabilitację, niestety u mnie nie ma takiej nauki żeby pójść gdzieś i nauczą więc uczę się sama z netu przed lustrem Nigdy tańczyć nie bardzo lubiłam i nie bardzo umiałam a tu okazuje się że dla dobra zdrowia można się rozwinąć i czegoś całkiem nowego się nauczyć. Zaczynam to lubić i coś zaczyna wychodzić, a łatwo nie jest żeby było prawidłowo, więc mam nowe wyzwanie. Terapeutycznie widać już na pracy miednicy, że jest to dodatkowe wsparcie rehabilitacji w moim przypadku i trafiony pomysł, a przy okazji taki relaks psychiczny.
Może Ty też niedługo dostaniesz podobne zalecenie, które będzie formą rozrywki korzystnej dla zdrowia?
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Komu udało się spełnić marzenia z tej "kategorii"?
Ja i Gobla marzyłyśmy o jednodniowym pobycie nad Morskim Okiem.
Miało być rok temu. Niby ja jestem "po", ale choć to prawie rok, to jakby nie do końca nadaję się na dojście do schroniska. Chyba musimy przesunąć to marzenie na kolejne wakacje...
_________________ Twoja siła będzie na miarę twoich pragnień.
Ja dotarłam nad "Morskie Oko" dwa lata temu. To mój najdłuzszy spacerek po wstawieniu dwóch endo. Było ciężko, ale dałam radę. - czyli to było po trzech latach od wstawienia drugiej endo (tej zwichniętej)
Grażynko, czy Ty przeszłaś ten szlak o kulach? Ja 20 lat temu poleciałam z jedną (nikt wtedy nie zalecał chodzenia o dwóch). Było to 9 miesięcy po pierwszej, źle wstawionej endo. Wróciłam wozem, czego nie chciałabym więcej robić. Miałam wielką satysfakcję z pokonania tych kilku kilometrów na nogach! A że kolano bolało i bez wyprawy nad Morskie Oko, więc nic sobie z tego nie robiłam.
Gobla, dzięki Ci za to, że poczekasz, ale obawiam się, że to może potrwać. Chwilami wątpię, czy kiedykolwiek ten moment nadejdzie. Cóż, najwyżej pomaszeruję w Twoim miłym towarzystwie i z dwiema kulami.
_________________ Twoja siła będzie na miarę twoich pragnień.