Forum Bioderko Strona Gwna


 
   
 
Poprzedni temat «» Nastpny temat
Autor Wiadomo
Przegląd interesującej prasy
Papuga99 

Popularus Bioderkus



Status: Inne operacje
Wiek: 57
Doczy: 26 Lut 2010
Posty: 35
Skd: Pruszków
Wysany: Pi 01 Pa, 2010   Kolejki do lekarza rozładuje Unia?

Nowe dyrektywy unijne,jeśli wejdą w życie powinny poprawić dostęp do leczenia i skrócić kolejki.
Czy tak się stanie?Czas pokaże.
Zapraszam do lektury artykułu:

http://wyborcza.pl/1,7524...duje_Unia_.html
 
     
drupinka 

Maximus Bioderkus




Status: Endo x 1
Wiek: 66
Doczya: 19 Sie 2009
Posty: 420
Skd: Górny Śląsk
Wysany: Sob 02 Pa, 2010   

JEDZMY BROKUŁY!
Brokuły mogą chronić stawy
http://wyborcza.pl/1,7547...onic_stawy.html

Składnik brokułów o nazwie sulforafan hamuje enzym, który przyczynia się do rozwoju zwyrodnienia stawów - wskazują wyniki brytyjskich badań, o których informuje serwis internetowy EurekAlert.
Ze wstępnych badań zespołu z Uniwersytetu Wschodniej Anglii wynika, że składnik brokułów - sulforafan - blokuje jeden z enzymów degradujących chrząstkę stawów. Sulforafan jest obecny w warzywach z rodziny krzyżowych, takich jak kapusta, kalafior, a zwłaszcza brokuły.

Jedzenie brokułów podnosi jego stężenie we krwi, ale naukowcy nie wiedzą, czy dociera on do stawów w wystarczających ilościach, by dawać efekt terapeutyczny. Obecnie naukowcy rozpoczynają badania, które pomogą ocenić, czy związek ten rzeczywiście może zapobiegać lub spowalniać rozwój zwyrodnienia stawów.
Jak komentuje prowadzący badania prof. Ian Clark, wobec starzenia się społeczeństw potrzebne są nowe strategie walki z chorobami podeszłego wieku, które przyczynią się do poprawy jakości życia pacjentów, a także zmniejszą ekonomiczne obciążenia związane z przewlekłymi schorzeniami.
Oprócz badań nad sulforafanem, naukowcy planują też sprawdzenie wpływu innych składników diety na ryzyko zwyrodnienia stawów. Chodzi m.in. o disiarczek diallilu obecny w dużych ilościach w czosnku.
 
     
Papuga99 

Popularus Bioderkus



Status: Inne operacje
Wiek: 57
Doczy: 26 Lut 2010
Posty: 35
Skd: Pruszków
Wysany: Sob 02 Pa, 2010   

Ciekawy artykuł o organizacjach pozarządowych i fundacji zajmujących się ochroną i promocją zdrowia .

http://www.rynekzdrowia.p...02069,14,0.html

EDIT 03.10.2010

Od dawna wiadomo, iż nieodpowiednia dieta ma bardzo duży wpływ na powstawanie nowotworów, szczególnie układu pokarmowego. Serwis internetowy "EurekAlert" informuje, iż gotowanie brokułów i innych spokrewnionych z nimi warzyw znacznie obniża ich własności przeciwrakowe.

Wiadomo, że w procesie przygotowywania potraw tracimy pewną część cennych związków zawartych w produktach wyjściowych. Przykładowo wiele witamin, rozkłada się pod wpływem wysokiej temperatury, innym substancjom z kolei szkodzi działanie światła, a część z nich wylewamy w trakcie odcedzania. Ale są również takie warzywa, np. pomidory, w których stężenie likopenu - związku przeciwnowotworowego, rośnie pod wpływem gotowania.

Brytyjscy naukowcy z Uniwersytetu Warwick prowadzili badania nad wpływem różnych procesów preparowania warzyw z rodziny krzyżowych, brokułów, kapusty, brukselki i kalafiora, na zawarte w nich związki przeciwrakowe - tzw. glukozynolany. Są one przekształcane w organizmie w przeciwnowotworowe isotiocyjany i związkom indolowym, dlatego dieta bogata w rośliny krzyżowe może obniżać ryzyko zachorowania na wiele nowotworów złośliwych szczególnie jelita grubego.

Warzywa testowane przez badaczy brytyjskich pochodziły z lokalnych sklepików i były transportowane do laboratorium w 30 minut po kupieniu. Następnie sprawdzano jak zmienia się w nich zawartość glukozynolanów pod wpływem gotowania, gotowania na parze, w kuchence mikrofalowej oraz smażenia w woku. Badania wykazały, że gotowanie miało bardzo niekorzystny wpływ na stężenie glukozynolanów we wszystkich badanych warzywach. Po 30 minutach gotowania ich zawartość spadała w brokułach aż o 77%, w brukselce - o 58%, w kalafiorze o 75%, a w kapuście - o 65%. Inne metody przyrządzania, w tym gotowanie na parze do 20 minut, w kuchence mikrofalowej do 3 minut i w oku do 5 minut, nie wpływały istotnie na zawartość tych cennych związków.

Przechowywanie warzyw przez 7 dni w lodówce (w 4-8 oC), bądź w temperaturze pokojowej również nie powodowało dużych strat. Natomiast trzymanie ich w niskich temperaturach, jak np. - 85 oC obniżało zawartość glukozynolanów nawet do 33%. Do strat dochodziło głównie w procesie rozmrażania. Z kolei drobne szatkowanie tych produktów prowadziło nawet do 75% strat. Glukozynolany i produkty ich rozkładu — izotiocyjaniany — są też odpowiedzialne za "ostry" smak i zapach warzyw kapustnych, najbardziej intensywny w przypadku takich gatunków, jak rzepa, rzodkiewka oraz rzeżucha ogrodowa.

Izotiocyjaniany wspomagają działanie systemów enzymatycznych, które neutralizują lub pomagają wydalić czynniki rakotwórcze. Szczególnie cenne właściwości przeciwrakowe przypisywane są glukorafaninie, która w największych ilościach występuje w brokułach, kapuście czerwonej i kalafiorze. Glukorafanina, w wyniku działania zawartego w świeżych warzywach enzymu o nazwie myrozynaza, ulega przekształceniu w sulforafan (flawonoid), który jest uznawany za jeden z najważniejszych naturalnie występujących związków antynowotworowych. Ostatnio odkryto nową pozytywną cechę sulforafanu - związek ten działa zabójczo na bakterie Helicobacter pylori, odpowiedzialne za powstawanie wrzodów i raka żołądka. Ponieważ procesy termiczne powodują częściową, a nawet całkowitą inaktywację myrozynazy, warzywa kapustne powinny być spożywane przede wszystkim w postaci surówek. Istnieje wiele innych flawonoidów o działaniu przeciwnowotworowym np.: kwas p-kumarowy, likopen i kwas chloragenowy, obecne w pomidorach.
Izotiocyjanian fenetylowy, odkryty w kapuście, powstrzymuje rozwój raka płuc.
Kwas elagowy, (truskawki, winogrona) neutralizuje czynniki rakotwórcze powodujące zwyrodnienie DNA w komórkach. Antyrakotwórcze działanie ma genisteina (ziarna soi).

Powinnyśmy jeść brokuły jak najczęściej, ponieważ sulforafanu jest po około dwóch godzinach wydalany z moczem z organizmu i nie może dłużej spełniać korzystnych właściwości. Dlatego warto dodawać brokuły do zup, sałatek i surówek, jako warzywa do mięs i makaronów, a w postaci kiełków jako zieleninę do twarożków i kanapek. Spożywanie dużych ilości brokułów ma korzystne właściwości również ze względu na dużą zawartość w nich witamin i minerałów m. in.: sodu, potasu, wapnia, żelaza, fosforu, chloru, karotenu oraz witamin: B1, B2, C; kwasów: nikotynowego, pantotenowego i foliowego. Niestety pomimo korzystnych właściwości brokułów, połowa ludności nie jest w stanie z nich korzystać.

Naukowiec Richard Mithen twierdzi, że gen GSTM1 umożliwia czerpanie korzyści z jedzenia tego warzywa. Gen ten zlokalizowany jest na chromosomie pierwszym (1p13.3). Połowa populacji nie posiada jednak tego genu. W wyniku jego braku, sulforafan jest po około dwóch godzinach wypłukiwany z organizm. Obecnie naukowcy pracują nad uzyskaniem wersji tzw. "super brokułów", która zwierałaby ponad 3 razy więcej ochronnych komponentów niż zwykłe brokuły. Jak wykazały badania jedzenie dużych ilości brokułów, lub spożywanie "super brokułów" może dać takie same efekty, jak u osób z genem GSTM1. W badaniach prowadzonych przez profesora Mithen’a brało udział 16 osób - z genem GSTM1 i bez tego genu. Z badań wynika, że u osób bez genu GSTM1 zawartość wydalanego z moczem sulforafanu była dużo wyższa, niż u osób posiadających ten gen.
 
     
Mijka 

Gigantus Bioderkus




Status: Endo x 1
Wiek: 74
Doczya: 21 Lis 2009
Posty: 763
Skd: W-M
Wysany: Sob 23 Pa, 2010   

Ruch to zdrowie
http://olsztyn.gazeta.pl/..._Otyloscia.html
_________________
Z zamartwianiem się lepiej poczekać. Może okazać się, że wcale nie jest potrzebne.
 
     
Bonia 

Gigantus Bioderkus




Status: Osteo. + Osteo. Ganza
Doczya: 30 Cze 2009
Posty: 1257
Skd: Wielkopolska
Wysany: Wto 26 Pa, 2010   

Dieta Dukana niebezpieczna dla zdrowia?

W pogoni za doskonałą sylwetką, chętnie decydujemy się na zastosowanie coraz to nowszych i przynajmniej w teorii - skutecznych diet. Nie bacząc na zdrowie,wyrzucamy z jadłospisu wiele produktów i ograniczamy spożycie kalorii do granic możliwości.


Przynajmniej co kilka miesięcy pojawiają się nowe doniesienia o kolejnej diecie cud, gwarantującej spadek wagi. Swoje pięć minut miała już dieta Kwaśniewskiego, hollywoodzka, tysiąca kalorii czy też kapuściana. Obecnie największym powodzeniem cieszy się dieta Dukana, Która podobno pozwala nie tylko szybko zrzucić zbędne kilogramy, ale również na długo zachować szczupłą sylwetkę nie tracąc przy tym zdrowia. Ile w tym prawdy? Co na ten temat sądzą specjaliści?


Dieta Dukana inaczej zwana proteinową polega na ograniczeniu spożywania tłuszczy i węglowodanów przy jednoczesnym zwiększeniu ilości jedzonych białek. Dieta składa się z kilku etapów. W pierwszej fazie,tzw uderzeniowej ( w trakcie jej trwania traci się najwięcej kilogramów) dozwolone jest spożywanie produktów wysokobiałkowych.

W kolejnych etapach stopniowo wprowadza się warzywa i owoce, a także ograniczoną ilość węglowodanów. W ostatniej czwartej fazie diety Dukana przechodzi się już do normalnego odżywiania,niemniej zalecane jest by przez jeden dzień w tygodniu,np w czwartek spożywać wyłącznie produkty białkowe.

Tymczasem dietetycy przestrzegają - dieta Dukana jest modna, ale nie można uznać ją za zdrową. - Nie jest prawidłowo zrównoważona, a to główny błąd w czasie procesu odchudzania, a także w codziennym odżywianiu - tłumaczy Paulina Kłodzińska dietetyk.
Zdaniem dietetyczki dieta oparta w większości na jednym składniku (w tym wypadku jest to białko) nie dostarcza naszemu organizmowi węglowodanów i nie zbędnych tłuszczy - Z dostępnej mi literatury wynika że ilość białka proponowana w czasie diety, może być wręcz toksyczna dla organizmu. Nadmiar mocznika, amoniaku i ciała ketonowe to główne produkty przemiany białek, które są dużym obciążeniem dla nerek - tłumaczy Paulina Kłodzińska.

Tymczasem dietetyk Elżbieta Duda - Gmurczyk w serwisie kobiecyporadnik.pl zwraca uwagę, że najczęściej popełnianym błędem przez osoby stosujące tę jest zbyt długie stosowanie pierwszej fazy. Takie postępowanie może przyczynić się do powstania niedoboru witamin i minerałów w organizmie, jak również zaszkodzić zdrowiu nerek i wątroby - tłumaczy Elżbieta Duda- Gmurczyk.

Dietetycy zgodnie przyznają że zdrowa dieta i zasady prawidłowego odżywiania są dużo mniej skomplikowane i nie niosą za sobą ryzyka pogorszenia stanu zdrowia.

Źródło WP



EDIT 27.10.2010

Dziecięce bioderka sprawne i bez wad

Na tę część ciała trzeba mieć oko już od pierwszych tygodni życia pociechy. Sprawdź, co zalecają lekarze.|

Chyba nic tak nie spędza snu z powiek świeżo upieczonym rodzicom, jak to że maluch może mieć schorzenie bioder mogące doprowadzić np, do zwichnięcia stawu. Tymczasem... mama i tata mogą zapobiegać problemom u kilkutygodniowego maluszka oraz później gdy dziecko podrośnie.

Ważne zalecenia dla rodziców noworodka

Codzienna pielęgnacja. Do rad lekarzy zastosujesz się łatwiej, niż sądzisz.Żadna z nich nie wymaga specjalnego przygotowania. Układaj dziecko jak najczęściej na brzuchu z szeroko rozłożonymi na boki nóżkami (tzw pozycja żaby). Noś malucha tak, by przodem był zwrócony do Ciebie ( a nie do otoczenia) a jego nóżki były ułożone tak że wspierają się na twoim biodrze- taka pozycja powoduje, że biodra dziecka są odpowiednio odchylone ( inaczej odwiedzone). Na noc nie zakładaj dziecku pampersów ( choć to takie wygodne...). Zamiast tego między nóżki malucha wkładaj dwie złożone zwykłe pieluchy tetrowe. Nie krępuj niczym nóżek malucha( np nie okręcaj kocykiem). Pozwól maluchowi na swobodne wymachiwanie nimi bo dzięki temu bioderka rozwijają się prawidłowo.

Badania kontrolne stosuj się w tym względzie do zaleceń pediatry. W przypadku noworodków wykonuje się usg bioder, u dzieci kilkumiesięcznych - rtg.
Niepokojące objawy Niesymetryczne fałdki na udach, nierówne układanie nóżek ( np jednej bardziej wyciągniętej od drugiej), mniejsza aktywność jednej kończyny - o tym natychmiast powiedz pediatrze.

Gdy pociecha ma już kilka lat Odpowiednia dawka ruchu Całą rodziną chodźcie na spacer i uprawiajcie sport. Zapisz dziecko na dodatkowe zajęcia sportowe. Nie zwalniaj dziecka bez powodu z zajęć wychowania fizycznego.

Kontrola postawy u ortopedy Na taką wizytę ( nawet gdy nic cię nie niepokoi) idź z dzieckiem przynajmniej raz w roku.

Staw biodrowy Jest jednym z największych. Przenosi ciężar z tułowia na kończyny i umożliwia poruszanie się ( chodzenie, bieganie).

Zaintrygował mnie ten artykuł więc go dodałam. Może będzie pomocny.

Źródło: Tina
_________________
Żyj tak by jak najwięcej dać z siebie innym
 
 
     
kinga 
19III2008 11VII2012




Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009
Posty: 2626
Skd: z Polski
Wysany: Wto 02 Lis, 2010   

Kliknij na miniaturkę, gdy się otworzy, to powiększ poprzez kliknięcie :)
Pliki w oryginalnych rozmiarach dla zachowania najlepszej jakości :)

Mogłam zrobić skan dzięki uprzejmości Pań z Książnicy Karkonoskiej. Wypożyczyły mi miesięcznik do domu :)





 
     
Mijka 

Gigantus Bioderkus




Status: Endo x 1
Wiek: 74
Doczya: 21 Lis 2009
Posty: 763
Skd: W-M
Wysany: Sro 03 Lis, 2010   

Artykuł OK :)
:thumbup: ale jaką mamy wspaniałą (darmową reklamę)
:thumbup:
cytat:Kontakt z rówieśnikami na forach internetowych (np.forumbioderko.pl, niepełnosprawni.pl) pozwala oswoić szok.

A w Olsztynie coś się dzieje na plus dla pacjentów :)

http://olsztyn.gazeta.pl/...m_markerem.html
_________________
Z zamartwianiem się lepiej poczekać. Może okazać się, że wcale nie jest potrzebne.
 
     
kinga 
19III2008 11VII2012




Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009
Posty: 2626
Skd: z Polski
Wysany: Pon 08 Lis, 2010   

Najpopularniejsza dieta może być groźna dla zdrowia

Możemy wymienić dziesiątki różnych sposobów odżywiania. Na świecie istnieje ich około 30 tys. - tyle niekonwencjonalnych diet zanotowano w 2003 roku. Liczba ta, nawet dla miłośników odchudzania, jest zaskakująca. Najpopularniejsza w ostatnim czasie okazała się dieta proteinowa.

Twórcą słynnej diety białkowej czy też proteinowej, jak zwykło się ją nazywać, jest dr Pierre Dukan, francuski lekarz, który od 30 lat specjalizuje się w dietetyce i walce z otyłością. Proponowany przez niego program odżywiania powstał w ramach eksperymentu.

- Od kiedy byłem nastolatkiem zdążyłem już stracić 300 kilo i, jak pan widzi, na nowo je odzyskać - powiedział pacjent, od którego dieta Dukana się zaczęła. Pacjent był gotowy na wszystkie poświęcenia, oprócz jednego - nie potrafił wyrzec się spożywania mięsa. Jakie było zalecenia jeszcze nikomu nieznanego lekarza?

- No dobrze, niech pan w takim razie przez pięć dni je tylko i wyłącznie mięso, w dowolnych ilościach - zalecił Pierre Dukan. I tak oto zrodziła się idea diety proteinowej.

Dziś po dietę sięgają tysiące osób na całym świecie, a poradniki opisujące tę metodę zyskują miano bestsellerów. W całym tym francuskim szale na odchudzanie niezmienne pozostaje stanowisko lekarzy i dietetyków, którzy zgodnym chórem twierdzą, że Dukan może być groźny.

- Większość z pań wie, jakie działania uboczne wiążą się ze stosowaniem tej diety, poczynając od kwasicy ketonowej, osteoporozy (na skutek zakwaszenia organizmu następuje wypłukiwanie wapnia z organizmu) i podwyższonego ciśnienia. Dieta ta również źle wpływa na układ nerwowy, co objawia się osłabieniem koncentracji, pamięci i spostrzegawczości - alarmuje dietetyk Małgorzata Paprocka-Chylewska.

- Jestem pewien, że osoby, które krytycznie odnoszą się do mojej diety nie przeczytały lub w pełni nie zrozumiały całej istoty programu. Dieta określana jest jako proteinowa, dlatego uznawana jest jako dieta wyłącznie białkowa, co jest błędem. Program opiera się na czterech fazach, spośród których tylko pierwsza jest wyłącznie proteinowa. Praktykuję tę dietę od 30 lat i nie spotkałem się z choć jednym pacjentem, który uskarżałby się na jakieś dolegliwości. Oczywiście wegetarianie i osoby z niewydolnością nerek nie mogą praktykować tego programu. Nie ma ani jednego przypadku, że ktoś zachorował, stosując mój program - wyjaśnia Pierre Dukan w jednym z wywiadów.

A co na to ludzie? Cóż, dieta Dukana pozwoliła spełnić marzenia o mniejszych rozmiarach ubrań, kształtnych pośladkach i braku fałdek. Ostrzeżenia o zakwaszeniu organizmu ich nie zniechęcają, skoro skala na wadze wskazuje coraz mniej. A to dla wielu praktyków dietetycznych trendów jest najważniejsze. A ci, dla których dieta okazała się nieskuteczna? Oni czekają na kolejną sensacyjną dietę cud...

źródło
 
     
Papuga99 

Popularus Bioderkus



Status: Inne operacje
Wiek: 57
Doczy: 26 Lut 2010
Posty: 35
Skd: Pruszków
Wysany: Czw 11 Lis, 2010   Można skutecznie walczyć z wirusami przeziębienia?

Uczeni wreszcie tego dokonali. Odkryli sposób, w jaki można skutecznie walczyć z wirusami przeziębienia. Kiedy ich odkrycie przełoży się na leki, zapomnimy czym jest większość jesiennych infekcji.
Wirus przeziębienia

Badacze znaleźli w ludzkim ciele mechanizm, którego istnienie jest naukową sensacją. Taką, która zmienia wiedzę przekazywaną w podręcznikach biologii. Na czym polega ta rewelacja?

Dotychczas uważano, że ludzki układ odpornościowy, w szczególności przeciwciała, może atakować wirusy tylko wtedy, gdy znajdują się na zewnątrz komórki. Jeśli już do niej wnikną na komórkę zostaje wydany wyrok. Wirus staje się niewidoczny dla przeciwciał, mości się w komórce, zmusza ją do tego, by produkowała jego białka. Powstają setki kopii zarazka, które z czasem niszczą swojego gospodarza. Jedyną rzeczą, jaką w tej sytuacji może zrobić układ immunologiczny to zabić zainfekowaną komórkę wcześniej, niż zrobią to wirusy.

Zespół dr Leo Jamesa pracujący w Medical Research Council w Cambridge badał tajniki ludzkiej odporności. Zakażał wirusami (m.in. przeziębienia, czy rotawirusami wywołującymi silną biegunkę) hodowaną w laboratorium linię ludzkich komórek. Uczeni przyglądali się, w jaki sposób bronią się one przed atakiem.

- Odkryliśmy coś zdumiewającego - opowiada dr Leo James w wywiadzie dla "The Independent". - Przeciwciała przyłączały się do wirusów i wraz z nimi wnikały do komórek. Wewnątrz nich wirus z przyssanymi do niego przeciwciałami sam nagle stawał się celem ataku. Komórka zaalarmowana pojawieniem się obcych białek rozpoczynała procedurę ich zniszczenia. W rezultacie wzrastał poziom białka zwanego TRIM21. Przyłączało się ono do wirusa i w ciągu godziny, dwóch rozrywało go na strzępy. To naprawdę błyskawiczne tempo - ekscytuje się James.

Dwie godziny to za mało, by wirus mógł dokonać jakichkolwiek zniszczeń w zaatakowanej przez siebie komórce.

- Nawet nam się nie śniło, że układ odpornościowy może działać na jeszcze niższym poziomie - tłumaczy James. - Znaleźliśmy ostatnią linię obrony naszego organizmu - przynajmniej z punktu widzenia dzisiejszej (dosłownie) wiedzy.

Praca opublikowana w najnowszym wydaniu pisma Proceedings of the National Academy of Sciences otwiera nowe możliwości tworzenia leków antywirusowych. Wprawdzie mamy ich kilka, np. zwalczających HIV czy niektóre szczepy grypy, ale to kropla w morzu potrzeb. Wirusy są wciąż największym zabójcą ludzi. Szacuje się powodują rocznie dwa razy więcej zgonów niż rak. Poza tym wywołują najgroźniejsze z chorób, jakie mogą nękać człowieka. Są szybkie, niemal niezniszczalne, stosują sprytne sztuczki, by uniknąć układu odpornościowego.

Kiedy doczekamy się środka, który je zniszczy?

Za 7-10 lat. Na razie odkryto sam mechanizm, próby z udziałem ludzi zaczną się najwcześniej za dwa-trzy lata. A to i tak rekordowe tempo. Ale trudno się dziwić, bo wyniki badań są bardzo obiecujące - zespół Jamesa udowodnił, że zwiększenie ilości białka TRIM21 w komórce powoduje, że cały proces niszczenia wirusów staje się jeszcze bardziej efektywny.

Lek, jaki powstanie, najprawdopodobniej będzie podawany w formie sprayu do nosa lub inhalatora.

Oczywiście trzeba pamiętać, że nie będzie to remedium na wszystkie wirusy. Nie wiadomo, czy nasze komórki reagują na nie zawsze tak samo.

Źródło: Gazeta Wyborcza
 
     
retman
[Usunity]


Wysany: Pi 12 Lis, 2010   

...Cztery miliony osób z niższą emeryturą,tyle polaków nie ma wyliczonego kapitału początkowego w ZUS,bo nie dostarczyli dokumentów.Ich emerytury będą niższe nawet o 65%
http://www.bankier.pl/wia...ra-2240536.html
 
     
kinga 
19III2008 11VII2012




Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009
Posty: 2626
Skd: z Polski
Wysany: Nie 14 Lis, 2010   

Edukacja (pacjentów)

:D
 
     
Papuga99 

Popularus Bioderkus



Status: Inne operacje
Wiek: 57
Doczy: 26 Lut 2010
Posty: 35
Skd: Pruszków
Wysany: Nie 21 Lis, 2010   

Alternatywa dla sztucznego biodra.

http://news.sky.com/skyne..._Including_Hips



Tłumacz

http://translate.google.p..._Including_Hips


EDIT

Naukowcy nabierają wprawy w manipulowaniu naszymi genami. Właśnie udało im się stworzyć krew... z komórek skóry.


Dokładniej rzecz biorąc, krew powstała z pobranych od ochotników fibroblastów, czyli najpowszechniej występujących w naszych ciałach komórek tkanki łącznej. Do przemiany - której redaktorzy tygodnika "Nature" nie wahali się nazwać "alchemiczną" - wystarczyło dostarczenie z zewnątrz genu OCT4 i specjalny koktajl czynników białkowych. Z potraktowanych w ten sposób fibroblastów naukowcy w kilka tygodni uzyskali komórki prekursorowe krwi, a więc takie, z których powstają krwinki różnych rodzajów.

Wygląda na to, że rok 2010 jest przełomowy dla rozwoju zupełnie nowej dziedziny inżynierii genetycznej zajmującej się - w uproszczeniu - kompletnym przeprogramowaniem funkcji komórek. Wiadomo, że niemal w każdej żywej komórce znajduje się 100 proc. naszej informacji genetycznej. Chodzi o to, że aktywna jest tylko jej część. Dzięki temu jedne komórki stają się np. komórkami wątroby, a inne - skóry. Jeszcze kilka lat temu sądzono, że ten proces różnicowania (specjalizacji) komórek jest nieodwracalny.

Wielkie nadzieje pokładano w komórkach macierzystych, które są zdolne do przekształcania się w dowolną tkankę organizmu. Uzyskiwano je z ludzkich zarodków albo z dorosłych komórek, cofając ich zegar biologiczny (tj. odmładzając). Wierzono, że dzięki nim będzie możliwe np. odtwarzanie uszkodzonych narządów. Problem w tym, że takie komórki - zdolne do dowolnego przekształcania - mogą zachowywać się też jak nowotwór.

Ale ostatnio okazało się, że istnieje jeszcze inna, znacznie bezpieczniejsza metoda "produkcji" komórek różnego typu. Nie potrzeba do tego komórek macierzystych. Wystarczy w zwykłej komórce (np. skóry) zidentyfikować te z genów, które są molekularnymi włącznikami i zawiadują procesem definiowania tożsamości komórki. Ich pobudzenie powoduje uruchomienie całej kaskady procesów, które prowadzą ostatecznie do kompletnej wymiany "genetycznej dekoracji". I komórka zmienia swoją funkcję i przeznaczenie. Pierwszy raz taka sztuka udała się w 2008 r. naukowcom z Hiszpanii i USA, którzy na łamach PNAS poinformowali o udanej próbie bezpośredniej (tj. bez fazy odróżnicowania) przemiany mysich fibroblastów w komórki układu odpornościowego. Potem - już w tym roku - w "Nature" pokazano, że ze skóry da się także wytworzyć neurony i tkankę mięśnia sercowego (opisywaliśmy te osiągnięcia dwa miesiące temu). Teraz, po raz pierwszy, taką alchemiczną przemianę przeprowadzono na komórkach ludzkich.

"Wkrótce będziemy w stanie stworzyć niemal wszystko z prawie wszystkiego" - podsumował doniesienie Ian Wilmut, kierownik zespołu, który jako pierwszy sklonował ssaka - owieczkę Dolly.

Źródło: Gazeta Wyborcza



EDIT


Dawkowanie nadziei /Paweł Walewski/

Jak ustalić kryteria finansowania najdroższych kuracji i czy jest to w ogóle możliwe?
Zacznijmy publiczną dyskusję na ten temat.

Kto tym razem upomni się pierwszy o pieniądze? Kobiety z rakiem piersi, dla których zabraknie leków onkologicznych, czy młodzi mężczyźni na wózkach inwalidzkich, pozbawieni dostępu do nowoczesnych terapii biologicznych? O finansowanie drogich kuracji wciąż starają się też chorzy na raka nerki, wątroby i mózgu, pacjenci z rzadkimi chorobami przewodu pokarmowego oraz stwardnieniem rozsianym – to tylko początek długiej kolejki.

Choroba przewlekła, rzadka lub nietypowa, której leczenie kosztuje krocie, to dramat ludzki i problem finansowy, z którym nie wiadomo, jak się uporać. Ludzie sprzedają samochody, mieszkania, pamiątki rodzinne, by walczyć o życie. Skala wydatków jest taka, że również państwo nie we wszystkich przypadkach jest w stanie im podołać. Jak jednak ustalać kryteria wyboru i granice, gdy chodzi o najpoważniejsze zagrożenie dla zdrowia i życia?

Jak rozwiązać tę kwadraturę koła: laboratoria pracują pełną parą, lekarze z zachwytem rozprawiają na zjazdach naukowych o kuracjach, które jeszcze kilka lat temu były nie do pomyślenia, zaś potem okazuje się, że nie ma pieniędzy, by je sfinansować? Po co nam taka medycyna, która jednocześnie oferuje wszystko i nic?

Koszty wytwarzania i wdrażania do praktyki nowych leków wciąż rosną. Powodów jest kilka: dłuższy czas badań podstawowych, rosnące koszty badań klinicznych (z udziałem pacjentów), sporo pieniędzy (pewnie za dużo) trzeba inwestować w marketing i wreszcie – na co zwykle nikt nie zwraca uwagi – olbrzymie wydatki pochłania sam proces rejestracji nowych leków (urzędy regulacyjne, takie jak amerykańska FDA czy europejska EMEA, każą sobie słono płacić za analizę dokumentów i wyników badań naukowych, nie mówiąc o cennikach innych instytucji, wydających nowym lekom niezbędne rekomendacje). Nie ma się co łudzić, że firmy – a mówiąc precyzyjniej: ich akcjonariusze – nie będą chciały tych pieniędzy odzyskać, windując ceny. Dlatego średnie koszty kuracji innowacyjnymi lekami, które obecnie wchodzą na rynek, są dwu-, trzykrotnie wyższe niż dziesięć lat temu.

Szczególnie rosną koszty leczenia przypadków najtrudniejszych. Również takich, które do niedawna w ogóle były nieuleczalne. Budżetowe nakłady na służbę zdrowia, choćby nie wiem jak je powiększać, zawsze pozostaną ograniczone. I rodzą się dramatyczne dylematy. Czy jakąś pulę pieniędzy przydzielić na zakup specyfiku dla kilkudziesięciu dzieci z rzadką chorobą genetyczną, czy na leki dla kilkuset innych, dotkniętych schorzeniem powszechniejszym? A może przeznaczyć te same pieniądze na profilaktykę (na przykład szczepienia) albo na opiekę paliatywną?

Siła przebicia

Tę krótką kołdrę naciągamy w zależności od doraźnych potrzeb, nierzadko pod dyktando akcji medialnych. W rezultacie pacjentki, którym odmówiono herceptyny w kuracji raka piersi, mają prawo czuć się oszukane, jeśli pół roku później identyczny lek otrzymują inne chore tylko dlatego, że wstawiła się za nimi jakaś gazeta lub telewizja. W kardiologii, neurologii, gastrologii sytuacja jest podobna: kto ma siłę przebicia i potrafi zmontować wokół siebie silną koalicję wsparcia albo kto znajdzie dojście do właściwego urzędnika w Narodowym Funduszu Zdrowia, ten pieniądze na kurację otrzyma.

Ponieważ leki innowacyjne są bardzo drogie, nie znajdują się na listach refundacyjnych (dostęp do nich byłby wówczas praktycznie nieograniczony). Dlatego można je otrzymać w dwojaki sposób: w ramach tzw. programów terapeutycznych lub wydawanych przez NFZ indywidualnych zezwoleń. W pierwszym trybie pacjent i lekarz nie muszą się martwić o sfinansowanie kuracji. Płaci Fundusz, ale lista programów jest krótka – zaledwie 33 pozycje (do niedawna było ich 28), m.in.: leczenie raka piersi herceptyną, stwardnienia rozsianego interferonem beta, choroby Gauchera imiglucerazą, niskorosłych dzieci hormonem wzrostu, glejaków mózgu temozolomidem. Idzie na to niemal 700 mln zł rocznie, czyli 10 proc. wydatków NFZ na leki. Dla pacjentów dotkniętych ciężkimi chorobami spoza wykazu programów terapeutycznych, którzy wymagają kuracji nowym lekiem (co często jest po prostu ostatnią deską ratunku), lekarze muszą ubiegać się o indywidualną zgodę w oddziale NFZ. Zgoda nie oznacza, że Fundusz przyzna na lek dodatkowe pieniądze. To tylko pozwolenie dla dyrektora szpitala, by przeznaczył na to lekarstwo część środków, którymi dysponuje w ramach zawartego z NFZ kontraktu. Nowy system finansowania świadczeń szpitalnych uprościł nieco procedury, ale chemioterpaia niestandardowa pozostała problemem.

Mimo ściśle określonych procedur lekarze codziennie przeżywają dylematy, wybierając dla swoich chorych określoną kurację – za każdym razem podejmują decyzje przynoszące skutki finansowe. To system naczyń połączonych: jeśli u pacjenta rozpocznie się kuracja innowacyjnym lekiem spoza programu terapeutycznego, jej koszt obciąży budżet szpitala. Na innym oddziale trzeba będzie szukać oszczędności.

Prezes NFZ Jacek Paszkiewicz taki uznaniowy model finansowania drogich leków, niemający odpowiednika w żadnym kraju Unii Europejskiej, mocno krytykuje. Wiosną 2008 r. próbował zlikwidować wydawanie „indywidualnych zgód płatnika” (czyli lokalnych urzędników NFZ) i wprowadzić zobiektywizowane kryteria oceny kosztów terapii. Zaprotestowała minister zdrowia Ewa Kopacz, oświadczając, że decyzje dotyczące metod leczenia chorych na raka nie mogą być podejmowane wyłącznie pod kątem kosztów. Z chwilą wprowadzenia w życie takiej reguły wielu chorych nie byłoby w ogóle leczonych. Pani minister uznała więc, że lepszy chaos i przypadkowość niż nic. Ale czy trwanie przy tak nieprzejrzystym systemie jest jedynym rozwiązaniem? Czy nie da się wprowadzić jakichś kryteriów, żeby wreszcie zaczęło być sprawiedliwie?

Zapytani o to lekarze zawsze odpowiedzą, że najpilniejsze potrzeby ma akurat ich specjalność. Na przykład onkologia. Ale – jak słusznie stwierdza Krzysztof Łanda, ekspert od liczenia kosztów w ochronie zdrowia – postępowanie z drogimi lekami onkologicznymi nie powinno się różnić od procedur dotyczących innych drogich leków, stosowanych w wielu groźnych chorobach. „Bo jeśli w onkologii akceptowalna granica opłacalności ma być wyższa, to jednocześnie należy wskazać, w jakich chorobach ma być adekwatnie niższa” – precyzuje Łanda. Burzy tym krew onkologom i ich pacjentom (nic zresztą dziwnego), tyle że w kolejce po pieniądze na drogie kuracje czekają też pacjenci z oddziałów neurologicznych, kardiologicznych, pediatrycznych... Nie jest ich wcale mniej niż chorych na raka, a dostęp na przykład do najdroższych leków biologicznych w chorobach reumatycznych jest tak samo utrudniony jak do kuracji raka nerki czy wątroby.

Urzędnicy resortu zdrowia apelują do specjalistów o standardy. Wydaje im się, że gdy powstaną szczegółowe opisy kuracji dla konkretnych jednostek chorobowych, nie będzie już problemu z arbitralnością podejmowanych decyzji. Będzie wiadomo, co się komu w danym przypadku należy, a co nie. Praktyka pokazuje jednak, że historia danego pacjenta i natura jego choroby mogą być bardzo indywidualne. Regulacje i wytyczne siłą rzeczy dotyczą ogółu, nie uwzględniają specyfiki pojedynczych przypadków, których jest mnóstwo.

Mniej biurokracji

Co zatem zrobić, by najkosztowniejsze terapie i najdroższe leki sensownie wykorzystywać? Po pierwsze, wiele można poprawić dzięki zmianom organizacyjnym, wynikającym ze spojrzenia na służbę zdrowia jako całość. Jeśli chorobę rozpozna się odpowiednio wcześnie, często nie wejdzie ona w stadia, w których leczenie kosztuje krocie. Oczywiście, nie zawsze to możliwe, ale w onkologii najskuteczniejsze leczenie raka to wycięcie guza w jak najwcześniejszej fazie. Gdy NFZ przymyka oko na to, że pacjenci z nowotworem czekają na tomografię trzy miesiące, potem kolejne trzy na operację, musi się liczyć z tym, że za kilka lat ten sam chory trafi do szpitala z przerzutami wymagającymi wyjątkowo kosztownych leków. To samo dotyczy innych schorzeń: wirusowych zapaleń wątroby, reumatoidalnego zapalenia stawów itd. Późno rozpoznane i od początku niewłaściwie leczone (bo NFZ nie pozwala na droższe kuracje, gdy objawy nie są jeszcze wyraźne) wymagać będą po latach najdroższych medykamentów. W medycynie bardzo dobrze sprawdza się powiedzenie, że biednych nie stać na tanie rzeczy.

Warto też decyzje o finansowaniu kuracji uczynić bardziej przejrzystymi i uprościć procedury ich podejmowania. Tak na przykład, jak zrobiono to w Austrii. Ubezpieczalnia (czyli nasz NFZ) wydaje tam decyzję o refundacji kosztownego leku w ciągu trzech minut, bo aplikację od lekarza otrzymuje drogą internetową. W Polsce, niezależnie od uznaniowości takiej decyzji, cała procedura zabiera średnio miesiąc. Lekarz musi wypełnić sześciostronicowy wniosek, by otrzymać zgodę na uszczuplenie szpitalnego budżetu, dołącza zgodę dyrektora szpitala, artykuły z literatury fachowej potwierdzające słuszność swojej decyzji, poparcie konsultanta wojewódzkiego. Choćby występował z wnioskiem o refundację identycznego leku dla piętnastego pacjenta, musi skompletować identyczną górę dokumentów (włącznie z tym samym piśmiennictwem naukowym). W Austrii, po zalogowaniu w odpowiednim systemie, lekarz od razu może się dowiedzieć, czy lek, o jaki aplikuje, już ktoś dostał wcześniej w podobnej chorobie i jakie są szanse na jego sfinansowanie, a płatnik-ubezpieczyciel kieruje się jednorodnym standardem przy podjęciu decyzji. Elektroniczą weryfikację pacjentów pierwsi w Polsce wprowadzają właśnie reumatolodzy.

Kolejny pomysł to wprowadzenie systemu zwanego porozumieniem cenowo-wolumenowym (obowiązuje w kilku krajach Unii). Polega on w skrócie na tym, że producent leku podpisuje umowę z płatnikiem (w naszym przypadku znów byłby to NFZ) na refundację określonej ilości leku. Wytwórcy zależy na tym, by sprzedać go jak najwięcej, płatnikowi – by zapłacić jak najmniej; dlatego umawiają się: za kurację np. stu chorych zapłaci NFZ, za każdego kolejnego pacjenta – producent. W Polsce nie ma prawnej możliwości podpisywania takich porozumień!

Odpowiedzialność za racjonalizowanie finansowania drogich kuracji powinna spadać nie tylko na lekarzy czy urzędników. Jeśli zdrowie każdego z nas jest tak samo cenne, zacznijmy premiować tych, którzy potrafią o nie lepiej dbać.

Zdrowie w chipie

Stwórzmy system, w którym każdy będzie miał historię własnego zdrowia na karcie elektronicznej – przebyte choroby, kalendarz wykonanych badań, szczepień etc. – i na tej podstawie lekarz oceni, czy ma do czynienia z pacjentem odpowiedzialnym, który w trosce o zdrowie niczego nie zaniedbał, czy też z osobą, która – delikatnie mówiąc – do obecnego stanu wydatnie się przyczyniła. W sytuacji racjonowania leczenia łatwiej będzie podjąć decyzję, kto powinien otrzymać je pierwszy ze środków publicznych, a kto ma czekać w kolejce lub ewentualnie przyspieszyć kurację z prywatnych pieniędzy.

Uporządkowanie organizacji systemu (wczesne wykrywanie chorób, informatyzacja), oczywiście, nie wystarczy, by znaleźć pieniądze na najdroższe kuracje – kraje ze znacznie lepiej zorganizowaną opieką medyczną też mają z tym kłopot. Potrzebne są więc zmiany w finansowaniu opieki medycznej – bo choćbyśmy mieli w budżecie NFZ znacznie więcej niż 54 mld zł, które zostaną wydane na nasze leczenie w tym roku, i tak nie zaspokoi to wszystkich potrzeb.

Wielu ekspertów jest za stworzeniem systemu prywatnych dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych. To burzy ludziom krew, bo w odczuciu powszechnym leczenie jest tak ważne, że nie powinno zależeć od zamożności. Skoro jednak nie da się, by wszystkim było jednakowo dobrze, to dlaczego – przez zaniechanie reform – godzimy się na to, by wszystkim było jednakowo źle albo, żeby niektórym – bo taka jest praktyka – było lepiej, ale nieoficjalnie?

Według Adama Kruszewskiego, eksperta od zarządzania służbą zdrowia, nie mają racji ci politycy, którzy blokują prace nad wprowadzeniem dodatkowych ubezpieczeń. Bo dzięki bogatszej elicie, którą byłoby stać na najdroższe polisy, można by wyleczyć więcej chorych objętych systemem publicznym. Ten system działa trochę tak jak podróż samolotem – pasażerowie dolatują na miejsce, obojętnie, w jakiej klasie wykupili bilet, ale ci z klasy biznes, wraz z przywilejem picia kawy z porcelanowej filiżanki, mają ukryty obowiązek dofinansowania pasażerów klasy ekonomicznej.

Warto leczyć?

W Polsce nie ma szansy, by pacjent mógł współfinansować drogą kurację. Politycy karmią nas iluzją, że korzystanie z opieki medycznej jest darmowe, a otwarcie furtki dla majętniejszych pacjentów oznaczałoby wprowadzenie selekcji według kryterium zamożności. Ale czy selekcją nie jest to, z czym mamy do czynienia dzisiaj, gdy zdesperowani pacjenci szukają dojść do dyrektorów szpitali i samego Funduszu, aby otrzymać zgodę na rozpoczęcie kuracji? W sytuacji tak dużych niedoborów każda decyzja o podaniu droższego leku to już pewien rodzaj selekcji, po cichu przyznają lekarze. Niektórzy nie wytrzymują tej moralnej presji i odchodzą do prywatnych lecznic, gdzie współpłacenie jest dozwolone w majestacie prawa i dla wszystkich reguły te są czytelne.

I wreszcie kwestia najtrudniejsza, pytanie najbardziej dramatyczne, czy zawsze warto leczyć? Nie byłoby tego pytania, gdyby instytucje i urzędy – zwane w różnych krajach podobnie: agencjami oceny technologii medycznych (AOTM) – same nie poszukiwały na nie odpowiedzi. Bo waży ona na późniejszych decyzjach, czy lek wart jest finansowania ze środków publicznych. A mówiąc inaczej: czy kuracja nie jest zbyt kosztowna w stosunku do istniejących możliwości ekonomicznych. Brutalnie: czy jest opłacalna.

Eksperci WHO zaproponowali uniwersalny wskaźnik, który może być stosowany zarówno przez kraje bogate, jak i biedne. Z ich zaleceń wynika, że jeśli cena uzyskania dodatkowego, jednego roku życia przekracza trzykrotność PKB na osobę (dla Polski jest to niebagatelna kwota ok. 83 tys. zł), to inwestowanie w taką kurację jest nieopłacalne. Czy należy przez to rozumieć, że w Polsce na leczenie nowotworów nowoczesnymi preparatami nie mamy szans, bo ich koszty są niewspółmierne w stosunku do osiąganych korzyści?

W krajach bogatszych od nas zadają sobie to samo pytanie, a rezultatem jest między innymi presja na producentów leków. Angielscy eksperci mówią im wprost: jeśli nie obniżycie ceny, wasz produkt nie uzyska rekomendacji niezbędnej do finansowania przez NHS (angielski odpowiednik naszego NFZ). I po negocjacjach, trwających nieraz pół roku, udaje się znaleźć kompromis.

Prof. Zbigniew Szawarski, etyk z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, na łamach branżowego pisma „Puls Medycyny” idzie pod prąd powszechnym oczekiwaniom, by za każdą cenę finansować najdroższe kuracje raka czy chorób serca w stanach terminalnych: „Co do mnie, nie chciałbym, gdyby dopadł mnie jakiś złośliwy i terminalny nowotwór, aby bez względu na koszty leczenia, możliwie jak najdłużej, agresywnie przedłużano mi życie. Wolałbym, aby z tego zrezygnowano, a zaoszczędzone w ten sposób środki przeznaczono na opiekę nad ludźmi umierającymi. Prawo do godnego umierania wydaje mi się równie ważne, jak prawo do życia”.

Czy prezes Funduszu, minister zdrowia albo nawet szerszy krąg osób (sejmowa komisja zdrowia, zespół konsultantów, eksperci od szacowania kosztów w ochronie zdrowia) stawiają na szali te wartości: przedłużania życia i polepszenia warunków umierania? Czy rozwiążemy problem, mówiąc po prostu, że życie ludzkie trzeba ratować zawsze i za wszelką cenę? I że pieniędzy na ten cel nie wolno liczyć? Od tego, że przestaniemy je liczyć, niestety ich nie przybędzie. Przeciwnie, tylko licząc, możemy sprawić, że co prawda, nie będzie ich więcej, ale lepiej wykorzystamy te, które są.


EDIT


Leczenie biologiczne w RZS: można zwiększyć dostępność tych terapii

* Marcin Stajszczyk/Rynek Zdrowia
* 23-10-2010


Należy rozważyć zlikwidowanie pojęcia „terapii inicjującej” w terapeutycznym programie zdrowotnym oraz ustanowić ceny urzędowe dla leków biologicznych na takim poziomie, aby spełniały one warunki kosztoefektywności. By zrobić to rzetelnie, trzeba policzyć rzeczywiste koszty leczenia (bezpośrednie i pośrednie) chorych z RZS w Polsce – pisze dr Marcin Stajszczyk, członek Zespołu Koordynacyjnego ds. Leczenia Biologicznego w Chorobach Reumatycznych, specjalista-reumatolog w Śląskim Szpitalu Reumatologiczno-Rehabilitacyjnym im. gen. Jerzego Ziętka w Ustroniu.

Leczenie biologiczne, w zależności od kraju, może być kosztoefektywne przy różnych poziomach cenowych. Zależy to od tego, co w danym państwie jest wliczane do kosztów pośrednich i ile środków publicznych system ochrony zdrowia gwarantuje na leczenie/opiekę na jednego pacjenta na rok. Teoretycznie, im mniejsze koszty pośrednie (często mogą być zaniżone) oraz im mniejsze gwarantowane nakłady roczne w danym kraju na leczenie i opiekę przed wprowadzeniem nowych terapii, tym musiałyby być one tańsze, żeby leczenie było kosztoefektywne.

Leczenie oparte na EBM
W Polsce nie mamy cen urzędowych na leki biologiczne, a aktualne ceny są cenami katalogowymi NFZ i często są wyższe niż w innych krajach. Sposobem na obniżenie rocznego kosztu leczenia, w tym przypadku w dziedzinie medycyny jaką jest reumatologia, są obecnie negocjacje cenowe, jakie co 6 miesięcy prowadzi Ministerstwo Zdrowia z firmami farmaceutycznymi.

Ich wynikiem jest komunikat MZ, zgodnie z rozporządzeniem wyznaczający terapię biologiczną I-go i II-go rzutu – taki status uzyskują leki, które spełniają warunki kosztowe ustalone przez resort zdrowia. Ważne, by leczenie podane w komunikacie jako obowiązujące było uzasadnione przede wszystkim względami medycznymi (oparte na EBM, wskazaniach rejestracyjnych leków oraz rekomendacjach) a dopiero w drugiej kolejności kosztowo. Jest to szczególnie ważne w przypadku terapii II-rzutu ponieważ nie wszystkie leki biologiczne wykazują równą skuteczność w przypadku zastosowania ich po nieskuteczności inhibitorów TNF-alfa stanowiących zgodnie z rekomendacjami pierwszą linię terapii biologicznej.

Roczny koszt leczenia obniżany jest poprzez tzw. terapie charytatywne. Firma farmaceutyczna zobowiązuje się do dostarczenia szpitalom prowadzącym takie leczenie części dawek w formie darowizny.

Dawki charytatywne
Negocjacje cenowe są tajne, podobnie zawarta w ich wyniku umowa. To powoduje, że szpitale, nie znając zapisów umowy w momencie ukazania się komunikatu MZ na temat obowiązujących terapii na następne 6 miesięcy, nie mogą w sposób rzetelny i odpowiedzialny zaplanować budżetu na leczenie biologiczne – nie wiedzą ilu chorych będzie można leczyć za przyznane środki.

To z kolei powoduje – paradoksalnie – że wspomniany sposób dążenia do obniżenia ceny leczenia może skutkować mniejszą dostępnością takiego leczenia dla pacjentów. Szpitale poznają częściowo warunki umowy pomiędzy MZ a firmą farmaceutyczną dopiero w chwili, kiedy podpisują umowę darowizny z firmą – ma to miejsce nie wcześniej niż w połowie okresu obowiązywania komunikatu. Ponadto tak częsta zmiana (co 6 miesięcy) obowiązujących zasad dodatkowo komplikuje realizowanie świadczenia przez szpitale m.in. utrudnia prowadzenie przetargów na dostawę leków.

Umowa pomiędzy Ministerstwem Zdrowia a firmą, której lek zyskuje status terapii I-go rzutu (tzw. inicjującej), powinna być jawna dla mających ją realizować podmiotów. Obecnie sytuacja jest taka, że MZ zawiera z firmą umowę, której realizację ma kontrolować NFZ. Szpitale zaś realizują świadczenie zawierając umowy darowizny z firmą farmaceutyczną, zgodnie z zapisami porozumienia (pomiędzy MZ a firmą), którego nie znają.

Wątpliwości budzą także kwestie podatkowe związane z darowizną. Jakiś czas temu analizowaliśmy ten problem w naszym szpitalu z radcą prawnym. Ustalono, że szpital nie zapłaci podatku od takiej umowy darowizny w przypadku umieszczenia w umowie zapisu, który określa obciążenia przedmiotu darowizny.

Program terapeutyczny
Należy rozważyć zlikwidowanie pojęcia „terapii inicjującej” w terapeutycznym programie zdrowotnym oraz ustanowić ceny urzędowe dla leków biologicznych na takim poziomie, aby spełniały one warunki kosztoefektywności. By zrobić to rzetelnie należy policzyć rzeczywiste koszty leczenia (bezpośrednie i pośrednie) chorych z RZS w Polsce.

Oczywiście uzyskane w ten sposób pieniądze (poprzez obniżenie cen leków) powinny zostać przeznaczone na leczenie większej ilości chorych, a nie po prostu „zaoszczędzone”. Celem takiego działania powinno być zwiększenie dostępności do leków biologicznych dla pacjentów z zapalnymi chorobami reumatologicznymi czyli leczenie większej grupy chorych, a nie tylko obniżenie kosztów leczenia pojedynczego pacjenta.

Aktualnie głównym kryterium włączenia pacjenta do terapeutycznego programu zdrowotnego jest utrzymywanie się „dużej aktywności klinicznej” (poza paroma szczególnymi postaciami klinicznymi) pomimo aktywnego leczenia. Należy zastanowić się czy do programu nie można kwalifikować także chorych z „umiarkowaną aktywnością kliniczną”, u których jednocześnie występują niekorzystne czynniki prognostyczne. Zgodnie z naturalnym rozkładem jest to liczniejsza grupa chorych z RZS, w której pomimo leczenia klasycznymi (nie biologicznymi) lekami modyfikującymi zmiany strukturalne postępują. Agresywne leczenie tej grupy chorych może przynieść dodatkowe korzyści w przyszłości. Oczywiście takie wskazanie powinna poprzedzić analiza farmakoekonomiczna.

Terapeutyczny program zdrowotny, będący w kraju podstawą dostępności do leczenia biologicznego, powinien być oparty na najnowszych rekomendacjach i wynikach badań klinicznych. Powinien być podpisany imiennie przez autora/autorów, z załączonym piśmiennictwem/rekomendacjami towarzystw naukowych, na których go oparto. Program terapeutyczny decyduje o wydawaniu środków publicznych, dlatego nie powinien być „bezimienny”.

Algorytmy
W przypadku leczenia biologicznego w chorobach reumatycznych, na zapisach programu oparta jest z kolei ewidencja elektroniczna pacjentów, za pomocą której lekarze kwalifikują chorych do leczenia. Ważne, żeby zapisy programu były jednoznacznie sformułowane – tak, aby nie istniało niebezpieczeństwo, że algorytm kwalifikacji w formie elektronicznej będzie różnił się od treści rozporządzenia MZ z powodów interpretacyjnych.

Także algorytm ewidencji elektronicznej powinien być podpisany przez osobę, która go tworzyła. Dla lekarzy kwalifikujących chorych do leczenia w ramach programów, nadrzędnym dokumentem jest rozporządzenie MZ, na którym opiera się zarządzenie Prezesa NFZ. System elektronicznej ewidencji pacjentów nie może stanowić dodatkowej bariery dostępności do leczenia biologicznego.

Należy zaznaczyć, że podstawę skutecznego leczenia RZS stanowi wczesna diagnostyka oraz leczenie klasycznymi lekami modyfikującymi w tym metotrexatem, leflunomidem (pomimo pozytywnej oceny AOTM nadal brak go na liście refundacyjnej) czy solami złota (z niewiadomych przyczyn lek zniknął z polskiego rynku parę lat temu). Leki biologiczne powinny być stosowane u tych chorych, u których nie udało się osiągnąć celu terapii klasycznymi lekami.

Dalsze zwiększenie dostępności leczenia biologicznego w chorobach reumatycznych (nie tylko w RZS ale także MIZS, ZZSK i ŁZS) w Polsce będzie możliwe przede wszystkim dzięki zgodnej współpracy całego środowiska medycznego i stowarzyszeń pacjentów, tak aby przekonać MZ i NFZ, że takie leczenie nie tylko daje chorym większą szansę na remisję i normalne życie, ale także może przynieść korzyści dla budżetu państwa w dłuższym terminie. Niezrozumiałe jest dlaczego w/w choroby nie znajdują się na liście chorób przewlekłych.

Tekst jest podsumowaniem wypowiedzi doktora Marcina Stajszczyka i głównych wątków poruszanych podczas debaty redakcyjnej Rynku Zdrowia „Leczenie biologiczne w reumatologii – dostępność, efektywność, kwalifikacja. Czy bliżej nam do znalezienia „złotego środka”?, która odbyła się w Warszawie 13 października. Zapis tej debaty, na którą zaproszenie przyjęli wybitni specjaliści-reumatolodzy, zamieścimy w listopadowym wydaniu magazynu Rynek Zdrowia.


EDIT


Wojewódzki Szpital Bródnowski w Warszawie wzbogacił się o nowoczesne urządzenie do nieinwazyjnego usuwania guzów mózgu.

http://wiadomosci.onet.pl...,wiadomosc.html

http://tvp.info/informacj...a-mozgu/3358073
 
     
raddirons 
Popularus Bioderkus



Status: Endo x 2
Wiek: 45
Doczy: 13 Lip 2009
Posty: 34
Skd: lubelskie
Wysany: Pon 29 Lis, 2010   McMinn w Piekarach

Sympozjum
 
     
kinga 
19III2008 11VII2012




Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009
Posty: 2626
Skd: z Polski
Wysany: Czw 02 Gru, 2010   

Jak zimą uniknąć przybierania na wadze
 
     
kinga 
19III2008 11VII2012




Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009
Posty: 2626
Skd: z Polski
Wysany: Wto 07 Gru, 2010   

Pozwól sobie na małe szaleństwo, czyli nowe zasady odchudzania

hihi :D nie takie nowe, bo stosuję je od dawnaaaaaaaa :mrgreen:
 
     
Wywietl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie moesz pisa nowych tematw
Nie moesz odpowiada w tematach
Nie moesz zmienia swoich postw
Nie moesz usuwa swoich postw
Nie moesz gosowa w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
 
   

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template created by Qbs. Template theme based on Unofficial modifications.