witajcie
trafiłam na dobry temat... i pewnie jestem tez standardowy przypadek hi hi
mam na imie Ewelina 33 lata i posiadaczka nowej nogi tzn. w dniu 20.10.2009r, zostałam poddana leczeniu operacyjnemu LKD- biodro: totalna bezcementowa endoprotezoplastyka stawu biodrowego Comesa Zimmer, panewka stożkowa, z rekonstrukcją panewki przeszczepami własnymi. dla mnie to nadal brzmi magicznie wiec cytuke dosłownie wypis ze szpitala
jestem juz prawie 4 miesiace po operacji i drugiej kontrolnej wizycie. wszystko jest ok noga porzadnie wycwiczona, zakres ruchu rewelacja miesnie silne ze hej....
ale jest male ale przez caly okres byłam i jestem pod kontrola rehabilitanta wiec smiało poczyniałam sobie w zakresie dawkowania cwiczen... i tuz przed wizyta zaczeła mnie bolec noga. czułam jak sie kosci naprezaja ( nie umiem tego inaczej chyba okreslic) plus ciagniecie miesni w stawie biodrowym . nie powiem ogarnela mnie troche dawka paniki tym bardziej ze kolezanka ta sama operacja i typ leczenia i mala niespodzianka : ja nic nie boli a na dodatek wiekszosc rzeczy nie robi co ja ( przysiady w odpowiednim rozkroku, zakladanie skarpetek itd) bo jej na wizycie lekarz zakazał.
na wizycie pokazalam lekarzowi co umiem nawet mnie pochwalil i pozolil jezdzic na rowerze stacjonarnym i pocieszył ze bole beda ... a dlatego ze naleze do szczesliwcow co reaguja na pogode , wczesniej tez tak było. poniewaz mialam noge ponad 2 cm krotsza to jeszcze na wizycie kulalam i dostalam bure ze tak chodze hahha bo mam juz nogi rowne ... wiec wrocilam do domu zdesperowana i pewna ze dlugo tak nie bedzie... i sie udało . nie kuleje , chodze prosto tylko ze troche boli bo sama wiem ze kiedy odrzucilam kule jest wiekszy ciezar, miesnie zaczeły inaczej pracowac. wiec cwicze cwicze i pracuje nad krzywa miednica bo to tez pamiatka sprzed operacji. wkladka w but w bede tak chodzic tylko pol roku. dziewczyny wiecie ze to nic w porownaniu do tego jak wygladalam wczesniej.
krotko mowiac chyba nie mozna sie za bardzo wkrecac bo wtedy same doprowadzimy siebie i najblizszych do wariactwa. a oni i tak sie juz martwia o nasz prawidlowy powrot do zdrowia.
ja juz dzis planuje wrzesniowy wypad w gory i coz zamierzam uzywac zycia skoro moja noga jest sprawna. pozdrawiam
Ostatnio zmieniony przez kinga Czw 21 Lip, 2011, w caoci zmieniany 2 razy
i tuz przed wizyta zaczeła mnie bolec noga. czułam jak sie kosci naprezaja ( nie umiem tego inaczej chyba okreslic) plus ciagniecie miesni w stawie biodrowym
szarotka-33 napisa/a:
i pocieszył ze bole beda
Te bóle to tylko przy zmianie pogody się pojawiają? Jesteś tego pewna?
szarotka-33 napisa/a:
ale jest male ale przez caly okres byłam i jestem pod kontrola rehabilitanta wiec smiało poczyniałam sobie w zakresie dawkowania cwiczen
Uważaj, by to poczynanie nie było zbyt śmiałe, bo sobie tylko zaszkodzisz. Masz jakieś indywidualne, dobrane przez rehabilitanta ćwiczenia? Czy tylko taka "terapia standardowa"?
witaj!!!
dziekuje za zainteresowanie i odpowiedz...
jestem bardzo swieza w tym temacie .
ale odpowiadajac na twoje pytania,,
bol o ktorym pisalam tzn naprezanie kosci juz minąl przyszła zmiana pogody pada u nas konkretny snieg tak na marginesie piekna biała zima i jakie ocieplenie .
jesli chodzi o cwiczenia cały czas wykonuje zestaw cwiczen który dostałam ze szpitala tylko ze teraz cwicze go z połkilogramowym obciazeniem nogi( teraz nawet i to nie sprawia mi juz trudnosci) plus przysiady w konkretnym rozkroku. Cwicze takze nauke poprawnego chodzenia czyli prawidłowe obciazanie operowanej konczyny itp. wczesniej znacznie kulalam poniewaz mialam noge ponad 2 cm krotsza wiec musze pozbyc sie tego nawyku. wszystkie cwiczenia robie po wczesniejszej konsultacji z lekarzem. nie jestem az taka wariatka bardzo cenie swoja noge i zdrowie.
teraz bola mnie raczej miesnie po dawce cwiczen i napinaniu ... ale moze powinnam zaznaczyc ze ja przed operacja mialam miesnie miednicy i stawu biodrowego bardzo slabe wiec mysle ze ich odbudowa a co za tym idzie powrot ich do zwyklej szarowki czyli pracy bedzie troche bolesny. no i dopiero kilka dni minelo odkad zaczelam noge obciazac calym ciezarem swojego ciala wczesniej wspieralam sie na kuli.
to chyba tyle pozdrawiam cieplutko buziaki
wszystkim zycze wytrwalosci i pogody ducha
Wysany: Sro 03 Lut, 2010 Zycie z endoproteza to tez zycie na fali od nas tylko zalezy
Witajcie
Teraz przywitam sie i przedstawie wszystkim bardziej poprawnie, bo ostatnio zrobiłam to troche chaotycznie...
Jestem Ewelina, mam 33 lata i od dziecka choruje na dysplazje lewego stawu biodrowego. Od pierwszego roku zycia jestem pacjentka Szpitala Klinicznego UM im. Degi w Poznaniu.
Do trzeciego roku zycia nie chodziłam , pozniej pamietam etap szyn , korytka itd, niestety to nie pomogło i w wieku 5 lat zostałam poddana leczeniu operacyjnemu wszczepeniu blaszek, a rok pozniej ich wyciagnieciu. Dzieki temu mialam przyjemnosci uczyc sie chodzic kilka razy.
Moim lekarzem prowadzacym od dziecka do 20 roku zycia byl wspaniały człowiek i lekarz Lech Polakowski. Mysle ze ci co bywali pacjentami tego szpitala potwierdza tylko moja opinie. Do dzis pamietam jak niosil mnie po korytarzu oddziału na baranach po wieczornym obchodzie lub czestował cukierkami kiedy nie widziała siostra oddziałowa. Musze przzynac ze dostawalismy wtedy porzadna bure.
Po operacji stałam sie całkiem przecietna rozrabiaka ... miałam tylko pewne ograniczenia na wychowaniu fizycznym w szkole. Prowadziłam aktywny tryb zycia, rowerowe wyprawy , piesze wedrowki po gorach , pływanie itd.
Kiedy po 20 roku zycia moj lekarz zmarł trafiałam w przychodni na przypadkowych lekarzy. Dosc szybko jednak zdiagnozowali ze za jakis czas powinnam poddac sie kolejnemu leczeniu operacyjnemu - endoproteza czyli jak wtedy to brzmiało wyrok. Pomimo rewelacyjne przeprowadzonej operacji moja panewka była bardzo mocno zniszczona.
Powiem szczerze przyjełam to do wiadomosci, ale nadal chcialam i zyłam jak aktywna młoda kobieta a nie chora.
Co to znaczy chyba normalne zycie jak dla mnie rower ale nie stacjonarny tylko gorski i pokonywanie codziennie w sezonie okolo 20 km dziennie. pływanie , spotykanie sie ze znajomymi. Poniewaz jestem otwarta dzialalam spolecznie i dzialam w ZHP co sie z tym wiąze oczywiscie obozy, piesze rajdy i obowiazkowo wypady w gory... ktore chyba sa jedna z najwiekszych moich słabosci a jednoczesnie to moja wielka sila. Kazde nawet najmniejsze wzniesienie czy szczyt na ktory weszlam byl dla mnie symbolem walki z choroba i bolem.
Oczywiscie towarzyszy mi on juz dosc dlugo tak jak wczesniej pisalam zmiana pogody, a pozniej doszlo takze zmeczenie stawu i drobne ciagniecie nogi. Ale to mozna było wytrzymac.
Nigdy nie bralam zadnych srodkow przeciwbolowych.
Wizyty u ortopedow i kazy zaleca inne zycie jeden zero ruchu najlepiej tylko krotki spacerek do sklepu a kolejny chwali moja aktywnosc i upor dzieki ktoremu nadal chodze
. Trudno wybrac ...
Przelom nastapił w 2008 roku moja noga zaczeła sie skracac i wiecej odczuwałam bol.... slub mojej siostry w pazdzierniku , bycie swiadkowa i koszmarne dojscie w butach na obcasach do oltarza przewazyły szale. Presja otoczenia stała sie i moja zaczełam zastanawiac sie nad operacja i ......
W marcu 2009 roku w " Kobiecie i zycie " przeczytałam artykul o mojej rowiesniczce po kapoplastyce i komentarz lekarza z mojej kliniki Wiesława Kaczmarka.
W maju umowilam sie na wizyte.. coz byla konkretna i bardzo owocna jej rezultat to przeprowadzona 20 pazdziernika 2009 roku operacja. Marzylam o kapoplastyce ale poniewaz noga była krotsza a wiadomo trzeba wydłuzyc załapałam sie na endoproteze,
Lekarz kolejny cudowny człowiek i specjalista. Konkretnie zabrał sie za moje leczenie, kazdy nurtujacy mnie problem tlumaczy i dodawal wiary. Uspokoil tez moje sumienie ... coz troche sie balam czy nie bylam zbyt aktywna itd ... Sprawa okazala sie bardzo prosta - po 28 latach, a tyle minelo od mojej pierwszej operacji panewka miala prawo sie zniszczyc..... a to ze uprawialam sport pozowlilo mi mimo wszystko utrzymac i tak slabe miesnie w dosc dobrej formie....
Musze sie jeszce przyznac, ze jak w maju jako tako dawalam sobie rade z zalozeniem buta tzn. jego zawiazaniem, to juz w sierpniu to byla tragedia musialam prosic o pomoc, skarpetki zakladalam sama wyczyniajac dziwne tance .... cienkie rajstopy zakladala mi juz mama.
Przed operacja wakacje spedzilam nad morzem, a potem z grupa przyjaciol lazilam po Pieninach tym razem juz z kijkami tretingowymi. ktore juz zostana ze mna na zawsze.
Operacja , pobyt w szpitalu wspominam bardzo milo ... otoczona bylam przez troskliwy personel medyczny i spotkalam swoich starych dobrych znajomych siostre Mirke z odzialu dzieciecego i profesore Puchera.
Co dalej powrot do domu i rehabilitacja... to moze ciezka praca, ale daje ona efekty ...
Po 6 tygodniach na pierwszej wizycie moglam obciazac operowana konczyne i zaczac chodzic z jedna kula. Druga wizyta jakies 3 miesiace po operacji, chodze po domu bez kuli ( aura za oknem nie pozwala zostawiac moja trzecia noge w domu), zakladam sama skarpetki i cwicze chodzenie . Noga krotsza slabe miesnie przed operacja pozostawily slad kulalam na wizycie, za co dostalam bure , sluszna stwierdzam. Ale same wiecie, ze narzekac nie wolno i sie poddawac. Od kilku dni cwicze nauke chodzenia, prawidlowe obciazanie nogi i jest juz znacznie lepiej. Moja psychika sie juz przekonala, ze nie mam powodu zeby kulec..... moja ciezka praca to jedno, ale cierpliwosc i konsekwencja mojej rehabilitantki to inna sprawa. Zosia to swietna babka i jest dla mnie kolejna sila napedowa.
jest jeszcze jedna bardzo wazna sprawa o ktorej powinnam moze i napisac na poczatku zawsze w kazdym dzialaniu miałam wsparcie w Rodzicach, młodszej siostrze Karolinie , chrzestnej Eli i wszystkich znajomych przyjaciołach.
Oj ale sie rozpisalam, niestety moja polonista miala racje drugi prawie Sienkiewicz ze mnie!
Pozdrawiam . Miło mi do WAS dolaczyc... bede wpadac tu czesto ... aby sie wygadac ... Buzka !
Ostatnio zmieniony przez AgaW Sro 03 Lut, 2010, w caoci zmieniany 2 razy
Wysany: Sro 03 Lut, 2010 chyba jestem prawdziwa zodiakalna ryba taki ze mnie roztrzep
hej hej
jak fajnie ze ktos czyta co ja pisze bo inaczej jaki byłby sens moich wypocin...
co trzeba napisac szczerze mam gadane oj mam sama nie wiem po kim ale do rzeczy
kiepsko mi wychodzi buszowanie po całym forum i odpowiadanie na konkretna wiadomosc... ile sie jeszce musze nauczyc hi hi a wydawało sie to takie proste
nawet nie wiem od czego zaczac ale zastanawiam sie dlaczego bije tyle pesymizmu zwiazanego z nasza choroba...
wiem moze zostane zarzucona tekstami ze jestem młoda ... itd nie wiem co to bol ograniczenia .. ale powiem szczerze ze moze jest w tym sporo prawdy..
bo jestem jeszcze mloda co to 33 lata kiedy czasem w oczach moich sporo mlodszych znajomych jestem nawet nastolatka hi hi coz z racji bycia harcerka mam przyjaciol znajomych zaczynajac od zucha konczac na wiekowym seniorze.. ale nie o tym mialam pisac
bol coz znam tylko ten zwiazany z bolem nogi ... przed operacja konkretny ale nie usmiezałam go tabletkami przeciwbolowymi a raczej checia zycia i prawda ze czasem bywa znacznie gorzej . mysle tez ze mozna ten bol zagłuszyc , wyrzucic ze swojej glowy ...
zycie znacznie bardziej doswiadcza i bol strata bliskich jest prawdziwym wyzwaniem
przykład nawet nie musze daleko szukac... wczoraj mojemu kuzynowi zmarł 10 letni synek chory od urodzenia na maloglowie ... jak dla mnie to jest prawdziwy bol , rozpacz.. nie umiem o tym pisac to dla mnie jeszcze zbyt swieze coz sa dla mnie bliscy dobra nie rozklejam sie mialam pisac i
ograniczenia ruchowe coz tez nie radzilam sobie z prostymi sprawami zalozenie skarpetki, zawiazanie buta ... ale operacja to rozwiazala wiec po co narzekac. czasem mysle ze moze mlodym ludziom trudniej sprostac ograniczeniom wynikajacym z choroby skoro w przekonaniu wiekszosci jest to przywilej starszych osob ... nie che tez pisac ze maja oni wieksza radosc pasje czerpania z zycia jak najwiecej bo jak dla mnie kazdy wiek ma swoje prawa i obowiazki. a od nas zalezy jak sie do tego ustosunkujemy... nie ulegajac presji otoczenia
choroba nie wybiera wieku i przychodzi nawet wtedy kiedy nie jestesmy na nia przygotowani od nas samych zalezy jak bedzie ona przebiegac i jak utrudni nam zycie..
ja wybralam chyba doscl latwe roziazanie
doszłam do wniosku ze jestem zdrowa tylko maly drobiazg sie zepsul i skoro mozna to naprawic to trzeba to zrobic ...
nie czulam sie tez inna z tego powodu ze czasem kuleje lub jestem slabszym piechurem w trakcie lazenia po gorach,, moi przyjaciele nosili za mnie plecaki, czekali dostosowywali tempo marszu do mnie a pozniej nawet zakladali mi buty,,,, czy to wstyd raczej nie dla mnie to zwykly ludzki odruch ja tez pomagam kiedy moge ....
coz nasza sprawnosc fizyczna nie jest punktem odniesienia do tego jak wartosciowym jestesmy czlowiekiem swiadcza o tym czyny slowa i drobne gesty sposob reagowania na wszystko co nas otacza na wielkie i male rzeczy...
pamietam i nie zapomne jak po operacji pomagala mi ubierac sie pani ktora miala ponad 70 lat chodzila o kuli i czekala na operacje taka sama jak ja a jak dziekowalam za to ze kleczac zaklada mi skarpetki mowila ze to drobiazg wiec definicha jest prosta wyslilmy sie choc na takie drobiazgi i pomyslmy co sie staniekiedy zrobimy cos wiekszego...
wiec nie narzekajmy tylko z usmiechem na ustach witajmy kazdy kolejny dzien a zapewniam bedzie lepiej Ewelina
Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009 Posty: 2625 Skd: z Polski
Wysany: Czw 04 Lut, 2010
szarotka-33 napisa/a:
jak fajnie ze ktos czyta co ja pisze bo inaczej jaki byłby sens moich wypocin...
Czytamy wszystko, nawet po kilka razy
szarotka-33 napisa/a:
kiepsko mi wychodzi buszowanie po całym forum i odpowiadanie na konkretna wiadomosc... ile sie jeszce musze nauczyc hi hi a wydawało sie to takie proste
Spokojnie, pomału to jest bardzo proste-kwestia przyzwyczajenia się nawet jak coś źle zrobisz, to my jesteśmy do pomocy
szarotka-33 napisa/a:
ograniczenia ruchowe coz tez nie radzilam sobie z prostymi sprawami zalozenie skarpetki, zawiazanie buta ... ale operacja to rozwiazala wiec po co narzekac.
Podoba mi się to podejście
szarotka-33 napisa/a:
czasem mysle ze moze mlodym ludziom trudniej sprostac ograniczeniom wynikajacym z choroby skoro w przekonaniu wiekszosci jest to przywilej starszych osob ...
Myślę, że to leży w kwestii charakteru danej osoby
W szpitalu byłam dziesiątki razy i to właśnie najwięcej starsze panie najbardziej marudziły: dlaczego to one? itp. Może i ciężej starszym osobom chorować, ale czasem mnie denerwują tym marudzeniem. Szczególnie gdy na sali leży młodziutka osoba ciężej chora, mająca na dodatek świadomość iż nigdy nie wyzdrowieje. Starsze panie (nie chcę uogólniać oczywiście) wychodzą z założenia: młodym choruje się lepiej....
Każdy się buntuje niezależnie od wieku. Trzeba zaakceptować pewne rzeczy, przywyknąć do nich, a walczyć z tym z czym można. Czasem trudno jednak to rozróżnić.
szarotka-33 napisa/a:
zycie znacznie bardziej doswiadcza i bol strata bliskich jest prawdziwym wyzwaniem
To jest chyba jedyne, czego bym w życiu nie zniosła .... Pamiętam jak mój braciszek się urodził. Naczytałam się o tzw. śmierci łóżeczkowej i praktycznie całe noce siedziałam na podłodze obok niego. Byłam sparaliżowana strachem, że mu się coś może stać
szarotka-33 napisa/a:
nie czulam sie tez inna z tego powodu ze czasem kuleje lub jestem slabszym piechurem w trakcie lazenia po gorach,, moi przyjaciele nosili za mnie plecaki, czekali dostosowywali tempo marszu do mnie a pozniej nawet zakladali mi buty,,,
Ja też miłośniczką gór jestem, ale plecaka nikomu nie oddam hehehe Głupotą też nie grzeszę, bo zawsze chcę być pierwsza wszędzie i pokazywać wszystkim na co mnie stać chyba mi zostało to z klubu sportowego z lat młodości
szarotka-33 napisa/a:
wiec nie narzekajmy tylko z usmiechem na ustach witajmy kazdy kolejny dzien a zapewniam bedzie lepiej
Podpisuję się pod słowami Ewelinki obiema rączkami
Cytat:
Miło mi do WAS dolaczyc... bede wpadac tu czesto ... aby sie wygadac
My też się bardzo cieszymy z nowego "Nabytku"
pozdrawiam bardzo cieplutko
kiepsko mi wychodzi buszowanie po całym forum i odpowiadanie na konkretna wiadomosc
Hej Ewelinko nie martw się ja również mam problemy z odpisywaniem i wciągnięciem się w jakiś temat od początku.. Mamy tu takfantastyczne osóbki , że jak będzie cos nie tak pomogą i w kwestii zdrowia i forum...
pozdrawiam buziaki
_________________ życie jest pięknym darem , trzeba tylko umieć z niego jak najwięcej czerpać
Status: Endo x 1
Wiek: 47 Doczya: 28 Pa 2009 Posty: 505 Skd: Athlone-Ireland
Wysany: Czw 04 Lut, 2010
Ewelinka czytam co piszesz ale wiele tego haha streszczaj trochę )
Fajnie Ci idzie ja tez uczę sie chodzić i dużo roboty przed nami to co opisujesz po ćwiczeniach odczucia itp to wszystko znam chyba normalne.Teraz tylko budować mięśnie wzmacniać naciągać i będzie super.
Pozdrawiam ciepło Wiola
a witakcie drogie kobiałki!!!!
a wiec Piedra 32 musze Cie niestety rozczarowac to juz było moje wielkie streszczenie... mam nadzieje ze zniesiesz to dzielnie
jesli chodzi o chodzenie to jest juz lepiej... kosci nie wariuja . wiec to ze miesnie jeszcze troche strajkuja da sie wytrzymac. cwicze i cwicze wiec w koncu musza zrozumiec gdzie ich miejsce. buziole nie mniej czule niz lizniecie psiaka hahah