Status: Psycholog
Doczya: 30 Mar 2010 Posty: 168 Skd: Hamburg-Szczecin
Wysany: Wto 09 Wrz, 2014
karolina23 napisa/a:
Fakt jest taki, że jestem silną psychicznie osobą. Miałam w życiu kilka sytuacji, z których ludzie nie wychodzą w takiem miejscu w jakim jestem dzis. Wiem, ze młoda jestem ale pisze prawdę. Akurat moja noga jest moją "piętą Achillesa". Dlatego, że wiem jaka ona jest. To mój największy kompleks problem.Uderza we wszytsko. W moje poczucie wartości, godności, w moją kobiecosc. Naprawde juz nie raz spotkałam sie ze słowami "Ty przy tej swojej strasznej wadzie powinnas mieć sukienkę luźną do ziemi, a nie do kolana bo jak teraz wyglądasz" itp. I pewnie nie musiało być w tym nic złego. Ale mnie bolało. Zawsze starałam sie nie byc przez to gorsza. Cwiczyłam na w-fie, chodziłam gdzie wszyscy, robiłam to co wszyscy. Nawet jak mnie bolało nie mówiłam nikomu. Chciałam być "normalna". Ale za dużo mnie kosztowała ta "normalność"-2 lata silnej nerwicy lękowej. Jezeli ktos wie o czym mówie to juz moze zaczać mi współczuc:D bo objawy naprawde są przerażające. Najpierw kardiolodzy, neurolodzy, laryngolodzy, szpital itp. A na końcu psychiatra, psycholog. Po dwoch latach wylazłam z tego, wyszłam do ludzi, znajazłam prace. A teraz jakis pacan znowu mi bedzie zaczynał;/ naprawde ciężko być młodą dziewczyną z całkowice zwichniętym biodrem, bez pośladka, kulejącą, skoliozą...;/ Ale ja WIEM ja wyglądam. Nikt nie musi mnie po chamsku uswiadamiac w tym. Wiem ile rzeczy mi na noga odebrała, na co mnie naraziła. nienawidze jej. Chce juz byc po operacji, chce byc jak wszyscy, przygotowuje się do niej. I licze na efekty mojej pracy i bólu. Nawet w codziennym życiu mi ona przeszkadza, w prostych czynnosciach. Mam 24 lata i nigdy nie stałam na dwóch nogach równocześnie. Nie mam panewki, kosc udowa wygląda jak jakis prosty kołek. Racją jest to (wiem, ze sie powtarzam:)), że gdybym sama nie miała w tej kwestii złego zdania o sobie to czyjes gadanie by mnie nia zabolało. Nie potrzebuje terapii żeby akceptowac to co chce zmienic. Ja wiem, ze operacja to nie jest magiczna rożdzka. Ale po niej biodro nie bedzie zwichnięte. Dostane chociaz szanse na odbudowe mięśni, na normalne chodzenie. A teraz jestes tej szansy pozbawiona. Ten temet przegadałam z moim psychologiem i psychiatrą (kiedy jeszcze byl potrzebny) X razy. I przyznał mi racje:)
pozdrawiam Was Robaczki, miło, że tak podjęliście temat ,dziekuje za wszyskie słowa wsparcia:)
- swietnie sobie radzisz, zycze Ci z calego serca szybkiej operacji i poprawy.
Nie traktuj swojej slabszej nogi tak jak ten pacan potraktowal Ciebie.
Pozdrawiam Was i życzcie mi jak najmniej strachu:)
Karolina życzę Ci abyś ten strach opanowała Będzie dobrze i wiesz o tym, czekamy na relację i na pewno nie będziemy mieli Cię dość Pozdrawiam i trzymam kciuki!
_________________ Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie...
Jak będę już "po" napewno będziecie mnie mieli dość
Mam nadzieję! Pisz wszystko, co się dzieje. Ja będę w Otwocku rok później, więc czekam na relację.
Strach ma wielkie oczy! Pomyśl, co zyskasz mając nowe bioderko i tylko tego się trzymaj.
Męczę się z biodrami kilka lat, a od dwóch jestem niemal przykuta do łóżka. Wstaje tylko w celu zaspokojenia swoich podstawowych potrzeb. Jestem psychicznym wrakiem . Za mną już dwie operacje. 1,5 roku temu artroskopia. Nie przyniosła efektu. 11 miesięcy temu kapoplastyka. Wszystko było na dobrej drodze, a jednak 2 tygodnie po odrzuceniu kul (3,5 mca po operacji ) wielki ból, karetka, szpital itp. Wózek inwalidzki m-c, później znów kule i żmudna rehabilitacja z prywatnym fizjoterapeutą. Efekty znikomej poprawy po czym w lipcu znów drastyczne pogorszenie. Za tydzień planowana wymiana kapo na prawdziwe endo.
Żyć mi się już nie chce. Nie mogę patrzeć na chodzących ludzi, biegających, tańczących. Nie mogę słuchać, że ktoś był na spacerze, rowerze, wycieczce. Wściekam się i płaczę na zmianę. JA TEŻ CHCĘ! Gadanie o tym, że ktoś ma gorzej wykańcza mnie nerwowo. Chcę być matką wychowującą dzieci, a tymczasem od dwóch lat córka dziś lat 14 się mną opiekuje, a syn lat 6 ciągle coś przynosi do łóżka.
Jak tak żyć? ???????
Nie napiszę Ci że inni mają gorzej bo to bez sensu-każdy ma swoją drogę.
Pytasz jak żyć?
Ano wziąć życie jakim jest. Niedługo masz operację i kolejną szansę na poprawę stanu.
Rozumiem jak Ci ciężko w tym czasie-ale ta sytuacja jest przejściowa, nie będzie tak zawsze.
Nie ma sensu porównywać się z innymi co mogą itd. bo mają inną sytuację.
Zamiast porównań zwróć uwagę na to co masz teraz - masz kolejny zabieg przed sobą po którym masz szansę wracać do sprawności. Masz dzieci na które możesz liczyć i które Cię kochają i wspierają. Pomyśl o nich co czują gdy pokazujesz tyle żalu, złości na życie.
Na przekór wszystkiemu uśmiechnij się, zawsze możesz coś dobrego dla siebie zrobić, zawsze możesz podziękować za to co masz-za rodzinę, za każdą przeczytaną książkę, za każdą nawet drobną przyjemność, za życie. Możesz dać dzieciom bardzo wiele-rozmowy, kontakt, cieszyć się z ich sukcesów, okazywać uwagę ich sprawom. Właśnie teraz możesz nauczyć je tego że na przekór wszystkiemu można myśleć pozytywnie, można podejmować działania do poprawy sytuacji. Możesz im pokazać jak można być silnym, jak się nie poddawać, jak dostrzegać dobre rzeczy. Tego ich nie nauczy żadna szkoła i tej nauki nie kupią za żadne pieniądze. One Cię obserwują i na tej podstawie budują sobie osąd o życiu. Pokaż im że można być szczęśliwym w każdej sytuacji, w Twojej też, że można cenić życie, że można się cieszyć.
Może teraz masz "związane ręce" i wiele przeszłaś ale to od Ciebie zależy jak do tego podejdziesz-czy dołując się czy zbierając siły na kolejny etap leczenia.Zbierzesz siły najlepiej znajdując w sobie wiarę w powodzenie zabiegu i myśląc pozytywnie. Nie ma co tracić życia na zastanawianie się "dlaczego ja" ale prościej potraktować to jako doświadczenie które trzeba przejść i na nim nauczyć się choćby siebie, nauczyć się doceniać drobne rzeczy, stać się jeszcze silniejszą kobietą.
Doda Ci sił częsta myśl jaka będzie Twoja radość gdy już będziesz wracać do zdrowia i stopniowo będziesz mogła być coraz bardziej aktywna. Chcesz tego - więc skupiaj się na motywacji wiedząc że to co jest teraz to mijający czas, po prostu ten trudny czas przeczekaj. Dasz radę.
Zapraszam Cię do tematu w tym dziale "kondycja psychiczna" oraz "co mi dały chore biodra"- być może będą dla Ciebie inspiracją.
Trudny czas zwykle jest niejako próbą charakteru i od Ciebie zależy czy wyzwoli w Tobie siłę, motywację czy też poddasz się złym myślom i złości które odbiorą Ci radość życia.
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Problem w tym, że ja to wszystko teoretycznie wiem. Długo trzymałam się dobrze. Dopiero niedawno coś we mnie pękło. Szala goryczy z nieudanych operacji przelała się i strasznie ciężko jest myśleć, że po następnej będzie lepiej, skoro po poprzednich nie było. A naprawdę to rozjechałam się tylko wewnętrznie. Do dzieci, męża i innych staram się robić dobrą minę do złej gry. Nie potrafię i nie chcę z nikim z otoczenia rozmawiać o tym co czuję, bo boję się opinii użalania się nad sobą i nie chcę jeszcze bardziej utrudniać im życia jakie mają przeze mnie. Płaczę niemal wyłącznie do poduszki.
AgaW "wymiana "myśli " tutaj to moja pierwsza rozmowa o tym co czuję od początku choroby i powiem Ci , że przekroczyła moje oczekiwania ( w pozytywnym sensie ). W efekcie rozpłakałam się po czym uspokoiłam. Dziękuję.
...Chcę być matką wychowującą dzieci, a tymczasem od dwóch lat córka dziś lat 14 się mną opiekuje, a syn lat 6 ciągle coś przynosi do łóżka...
trochę to dziwne, bo tak: faktycznie życie Cię nie rozpieszcza, ale z tego co czytam wygląda, że w rodzinie masz bardzo dobre wsparcie. dzieci mimo niedorosłego wieku i fiu-bzdziu w głowie (przynajmniej większość ich rówieśników tak to ma), zachowuje się nadspodziewanie dojrzale.
zamiast szukać negatywów, poszukaj pozytywów.
dla mnie:
motylleq napisa/a:
...nie chcę z nikim z otoczenia rozmawiać o tym co czuję, bo boję się opinii użalania się nad sobą i nie chcę jeszcze bardziej utrudniać im życia jakie mają przeze mnie. Płaczę niemal wyłącznie do poduszki...
jest to dla nich mocno krzywdzące. myślisz, że człowiek sam zdrowy nie cierpi widząc udrękę kochanej osoby?
daj im trochę popłakać z Tobą, nic to nie rozwiąże, ale będzie lżej.
ojciec, matka chętnie wzięliby na siebie chociaż część cierpienia dzieci, dlaczego uważasz że one tego nie mogą, nie potrafią czy nie chcą zrobić?
motylleq, bardzo dobrze że "wylałaś" ten ciężar, ból, żal na forum. Czasem jest dobrze okazać swoją słabość. Sama osobiście podczas mojej "podróży" do zdrowia nie raz się zastanawiałam na pomocą psychologa. Ale forumowa Rodzinka wystarczająco mnie wspierała. Ciężko jest, bo nie wiadomo kiedy to się zakończy. AgaW oraz Cyrl piękne posty napisali. Podpisuję się pod nimi obiema rękami.
Z mojej strony życzę Ci jak najszybszego powrotu do zdrowia.
Może kiedyś, jak już będzie lepiej, wybierzemy się na basen lub na kawkę
Ps. Jeżeli teraz mogłabym Ci jakoś pomóc to daj znać. Nie bój się prosić o pomoc, nawet forumowiczów. Mamy tutaj fantastyczne duszyczki.
Status: Inne
Doczya: 03 Lut 2016 Posty: 3 Skd: Rzeszów
Wysany: Sro 03 Lut, 2016 Psycholog
Jeśli jest się chorym wiadomo że psychika i samopoczucie człowieka nie jest najlepsze. Ale nie powinno się obawiać czy w takich przypadkach odwiedzić psychologa. Psycholog to specjalista do takich spraw. Wsparcie ze strony rodziny i bliskiego środowiska niestety nie wystarcza.
Wsparcie ze strony rodziny i bliskiego środowiska niestety nie wystarcza.
Nie zgadzam się z tak jednostronną opinią. To zależy od indywidualnego otoczenia danej osoby jak i od cech pacjenta - jest wiele osób, które radzą sobie świetnie i nie był ani nie jest im potrzebny psycholog. Niemniej jednak są sytuacje że wsparcie psychologa jest potrzebne i gdy się to czuje warto sięgnąć po poradę.
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*