Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009 Posty: 2626 Skd: z Polski
Wysany: Wto 08 Gru, 2009 Najszczęśliwsza posiadaczka endo...już dwóch
strasznie tego dużo do opisania, więc chyba zacznę od samych początków
no i postaram się nie zanudzać
OKRES DO 16 ROKU ŻYCIA
byłam całkiem normalną nastolatką, której było wszędzie pełno, sport wszelkiego rodzaju to było moje życie i plany na przyszłość od dziecka trenowałam, co tylko się dało
jednak moją pasją i żywiołem były biegi przełajowe i na orientację; należałam do klubu sportowego, chodziłam do sportowej szkoły podstawowej
większych dolegliwości poza katarem i sezonowym przeziębieniem, kontuzjami, złamaniami, czy skręceniami nie miałam
PO 16-stce; czyli rok 2000
zaczęłam puchnąć, oczywiście na początku nie zwracałam na to uwagi...bo przecież kto ma czas na takie rzeczy całe wakacje miałam już zaplanowane, góry góry i raz jeszcze góry....no ale byłam niepełnoletnia i rodzice usadzili mnie w szpitalu na zlecenie wrednego lekarza po podstawowych badaniach w szpitalu w moim mieście, przewieźli mnie do wrocławskiej kliniki nefrologicznej (to taka, co zajmuje się chorobami nerek). Tam już wykonywali bardziej specjalistyczne badania, w tym biopsję nerki. Po kilku dniach miałam już diagnozę:
-toczeń rumieniowaty układowy i zespół nerczycowy; toczeń (SLE) jet chorobą autoimmunologiczną, czyli w najprostszych słowach: organizm sam siebie niszczy...
leczenie: sterydy i chemia; potem same sterydy w ogromnych dawkach....
przeleżałam całe wakacje w klinice, potem poszłam do kochanego domku; żyłam sobie całkiem całkiem poczekałam na remisję, no i powróciłam do biegania, lecz to już tylko dla siebie inne formy aktywności również nie były mi obce, ruchliwa byłam jak zawsze
leki grzecznie łykałam i nie narzekałam
lecz żaden mądry wrocławski lekarz nie dał mi nic na wzmocnienie kości a ja jako 16-letnie dziecko nie zdawałam sobie sprawy z konsekwencji jakie mogą nastąpić....
dopiero na przełomie 2002/2003 spotkałam panią dr, która była zszokowana tym faktem i włączyła mi odpowiednie piguły....
żyłam sobie nadal, biegałam, skakałam, chodziłam po górach itp itd
20 kwiecień 2004
budzę się rano i nie mogę chodzić ki diabeł? może to po tych przebiegniętych wczoraj 10 km i dyskotece? nie wiem.... kuleję nadal, boli strasznie niezależnie od pozycji, ruszania się czy bezruchu....lewe biodro
mijają dni, tygodnie boli nadal... lekarze zwalają to na bóle stawów od choroby podstawowej, ale ja czuję co innego. Łykam silne prochy, po których śpię. Nie mam zbyt dużego wyboru znieczulaczy, ponieważ przy chorych nerkach zabronione są wszelkie NLPZ. Zostaje mi Tramal, po którym wymiotuję, śpię no ale boli nadal i Efferalgan z kodeiną...to na początku ma nawet dobry wpływ....ale i tak dużo nie mogę łykać, bo zbyt obciążony organizm przez leki i chorobę...
na początku lipca 2004 sięgam po kule, bo zrobienie najmniejszego kroczku graniczy z cudem; robię sobie RTG (jeszcze wtedy można było bez skierowania), za bardzo nic nie widać; jeden specjalista mówi: " to uroda Twoich kości" a ja funkcjonować nie mogę; sami wiecie: zakładanie skarpetek czynność niewykonalna; mycie się to katorga, tak jak korzystanie z WC....na co dzień opiekuję się 2,5-letnim bratem (nie wiem, jak ja dałam radę hehe)
ojciec ma znajomego ortopedę, ten jakimś cudem załatwia mi skierowanie na rezonans...termin na 1. wrzesień...
czekając na tę datę szukam informacji i znajduję, co chciałam; wiedziałam już że to będzie to i co mnie czeka w przyszłości...ja wiem, lekarze mi nie wierzą grrrr
wrzesień
jadę do Wałbrzych na rezonans, głodna jak nie wiem co, bo kazali być na czczo hehe a godzina badania to 16:00 hihihi
siedzę czekam na swoją kolej, w wiadomościach mówią o ataku terrorystycznym w szkole w Rosji...wzięciu wielu dzieci jako zakładników
w końcu mnie wołają...nikt mnie nie uprzedził, że ta maszyna tak hałasuje głowa pęka, ja tam leżę i leżę...czas się ciągnie...myślałam, że umrę; w końcu wchodzi pielęgniarka cieszę się ogromnie, że to już koniec, ale ona tylko mi kontrast wstrzykuje i wychodzi...leżę i leżę....po jakimś czasie wybawienie dla mojej głowy; w szatni patrzę na zegarek: prawie 2 godziny....
padnięta wracam do domu, po weekendzie mają przysłać wynik....
jest kurier: rozrywam ogromne kopertę, szukam opisu i widzę, to o czym już wiedziałam
jałowa martwica obu głów kości udowych
byłam szczęśliwa, że w końcu mam potwierdzenie, że teraz coś ruszy i mi pomogą, przestanie boleć....
nie przypuszczałam, że zacznie się męka...
lata 2004-2007
ból dzień i noc, noc i dzień; mimo to kończę jedne studia, zajmuje się bratem, praktycznie prowadzę dom; ba trenuję siatkę (pierw się mocno znieczuliwszy) i jadę na zawody hehehe nocujemy pod namiotem nocami wyję z bólu, ale co tam raz się żyje a młodość lubi szalone rzeczy
szukam lekarza, który się mną zajmie....ale nikt nie chce, wszędzie mnie odsyłają, uprawiają "spychankę" straszą, że przy sterydach to nie da rady, że nikt się tego nie podejmie....lekarze mnie prowadzący nie wykazują chęci do pomocy, w końcu oni się nerkami zajmują tylko...
jeżdżę od lekarza do lekarza, po różnych ośrodkach;
w jednym w 2005 w marcu miałam być operowana, pojechałam spakowana, szczęśliwa....ale po 3 dniach okazuje się że szanowne doktory chcą w łapę....to był straszny cios i załamanie; odebrali mi nadzieję (na chwilkę)......ale ja się łatwo nie daję sesese
dzwonię do większych polskich miast; w Radomiu odsyłają mnie do głównego konsultanta ortopedii
2005 piszę do niego list; zaprasza mnie do siebie na konsultację; jadę do szpitala Dzieciątka Jezus w stolicy....tam się dowiaduję, że w czasie operacji mogę umrzeć, ale oni się podejmą.....gdy padnie mi drugie biodro zrobią dwie endo za jednym razem; mam się do nich odezwać, gdy nie będę mogła już chodzić....
to kolejny straszny cios....
szukam nadal, odwiedzam innych specjalistów; czas mija, mięśnie zanikły... żyję, szaleję, nawet bywam na disco da radę tańczyć, tylko trzeba wszystko dopracować
człowiek już się instynktownie porusza, wie co można a co nie...
baluję nawet na dwóch weselach w jednym sezonie
dziś zastanawiam się jak ja dałam radę wytrzymać ten ból i żyć normalnie....kurczę hihihi
człowiek może przyzwyczaić się do wielu rzeczy
każde kolejne RTG to większa dziura, ubytek w kości...
nie mam praktycznie żadnych z tego okresu, bo zostawiłam w dokumentacji medycznej w szpitalu
2007
jestem na kontroli w mojej klinice; dostaję super panią Doktor Boże, chwała normalnie Jej wydzwania do wrocławskiej kliniki, do pewnego profesora żeby mnie umówić; biedna tyle czasu na to poświęciła; mi się strasznie nie chce jechać, bo wszak już konsultowali mnie dr z Wrocka i nic....każdy się boi sterydów i całej reszty; no ale żeby nie robić przykrości lekarce, żeby tam na ortopedii nie myśleli o niej źle jadę...choć strasznie mi się nie chce
30 X 2007
pierwsza wizyta
okazuje się, że od miesiąca jest nowy szef....
.... pierwszy raz w życiu spotkałam tak dobrego, ciepłego człowieka...słuchajcie: zobaczyłam Go i wiedziałam, że wszystko będzie dobrze, doktor to chodzące DOBRO...ciepło i życzliwość od niego promieniują...
ogląda moje fotki i jest w szoku; dostaję skierowanie na MRI; termin na 12. listopada...umiera mi nagle babcia, potem kolega; robię rezonans, ale nie chce mi się jechać na konsultację...no dobra, w końcu ruszam tyłek, zaciskam zęby w PKSie...minuta siedzenia to męczarnia, a ja jadę 2 godz z kawałkiem
15 I 2008 druga wizyta
profesor przerażony wynikiem MRI
zadaje tylko jedno pytanie MAGICZNE
zgadza się pani na operację już wtedy jestem najszczęśliwszą osobą w całym wszechświecie
mam zadzwonić za jakiś czas, ponieważ On ma kilka konferencji
pod koniec stycznia mam piękny proroczy sen z dr Housem hehehe śniło mi się, że był ortopedą, ja trafiłam na jego oddział; przyszedł do mnie i powiedział: "Twoja cierpliwość zostanie wynagrodzona" hehehe wszystkim opowiadałam sen i się z niego śmiałam; 6 marca telefon: 17. proszę się stawić w klinice, 19. operacja to było święto nie mogłam uwierzyć swojemu szczęściu
bałam się troszkę jednego: że znów coś się może stać i nic nie wyjdzie....strach nie był wielki, bo ufałam mojemu profesorowi jak nikomu innemu na tym świecie....
szczęście moje ciężko mi opisać dostałam jeszcze większych skrzydeł operacji nie bałam się nic a nic
na dzisiaj wystarczy jutro ciąg dalszy, czyli przebieg operacji, życie potem i aktualnie
Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009 Posty: 2626 Skd: z Polski
Wysany: Sro 09 Gru, 2009
dobra, jeszcze dziś troszkę skrobnę, bo coś spać mi się jeszcze nie chce
co słyszałam od lekarzy - jako odmowa wykonania operacji:
- to, że mogę umrzeć (wspomniane przeze mnie wcześniej) w czasie operacji; za bardzo nie wiem z jakiego powodu, no ale może to oni wątpili w swoje zdolności
- "zrobimy dwa biodra w jednej operacji"...za bardzo sobie tego nie wyobrażam...nie- zupełnie sobie tego nie wyobrażam
- dostanę paskudnego zakażenia przez sterydy i immunosupresję; rana mi się nie zagoi
- operacja się nie uda i noga do końca życia będzie mi ropieć a ja będę nią tylko włóczyć....
- że będę miała dziurę w nodze i lepiej do końca życia chodzić z kulami i łykać p/bólowe niż zgodzić się na endoprotezę
- że to uroda moich kości, a nie martwica...
- że operacja, to nie jest środek p/bólowy
- no i najczęstsze: JEST PANI ZA MŁODA co potem będzie, jak endoproteza się zużyje? będzie pani na wózku jeździć....
mogłabym napisać nazwisko przy każdej wypowiedzi, ale nie ma sensu...
to był taki mały przeglądzik polskich medyków
"rozruch" przed operacją
po październikowej wizycie u kochanego profesora miałam już jako taką pewność, że mnie zoperuje więc zaczęłam szukać informacji na temat tego forum jeszcze nie było, bo pewnie bym znalazła hihi
znalazłam co nieco i zaczęłam przygotowania
-zapisałam się na basen, gdzie postanowiłam potrenować, by zwiększyć ogólną sprawność organizmu
-zwiększyłam ilość ćwiczeń na ręce i brzuch, żeby później o kulach już dwóch łatwiej mi było skakać
-chuchałam i dmuchałam na siebie by żadnego przeziębienia nie złapać, infekcji...tego też się bałam...
-hehehe jeździłam nawet na biegówkach moich ukochanych mimo bólu, bo myślałam że po operacji mi nie będzie wolno....
-kompletowałam fajne koszulki nocne do szpitala i odpowiednią bieliznę
-cieszyłam się jak wariatka, spotykałam ze znajomymi którzy radowali się ze mną
-robiłam zapas książek (uwielbiam kryminały)
-odwiedziłam dentystę, ginekologa
i jeszcze coś ważnego
przez ten cały czas, gdy szukałam lekarza, zbierałam pieniądze na prywatną operację...którą o dziwo wszyscy chcieli zrobić dla mnie to niezrozumiałe do dziś...
swoją drogą: bardzo trudna sprawa: uzbierać pieniążki, pisma do dziesiątek fundacji bez echa...a ja tylko przedstawiałam sprawę i pytałam czy istnieje możliwość
miałam epizod z Fundacją TVN 'Nie jesteś sam' bardzo pozytywny, już po odnalezieniu profesora chcieli mi pomóc po operacji, ale podziękowałam im grzecznie jej oni nawet dzwonili do mnie po operacji i pytali jak się czuję to było bardzo miłe
tak więc, gdy miałam nieco ponad połowę potrzebnej sumy na prywatną operację, stał się prawdziwy cud
Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009 Posty: 2626 Skd: z Polski
Wysany: Czw 10 Gru, 2009
oki, piszę dalej
marzec 2008
termin operacji już miałam, więc pomyślałam że trzeba by było zadzwonić do swoich lekarzy i zapytać, co z pigułami na czas operacji i czy nie mają żadnych zastrzeżeń; dzwonię do ostatnio mnie prowadzącego lekarza, ale ten nie wykazuje zainteresowania i tylko każe mi przełożyć termin badań u nich w klinice
pakuję się, jadę do Wrocławia tydzień wcześniej, mieszkam u przyjaciółki; jadę osobiście do mojej kliniki i idę do ordynatora, który praktycznie potraktował mnie jak tamten przez telefon nie było to miłe....
anestezjolog się mnie potem pytała, gdzie mam pozwolenie na operację od swoich lekarzy...wyjaśniłam jej sprawę...
17 marzec 2008
ulewa, koleżanka z mężem mnie odwożą; jedziemy przez miasto prawie dwie godziny
w końcu docieramy i "zabawiamy się" w przyjęcie do szpitala...z tym to mają tam troszkę bałagan, no ale można zaliczyć to do kolejnej przygody
po 3 godzinach z hakiem już sama docieram na oddział przyjmują mnie sympatyczne pielęgniarki, dostaję łóżeczko mogę sobie wybrać z 3 wolnych na sali
kładę się spać hehe bo padnięta równo jestem jak już zasnęłam to obudził mnie jakiś lekarz hehehe zadając jakieś zbędne pytanie i polazł sobie
odechciało mi się spać i ruszyłam na obchód sesese trzeba przecież wszystko i wszystkich zobaczyć i zawrzeć znajomości miałam farta: 10-latka i 16-latka hihihi mimo różnicy wieku przewariowałyśmy cały wieczór
no a jeszcze wcześniej było moich dwóch (przyszłych) operatorów, objaśniali mi co i jak, przeprowadzali pomiary raz jeszcze, zbierali wywiad....nie byli zadowoleni z moich RTG oraz MRI...wyglądało to tragicznie...
kolejnego dnia były jeszcze jakieś badania, golenie nogi, wizyta anestezjologa, czopki i lulu
19 marzec
cudowny jedyny i niepowtarzalny dzień!!!
po przebudzeniu przyszła siostra i cewnik założyła
następnie odwiedził mnie Dobry Profesor (wcześniej go nie było w szpitalu, za co przeprosił)
dostałam śliczną białą szpitalną koszulkę, cudowną pigułkę
śmiesznie też wyszło jak pielęgniarka przyszła i mówi:no Kinguś idziemy a ja: na piechotę? a przed salą czekało na mnie łóżko do przewozu hihi
fajnie tak jechać hehehe jak na filmie-tylko światełka na suficie migają
kochane siostrzyczki z oddziału przekazały mnie siostrom z operacyjnej
zaskoczyło mnie to, że sala nie jest paskudnie zielona czy seledynowa wyłożona kafelkami za to są odcienie beżu i fioletu, a lampy w kształcie kwiatków
jeszcze przed 8 rano miałam założony wenflon, podłączone kroplówy...pamiętam, że było mi strasznie strasznie zimno, dobra siostra podkręciła temperaturę, poszukała dodatkowych materiałów
nie wiadomo skąd pojawiła się reszta załogi, w tym przemiła pani anestezjolog miała takie dobre oczy hihi reszty nie widziałam kazała położyć się na boku, skulić się, następnie wybadała mi kręgosłup i znieczuliła ale przyjemne ciepełko rewelka hehehe
odwrócili mnie na plecy, dali zasłonkę i bandażowali nogi, pierw jednak pomalowali mnie w pomarańczowe barwy operacyjne
zawołałam anestezjolog i poprosiłam, by koniecznie przypilnowała aby nie zaczęli mnie kroić zanim znieczulenie nie zacznie działać hihihi psikała mi wodą (?) na różne części ciała i pytała, czy czuję prosiła też, bym poruszyła nogami, no ale mimo największych wysiłków nie dałam rady
nadal mi było strasznie zimno w górną (czującą) część ciała, więc dostałam jakieś materiały i specjalnego "elektrycznego jamnika", który dmuchał ciepełkiem po jakimś czasie się rozgrzałam już wszystko było cudne
zazdroszczę tym, którzy mieli możliwość oglądania swojej operacji
mi wstrzyknęli do wenflonika coś na drzemkę....no i odpłynęłam
znieczulenie w kręgosłup pod koniec zaczęło puszczać i było fajnie dostałam dożylnie przeciwbólowy-przy szyciu i czymś tam jeszcze; pani anestezjolog głaskała mnie po głowie, pamiętam że i bolało, ale teraz siły bólu nie pamiętam hihihi i ten widok doktora w czerwonych rękawiczkach i tekst "straciła 700ml krwi"
zaczęłam nawet ruszać prawą nogą w czasie operacji-wystraszyłam lekarzy, bo powiedziałam że lewą (operowaną) ale to była pomyłka, no bo człek po takim znieczuleniu to za bardzo nie wie, gdzie ma kończyny i jakie potem się tylko modliłam, żeby każde kolejne stuknięcie młotkiem mnie nie zabolało hehehe
kość była bardzo zniszczona i profesor mówił potem, że się w czasie operacji wkurzył i krzyczał, bo bał się że kość się rozsypie
pod koniec operacji miałam kolejną prośbę do anestezjolożki: przekazać lekarzowi, by mnie ładnie zszył
potem jak doktor przyszedł do mnie na salę, to pierwsze słowa brzmiały: "starałem się"
zawieźli mnie na pooperacyjną, gdzie zbadali morfologię, była ok więc czas było wracać na oddział...zabrali mi "elektrycznego jamnika" i przywiązali nogi do trójkąta....
w drodze na oddział zrobili RTG
na sali byłam po 13...nadal strasznie zimno było, więc dostałam kupę koców
Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009 Posty: 2626 Skd: z Polski
Wysany: Czw 10 Gru, 2009
opisuję to wszystko tak dokładnie, ponieważ sama szukałam takich informacji przed operacją; musiałam wszystko dokładnie wiedzieć niewiedza jest okropna
na mojej sali pojawiło się całe poznane w poniedziałek towarzystwo a ja relacjonowałam dokładnie przebieg zabiegu; w miedzy czasie pisałam SMSy i odbierałam telefony nie byłam ospała, zmęczona, spokojna ani nic w tym rodzaju; gadałam jak najęta, śmiałam się itp...wszyscy się dziwili, bo większość wracała z operacji zmęczona... do wieczora czas mijał na zmianie kroplówek, braniu krwi na badania, wizytach lekarskich, oglądaniu nogi; czytaniu gazet, książki nie dałam rady utrzymać
była też u mnie pani anestezjolog mogłam ją ujrzeć w całości pomogła mi się napić lekko podnosząc moją głowę...nie miałam rurki ani butelki z "dziubkiem/korkiem"
dowiedziałam się od moich dr, że kość była tragicznie zniszczona, nie zapowiadał tego nawet wynik MRI...mało brakowało, a rozkruszyłaby się; zrobili mi też sporo przeszczepów kostnych; nie cięli mnie z boku, tylko od góry blisko pachwiny
ok 22 dostałam jedną jednostkę krwi, bo morfologia spadła; ostatnia kroplówa skończyła się po północy...poszłam spać; ale już o 3 się obudziłam z bólem krzyża-nienawidzę leżeć na plecach i tego takie skutki, źle się też czułam, ale głupio mi było dzwonić po pielęgniarki...co jakiś czas podnosiłam się na wiszących trójkątach i popłakiwałam sobie z bezsilności...o 6 już nie nie wytrzymałam i zadzwoniłam po siostrę: przyszła, podniosła mi łóżko to było cudowne, na dodatek pozwoliła coś zjeść sobie ugryzłam pieczywo chrupkie i odżyłam siostrzyczka zaparzyła mi też swoją herbatę
kazała zmierzyć temperaturę, miałam prawie 39...powiedziała, że następnym razem mam dzwonić, bo nawet p/bólowe na kręgosłup mogą mi dać
do 8 rano temperatura spadła i wsunęłam podwójne śniadanie: świeży chlebek i przepysznym twarożkiem!!! ale to było pyszne....
potem wizyty lekarskie, zmiana opatrunku, uciskanie nogi (auuuu), bo zastanawiali się nad jeszcze jednym drenem no ale na szczęście obyło się bez niego
przyszła też rehabilitantka i machała moją nogą (kolejne auuuuu)
gorączka raz rosła, raz spadała; wezwali internistkę, rozpisali antybiotyk; badania krwi już w miarę ok (jak na mnie); na noc proszę hydroksyzynę
to chyba wszystko co pamiętam z pierwszej doby po operacji
w nocy znów gorączka, tym razem dzwonię po pielęgniarki; temperatura spada, ale rano znów rośnie...no i tak w kółko; to jest już piątek (Wielki Piątek)
przychodzi rehabilitantka wstaję z łóżka na chwilkę żeby stanąć i nauczyć się stawiać kroki, robię ze dwa, poznaję technikę i wracam do łóżka; popołudniu już tylko na leżąco zaciskam mięśnie, bo z powodu gorączki nie mogę nic innego...
wieczorem dostałam okres...oczywiście za wcześnie...pielęgniarki pomogły mi ze wszystkim, tak dobrych kobiet nie spotkałam jeszcze nigdzie indziej
sobota
wyciąganie drenu, cewnika
myślałam, że wyciąganie tego pierwszego będzie boleć no ale się myliłam bolało jednak strasznie z innego powodu: siostry mnie rozśmieszały hehehe
temperatura nadal skacze do góry
przyjeżdża do mnie tato ze świątecznym jedzeniem, ale ja nie mam apetytu na nic...
przywiózł też zapas nowych koszul nocnych...przez gorączkę zużyłam wszystkie...
w sobotę wstaję z łóżka i idę do WC, bo z basenu nie będę korzystać powoli powoli opanowuję technikę chodu i docieram, w między czasie pani z sąsiedniej sali wzywa pielęgniarki bo się ruszam hehe mam zakaz zamykania drzwi na klucz; łazienka przystosowana dla ludzi po operacji, więc super
lekarz na wieczornej wizycie każe mi ćwiczyć nogę...to było straszne myślałam, że sobie pójdzie, ale on stał uparcie koło łóżka i czekał aż zrobię...a mi się chciało płakać z niemocy własnej (przed operacją też nie poruszałam w ten sposób, a tu tona opatrunków, noga obrzęknięta, jak zagipsowana)...wydawałam dziwne dźwięki, pewnie byłam purpurowa, ale przeciągnęłam nogę po prześcieradle...5 razy, a czułam się jak po maratonie...
w końcu poszedł, ale kazał co jakiś czas robić serie powtórzeń...dziś jestem wdzięczna za każdą mobilizację oraz za to, że nie byłam jednym z pacjentów na taśmie, tylko osobą, na której wszystkim zależało
widać to było na zatroskanych twarzach lekarzy i pielęgniarek ale oni traktują tam tak każdego pacjenta; człowiek ma poczucie bezpieczeństwa, co wg mnie jest niezmiernie ważne
przychodziły pielęgniarki do mnie często sobie pogadać, zapytać się jak się czuję, czy czegoś nie potrzebuję jedna nawet nazwała mnie "pupilkiem"
w niedzielę, czy w poniedziałek dobra siostra umyła mi głowę na łóżku to była cała operacja logistyczna
lekarz dyżurny zmienił mi też antybiotyk który na szczęście pomógł....gorączka już nie rosła tak bardzo
Święta Wielkanocne minęły nadszedł zwyczajny wtorek, wzięli znów krew na badania, a tu morfologia 7...i kolejne jednostki krwi
z rehabilitantką poszłam na spacerek po korytarzu no i ćwiczyłam na łóżku; przesunięcie, czy podniesienie nogi na kilka milimetrów graniczyło z cudem, myślałam że nigdy nie dam rady tego zrobić; niby taka zwykła czynność, a .....
pani rehabilitantka nie pozwalała mi wątpić w żadnym momencie, dopingowała i bardzo się cieszyła z każdego milimetra na przestrzeni mojego pobytu
zaczęły się też wycieczki na schody, po jednej miałam trudności z oddychaniem (znów niska morfologia), kolejna krew
z powodu choroby podstawowej biorę leki, które mają tragiczny wpływ na szpik, więc ich też zasługa w wynikach krwi...
chodzenie szło mi całkiem całkiem, wypuszczałam się na dłuższe i częstsze spacerki; przesuwanie nogą nadal opornie szło, ciężko mi też było przewracać się na brzuch-nie wiem czemu, ale bałam się tej czynności strasznie...
dostałam jeszcze jedną jednostkę krwi na wszelaki wypadek śmiały się pielęgniarki, że wreszcie mam kolor
po kolejnym weekendzie mam wyjść do domu, ale w szpitalu było tak wesoło, że nie chciałam go opuszczać
przyszedł czas na ściągnięcie szwów; czekali na mojego operatora, ponieważ miałam szwy śródskórne i pielęgniarki nie podjęły się ich zdjęcia
poszło nawet sprawnie, no i znów bolało tylko dlatego że dr rozśmieszał
nadszedł czas powrotu do domku, dostałam potrzebne recepty i zalecenia
ta skończyła się moja przygoda oddziałowa
a jeszcze co do bólu: bolało mnie tylko w dniu operacji, potem już nic wyjęli bolącą zepsutą część, dali nową i nie bolało
w szpitalu byłam 15 dni
dostałam też całkowity zakaz stawania na nogę operowaną; w czasie chodzenie miałam dotykać stopą podłoża, ale zero nacisku, nawet najmniejszego; termin wizyty kontrolnej ustaliłam sobie w poradni na 15. maja
no i nie było chyba dnia, w którym nie płakałabym ze szczęścia
kolejny EDIT:
-nie położyłam się na plecach przez kolejnych kilka miesięcy (leżałam tylko podczas ćwiczeń); spałam na pół siedząco; a jak już mogłam to na boku
-po operacji miałam przywiązane nogi do "trójkąta", potem odwiązali, ale ten leżał między nogami
-pod operowaną nogą, w kolanie cały czas miałam zrolowane prześcieradło, by noga była zgięta pod pewnym kątem
-po kilku dniach na operowanej nodze, na pięcie zrobiła mi się odleżyna, więc tam też coś podkładałam
-obrzęknięta skóra na pośladku pękła w kilku miejscach (troszkę) i cały czas ciekło mi osocze; smarowałam się na fioletowo na szafce miałam całą apteczkę praktycznie
-po zdjęciu szwów, dr przykleił mi "Steri Strip" (plastro-szwy); miałam mieć je tak długo aż odpadną
-udo, pośladek były przez dłuższy czas obrzęknięte, schodziło to bardzo powoli (nie wchodziłam w żadne spodnie swoje, dlatego zrobiłam ogromny zapas spódnic) szczerze mówiąc, to cała noga puchła pod czas chodzenia, no ale mięśniami mało pracowałam przez zakaz stawania, więc zaburzenia wynikały z tego powodu
-noga często przybierała kolor fioletowo czerwony, co też przypisuję powyższemu
Kinga, z ogromnym zaciekawieniem przeczytałam Twoją historię w której bardzo szczegółowo opisałaś swoją upartość i zawzięcie w dążeniu do zdrowia. Wkrótce minie 9 miesięcy od operacji więc myślę, że powinnaś jeszcze opisać jak wygląda Twoja rehabilitacja oraz ogólny stan na dzień dzisiejszy. Napisz, aby tak jak napisałas inni przed operacją mogli korzystać z Twojej wiedzy
Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009 Posty: 2626 Skd: z Polski
Wysany: Czw 10 Gru, 2009
hihi troszkę więcej niż 9 miesięcy, bo to rok 2008 był
brzydka pogoda, nigdzie nie idę więc popiszę
skończyłam na tym, że wyszłam do domu
trochę się bałam powrotu, jeśli już mam pisać szczerze...bardzo bałam się, że zepsuję "dzieło" wspaniałych lekarzy wiecie, w klinice wszystko w jednym miejscu, jedzonko podane, pomoc w razie czego na miejscu 24 godziny... bałam się po prostu
no ale jedna pani mi powiedziała, że tylko głupcy się nie boją, tacy wychodzą szaleją, nie stosują się do zaleceń lekarza i kończą, źle...a to że ja się boję, to dobra oznaka
na kartce miałam rozpisany zestaw ćwiczeń- niby wszystkie proste, ale wykonywanie ich było piekielną pracą....największy nacisk był na ćwiczeniu mięśni-napinanie, puszczanie, napinanie itd inne ćwiczenia to kolanem do klatki piersiowej; zginanie nogi w kolanie na leżąco (horror), w pozycji siedzącej próba uniesienia kolana w górę...
ćwiczyłam uczciwie, choć nie widziałam na początku żadnych efektów; lata o kuli zrobiły swoje potrzeba było sporo czasu by odbudować mięśnie; ćwiczyłam ćwiczyłam....jakże wielka była moja radość, gdy udało mi się przesunąć nogę o 1 cm wtedy nabierałam większego rozpędu i chęci do rehabilitacji potem kolejny cm, i kolejny...
to były efekty, na które czekałam
każdego dnia starałam się wychodzić na dwa spacery
15 maj 2008
pierwsza kontrola po operacji
rana ślicznie zagojona od dawna
spędziłam w poradni ponad 5 i pół godziny; badało mnie trzech lekarzy od jednego w ciągu 3 minut dostałam 3 wielkie ochrzany hihi doktor J. Czapiński super obserwator
-jeden był za klapki (były zabudowane, takie z palcem, no i stopa tak opuchnięta, że wszystko się super trzymało), no ale to złe obuwie...(było strasznie gorąco-to moja obrona )
-drugi za "przeskok" z kulami (powinnam prawidłowo przejść na leżankę, a nie przeskoczyć półobrotem)
-trzeci za podciąganie nogi operowanej ręką przy włażeniu na leżankę ....
za to też jestem wdzięczna, bo potem za każdym razem przypominałam sobie dr i kontrolowałam swoje ruchy
hmmm i tutaj nie pamiętam: czy pozwolili mi lekko obciążać już nogę, czy jeszcze miałam zakaz stawania na nią ale jak analizuję fakty, to chyba pozwolili do 20kg naciskać (miałam na wadze łazienkowej zobaczyć jaka to mniej więcej siła)
dowiedziałam, się też że nie będę mogła już nigdy biegać (a jeszcze nadzieję miałam) i podłapałam małego doła
no ale najważniejsze było chodzenie; dostałam zezwolenie na rowerek treningowy (który niezwłocznie zakupiłam), nakaz ćwiczeń z piłką (miedzy nogami i ściskamy) oraz odwodzenie nogi i przywodzenie (oczywiście wszystko na podłodze, czy łóżku)
noga nadal była spuchnięta, udo jakieś ciężkie i zmieniało kolory
życie rehabilitacja czynności codzienne szły mi coraz lepiej nawet gotowałam, trochę czasu to zajmowało, ale co tam
każdego dnia moja niewypowiedziana radość rosła, nadal płakałam ze szczęścia, wzruszenia i nie mogłam temu zaradzić
26 czerwiec 2008
druga wizyta po zabiegu
lekarze są zszokowani ruchomością mojego stawu, bezbolesnością, odbudową mięśni...wszystkim
tym razem "tylko" dwóch lekarzy na wizycie a sama wizyta była niesamowita
dr od ochrzanu kazał mi odłożyć dwie kule i się przejść...stałam jak zamurowana i sparaliżowana strachem przed zrobieniem kroczka...byłam pewna że polecę na podłogę raz się jednak żyje i ruszyłam do przodu....Boże...to było piękne...co tam że utykałam ja szłam bez kul i bez bólu
dr jednak się nie podobało to, że utykam hehehe kazał mi nie myśleć o chodzeniu, o samej czynności tylko iść do przodu - bezcenna rada
powiedział też, że w domu mam chodzić jak bocian: kolana wysoko w górę to też mi bardzo pomogło w nauce chodzenia
pozwolili też na korzystanie z basenu i byłam happy
no i kazali odłożyć jedna kulę....a jak się będę czuła na siłach to drugą też myślałam, że oszaleję ze szczęścia
ćwiczyłam więc zawzięcie chodzenie z jedną kulą, a kilka razy na dzień próbowałam chodzić bez kul (po domu) i tu się strasznie wkurzałam, bo mi nie wychodziło
przypomniałam sobie słowa dr "nie myśleć"...iiii
17 lipca 2008 poszłam do miasta bez kul, wzięłam jednak ze sobą 6-letniego brata głupawy rogal nie schodził mi z twarzy miałam ochotę każdemu na ulicy mówić, że umiem chodzić jacy ludzie są dziwni: czemu chodzenie nie sprawia im radości?
łoj, aż się teraz rozmazałam
i od tamtej pory nie myślałam, tylko szłam...a jeszcze w czerwcu byłam pewna, że nauka potrwa kilka miesięcy
kolejną wizytę miałam we wrześniu wszystko super, miło patrzeć jak lekarz cieszy się razem z pacjentem przy okazji wizyty dostałam pozwolenie na narty biegowe w zimie (ale spokojnie) i na rower w terenie sesesese
radość nadal rosła z dnia na dzień jeśli można kochać ot tak drugiego człowieka, to ja kocham wszystkich moich ortopedów oni są moimi Aniołami
w październiku rozpoczęłam kolejne studia (zaoczne) oraz pracę siedzącą; na przełomie listopada i grudnia zaczęło mnie strasznie boleć biodro, umówiłam się na pierwszy wolny termin, czyli początek stycznia; z pracy zrezygnowałam...na RTG nic nie było widać, w badaniu fizykalnym też ok; być może ta siedząca praca tak wpłynęła na to...bóle przeszły
następna wizyta w marcu: dokładnie w rocznicę operacji (19 III 2009) wszystko jest super we wrześniu 2009 podobnie
wiosną poszłam na pierwszą wyprawę górską (nawet jeszcze po śniegu) latem zajmowałam się bratem i siostrzeńcem (rocznym); no i byłam też nad morzem jak cudnie spacerować po plaży bez żadnej laski przy boku
stan na dzień dzisiejszy
-jest super istnieją dwa małe minusiki
-część skóry na operowanej nodze mam odrętwiałą, dziwne to uczucie z deka
-i od jakiegoś krótkiego czasu podczas ćwiczeń czuję jakby ucisk w udzie...nie wiem od czego to może być
wakacje szalałam na rolkach, chodziłam po górach (oczywiście odpowiednie trasy), jeździłam na rowerze, tańczyłam jesienią też rower, choć już częściej treningowy każdego dnia staram się jeździć, no i do tego cała seria ćwiczeń
mam też trochę problemów z kolanami...
**************************** BIODRO PRAWE
tu już krócej
na pierwszym MRI w 2004 były widoczne zmiany, no ale na szczęście posypało się tylko jedno....prawe pobolewało czasami, ale to raczej z przeciążenia- w końcu też ma jakąś wytrzymałość
w czerwcu 2008 moi lekarze (od nerek) odłożyli mi sterydy, bo się bali o kości...
w marcu 2009 pojechałam na zjazd do Wrocławia, wróciłam po kilku godzinach, bo chodzić nie mogłam....byłam pewna ze teraz prawe siadło; musiałam za kule chwycić, no ale po niecałych 2 tygodniach ból odpuścił sam i powróciłam do życia
wiosna/lato (przełom) nastąpiło zaostrzenie mojej choroby i znów dostałam sterydy...heh
i od 20 listopada 2009 po dzień dzisiejszy boli mnie bez przerwy jednego dnia mniej, drugiego więcej; utykam/kuśtykam raz bardziej, raz mniej; dziś ledwo doszłam do szkoły jak prowadziłam brata, a mam 400m... miałam ochotę siąść na chodniku i płakać z bólu...doczłapałam się do domu, po jakimś czasie najgorsze minęło....
postanowiłam, że jeśli do końca grudnia będzie dokuczało, to wizytę marcową przesunę na styczeń
ale ciągle wierzę, że będzie tak jak w marcu, czyli przejdzie samo
hmmm to by było na tyle jak mi się coś przypomni to dopiszę
Kingo - myślę, że nie ma co odkładać wizyty...biodro boli i nie ma co się łudzic - wiesz co to oznacza...zanim będzie bardziej zniszczone to masz większą szansę na lepsze efekty operacji i szybszą rehabilitację !
Bądź świadoma jednej jeszcze sprawy - wiesz, że zmaganie się z bólem bardzo szybko zmienia nawyki ruchowe...nawet, gdy zaczynasz kuleć trochę to już Twoja pamięć ruchowa zapamniętuje nowe, złe ruchy ciała, wypacza się nie tylko sam chód lecz często całe ciało... im dłużej zwlekasz tym więcej wysdiłku włożysz w rehabilitację...
Moja rada - jeśli boli to cały czas powinnaś być pod opieką dobrego rehabilitanta - który pomoże Ci zachować prawidłowe poruszanie się - to ważne dla Twojego operowanego biodra - operwana noga MUSI chodzić prawidłowo - a utykanie drugiej będzie niszczyć prawidłowy chód obu nóg Wiesz, czym to grozi, prawda ?
Przemyśl to proszę, bo żal by było nieświadomie zepsuć efekty pierwszej operacji !
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009 Posty: 2626 Skd: z Polski
Wysany: Czw 10 Gru, 2009
no masz rację...zgadzam się ze wszystkim, ale teraz fizycznie i czasowo nie wyrobię się z jazdą do lekarza, do końca grudnia blisko; jak nie przejdzie, to rejestruję się od razu i w styczniu mam wizytę
albo już teraz ją zaklepię
ale strasznie głupio mi będzie jechać jak ból przejdzie; nie lubię panikować, lecieć z byle pierdołami do lekarza ani robić z igły wideł; czasem trudno mi myśleć obiektywnie, pewnie druga osobę wysyłałabym od razu do dr...i tak to zwykle w praktyce bywa....
a rehabilitant...poza szpitalem nie korzystałam z takowych usług; staram się zachowywać w miarę prawidłowy chód, wiem jak stawiać nogę, w razie czego sięgnę znów po kule, choć zrobię to z niechęcią
EDIT
zapomniałam napisać, że to prawe biodro jest na dodatek trzaskające...
11.12.2009
zarejestrowałam się na 7 stycznia....
dziś też jadę do swojej kliniki na badania; pewnie z tydzień tam będę
Status: Przed
Doczy: 19 Cze 2009 Posty: 80 Skd: Kielce
Wysany: Nie 13 Gru, 2009
Aleeeee, super powieść! Kinga, fajna i odważna z ciebie dziewczyna! Dużo doświadczyłaś i cieszysz się tym co masz i korzystasz z życia jak się da! To jest super! Taki ludzi jak Ty tu trzeba! Wiesz, jak przeczytałem Twoją historię to myślę, że faktycznie nie taki diabeł straszny Tak trzymaj!
Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009 Posty: 2626 Skd: z Polski
Wysany: Sro 16 Gru, 2009
Bea ano boli druga, ale co zrobić-na to większego wpływu nie mam ....
Kuba dzięki z endo nie jest źle, żyć można całkiem normalnie sam kiedyś zobaczysz
powróciłam, jakość zdrówka średnio na jeża, ale zmniejszają mi sterydy i mam nadzieję, że kości nie będą się psuć w takim tempie
***** 21 XII 2009
AgaW
dzięki wielkie za pogonienie mnie z rejestracją...od kilku dni odmierzam czas do 7 stycznia i marudzę, że czas tak wolno płynie...za sobą mam piekielny weekend na uczelni, a szczerze mówiąc tylko jeden dzień, bo w sobotę nie byłam w stanie ruszyć się z łóżka grrrr
chodzę znów z kulą, w nocy prawie nie śpię...
dozwolone p/bólowe nie działają na mnie
jak dobrze, że nie czekałam z rejestrację do końca grudnia....
raz jeszcze wielkie DZIĘKI AGA
EDIT 23 XII 2009
Cytat:
&23. Dotyczy ustępstw w &5
"&5. .....Zabrania się umieszczania dwóch i więcej kolejnych postów przez tego samego autora. Wskazane jest używanie opcji Edytuj (poprzez klawisz ZMIEŃ w prawym rogu postu) aby zmodyfikować swoje wypowiedzi...."
Powyższe zasady nie dotyczą postów autorów tematów typu: Moja Historia czy Dziennik, którzy prowadząc je w odpowiednich działach opowiadają w formie pamiętników swoje historie choroby i robią to systematycznie.
u mnie bez zmian, odliczam godziny do styczniowej wizyty, noce są tragiczne dziś stwierdziłam, że najmniej boli w pozycji siedzącej i tak przetrwałam noc; zaległości odsypiam w ciągu dnia rano wstanie z łóżka i zrobienie paru kroków to horror grrrr
wolałabym by bolało w dzień, a nie w nocy, no ale to złośliwość natury
nic nie łagodzi bólu, czego nie rozumiem
staram się "używać" nogi, bo "zastanie" jej, to najgorsze co może być; ciężko jednak idzie, bo samo napinanie mięśni jest procesem niezwykle bolesnym
za oknem pada śnieg, pewnie popołudniu zmuszę się do spacerku jakiegoś
w domu się obijam i nic nie pomagam przed Świętami heh doprowadza mnie to do białej gorączki jutro Wigilia, a ja nie posiadam świątecznego nastroju...w pokoju burdelik mam niesamowity-później powrzucam wszystko do szafy hehe tam nikt nie zagląda
przestałam już wierzyć, że mi przejdzie samo; czekam na wizytę i myślę, co lekarze wymyślą i jak wygląda moja kość ....
idę pooglądać świąteczną bajkę i napić się pysznej herbatki
Kingo - trzymaj się ... 7 stycznia już niedługo ... musisz wytrzymać ten ból ...
Bądź dzielna - namawiałam Cię jak mogłam na wizytę, bo po sobie wiem co to jest "ból zimowy" - jest jak niekończąca się historia .... wszyscy wierzymy, że może nie będzie aż tak źle ... ale często niestety się mylimy i ten "zimowy ból" sprawie że chętnie gonilibyśmy biegiem na stoł operacyjny, byle tylko przestało boleć ...
Oby wizyta dała Ci jasność sytuacji - cokolwiek powie lekarz - nie daj się ! Jesteśmy z Tobą !
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009 Posty: 2626 Skd: z Polski
Wysany: Sro 23 Gru, 2009
Pasiflora hihihi może teraz moje posty nie będą już edytowane i kasowane przez "siły wyższe"
AguśW sprecyzowałaś moje myśli i odczucia
Cytat:
ale często niestety się mylimy i ten "zimowy ból" sprawie że chętnie gonilibyśmy biegiem na stoł operacyjny, byle tylko przestało boleć ..
ja kiedyś miałam ochotę sama się pociąć, odciąć całą nogę, by tylko przestało boleć...
słyszałam kiedyś od lekarza, że ból bioder jest najgorszy (jeśli porównywać bolące, chore stawy); na dodatek promieniuje we wszystkich kierunkach...z resztą sami wiecie dokładnie
jak to fajnie popisać sobie i pomarudzić, no i mieć pewność, że wszyscy rozumieją co się przeżywa
dzięki
EDIT 28 XII 2009
Witam po Świętach
w tym roku raczej wegetowałam niż świętowałam
na dodatek w Wigilię miałam kolejny atak migreny...
a bioderko: praktycznie z dnia na dzień jest coraz gorzej; z domu nie wychodzę, bo chodzenie (jeśli można to tak nazwać) całkowicie mi nie wychodzi. Po domu z jedną kulą się poruszam, a wolną ręką trzymam się ścian, mebli itp. Pierwszego dnia Świąt wybrałam się na spacer (2 kule zabrałam); po ok 800m miałam już dość i wróciłam autobusem. Gratisowo: olbrzymie pęcherze na dłoniach, mimo odpowiednich rękawiczek
Muszę jutro do lekarza iść po zapas p/bólowych- trzeba chociaż w nocy spać hmm tylko co mi przepiszą?
boli biodro (ale to się wydaje najmniejszym bólem); najgorsze jest promieniowanie; idąc w dół: całe udo (kość i mięśnie), kolano, łydka...w górę: miednica, krzyż, kręgosłup...w bok: drugie biodro (z endo)....
nie dam rady stanąć na prawej nodze ani nawet przenieść na nią odrobiny ciężaru ciała jak leżę, to nie podniosę tej nogi, równolegle (do drugiej nogi) też nie da rady jej położyć: ciągle jest skrzywiona na zewnątrz. Napięcie mięśni graniczy z cudem-szczególnie pośladkowych.
Pocieszający jest fakt iż na rowerku mogę jeździć i nic nie boli
ten 7 styczeń wydaje się byś strasznie odległą datą hehehe
mam opłaconą zabawę sylwestrową, na którą pójdę kupiłam specjalnie sukienkę i resztę dodatków przesiedzę, bo przesiedzę ale lepsze to niż w domu przed TV
dobra, mój limit siedzenia już się wyczerpał
pozdrawiam
EDIT 3 I 2010
po Sylwestrze nie było tak źle...najgorsze zaczęło się jak weszłam do wanny i potem z niech wychodziłam (to wyczyn na miarę złota olimpijskiego); mam wrażenie jakby mi się w biodrze coś przesunęło (i przesuwa co jakiś czas w inne miejsce); ruchy mam tragicznie ograniczone, nogą to praktycznie włóczę po podłodze na płasko nie mogę się położyć: najlepsza i najmniej bolesna pozycja to "na siedząco", przy czym zgięcie musi być i w kolanach i w pasie; w nocy to samo; rano wstaję zmęczona i marzę o spaniu; tabletki nasenne i p/bólowe nie pomagają; nie mogę brać dużych dawek (tak jak wzięłam na Sylwestra), bo wątrobę wykończę ...
chwilami mam ochotę odciąć sobie nogę, by nie czuć...
do łazienki muszę zejść po schodach i zajmuje mi to dużo czasu, ponieważ rękami przenoszę nogę ze schodka na schodek
takich dolegliwości nie miałam z lewą nogą....zastanawiam się jak dotrę do tego Wrocławia w czwartek...i czy w następny weekend jechać na początek sesji...
EDIT 6 I 2010
wczoraj przez nieuwagę zsunęłam się z wersalki na podłogę i uderzyłam w bolące biodro....i o dziwo połowa bólu mi przeszła
po domu chodzę z jedną kulą, ale już nie muszę trzymać się ścian i mebli, na dworze muszę jednak ciągle z dwoma...ale to już całkiem inny komfort życia hehe
przed chwilką się lekko pochyliłam, by coś podnieść i nagle poczułam jakby mi ktoś w pośladek wbił wielkiego gwoździa uuu tak zabolało, że nawet krzyknąć nie mogłam ani oddychać; teraz siedzę na jednym półdupku
jutro wizyta u ortopedy we Wrocławiu, mam nadzieję, że pomogą mi jakoś i dowiem się czegoś konkretnego
Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009 Posty: 2626 Skd: z Polski
Wysany: Czw 07 Sty, 2010
dzięki Dziewczyny
a więc.......
trafiłam po raz kolejny na wspaniałego ortopedę i człowieka miło jest wyjść z gabinetu, czuć się pewnie i bezpiecznie; wiedzieć wszystko i mieć świadomość, że nie jest się samemu z problemem
na RTG nie ma dużych zmian (jeśli porównamy do wcześniejszych zdjęć); są małe, ale to może boleć; przy lewym biodrze też na początku nic na RTG nie było widać, a ja umierałam z bólu
Pan dr powiedział, że decyzja co do operacji leży w mojej kwestii i jeśli czuję, że to odpowiedni moment, to na operację bez czekania, w trybie pilnym idę
tylko ja nie wiem, czy to już, czy przypadkiem mi dolegliwości nie miną tak jak w marcu ubiegłego roku (bolało niecałe 2 tyg i przeszło jak ręką odjął); nie chcę wyjść na panikarę, na "cieniaskę", która nie potrafi wytrzymać bólu...
z drugiej strony jak ma tak boleć, a ja mam być tak ograniczona, to już bym leciała na operacyjną
pierwszy raz też usłyszałam, że przez operację leczymy ból, a nie zniszczoną kość; wcześniej przez 4 lata lekarze w różnych miastach twierdzili, że wstawienie endo nie jest środkiem p/bólowym i mam czekać aż się kość zniszczy bardziej...
no ale kość się niszczy, mięśnie zanikają=> potem gorsza rehabilitacja i operacja (tak jak za pierwszym razem)
to nie jest łatwe
no ale Pan dr powiedział, że raz czy dwa razy w miesiącu robią coś takiego jak "spotkania kliniczne" (jeśli nazwy nie przekręciłam, no ale o nazwę mniejsza )
jak mi tłumaczył: zbiera się z 10 lekarzy, debatują, rozpatrują, oglądają pacjenta i jego historię choroby; no i zaprosił mnie na takie coś; teraz czekam na telefon od dr, powie mi kiedy (jeszcze w styczniu)
mam nadzieję, że wtedy podejmę ostateczną decyzję
podróż do Wrocławia i z powrotem dała mi się nieźle we znaki; a weekend to powtórka z rozrywki w natężeniu 10-krotnym albo i więcej, zobaczę jak ja to przeżyję....
tylko ja nie wiem, czy to już, czy przypadkiem mi dolegliwości nie miną tak jak w marcu ubiegłego roku (bolało niecałe 2 tyg i przeszło jak ręką odjął); nie chcę wyjść na panikarę, na "cieniaskę", która nie potrafi wytrzymać bólu...
Kingo miałam identycznie jak Ty kiedyś ból pojawił się Trzymał ze 2 - 3 tyg i minąl , a teraz nie przechodzi. Nie potrafię kroku zrobić bez kul. Tylko, że Ty masz te szczęście , że ktoś chce Cię zoperować w trybie natychmiastowym , a ja czekam ....
Ja na Twoim miejscu bym dała się zoperować Tylko , że to Twój , a nie mój wybór.
Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009 Posty: 2626 Skd: z Polski
Wysany: Czw 07 Sty, 2010
no, ja dam rade się przemieszczać chwilami bez kul, ale mój "chód" to chodem nie nazwać nie można
poczekam na to "walne zebranie doktorów", bo nie chcę przechodzić przez takie piekło, jakie miałam z pierwszym biodrem; 4 lata czekania i szukania kogoś, kto się mną zajmie...
strasznie Ci, Pasifloro współczuję, bo mogę sobie choć troszkę wyobrazić Twoją sytuację
ja się operacji nie boję, tylko nie wiem, czy to odpowiedni moment....