Wysany: Pon 12 Pa, 2009 Kącik dla "bioderkowych" rodziców :)
Witajcie Drogie Mamusie i Tatusiowie !
Założyłam ten tamat specjalnie dla Was. Zainspirowała mnie do tego pewna bardzo dzielna mama z naszego forum !
Wiele osób chorych na bioderka ma małe dzieci, choroba i obowiązki zmuszają Was do bycia głównie w domu.
To trudna sytuacja i często brakuje Wam kontaktu z osobami, ktore mają podobne życie...
Dzieci i choroba to wielkie wyzwanie! Staracie się wszystko pogodzić jak najlepiej, ale napewno chętnie podzielicie się swoimi doświadczeniami z innymi ...
Razem łatwiej będzie Wam cieszyć się czasem spędzonym z dziećmi w domu, może łatwiej będzie pokonywać chorobę i wracać do sprawności.
Mam nadzieję, że ten temat będzie Waszym miejscem tu na Forum - miejscem szczególnym, bo to wielka sztuka pogodzić bycie rodzicem maluszka z obowiązkami oraz z chorobą...i godne podziwu gdy wszystko daje się pogodzić
Piszcie jak sobie radzicie, jakie macie zainteresowania, jak radzicie sobie z częstą samotnością w tym wszystkim, wymienajcie się doświadczeniami, dobrymi radami.
Jeśli Wy będziecie szczęśliwsie, weselsi mając kontakt z innymi osobami w podobnej sytuacji to i Wasze dzieci na tym skorzystają!
Czas spędzony w dużej mierze w domu nie musi być czasem straconym ! Możecie się realizować i wspierać nawzajem
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Status: Osteo. Ganza x 2
Wiek: 44 Doczya: 31 Maj 2009 Posty: 145 Skd: z małego pokoju ;)
Wysany: Wto 13 Pa, 2009
AgaW napisa/a:
Dzieci i choroba to wielkie wyzwanie!
Aga dzięki za ten temat!!!
Ja swoją przygodę z biodrami i dzieckiem rozpoczęłam od zadanego Profesorowi pytania: "dziecko lepiej przed czy po operacji?”. I od tego momentu zaczęła się moja największa życiowa przygoda, która trwa po dziś dzień, a na imię jej Martusia!
Miałam wielkie obiekcje, czy słusznie zdecydowałam się na dziecko przed zabiegiem. Przecież to wielkie wyzwanie! Do ostatniego dnia przed operacją miałam ogromne wątpliwości – czy i jak sobie poradzę?! Na szczęście moi najbliżsi byli dla mnie ogromnym wsparciem i tu wielkie pokłony dla: męża, szwagra i siostry, że tak wspaniale wszystko zorganizowali! Szwagier i siostra tym bardziej na wielkie zasługują, bo poświęcili dla mnie i Tuśki swoje wakacje
Jednak moja „bajka” skończyła się z dniem 1 września (7 tydzień po zabiegu), gdy mąż wrócił do pracy. Oj, bardzo, bardzo ciężko było Pierwszy dzień „pogoni” za córą skończył się wyciem w poduszkę i ketonalem na noc . Następne dni wcale nie były lepsze, ale przynajmniej już bez wspomagania farmakologicznego. Dobrze, że mąż w miarę normalnie kończył pracę i pomagał mi po powrocie z pracy – do czasu... Jego praca polega głównie na wyjazdach i niestety takie już nastały. Obecnie 3 tydzień siedzimy z Matulą same i to jest dopiero nie lada wyczyn! Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mam „szlaban” na samodzielne wychodzenie z dzieckiem na spacer Zakupy mi odpadają, bo mąż w weekend robi mi zapasy na cały tydzień. Szkoda tylko, że nie może mi zostawić zapasu: czasu i pokładów anielskiej cierpliwości albo drugiej pary rąk do pomocy…
Marta jest fajną dziewczynka i w fajnym wieku (1 rok 7 miesięcy). Dużo już rozumie. Wykonuje moje polecenia. Chętnie pomaga. Jeszcze dziś się uśmiecham na wspomnienie, jak po moim powrocie ze szpitala do domu ona leciała do łazienki, gdy ja się tam wybierałam i próbowała otwierać mi drzwi (dziś już potrafi ), podnosiła klapę od kibelka. Podawała mi kule, albo rączki, gdy wstawałam.
W moim dążeniu do sprawności w dużej mierze pomaga mi moja mama To ona zajmuje się Martusią, gdy ja raz w tygodniu jadę na spotkanie z Panem Kubą. Nie ukrywam, że ten dzień jest dla mnie świętem – moim indywidualnym czasem tylko i wyłącznie dla mnie! Staram się oprócz rehabilitacji jeszcze coś innego zrobić dla siebie. Ostatnio byłam w kinie, kupiłam sobie książkę, zjadłam pyszną sałatkę
Wiem, że na Naszym forum są inne mamusie, które podobnie, jak ja mają małe dzieci i walczą ze swoją chorobą. Zapraszam, przyłączcie się do tego tematu! Chętnie poznam Wasze sposoby na codzienne zmagania
_________________ "Kiedy śmieje się dziecko śmieje się cały świat" (J. Korczak)
Ostatnio zmieniony przez Audrey Sro 14 Pa, 2009, w caoci zmieniany 1 raz
Status: Przed
Wiek: 48 Doczya: 22 Sty 2010 Posty: 33 Skd: Warszawa
Wysany: Sro 27 Sty, 2010
Trzymam za Was kciuki! Ja mam dwóch synków, pomiędzy którymi różnica wynosi 15 miesięcy (gdzieś wyczytałam, że taka różnica nosi nazwę "bliźniaków irlandzkich" ). Teraz to już zaawansowane przedszkolaki. Choć są tak duzi, to i tak zastanawiam się, jak to będzie, kiedy moja niesprawność po ew. operacji mocno mnie przystopuje... Ech, ale jak widzę wszystko da się przejść. Pozdrawiam drogie bioderkowe mamy i oczywiście wszystkich milusińskich.
Status: Osteo. Ganza x 2
Wiek: 44 Doczya: 31 Maj 2009 Posty: 145 Skd: z małego pokoju ;)
Wysany: Sro 27 Sty, 2010
Bretka, o super, że zajrzałaś do naszego kącika!
Napisz coś więcej, np. jak sobie teraz radzisz z chłopcami? Po operacji faktycznie da się pogodzić, choć nie powiem, że było łatwo
Z dobrych wieści mam taką, że od tego poniedziałku mój mąż ma nową pracę, w której takie coś, jak delegacje na cały tydzień nie istnieje! Ołłłłjeeeeee!!!! Przy dobrych wiatrach, będzie w domu codziennie o 15:00 a taki obrót sprawy, bardzo, bardzo mnie cieszy
Mamuśki zarówno te przed, jak i po zabiegu zapraszam do odwiedzania i aktywnego uczestniczenia w rozbudowie tego wątku! Wiem, że jest Was coraz więcej, więc do dzieła! A nasze opisy codziennych zmagań, mogą być pomocne dla tych, Forumowiczek, które obawiają się, jak można dać sobie radę z małym dzieckiem, po takim zabiegu, jak nasze.
_________________ "Kiedy śmieje się dziecko śmieje się cały świat" (J. Korczak)
Jestem mamą z prawie szesnastoletnią praktyką. Wiem jak bywa ciężko gdy z córką nie mogłam iść na łyżwy, a teraz to jestem czasem tylko ciężarem. Myje mi stopy zakłada skarpetki, depiluje nogi, myje okna i przejęła większość obowiązków domowych. Niestety choroba nie pozwoliła zbyt długo cieszyć się jej dzieciństwem.
Status: Przed
Wiek: 48 Doczya: 22 Sty 2010 Posty: 33 Skd: Warszawa
Wysany: Sro 27 Sty, 2010
To cieszę się razem z Tobą
Pomoc w opiece na maleńkasami to prawdziwa manna z nieba!
A jeszcze do tego taka praca do 15, bez delegacji - to już prawdziwy skarb. Zwłaszcza żyjąc w naszej "stolnicy", w której sam powrót do domu zabiera nawet godzinę dodatkową. Wiecie, ja jestem garfikiem i wytrzymałam dwa lata w tzw. sieciówce, pracując czasami po 20 h non stop (to nie żart). Wszystko było możliwe dzięki mojej wspaniałej drugiej połówce, która odbierała dzieciaczki po pracy. Na szczęście mój hasbendzior ma teraz więcej wolnego. Staram się zrekompensować jemu i dzieciaczkom ten "crazy" czas, kiedy mamy nie było w domu, tylko pracowała. A przecież praca ma być tylko środkiem do celu, nie samym celem, prawda?
edit: g. 15:01 Passiflora z tego co czytam, Twoja córeczka wrodziła się do Ciebie ze wspaniałą siłą charakteru. Pozdrawiam!!!
_________________ Myśli stają się rzeczami
Ostatnio zmieniony przez madzi_czer Sro 27 Sty, 2010, w caoci zmieniany 1 raz
Ja też mam już dwójkę, Synek w marcu skończy 5 lat, córcia w lutym 2 latka. Czy było ciężko? Pod względem biodra z Marcelem nie miałam żadnych kłopotów, włącznie z porodem. Lekarze stwierdzili, że nic mi nie będzie, więc po 14 godzinach skórczy, bóli itp. na świat przyszedł prawie czterokilogramowy mężczyzna Później też było ok, po porodzie wróciłam do poprzedniej wagi, a nawet troszkę niżej zaledwie w 2 miesiące.
Z Natusią już było trudniej, w czasie ciąży pojawiły się bóle biodra i kręgosłupa. A, że moja mała kobietka była wypięta dupcią na cały świat i miała w nosie błagania swojej mamy, żeby się przekręciła , przyszła na świat przez cesarskie cięcie. Ze względu na ograniczone moje sprawności ruchowe (cesarka i oczywiście biodro z kręgosłupem) nie była noszona, ani bujana. To miało i ma do dziś duże plusy, zasypiała i spała bez bujania, gdy zaczęła siedzieć nie musiałam z nią biegać po domu i pokazywać całego świata, potrafiła siedzieć nawet 3 godziny i bawić się ze mną zabawkami. Gdy była głodna zaczynała podskakiwać na pupie i marudzić, to był dla mnie znak, że czas coś jej przyżądzić. Gdy widziała, że wychodzę do kuchni, czekała cierpliwie, aż wrócę.
I tak jest do dnia dzisiejszego, gdy mówi mi "pać" czyli pić, albo "am" i widzi moją natychmiastową reakcję na jej potrzeby, czeka cierpliwie. A nawet przychodzi za mną do kuchni i bacznie obsewuje moje poczynania.
Osobiście uważam, że dziecko potrzebuje czułości i ciepła matki, ale to nie znaczy, że trzeba je nosić i bujać. Można je przytulać leżąc, czy siedząc, można się z nim bawić, poświęcać dużo uwagi i reagować na potrzeby. Dziecko wie, że jest kochane, jednak nie udręcza nas dodatkowymi wysiłkami typu dźwiganie. Bo podnieść niemowlę ważące 3,5 kg to jeszcze do zniesienia, ale podnieść później 8, czy 14 kilogramowe dzieciątko to nie lada wysiłek. A gdy jest do tego przyzwyczajone, a my nagle odmówimy mu tego rytuału, będzie myślało, że coś jest nie tak, może poczuć się w jakiś sposób odrzucone
Kochajmy je z całych sił, ale z rozsądkiem
Od mojej szwagierki dwuletnia córka kazała się nosić wszystkim, a jak mnie poznała to zrozumiała, że niestety ale nie będę jej nosiła. Dziś wie, że ciocie nóżki bolą i nie może za wiele. Dzieci rozumieją tylko my dorośli najczęściej robimy z nich takich, że w efekcie nas wykorzystują.
Status: Osteo. Ganza x 2
Wiek: 44 Doczya: 31 Maj 2009 Posty: 145 Skd: z małego pokoju ;)
Wysany: Sro 27 Sty, 2010
johana4 witaj w mamusiowym kąciku! Dzielna z Ciebie kobitka!
Ja swoją Tuśkę (w marcu skończy 2 latka) też urodziłam przez cc z tego samego powodu, co Ty swoją. Szybko doszłam do siebie. Tylko kilogramy mniej szybko mi spadały
Do noszenia na rękach, hmmm tu krecią robotę zrobił mi mój mąż Do tej pory mała podniesie łapki do góry i zrobi minkę kota w butach i już jest u góry. Na mnie to nie działa, ale są momenty, gdy doskwiera mi to bardzo, np ostatnio byłam z nią w takim figloraju dla maluszków i tam musiałam niestety ją nieść , bo inaczej nie dało rady Pomijam fakt, że latanie za nią po tych wszystkich labiryntach, uuuu to dopiero była rehabilitacja , którą odchorowałam bólem następnego dnia. Jednak minka szczęśliwie brykającego dziecka - bezcenna!!!
edit: g. 22:38
a tu mamusiowanie na wesoło
1. Prawdziwa Mama potrafi w krótkim czasie przeliczyć dowolną kwotę pieniędzy na ilość pampersów, zarówno w hurcie jak i w detalu, zdarza się także, że potrafi precyzyjnie określić, jak kształtują się ceny tego towaru w zależności od województwa, ilości mieszkańców i zasobów bogactw naturalnych terenu.
2. Dziecko Prawdziwej Mamy jest zawsze znacznie inteligentniejsze niż inne dzieci z tej samej grupy wiekowej, a każde napisane przez nie zdanie proste typu "Ala ma kota" szybko urasta do rangi poematu trzynastozgłoskowcem.
3. Prawdziwa Mama w 15 minut składa każdego Bionicla, pamiętając oczywiście jego nazwę, żywioł, moc i ilość masek.
4. Prawdziwej Mamie nastolatki pod żadnym pozorem nie wolno przybrać na wadze, ponieważ każdy ciuch, kupiony za cudem oszczędzaną przez pół roku równowartość pensji, musi pasować na córkę. I niech Prawdziwej Mamie nawet powieka nie drgnie, kiedy widzi swoją niebotyczną kasę wychodzącą właśnie na imprezę, na której wszyscy będą sobie wywalać jedzenie na kolana. Ani po imprezie, rzuconą niedbale w kąt.
5. Prawdziwa Mama uśmiecha się dzielnie, kiedy jej planowany od miesięcy wolny dzień w zalecanym przez kobiece pisma stylu „urządź sobie Spa we własnej łazience”, właśnie wali się w gruzy, bo dziecko zrezygnowało z harcerskiej wycieczki do Kampinosu i znienacka wróciło do domu, prowadząc ze sobą siedmiu kolegów. Uwaga – zmyć maseczkę z alg - niebezpieczeństwo wywołania traumy u małoletnich!
6. Życie seksualne Prawdziwej Mamy obfituje w dreszcze emocji, gdyż zawsze należy brać pod uwagę możliwość nagłego ostrzału klockami Lego lub desantu z powietrza.
7. Prawdziwa Mama powinna znać przynajmniej jeden język obcy, którym posługuje się także jej małżonek, ponieważ ze względu na rozwłóczone wszędzie gumowe uszy dziecka, tylko rozmowa w obcym języku stwarza możliwość zachowania dyskrecji. Należy się przygotować na to, że w konsekwencji dziecko zada tysiąc pytań, a każde z nich będzie brzmiało: „co powiedziałaś tacie?”.
8. W zaimprowizowanej przez dziecko scence z serii "przychodzi pani do sklepu", Prawdziwa Mama natychmiast dostrzega wyraźne wpływy bergmanowskie, włoskiego neorealizmu lub starej dobrej polskiej szkoły filmowej.
9. Prawdziwa Mama wie, że odpowiedni strój to taki, w którym można zawsze buchnąć na kolana, wytrzeć niechcący pośladkiem z podłogi resztkę podwieczorku i przewalać się dowolnie na plecy i brzuch. Dobra bluzka, to taka bluzka, w którą można wytrzeć zasmarkany nos oraz całą maść z policzka posmarowanego 5 sekund wcześniej, nie drapiąc buzi o zamki, zatrzaski albo szorstką wełnę. Dobre buty, to takie, których Prawdziwa Mama nie wyrąbie się na śliskim chodniku dźwigając w ramionach 9-kilowego Pulpeta.
10. Prawdziwa Mama wie, że posiadanie dzieci oznacza całkowitą pewność, że prędzej czy później nastąpi się bosą stopą na malutki i perfidnie ostry plastikowy klocek lub coś, co niektórzy nazywają „pier…nym jelonkiem”.
Prawdziwa Mama bez jednego jęku wyjmuje sobie z pięty porzuconą przez dziecko na podłodze pinezkę i z dzielnym uśmiechem przypina nią opadły na ziemię plakat Eminema, oddając mu przy tym należny hołd.
11. Prawdziwa Mama potrafi cierpliwie, dokładnie i wyczerpująco odpowiedzieć na pięć tysięcy pytań stojąc w drzwiach, gotowa do wyjścia, z podzwaniającą nagląco komórką w torebce, przy akompaniamencie trąbiącej przed domem taksówki.
12. Prawdziwa Mama wie, że kiedy jej dziecko zachoruje na świnkę, to należy wyciągnąć szalik z pawlacza, ponieważ następne dwa tygodnie Prawdziwa Mama przesiedzi w domu, z opuchniętymi śliniankami, podwiązanymi tymże szalikiem.
13. Prawdziwa Mama nie jest zbulwersowana, kiedy jej trzylatek wypowiada słowo "jebie", gdyż wie, że oznacza ono "źrebię".
14. Fryzura Prawdziwej Mamy nie może być zbyt krótka, ani zbyt ułożona. Włosy powinny być co najmniej półdługie, żeby dziecięce rączki podczas karmienia miały zajęcie polegające na wyciąganiu pojedynczych kosmyków - tych najbardziej wrażliwych na ból.
15. Jedyne dopuszczalne perfumy Prawdziwej Mamy to zapach Mamowy. Dziecko ma bardzo czuły węch i nie będzie zgadywało przez pół godziny czy "Very Irresistible" to aby na pewno 100% Mama czy też zupełnie ktoś inny.
16. Prawdziwa Mama oprócz Dobrej Bluzki ma Dobrą Spódnicę - która elegancko zakrywa wszystkie sińce na nogach, będące wynikiem wykonywania większości prac domowych nogami.
17. Bycie Prawdziwą Mamą należy właściwie postrzegać w kategoriach sportu ekstremalnego. Funkcjonowanie bez dopingu jest w zasadzie niemożliwe.
Prawdziwe Mamy mają jednak tę przewagę nad kolarzami Tour de France, że nie muszą sobie niczego wstrzykiwać. Naszym dopingiem są obejmujące nas za szyję rączki, wysmarowane gumisiami i plasteliną, i głosik konfidencjonalnie szepczący do ucha "ja ciebie koooocham".
_________________ "Kiedy śmieje się dziecko śmieje się cały świat" (J. Korczak)
Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009 Posty: 2626 Skd: z Polski
Wysany: Czw 28 Sty, 2010
Madziu rewelacyjne to jest no i najprawdziwsze prawdy na świecie
Ja co prawda Mamusią nie jestem ani nie wiem, czy będę, ale zajmowałam się młodszym bratem prawie od małego. Gdy zaczęły się moje problemy z biodrami, to on miał 2 latka. Nie łatwa to była opieka ja ciągnęłam na tramalu całe dnie, a on szalał
Planowane było przedszkole, lecz więcej chorował niż tam chodził, więc został wypisany. Dzieciaczki, choć małe bardzo dużo rozumieją. Bywały dnie, gdy czułam się bardzo źle, to Krzysiu sam sobie od rana DVD uruchamiał i bajki oglądał Rodzice pracowali, jak wracali to mały i tak wolał siedzieć ze mną Pracę licencjacką pisałam (dosłownie) trzymając go na kolanach
Był i jest super pomocnikiem przy zakupach, przy ubieraniu się. Pamięta o kulach kiedyś zapomniałam, to dostałam wykład
Przed operacją podnoszenie go jakoś mi wychodziło, ale później już bałam się zaryzykować. Na kolanach też nie mógł siedzieć jakiś okres. Czasami się zapomni i wskoczy mi na ręce hehe a to już 30 kg ma
Po operacji pomagał mi zastrzyki robić i zmieniać opatrunki. Dziś nosi zakupy Wie, że ze mną nie pobiega, ale można robić wiele wiele innych rzeczy razem zarówno w domu, jaki na świeżym powietrzu
Też parskałam śmiechem gdy to czytałam to jest super i bardzo prawdziwe co prawda swoich dzieci nie mam, ale jestem przyszywaną ciotką 4 dzieciaków no i dwójki bratanka i bratanicy więc wychodzi sztuk 6. Kilka razy zdążyło mi się robić za nianie gdy dzieci były młodsze` Miałam niezłe maratony z wywieszonym językiem bo ganianie za takim 2 i pół letnim brzdącem po mieszkaniu jest niezłą rehabilitacją. Która wiąże się z możliwością zawału . I bólem głowy od tysięcy pytań
_________________ Żyj tak by jak najwięcej dać z siebie innym
Passiflora z tego co czytam, Twoja córeczka wrodziła się do Ciebie ze wspaniałą siłą charakteru. Pozdrawiam!!!
No mam taką cichą nadzieję Staram się, aby była jeszcze silniejsza, żeby od życia po tyłku nie dostała, ale czy jesteśmy w stanie ochronić swoje dzieci? To jednak oni wybierają ścieżki życia, a my jedynie możemy wskazać. Ciężka jest rola rodzica.
No mam taką cichą nadzieję Staram się, aby była jeszcze silniejsza, żeby od życia po tyłku nie dostała, ale czy jesteśmy w stanie ochronić swoje dzieci?
Tak jak nas rodzice nie mogli przed wszystkim ustrzec tak my nie ustrzeżemy swoich pociech.
Jednak to co możemy, to ukształtować ich charaktery tak, aby dążyły do celu, nie były dla nikogo popychadłem, znały swoją wartość, wiedziały co to miłość, szacunek i troska o drugiego człowieka i aby NIGDY, ale to NIGDY się nie poddawały, bo przecież nie ma sytuacji bez wyjścia.