Tak...ale ja wierzę że na każdego jest sposób, nawet w tych trudnych chwilach można zawsze zrobić COŚ, COKOLWIEK żeby było lepiej, weselej, łatwiej
Czasem jest tak, że właśnie pozorny dobiazg ma wielkie znaczenie, szczególnie w trudnym czasie
Ja np w takich chwilach śmieję się, żartuję, nie dam znać po sobie, rzadko się rozklejam. Taki głupkowaty chichot z moich ust mnie też irytuje, jak już się na nim złapię.
Status: Endo x 2
Doczya: 03 Gru 2009 Posty: 2626 Skd: z Polski
Wysany: Pi 19 Mar, 2010
pasiflora napisa/a:
Taki głupkowaty chichot z moich ust mnie też irytuje, jak już się na nim złapię.
nerwowy śmiech bardzo dobrze mi znany
ale wg mnie i tak jest lepszy niż cokolwiek można się rozładować, a z nerwowego śmiechu przejść na całkiem normalny głupkowaty to działa dobrze na nas i na otocznie
rozluźnia (napięcie mięśniowe maleje) ból też się zmniejsza i zapominamy o nim
śmiech jest dobrym lekarstwem
rozluźnia (napięcie mięśniowe maleje) ból też się zmniejsza i zapominamy o nim
śmiech jest dobrym lekarstwem
Właśnie! I to już nie jest głupkowaty śmiech ale "lekarstwo", które nasze ciało sobie wynajduje
Każdy sposób jest dobry Każdy ma jakiś znaczenie choćby nieduże ,ale jest częścią ogólnego ułatwienia życia z chorobą
A śmiech ma ogromne znaczenie - zobaczcie sami cytat z jednej ze stron internetowych:
" ŚMIECH - czysto ludzkie zjawisko służące na ogół do wyrażania dobrego samopoczucia i wesołości. Może być także wywołany pobudzeniem fizycznym (łaskotki), radością, że się góruje nad innymi lub dostrzeżeniem komizmu czy niestosowności jakiejś sytuacji. W pewnych sytuacjach śmiech stanowi formację reaktywną wobec lęku. Śmiech doskonale wpływa na naszą psychikę :
- poprawia nastrój,
- dodaje energii,
- zwiększa poczucie pewności siebie.
Śmiechem możemy przepędzić chandrę, osłabić stres, wyciszyć wzburzenie. Gdy się śmiejemy, pozbywamy się stresów i napięć. Szczery śmiech uwalnia mnóstwo energii. Do krwi przedostaje się też wówczas więcej rozluźniającego hormonu - acetyloholiny, a także endorfiny. Ożywiają się komórki nerwowe, poprawia napięcie mięśni, krążenie krwi, lepiej pracuje pęcherzyk żółciowy, wątroba i jelita. Nie mówiąc już o dobroczynnym działaniu śmiechu na psychikę i kontakty międzyludzkie. Wyróżnia się cztery rodzaje śmiechu:
1. Spokojny uśmiech jest nieocenionym środkiem w zapobieganiu chorobom związanym ze stresem, np. miażdżycy. Wystarczy, że twarz rozjaśnia lekki uśmiech, by jego odprężające działanie wywierało błogosławiony wpływ na całe ciało.
2. Chichot, chociaż w ekspresji silniejszy od radosnego spokoju, nie zawsze bywa spontaniczny. Dlatego ma nikłe działanie lecznicze.
3. Głośny śmiech, któremu towarzyszą mimowolne ruchy ciała, dobroczynnie wpływa na proces oddychania i poprawia krążenie krwi.
4. Śmiech do łez jest już wprawdzie zdławiony, ale przebiega z całą gamą ruchów kurczących się mięsni, które "masują" i poprawiają ukrwienie organów wewnętrznych.
Przy śmiechu leczniczym najważniejsze są rodzaje pierwszy, trzeci i czwarty.
Śmiech działa także jak:
GIMNASTYKA: kiedy się śmiejemy pracuje przepona, mięśnie pleców i brzucha, a także mięśnie twarzy.
MASAŻ: tętnicy szyjnej, serca, śledziony, wątroby.
JOGGING: śmiejąc się, nabieramy w płuca dużo powietrza, jak przy bieganiu.
LEKARSTWO: osłabia dolegliwości astmy i migreny, łagodzi lub osłabia ból.
KOSMETYK: śmiejąc się, dotleniasz organizm, dzięki czemu skóra staje się zaróżowiona i dotleniona. " - żródło: http://drclown.wroclaw.fr...miech/index.htm
Inny artykuł jest także bardzo pouczający:
" Więcej śmiechu
Nowe, lepsze życie możemy zacząć niemal od zaraz. Wystarczy jedynie, że nauczymy się szczerze śmiać. I codziennie znajdować powody do radości.
Jedna minuta zdrowego, głośnego śmiechu zastępuje trzy kwadranse relaksu i przedłuża życie o dziesięć minut – to fakt potwierdzony badaniami naukowymi. Wagę humoru, który prowokuje człowieka do śmiechu, doceniali już starożytni Grecy. To z greki pochodzi słowo „humory” – tak nazywano krążące po ciele ludzkim „soki życiowe”. Ich prawidłowy przepływ miał gwarantować dobre samopoczucie. Sławny niemiecki filozof Friedrich Nietzsche w swoim dziele „Ecce homo: jak się staje, kim się jest” zalecał – oprócz zdrowego odżywiania – śmiać się przynajmniej 10 razy dziennie śmiechem serdecznym – nie szyderczym, ten bowiem nie ma żadnych terapeutycznych właściwości. Tylko dobry, radosny śmiech poprawia kondycję, pomaga odreagować wszelkie stresy i frustracje.
Radość leczy
Zdolność czerpania radości ze wspólnego żartowania jest przywilejem człowieka. A wspólna wesołość na powrót przybliża do ludzi, do samego siebie i do własnego zdrowia. Witalny, radosny śmiech bywa też zdrową reakcją przystosowania do trudnych warunków albo obrony przed zagrożeniem życia. Pełne humoru polskie komedie filmowe z okresu II wojny światowej pokazują, jak śmiech ratował życie ludzi w warunkach ekstremalnych, jak osłabiał niszczący strach i pozwalał znosić długotrwały stres.
Terapię śmiechem wymyślił ciężko chory Amerykanin, Norman Cousins. Jego szansę na przeżycie lekarze oceniali jak 1 do 500. Cousins opracował dla siebie terapię: filmy komediowe, wesołe książki, wizyty przyjaciół, którzy mieli go zabawiać i rozśmieszać. Efekty były zaskakujące – zdrowie wróciło!
Terapia ta, czyli gelotologia (od greckiego słowa gelos – śmiech) jest stosowana coraz częściej w szpitalach, hospicjach, firmach. Terapeuci od śmiechu pomagają m.in. ofiarom klęsk żywiołowych, katastrof i wypadków.
Z głębi duszy
Fachowcy od leczenia śmiechem wyróżniają jego kolejne fazy i określają ich znaczenie terapeutyczne. Nawet nikły uśmiech płynący z głębi duszy wypełnia nas radosnym spokojem i rodzi gotowość do przeżywania większej wesołości. Chichot, jeśli nie jest złośliwy, bywa łącznikiem uśmiechu z bezgłośnym „wewnętrznym” śmiechem, który może przerodzić się w śmiech głośny, taki „na całe gardło”. Ten z kolei zmienia się w śmiech cichszy, zdławiony, ale wprawiający w silne wstrząsy ciało i umysł, a czasami nawet doprowadzający do łez. Dopiero ten pełny śmiech, przechodzący przez wszystkie fazy, angażuje całe ciało i psychikę człowieka, dokonując przy tym istotnych dla zdrowia przemian.
Głośny śmiech, któremu towarzyszą rytmiczne skurcze przepony, działa podobnie jak mocny masaż – pobudza mimowolnymi ruchami cały organizm, dotlenia wszystkie jego komórki. Następuje intensywne, chociaż tylko chwilowe, przekrwienie tkanek wątroby, serca, jelita grubego, płuc i tarczycy. Wzrasta cyrkulacja krwi w drobnych naczyniach krwionośnych i wzmaga się odpływ krwi żylnej w kierunku serca. Wzmaga się także wydzielanie ciepła z tkanek, co przyspiesza wydalanie wszelkich toksyn. Ta reakcja naczyniowo-ruchowa organizmu na śmiech poprawia ukrwienie i dotlenia mózg, wprowadzając równowagę między jego dwoma półkulami.
Po takim seansie radości łatwiej jest zachować spokój i zdolność do relaksu, nawet w bardzo trudnych i stresowych warunkach. Gruczoły dokrewne poruszone śmiechem produkują więcej histamin, hormonów sterujących złożonym funkcjonowaniem komórek, oraz endorfin, zwanych hormonami szczęścia, zaś zmniejsza się wydzielanie adrenaliny i kortyzolu, czyli hormonów stresu.
To zbawienne działanie śmiechu nie mija „jak nożem uciął”. Pod wpływem dobrych przeżyć we wnętrzu naszej psychiki zakorzeniają się radosne myśli, wyobrażenia wywołujące śmiech. Pielęgnujemy też w sobie pewność, że można je będzie odtworzyć.
Nauka śmiechu
Aby nauczyć się zdrowo śmiać, trzeba znaleźć radosne towarzystwo. Dlatego w wielu krajach świata powstają grupy śmiechoterapii ćwiczące tę umiejętność. Cudzy śmiech jest zaraźliwy, ułatwia rozluźnienie ciała, pomaga jednoczyć się z radością. Zanim znajdziemy kompanię do wspólnej zabawy, spróbujmy poświęcić kilka minut dziennie na naukę uśmiechu.
Postarajmy się rozluźnić ciało, aby mięśnie były jak najmniej napięte, a następnie pozwólmy naszej twarzy przybrać pogodny wyraz, unosząc ku górze kąciki ust.
I choć samotne ćwiczenia przed lustrem przynoszą słabsze efekty, to lepiej zrobić dla siebie cokolwiek niż nie robić nic.
Prawda i fałsz radości
Nie każdy rodzaj śmiechu posiada moc leczniczą, a niektóre powody do wesołości są wręcz szkodliwe. Należą do nich złośliwe dowcipy, których celem jest ośmieszenie i upokorzenie przeciwnika w dyskusji. Pokrywanie śmiechem wstydu i zażenowania z powodu ujawnienia kłamstw czy własnych wad też nie ma mocy uzdrawiającej. I chociaż mimowolne reakcje ciała są podobne, to taka wesołość jest fałszywa i nie uzdrawia ciała. "
TEKST: Monika Jucewicz , źródło:http://media.wp.pl/kat,1022939,wid,9909439,wiadomosc.html?ticaid=19d60
Problem bólu nie istnieje (zaraz powiesicie na mnie wszystkie psy, ale przeczytajcie dalej). Jetem maniakiem czytania i wyczytałem kiedyś w jednej z "strasznie mądrych książek", że za ból odpowiedzialny jest umysł szczęśliwego posiadacza rzeczonego bólu...
Byłem już na takim etapie, że ketonal był jak cukierki a bi-profenid wywoływał ból brzucha likwidując ból stawu.... z deszczu pod rynnę... powiedzialem sobie " człowiecze, skoro inni mogą sobie wmówić, że są piękni, to też sobie coś wmów".... i wmówiłem sobie, że to nie ból, a uczucie dyskomfortu... mózg o dziwo to zaakceptował i teraz z drugim stawem czekającym na wymianę, mogę odczekać tyle ile pozwoli jego elastyczność.... nie używam środków przeciwbólowych... zabrało mi to prawie miesiąc, ale to ja teraz rządzę organizmem a nie on mną... staw, jako barometr, działa nadal, ale od paru lat nie połknąłem nawet apapu
staw, jako barometr, działa nadal, ale od paru lat nie połknąłem nawet apapu
i chodzisz normalnie? jakbyś wogóle nie miał problemu ze stawami? jakoś ciężko mi w to uwierzyć
chwilowo mam jeden tytan i jedną genetycznie spieprzoną ... nie odczuwam bólu... czuję dyskomfort, co bardziej denerwuje... niemniej zmiany ciśnienia odczuwam dziwnie... jak ściskanie... nie potrafię tego nawet nazwać...
Aga W napisała kiedyś zdanie: nie wolno pozwolić aby ból niszczył psychikę a choroba odebrała radość życia. Bardzo mi ono dzisiaj pomogło po nieprzespanej przez ból nocy. Poza biodrem boli mnie dolna część kręgosłupa, nie wiem już w jakiej pozycji mam spać. Do operacji jeszcze dwa miesiące...
Agato, bardzo mi miło że to co napisałam pomogło Ci
Czekasz na operację w bólu-czy próbowałaś powalczyć z bólem razem z fizjoterapeutą w ramach rehabilitacji przedoperacyjnej? Gdyby pomógł Ci usunąć napięcie z tkanek, byłoby Ci łatwiej i teraz i po operacji. Pomyśl o tym koniecznie, zacznij działać i ...trzymaj się
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Nie korzystałam z pomocy fizjoterapeuty. Ratowałam się maściami i lekami przeciwbólowymi ale to już coraz mniej mi pomaga. Od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem pójścia do specjalisty i już nie będę tego odwlekała.
Super, im wcześniej tym lepiej. Zrób to koniecznie, bo to krok do poprawy jakości życia teraz przed operacją i inwestycja w swoją sprawność po operacji. Poczytaj temat w ogólnych"coś mnie boli-przed operacją" i zajrzyj już teraz do działu o rehabilitacji.
Gdy zaczniejsz dbać o siebie w sensie dobrej rehabilitacji, zaczniesz działać przeciwbólowi czynnie, a nie tylko stosując maści, leki to poczujesz się lepiej psychicznie
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Może bo wartościowanie pewnych spraw to kwestia podejścia psychiki - a na to mamy wpływ. Zajrzyj do dz.o psychologii, jest tam kilka tematów których treści mogą Cię zainspirować do podejścia ułatwiającego znoszenie bólu w niezłej formie psychicznej
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Zajrzyj do dz.o psychologii, jest tam kilka tematów których treści mogą Cię zainspirować do podejścia ułatwiającego znoszenie bólu w niezłej formie psychicznej
chętnie, dziękuję mam dziś bardzo słaby dzień, więc się przyda..