W tym miejscu chciałabym przedstawić trochę wiadomości na temat przygotowań do zabiegu jakim jest artroskopia stawu biodrowego czy opieki pooperacyjnej.
Mam nadzieję, ze przedstawione przeze mnie informację okażą się przydatne, tym, którzy czekają na takowy zabieg.
Dziękuję Katji za poruszenie tego wątku na forum, a także za omówienie problemu:)
Nie będę pisać tutaj o tym dlaczego artroskopia, a nie inny zabieg, co było powodem, a co nie generalnie to zbyt skomplikowane i niekiedy jest pierwszym etapem czasochłonnego i wieloetapowego leczenia.
DZIEŃ PRZED
Czwartek 02.07.2009
Był to bardzo miły dzień, głównie dzięki tym, którzy wpadli na pomysł organizacji spotkania osteotomiaków Był tort, kawa, uśmiechy, rozmowy, zdjęcia, miłe słowa:)
......wcale nie odczuwałam stresu, ale wiem, ze pod usmiechniętą maską, kryła sie przestraszona dziewczynka....Dziękuję Wam koleżanki za miłe popołudnie i wsparcie:)
Tego dnia wszystko toczyło się swoim życiem.
Rano śniadanie, potem oczekiwania na obiad, potem termometry i czopeczek przez wszystkich ulubiony na oczyszczenie jelitek ze zbednych produktów przemiany materii:) Była karteczka "Zabieg" i była nawet kolacja:)
Osobom, które nie tolerują czopków polecam inny sposób oczyszczenia się, gdyż w przeciwnym razie może to sie skończyć wielokrotnymi wycieczkami do wc:/
Można skorzystać z jednorazowej enemy która mozna zakupić wcześniej w aptece lub zapodac sobie herbatkę ziołowa O wiele przyjemniejsze o ile takiego typu procedury mozna nazwać przyjemnymi
Był długi prysznic, myjka, mydełko, szampon, pasta, szczoteczka, maszynka do golenia i pianka - przegląd generalny wskazany, bo po zabiegu ma się dzień dziecka i chusteczki nawilżające i miskę z wodą....
Wieczorkiem była Fragmina w brzusio, nie bolało - zrobiłam sobie sama, no może czułam potem zimno i był pierwszy siniaczek;p
Żeby przespać noc zapodałam sobie proszki nasenne i tak do rana.....aha pić mozna do 24:00
TEN DZIEŃ
Piątek 03.07.2009
Rano jak zawsze termometry, wizyta lekarska, krzyżyk na drogę i śniadanko, rzecz jasna, którego nie jadłam i musze powiedziec, że nawet nie byłam głodna;)
Od czasu do czasu płukałam usta wodą, aby się na patyk nie wysuszyć:)
Zaplanowana do zabiegu byłam jako 4 wiec chcąc czy nie chcąc musiałam uzbroić sie w cierpliwość....oglądałam film, czytałam książkę, rozwiązywałam zacięcie sudoku
o 12:00 przyszła pielęgniarka i zostałam zabrana na blok:)
Tam szybki wywiad anestezjologiczny i z góry założone wykonanie zniecuzlenia podpajęczynówkowego, które niestety zostało wykonane nieprawidłowo, ból był okropny podczas podawania leku, no i późniejszy nie do zniesienia zespół popunkcyjny......eh ale bywa, na kogoś musi trafić:/
Oczywiście na dzień dobry powiedziałam, na co jestem uczulona itp itd
Znieczulenie wykonane było w pozycji siedzącej, osobiście wolę w pozycji bocznej, mniej boli :)no ale jak na siedząco to na siedząco:/
Wenflon założony, płyny podłączone, znieczulenie działa wiec zaczynamy:)
Sobie leżałam i oglądałam to raz nogę koloru pomarańczowego od płynu do dezynfekcji pola operacyjnego Braunol, to sufit, a to monitor a to zdjęcia rtg, podczas zabiegu wykonano ich mnóstwo:/
Lekarze się uwijali jak mrówki tylko teksty typu wow, ale bajer, ej Ty chodź zobacz, ale jazda nie za fajnie nastrajały na przyszłość.
Musze przyznać, ze na bloku było mi okropnie zimno, znaczy się latałam po stole jak galaretka, dopiero gdy rzucili na mnie kilka chust i przescieradeł zrobiło mi sie lepiej.....
O godzinie 14:30 wyjechałam z bloku i wróciłam na najprzyjemniejszą pod względem towarzystwa salę nr 6:)
Na obiad sie nie załapałam, ale za to kolację zjadłam i specjalnie dla na mnie czekał świeżutki chlebek:)
Po zabiegu w ogóle nie spałam, płyny były w dalszym ciągu przetaczane z racji zakazu spożywania posiłku przez co najmniej 2 godziny od zabiegu, aczkolwiek profilaktycznie każą nie jeść dłużej....
Potem była trauma z oddaniem moczu:/Ale dzięki kochanej pielęgniarce Magdzie (mówi do pacjentów słoneczka, gwiazdeczki) udało się uniknąć cewnika i nawet nie wiedziałam, kiedy mój moczyk w basenie zrobił furorę, że tam w ogóle jest.....
Ból....hym prawie żaden, w porównaniu z bólem kręgosłupa ból nogi - nie było go wcale.....
.....i tak Leżałam plackiem do soboty....
DZIEŃ..... PO
Sobota 04.07.2009 - Środa 08.07.2009
Rano przyszedł do mnie lekarz i z racji tego, iż w sobote nie pracuję pan mgr jan - od rehabilitacji, dr postawił mnie na nogii. Byłam happy, że mogłam wstać, tyle, że moja radośc nie trwała długo....w sobotę pochodziłam trochę i niby wszystko było ok....
Od niedzieli do środy włącznie oglądałam tylko i wyłącznie sufit nad swoim łóżkiem.....zespół popunkcyjny .....ech słabo mi sie robi jak pomyśle o tym okropnym bólu głowy.....Nie miałam siły otworzyć oczu, podnieść powieki, były takie ciężkie, światło i odgłosy mnie dobijały. Całymi dniami płyny w kroplówce, i leki przeciwbólowe, które i tak praktycznie nie pomagały....I tak do środy włącznie.....
Czwartek 09.07.2009
Schody z mgr Janem i upragniony, wybłagany u Prof. powrót do domku....a głowa jak bolec tak bolała....ale przynajmniej dzięki prochom noga miała sie całkiem dobrze:)
No i to chyba tyle z opowieści na temat artroskopii stawu biodrowego:)
_________________ .... Żaden Anioł nie szybuje samotnie......
....Twoja dłoń w mojej dłoni....bezpiecznie:)
:mrgreen: o matko, ale pikuś cuda niewidy za moich czasow tego nie było.
No własnie wcześniej takich cudów techniki nie było....i lekarze machali skalpelem gdzie popadło....zostawiając po sobie niekiedy 30 cm cięcia....chociaż tym razem mi sie udało.....w sumie to myślę, że chyba ugryzł mnie komar....komarzyca x2:)
_________________ .... Żaden Anioł nie szybuje samotnie......
....Twoja dłoń w mojej dłoni....bezpiecznie:)