Proszę bardzo
Pewnie już przejrzałeś ten temat od początku i niedługo ktoś jeszcze napisze o swoich doświadczeniach.
Co do życia z "bioderkowym partnerem" to uważam że wszystko zależy od obu stron.
Najważniejsze żeby choroba nie wyszła wyżej jako priorytet w życiu niż wzajemne poszanowanie, porozumienie.
Konieczność leczenia, rehabilitacji jest niezmiernie istotna i determinuje nieraz na długi czas życie chorej osoby ale nie znaczy to żeby przez chore biodra przestawać być przede wszystkim nadal być tą samą osobą, tym samym kochającym partnerem.
Owszem okoliczności się zmieniają ale to może być okazja do większego zrozumienia się i pogłębienia relacji.
Mój mąż na początku nie wiedział jak mi pomóc, miał problem z ogarnięciem sytuacji, dał mi czas abym ułożyła sobie w głowie i po swojemu jak umiał starał się mnie wspierać. Może nie zawsze wyglądało to tak jak w danym momencie życzyłabym sobie ale on okazywał swoją solidarność i wsparcie tak jak umiał-co starałam się doceniać. Mówił nieraz że nie jest w stanie zrozumieć tego co ktoś czuje, nie umie sobie tego wyobrazić a dla mnie było ważne że po prostu jest, czasem słowa nie były wcale potrzebne bo liczył się gest - nawet zwykły że coś pomógł czy przytulił gdy b.bolało. Jak to on mówił-że równie dobrze to on mógł być na moim miejscu i chorować a przez chorobę nie przestaje się być ze sobą. Więc przetrwaliśmy ten gorszy czas przed i po operacyjny (o czym pisałam wcześniej w tym temacie) i dziś jesteśmy o te doświadczenie mądrzejsi i bogatsi bo to nas wiele nauczyło-przede wszystkim lepszego zrozumienia siebie i większego szacunku dla zdrowia kiedy ono jest.
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*
Status: Sympatyk Forum
Wiek: 74 Doczy: 12 Maj 2014 Posty: 16 Skd: Redenowo
Wysany: Pon 07 Lip, 2014
AgaW napisa/a:
Pewnie już przejrzałeś ten temat od początku i niedługo ktoś jeszcze napisze o swoich doświadczeniach.
Tak, przeczytałem.
Lecz nadal liczę na wypowiedź męża, bo jakby co, to raczej na razie prezentowane są wizje właścicielek protez względem swoich partnerów.
Masz więcej niż rację pisząc o uniwersalnym zrozumieniu łączącym obydwu partnerów.
Bo jak wiadomo, w życiu wahadełko przeważa raz w jedną a raz w drugą stronę.
I stają się problemem - nowe problemy.
Cóż, życie z problemami jest normą, sztuką, nie tylko dla siebie jest ich przezwyciężanie.
Trochę ze mnie goryczy płynie jako, że gdy przyszła kryska na drugiego Matyska, to ten pierwszy jakby dostał amnezji.
ehh...
Szkoda gadać, znaczy się pisać.
Pozdrawiam
_________________ to przyjemnie czasami żyć marzeniami twardo stąpając po ziemi...
Masz rację-problemy w życiu pojawiają się. Od nas jednak zależy jak do nich podejdziemy: konstuktywnie i pozytywnie wiedząc że z wszystkiego jest wyjście i mając świadomość że to my nadajemy problemowi taką a nie inną rangę czy też negatywnie myśląc pozwolić aby rozdmuchały się w większe i nakręcały się nawzajem.
Dobrze jest też spróbować podejść do problemu jakby wcale on nie był istotnym kłopotem, przecież to my decydujemy czy coś jest problemem czy nie. Jeśli zdecydujemy że coś nie jest poważnym kłopotem myśląc pozytywnie i zdystansujemy się maksymalnie "na zimno" do niego to może się okazać że rozwiązanie sytuacji przyjdzie samo i będzie bardzo proste. Owszem nie zawsze jest to łatwe ale warto popróbować podchodzić do różnych spraw w taki sposób.
_________________ *...Mamy możliwość wyboru jak wykorzystać swój czas...*...MOJA HISTORIA...*