Forum Bioderko

Osteotomia wg Ganza - historie - Grzegorz W - nie ma takiego miasta jak Otwock

grzegorzw - Pon 18 Pa, 2010
Temat postu: Grzegorz W - nie ma takiego miasta jak Otwock
witajcie bioderkowicze!
dorzuce się i ja do historii, które nakreśliły nam problemy z biodrami.
Trzy posty niżej napisał Krzysztof, więc chciałbym niniejszym dołaczyć, tym bardziej, że dużo tu się dowiedziałem i jeszcze bardziej tym bardziej :-D (;-)), że leżeliśmy razem i widzimy się na kontrolach, a propos - Krzysztof musimy się spiknąć co do wizyty w przyszłym roku;-)
tak więc zaczynam:
swoją przygodę z Otwockiem zacząłem gdy część forumowiczów była jeszcze mała albo i w planach :mrgreen: :-) . Rok 1982. Trafiam do kliniki po chyba rocznej rundzie po różnych lekarzach, którzy nie wiedzieli co mi było. A bolała mnie noga, jak się nagrałem w piłkę ale i należałem w łóżku czytając książkę. Lekarze radzili ćwiczenia, basen, ordynowali zastrzyki z penicyliny, rozbierali, oglądali, ważyli i mierzyli. I kręcili głową że nie wiedzą o co biega. Gdy trafiłem do Kliniki A miałem 11 lat. Ekipa biegająca w latach 80. po tych samych korytarzach co prof. Czubak dziś, to prof. Malawski, doc Kiepurska , dr Szlapin i dr Sosnkowski (chyba). Były też siostry - Jadzia, Lodzia, Ala, Ola - zapodaję imiona, bo może któraś z nich jeszcze pracuje, albo ktoś je zna/znał i fajnie by było dowiedzieć się jak się im dzieje.
Leżałem tam gdzie dziś jest rehabilitacja - były tam cztery sale - licząc od wejścia na jedynce leżeli starsi chłopcy do 18-19 lat , na dwójce dzieci do 12 lat, na trójce maluszki, a na czwórce dziewczęta, do których przewożono nas łóżkami np na rosyjski czy geografię. Gdzieś w okolicach hollu gdzie dziś czekamy na pokazy biegałem po wózek z podwieczorkiem i zazwyczaj zjadaliśmy po drodze jedno ciastko... (przepraszam :oops: - ale ciastek było więcej niż osób na oddziale).
Co mi było ??? Okazało się, że na panewce kości biodrowej usadowiły się paciorkowce (zawsze mówiłem w liczbie mnogiej - wyobrażałem sobie że wygladają jak termity - siedzą i żrą). Oznaczało to operację (podobno 4 godziny) potem 4 miesiące gipsu (tzw. biodrówka od piersi po palce operowanej nogi) oraz 6 tygodni w gipsie ćwiczebnym (tzw. rozkraka – obie nogi w gipsie lekko zgięte a przy kostkach zagipsowany 80 cm kijek - co absolutnie nie przeszkadza w bieganiu… ).
W szpitalu wylądowałem w początkach października, a operację miałem już po miesiącu :!: . Na przepustkę wyszedłem dopiero na święta Bożego Narodzenia.
Generalnie, czas w szpitalu to pół roku, w czasie którego bardzo szybko dorosłem.
Mimo 11 lat byłem dość wyrośniety wzdłuż i wszerz i szybko przeniesiono mnie na jedynkę, a jakiegoś 13 latka wyoutowano na dwójkę. I się zaczęło, a pamiętam wszystko jak przed chwileczką. Na początku cotygodniowe, potem rzadsze odwiedziny rodziców, starsi chłopcy codziennie ustalający porządek dziobania, prowadzone w sali :!: bitwy na zgniłe jabłka oraz wojny z użyciem wody i podebranych ze śmietnika strzykawek prowadzone również w sali, zza rozwieszonych na łóżkach kocy. Hmmm ... - bójka na szwedki (do dziś tak mówię) z Sewerynem z Katowic mającym gruźlicę kości i 13 operacji na koncie. Pamiętam też braki w zaopatrzeniu (misie żelkowe kosztujące krocie), a chyba na zawsze zapamiętam smak quick coli którą kupowałem na górze w bufecie. Ogrom doznać, w większości bolesnych i przykrych sprawił, że tak jak w Misiu nie ma miasta Londyn, tak i dla mnie na długie lata nie było miasta Otwock.
Chyba przez rok były kontrole i podróż pociągiem, a potem taksówką na ulicę, którą też wymazałem z pamięci bo bałem się że znów zostanę w szpitalu (wtedy im Krasickiego - wymazane :) ). Aż zostawiono mnie na głębsza kontrolę w 1986 ze wskazaniem do operacji obustronnej dysplazji stawów biodrowych, ale po konsultacji o prof. Malawskiego rodzice na operacje się nie zgodzili.
A Otwock został miejscem zakazanym i naprawdę nie sądziłem że powrócę jak za dawnych lat.
Żeby nie było tak jednostronnie smutno - dwie anegdotki:
Przyszedłem jako nowy na salę numer jeden i dostałem do ręki słoik tzw. wek i usłyszałem że mam iść po fazę bo telewizor ma jej za mało i gubi obraz. Poszedłem do siostry. Siostra się popukała litościwie w czoło. Wszedłem do łazienki, nalałem do połowy wody i powiedziałem że oto jest faza i że powinno wystarczyć. Powiedzieli że jestem pierwszy który przyniósł fazę. Byłem dumny.
Druga: obudziłem się około 2.00 w nocy i słyszę, że z chłopakami w wieku poborowym (trzech na sali) siedzi siostra mająca nocny dyżur – Ojej, tam się coś rusza za drzewem - mówi siostra. – Nie, nic się nie dzieje, ale jakby ktoś tam się skradał to niech się siostra schowa do mnie pod kołdrę. A ja myślę – jak to pod kołdrę, przecież siostra ma pacjentów, a siedzi tutaj z nimi i się wygłupiają. Ci sami kolesie biegali codziennie po kilka razy w gipsomajtkach (poopercyjny gips od szyi do kolan z otworami na kupkę i siusiu) oglądać siostry stażystki i było to wtedy dla mnie szalenie dziwne, nielogiczne i bez sensu zachowanie.
O odczarowaniu Otwocka napiszę za kilka dni jak będę miał małe okienko w pracy.

AgaW - Pon 18 Pa, 2010

Miło poznać kolejnego mężczyznę - Gaznowicza :)
To ile właściwie jesteś po operacji Ganza ? Pewnie nie tylko ja jestem ciekawa efektów operacji u Ciebie ;)

krzysio - Pon 18 Pa, 2010

Witam Grzegorzu, genialny ten wpis aby następny był taki doby, świetny tytuł. No ja teraz mam wizytę 25 listopada, to dlatego że poprosiłem prof. o zwolnienie. Nie wiem jak będzie z wizytami kontrolnymi w przyszłym roku, ale zawsze można się umówić na piwko w warszawie. Organizowane są spotkania ganzowiczów, warto było by podzielić się uwagami "face to face", zobaczyć jak radzą sobie inne osoby, oczywiście przy browarze.:)
pozdrawiam

grzegorzw - Sro 20 Pa, 2010

hejka,
na szybko:
Ganz odbył się 12 lipca 2010 roku czyli trzy miesiące i tydzień temu. Do domu poszedłem 16 lipca. Po równo trzech miesiącach wróciłem do pracy.


na długo:
Do bardziej zdecydowanych działań względem biodra przygotowywałem się psychicznie od kilku lat. Po ostatnim pobycie kontrolnym z perspektywą operacji na oba biodra w 1986 r. żyłem sobie z dysplazją w miarę szczęśliwie. Zawsze jednak był syndrom nałażenia się – wtedy noga bolała, bardziej lewa – ta operowana na paciorkowca.
Gdzieś tak po 2000 roku czułem że coś się delikatnie zaczyna dziać. Jazda na rowerze, a wcześniej siłownia trochę niwelowały wadę mocnymi mięśniami nóg, ale z czasem zacząłem przechylać się na lewo. Im bardziej byłem nachodzony tym pochylenie było bardziej widoczne. Z czasem zaczął pojawiać się ból mięśni z boku biodra i jak chwilkę postałem to znów mogłem pochodzić. W bodajże 2008 r. zakładałem trawnik i przez dwa urlopowe tygodnie kierowałem taczkami i chyba wtedy znacząco zbliżyłem się do jakiejś decyzji… Poszedłem do przychodni ortopedycznej na Hożej ale zalecili ćwiczenia i rehabilitację bez operacji.
Faktu, że istnieje Otwock nie przyjmowałem do wiadomości nawet wtedy gdy brat (młodszy o 5 lat) jako pierwszy trafił do profesora Czubaka i zrobił porządek pod hasłem "Ganz" z jedną, a potem i druga nogą. Operacje robił jakieś 5 lat temu i dziś uważa, że była to jedna z najlepszych decyzji życiowych, choć ostatnio narzeka na jakiś ból, który pojawia się gdzieś w biodrze i znika (właśnie umawia się na wizytę). Prawdę mówiąc to brat mocno mnie przeraził opowieściami o swoim Ganzu – długie cięcie od połowy uda na brzuch, 3 godzinna operacja, ból, niemożność siadania i inne przyjemności – był na zwolnieniu pół roku. Ja zaś słuchając jego historii utwierdzałem się w przekonaniu że miasta na O. nie ma na mojej mapie świata.
W 2009 r. jazda na rowerze stała się zbyt dokuczliwa, coś przeskakiwało, a przy radosnym przeskakiwaniu - bolało. Przerwy w chodzeniu były coraz częstsze. Spałem najchętniej na boku bo wtedy nie bolało. I te wredne ukłucia jakby szpilką gdzieś w panewkę, jak źle stanąłem. I jeszcze brak kontaktu ze stopą – jak umyć nogi? Jak zawiązać buty? A co ze skarpetkami? Udo więdło w oczach - stawało się coraz słabsze, chudsze, pośladek też się skurczył. No i w pewnym momencie zauważyłem, że pomagam sobie ręką ulokować nogę w samochodzie.
Generalnie sytuacja przyspieszyła w 2009 r. tak, że na początku 2010 spotkałem się z profesorem (wiedziałem już że pracuje w Tym mieście). Profesor kazał mi stanąć w jak największym rozkroku i ucieszył się. Zrobił usg i powiedział że dobrze będzie - naprawimy obie strony. Pół roku poczekałem i 8 lipca po 28 latach przeszedłem bramę szpitala w mieście, którego wciąż nie było.
Bałem się przeokrutnie choć to podobno nie uchodzi. Trauma z dzieciństwa była silna jak cholera. Sama operacja zaskoczyła mnie maksymalnie. Trwała może półtorej godziny?? Znieczulenie w kręgosłup i błogość. Patrzyłem sobie w ekran rtg na którym widać było postępy prac. Cała miednica w otoczeniu narzędzi, potem miednica przecięta, odgłosy borowania, kucia, wiercenia choć dość zaskakujące (na co dzień słuchałem ich w garażu przy majsterkowaniu) nie były zbyt przykre. W pewnym momencie ogarnęło mnie niezwykłe podniecenie, zacząłem się kręcić i prężyć, a to była podobno oznaka znacznego ubytku krwi. Doleli do żył co mieli pod ręką i już było dobrze.
Dramat zaczął się na bloku pooperacyjnym. Pielęgniarki wrzuciły mnie w pościel, a ja się do niej momentalnie przykleiłem, a raczej wkleiłem i zacząłem zapadać w wilgoć, gorąc i duchotę. Ostatnie piętro bloku, lipcowe upały, słońce w okno, zero klimy, nawiewu. Dramat czystej wody. Nie można się podciągnąć na raczkach bo jest tylko jedna i to ze złej strony. Chciałbym się wydostać z zasysającej i oklejającej mnie pościeli ale było to niemożliwe. I tak przez pół dnia i całą noc. Słabym momentem następnego ranka było przejście z wózka na stół rtg. No i potem juz na sali nie podnosić głowy, leżeć, a następnego dnia wstajemy. Wstałem, przeszedłem salę w obie strony troszkę się spociwszy, ale poczułem że będę żył. Następnego dnia więcej chodzenia, potem schody i na 4 dzień po wielkim cięciu poszedłem do domu. Aczkolwiek zmroziła mnie informacja na obchodzie przed samą operacją, że w ramach rozliczeń z NFZ zrobią mi operację teraz, ale będzie ona zakontraktowana jako sierpniowa, a to oznacza że wyjdę ze szpitala na przełomie lipca i sierpnia. Na szczęście na drugi dzień po wielkim cięciu usłyszałem słowa „jak chodzi to do domu, niech tylko schody zrobi”. Wielkie cięcie odbyło się ok. 15 w poniedziałek 12 lipca, a w piątek od 11 stałem już w blokach startowych gotów do wyjścia. Ufff
W domu przed operacją podwyższyłem sobie łóżko kłodami drewna i ustawiłem je w salonie na wprost TV :mrgreen: . (W szpitalu zorientowałem się że koszt wypożyczenia łóżka to ok. 100 zł za miesiąc, ale było już za późno). W suficie zrobiłem dwie dziurki do podwieszenia linek do ćwiczeń (jedna dziurka się nie udała;-). Do pierwszej kontroli machałem nogą na boki i zginałem w biodrze i w kolanie, codziennie ale bez szaleństw.
I cholera mnie brała jak coś pykało, przeskakiwało, stawiało opór. Kaczka pod łóżkiem, kule przy łóżku, ksiązki obok łóżka. Piloty na łóżku. Dzieci i żona w gotowości.
Tu wielki ukłon dla rodziny – bez Niej nie dałbym rady. Nie dość że kochana żona robi wszystko za dwoje - wozi dzieci, kosi trawę, walczy z kretem i resztą ogródka, robi obiady, daje zastrzyki, upina męża do ćwiczeń, to musi znosić jego nie tamowane wybuchy złości spowodowane bezwładnością, zależnością i niemocą, tudzież brakiem szybkich postępów w stawaniu na nogi. Wielki szacun, jak to mówią :->
Na trzeci dzień po powrocie do domu złapałem gorączkę i noga zaczęła puchnąć – przez jakieś 4 dni miałem po 38,5 potem się uspokoiło. Ketonal przestałem brać po dwóch tygodniach. Wcześniej brałem dwie tabletki 50mg na dobę, przez ostatnich kilka dni – jedną.
Do samochodu wsiadłem po miesiącu choć noga zgięta w kolanie stawiała opór przed przechylaniem się w prawo. Na rowerku stacjonarnym jeździłem (troszkę) w trzecim miesiącu po operacji. Prosiłem rejonowego lekarza o skierowanie na rehabilitację ale pani doktor rzekła, że dopiero po pierwszej wizycie kontrolnej, jak się okaże że wszystko dobrze.
Na pierwszej kontroli profesor powiedział że wszystko pięknie, kazał zginać nogę biodrze, odwodzić i przywodzić – wzmacniać mięśnie, ćwiczyć i ćwiczyć tysiące razy, nocą i dniem. Powiedział abym odłożył kule i przeszedł. Rzuciłem i po… kuśtykałem bojąc się podświadomie stawać na operowanej nodze. Na utykanie nałożył się rzecz jasna bardzo słaby stan mięśni w lewej nodze – przez lata stopniowo osłabianych, podczas operacji pociętych, posklejanych w nieruchawe bryły - uśpionych.
Rozmawiałem o rehabilitacji z profesorem. Wszyscy z tego forum znamy jego zdanie o rebabie i ćwiczeniach :-D - "pomóc na pewno pomoże ale pan też sobie sam pomoże". Profesor polecił Orthos – „Oni są fajni”. Niestety Orthos przyjmuje tylko prywatnie.  W przychodni rejonowej gdzie jest rehabilitacja ortopedyczna zaproponowali w 2 miesiącu to co robiłem zaraz po operacji – podwieszanie i w obłokach bujanie. Tak więc odżałowałem kilkaset złotych (na początek), zawitałem do Orthosu i … poznałem zmyślną i jakże sprytną, współzależną konstrukcję układu mięśniowego.
Otóż powiem to, co już było tu mówione:
Nogi po Ganzu, „przygotowywanej” do Ganza (albo do innych zabiegów) przez lata, jak to często bywa nie da się przywrócić do w pełni funkcjonalnego życia całego organizmu bez zaprzęgnięcia tegoż organizmu jako całości do pracy. I to dość ciężkiej pracy.
System naczyń połączonych, jakimi są mięśnie i stawy sprawia, że to co „psuło” się przez lata, skutecznie wpływało też na „psucie się” innych części. Mięśnie, które nie pracowały, potrzebowały pomocy i bez mojej wiedzy inne moje mięśnie przejmowały ich obowiązki, nadwyrężając się i zmieniając strukturę pracy całych układów mięśniowych!!!
Przy czym nawet nie spytały mnie o zdanie...
Problemy z jednym małym bioderkiem rodzą nieuświadamiane jeszcze problemy z drugim biodrem, kolanem, kręgosłupem, mięśniami brzucha, barkami… wszystko inaczej pracuje koncentrując się na oszczędzaniu nogi z chorym biodrem. I te zachowania motoryczne są po latach już głęboko zakodowane, mimo właściwego ustawienia nogi po operacji. Rehabilitacja ma to zmienić, bo ja sobie tego nawet nie uświadamiam. Jestem przekonany że stoję prosto, idę, nie jak małpa, która zlazła z drzewa, tylko jak homo sapiens, ćwiczę skłony będąc w jakiejś symetrii… po czym rehabilitant nagrywa mnie na kamerę i... Ecce homo ! – tyle że krzywy 

Bez dobrego rehabu będzie nowa noga i stara reszta.
Dziś chodzę o dwóch kulach (szwedki brzmi ładniej czyż nie?) choć ciężko wrócić do dwóch jak się chodziło o jednej. Kontroluję sposób chodzenia (lepiej brzmi, że się staram kontrolować ;-) ). Po 2 i pół miesiącach wróciłem oficjalnie do pracy, wziąłem jeszcze dwa tygodnie urlopu, by po trzech miesiącach usiąść za biurkiem.

No i chyba tyle. Jeszcze kilka myśli:

Nie bać się operacji – jest mniej dokuczliwa niż borowanie, a często krótsza ;-)
Po operacji nie forsować, ani nie przewracać
Jak najszybciej uciekać ze szpitala do domu (nie ma jak w domu, w domu jak u mamy, wszędzie dobrze ale w domu… - przysłowia to potęga)
Jak najwcześniej pokazać się na rehabilitacji (dobrej !!! ) aby jak najwcześniej łapać dobre wzorce
Czcić partnera swego (i dzieci), że pomaga i znosi nasze czasem przykre towarzystwo
Nie męczyć nogi i całej reszty zbędnymi kilogramami dźwiganymi na sobie w postaci tłuszczu
ufać lekarzom ale sprawdzać :-P

aga.t. - Sro 20 Pa, 2010

grzegorzw bardzo pięknie opisałeś swoją historię, szczególnie duży plus za podsumowanie :) cieszę się ,że doceniasz pomoc rodziny i dobrą reha.
mam nadzieję,że na tym poście się nie skończy bo bardzo ciekawie piszesz no i w dodatku jesteś mężczyzną - a takowych mamy tutaj mało i szczególnie ich doceniamy,że chcą dzielić się swoimi doświadczeniami. :brawo:

Mijka - Sro 20 Pa, 2010

Witaj grzegorzw, super :) bardzo dokładnie i barwnie opisujesz swoją historię :) myślę, że są to cenne informacje dla wielu osób borykających się niepewnością, obawami, wątpliwościami :thumbup:
AgaW - Sro 20 Pa, 2010

Cytat:
Bez dobrego rehabu będzie nowa noga i stara reszta.
Dziś chodzę o dwóch kulach (szwedki brzmi ładniej czyż nie?) choć ciężko wrócić do dwóch jak się chodziło o jednej. Kontroluję sposób chodzenia (lepiej brzmi, że się staram kontrolować ). Po 2 i pół miesiącach wróciłem oficjalnie do pracy, wziąłem jeszcze dwa tygodnie urlopu, by po trzech miesiącach usiąść za biurkiem.

No i chyba tyle. Jeszcze kilka myśli:

Nie bać się operacji – jest mniej dokuczliwa niż borowanie, a często krótsza
Po operacji nie forsować, ani nie przewracać
Jak najszybciej uciekać ze szpitala do domu (nie ma jak w domu, w domu jak u mamy, wszędzie dobrze ale w domu… - przysłowia to potęga)
Jak najwcześniej pokazać się na rehabilitacji (dobrej ) aby jak najwcześniej łapać dobre wzorce
Czcić partnera swego (i dzieci), że pomaga i znosi nasze czasem przykre towarzystwo
Nie męczyć nogi i całej reszty zbędnymi kilogramami dźwiganymi na sobie w postaci tłuszczu
ufać lekarzom ale sprawdzać
_________________


Jak to pięknie wszystko opisałeś :)
Bardzo się cieszę, że tak rehabilitacja stawia Cię na nogi i że tyle nauki wynosisz z zajęć terapeutów :ok:
Profesor owszem ma swoje zdanie, jeśli poelca to prywatnę praktykę - bo niestety mało gdzie wiedzą jak rehabilitować po Ganzu. Trafiłeś na mistrzów fozjoterapii i będziesz miał wyeliminowane wszystkie złe nawyki - bo widzę ze upór masz i walczysz dzielnie jak prawdziwy lew :)
Jeszcze coś mi się bardzo, bardzo spodobało - to że masz taki wielki szacun dla swojej rodziny i że doceniasz jej chęć pomocy :brawo:
Mam nadzieję, że u Twojego brata nic poważnego się nie dzieje z biodrem - a swoją drogą jeśli kontrol u ortopedy nic nie wykaże to może warto by się zastanowił nad wizytą u Twojego terapety? Może coś u niego trzeba poprawić ćwiczeniami i będzie dobrze ?

grzegorzw - Pon 25 Pa, 2010

dzięki za otuchy słowa,
ale powiem Wam, że ćwiczyć to mi się nie chce za bardzo. ..
Zauważyłem, że jak nie jestem przeforsowany to chodzę praktycznie normalnie ale jak dłużej połażę bez kuli to mięśnie krzycza Heeelp!!! i inne im od razu leca na pomoc i wtedy zaczynam się krzywić jak wieża w Pizie. Ale świadomość, że jest chyba lepiej rozleniwia. Choć pyka ciągle coś i tak zakłuje gdzieś w kolanie, gdzie wcześniej nie kłuło nic :-(

AgaW - Pon 25 Pa, 2010

Chyba każdy nie przepada za koniecznością ćwiczeń - ale to inwestycja w siebie na zasadzie : "jak sobie pościelisz tak się wyśpisz" :) Nie daj się temu lenistwu :ok: jeszcze trochę bądź pilny w ćwiczeniach i noga będzie silniejsza :)
grzegorzw - Wto 30 Lis, 2010

Witam ponownie.
Niedługo minie 5 miesiąc po operacji.
Jest fajnie.
Pan Marcin z Orthosa zachęca do chodzenia o 2 szwedkach aby wyrobić własciwą postawę i dobre nawyki - czytaj "poprawną prace mięśni" ale nie wie, (pewnie udaje, że nie wie;-) że to strasznie męczące tak chodzić ciągle i wszędzie o dwóch patyczkach. A szczególnie dokuczliwe gdy już można chodzić bez nich. Dlatego poszedłem ze sobą (i z panem Marcinem ale ciiiii) na maleńki i wcale nie zgniły kompromis - jeśli idę gdzieś dalej i nie mam zajętej lewej ręki biorę dwie pomocniczki, ale w domu, na krótkie przebiegi po pracowym korytarzu z papierami albo torbą - idę z jedną mając nadzieję, że tej drugiej nie jest przykro. 
Co do efektów
Chodzi się kompletne inaczej niż przed wielkim cięciem (choc ono przecież wcale nie jest duże), choć organizm próbuje narzucić wychodzone przez lata przyzwyczajenia. Niektórych problemów stosunkowo łatwo się pozbyć (wzmocnienie niektórych mięśni) poprzez ćwiczenia, których na początku wykonać niepodobna, a potem stają się pestką. Ale są też i zadziory jak niemożność podciągnięcia operowanej nogi wysoko (mycie nogi, nakładanie skarpetek) i tu stan jest niewiele lepszy niż przed operacją. Trzeba rozciągać i kurczyć i znów rozciągać. A jak się schylam to i tak boli. Ale krok po kroku odległośc od palców u rąk do palców u stopy się kurczy.
No i cóż…
Po 4 miesiącach chodziłem w miarę normalnie bez szwedek na krótkie odległości, albo z przerwami na większe. Teraz spokojnie jestem w stanie chodzić długo ale pewniej czuję się z pomocnicą.
Szkoda, że zima …na rowerze bym pojeździł, ale takim prawdziwym, bo na treningowym krajobrazy się za rzadko zmieniają
No i jeszcze jeden feler – trzeba się stale pilnować bo momentalnie, jak sia zamyśle, zachodzę, zalatam włazi stary nawyk i mięśnie zaczynają robic mnie w konia. Pracuja mięśńie grzbietu a powinny mięśnie brzucha ale teraz już wiem jak je uruchomić. Jestem świadomy jakie pułapki mi szykują i umiem je kontrolować. ŚWIADOMOŚĆ WŁASNEGO CIAŁA – bez tego rehab po Ganzu, (i pewnie genaralnie rehab ortopedyczny) kogoś, kto na Ganza solidnie zapracował to niestety mrzonka.
Acha... zima jest jak pisałem - ja mam końcówki Szwedek z twardej czarnej gumy – na śnieg i lód zgroza. Ślizgają się i od spodu okleja je śnieg, który zamarza tworząc takie slizgające się półkole. Wymieńcie sobie końcówki na takie miękkie i elastyczne, które się mocno odkształcają przy obciążaniu i stawianiu – 3 -4 zł w każdym sklepie z art. do rehabu.
Widać różnicę więc warto nawet przepłacić. .
Acha.... no i ćwiczyć w domu strasznie mi się nie chce. Im lepiej się czuję tym aktywność ćwiczeniowa siada coraz bardziej. Jesli dałem tym wodę na młyn innym leniuchom to trudno hihihi

Grazyna1950 - Wto 30 Lis, 2010

grzegorzw napisa/a:
Wymieńcie sobie końcówki na takie miękkie i elastyczne, które się mocno odkształcają przy obciążaniu i stawianiu – 3

Są też specjalne kolce zakładane na kule.

krzysio - Wto 30 Lis, 2010

grzegorzw napisa/a:
Ale są też i zadziory jak niemożność podciągnięcia operowanej nogi wysoko (mycie nogi, nakładanie skarpetek) i tu stan jest niewiele lepszy niż przed operacją. Trzeba rozciągać i kurczyć i znów rozciągać. A jak się schylam to i tak boli.

U mnie to samo :( No i ból pleców, a nie biodra jak się człowiek nachodzi
pozdrawiam

grzegorzw - Sro 01 Gru, 2010

no własnie, bo pracują mięsnie pleców a powinny mięśnie brzucha...
nowe auto na pewno znajdzie droge do dobrego rehabu:-)

AgaW - Czw 21 Lip, 2011

Grzegorzu, dawno pisałeś, już połowa lata ;) Co u Ciebie? jak się sprawuje bioderko?
MONIKAIMPRESJA - Czw 08 Wrz, 2011

Grzegorzu, fajnie to opisałeś, niemalże jak jakąś powieść....zwłaszcza np

Pół roku poczekałem i 8 lipca po 28 latach przeszedłem bramę szpitala w mieście, którego wciąż nie było....

Prawie jaku u Zafona :)

grzegorzw - Pon 12 Wrz, 2011

[code]prawie jak jakieś zaginione miasto , jak w dżungli u boku Indiany Jonesa:-)
... aaaaaale kiedyś las otwocki tak właśnie wyglądał, ale co tam kiedyś ... dzień przed operacją poszedłem sobie na dłuższy spacer - tak się trochę nachodzić na zapas no bo kto wie, kiedy znów bez przeszkód chodzić będę, i jak poszedłem, tak wracając minąłem szpital w odległości jakichś 300 metrów i poszedłem dalej ... i dalej... i dalej...
.... jakieś wykroty, piasek, głębokie rowy prawie jak czołgowe przeprawy i zero śladu człowieka. Końcem końców wyszedłem na jakąś chałupkę, jakaś pani w chustce na pytanie o ul Konarskiego rzekła aaa paaaaaaaaaaaaaaaaaaaanie i zamachnęła się szeroko ręką jak Lenin z obrazów. Po kolejnej godzinie wyszedłem na szpital z drugiej strony :-)
a dziś patrząc rok po operacji widzę ze odczarowanie Otwocka było jedną z lepszych decyzji życiowych.
Jakbym jeszcze miał więcej sił witalnych i zaparcia, by ćwiczyć, to już by było wspaniale. Bo z jednej strony było korygowanie postawy, stawianie nogi, mięśnie brzucha, a z drugiej siła samej nogi, która, co tu dużo mówić, po roku jest nadal słabsza od starej (na zasadzie zbitki nowa noga-stara noga;-) .
widzę i sam się łapię że siadając niżej asekuruję się lewą ręką, która spocznie na siedzisku wcześniej niż moje 4 litery, jak wsiadam do auta to ta sama ręka, ot tak mimochodem i niejako przy okazji, łapie mnie pod kolano i wkłada nogę do auta mimo że ja wcale tego nie chcę i nie oczekuję. ochrzaniam, daję jej po łapie, następnie noga za próg i noga wsiada sobie już sama bez pomocników. Jak wstaję z przysiadu to też czuję, że mocniej pracuje prawa noga
Musze się pokazać w orthosie bo miałem ćwiczyć w Święta Bożego Narodzenia i po Nowym Roku no i potem się pokazać i tak zleciało pół roku ponad - strasznie szybko czas umyka.
czasem mi coś pyknie, czasem zaboli ale to wyjątki są, a nie reguła, jak kiedyś.
Ostatnio trochę mnie bolało w stawie ale chyba miało prawo bo wracałem z wakacji autem 20 godzin z przerwami, a tak to myślę że jest OK.
no i te śruby trzeba wyjąć ale jak pomyślę że znów przyjęcie na szpital, badanie, zastrzyk w plecki, i replay ze wszystkich przyjemności to tak słabowicie to wygląda.
Czasem ktoś mi powie ze jeszcze widać ze utykam, a czasem "eeee widać że utykasz chyba nic nie dała ci ta operacja" (ci drudzy dostają kopa nową nogą)
Tak wiem że utykam, raz mniej raz bardziej, czasem wcale. To właśnie jest zgniła wisienka czyli zbyt wiele lenistwa w ćwiczeniach i prze to noga wciąż słabsza, a cały tort trochę traci na smaku.

AgaW - Pon 12 Wrz, 2011

Grzegorzu, szkoda że nie dbasz o siebie, o ćwiczenia i rehabilitację. Jeszcze jest czas aby to zmienić i tym samym poprawić efekt operacji. Niestety nikt za Ciebie tego nie zrobi, musisz sam się zmotywować i zawalczyć, choć łatwo nie jest. Wiele rzeczy zależy od nas, od Ciebie, pomyśl o tym póki możesz wiele naprawić!
Dobra_Wrozka - Wto 13 Wrz, 2011

grzegorzw napisa/a:
dziś patrząc rok po operacji widzę ze odczarowanie Otwocka było jedną z lepszych decyzji życiowych.


Grzegorzw, udalo Ci sie odczarowac Otwock, to teraz pora zebys odczarowal sobie rehabilitacje ! Jedno bez drugiego sie do konca nie odczaruje :idea:

grzegorzw - Sob 05 Lis, 2011

odczarowuję... odczarowuję ...
ćwiczę w domu i odwiedzam co tydzień - dwa Orthos.
powłoka cielesna znów chciała mnie wykiwać i zaczęła uruchamiać inne partie mięśni niż te, które powinny brać się do roboty ale w porę wyczułem te cwane zamiary. Oczywiście nie byłoby to możliwe gdyby nie widział jakie mechanizmy rządzą (dają się rządzić) mięśniami ale po rehabie jestem w miarę świadomym użytkownikiem swego ciała. :-)
Co nie znaczy chętnym do intensywnej nad nim pracy:-)
ale jak na razie daję radę - rozciągam, wzmacniam, masuję, rozklejam, kontroluję (mam nadzieję).
hej

AgaW - Sob 05 Lis, 2011

grzegorzw napisa/a:
ale w porę wyczułem te cwane zamiary

To znak, że kontrolujesz się, że wyczywasz ciało :) Trudno się tego nauczyć od razu-a Ty sam widzisz, idzie Ci świetnie :ok: z czasem będzie coraz łatwiej i jak to barsziej odczujesz będzie Ci się lepiej ćwiczyć :)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group