Forum Bioderko

Psychologia w chorobie - Kondycja psychiczna

olifffka - Sob 04 Lip, 2009
Temat postu: Kondycja psychiczna
Moi Drodzy :mrgreen:

Piszemy tutaj, na forum o swoich endo, kapach, operacjach, o pobytach w szpitalu, regabilitacji itd., ale nie ma jeszcze wątku, który by opisywał nasze psychiczne samopoczucie :-> Wiadomo, że walka z chorobą, bólem i czesto biurokracją jest męcząca i czasem brakuje na to wszystko sił :-( . Jak również po operacji, stajemy w obliczu nowej rzeczywistości, nasze życie zmienia się radykalnie. Część z nas cieszy się, że wszystko się udało i myśli pozywywnie, a inni się załamują, nie mają motywacji do ćwiczeń :-( . Może warto się czasami wygadać, pomarudzić, żeby "zrzucić ciężar z plecow" :mrgreen: Jak Wy się czujecie? Jak sobie ze wszystkim radzicie?

Go - Nie 05 Lip, 2009

Z góry sorki za offtopic, ale co myślicie o tym, żeby stworzyć listę książek, filmów które Wam lub znajomym pomogły w trudnych chwilach, pomogły zrozumieć czym może być choroba i trudne leczenie, znaleźć w tym wielką siłę i głębszy sens?

Pozdrawiam;)

Katja - Nie 05 Lip, 2009

Drogi Gościu zapraszam do rejestracji na Forum :-) Dziękuję za dobry pomysł. Częściowo podobny wątek jest już w Hyde Parku - zapraszam, tam znajdziesz lekkie tematy, polecane książki, filmy itd. niezwiązane z chorobą. Natomiast po chwili zastanowienia uruchamiam w tematach ogólnych wątek, który ściśle związany jest z problematyką choroby, towarzyszącym jej stresem, bólem itd. Tam zamieszczamy tematycznie związane pozycje książkowe czy filmowe itp.

Zapraszam do Ogólnych tematów pod: Ku pokrzepieniu serc czyli pomocna książka i film w chorobie

olifffka - Nie 05 Lip, 2009

Ztymi filma to różnie bywa :mrgreen: mnie tam osobiście one bardziej dołują :-P
Katja - Nie 05 Lip, 2009

Eeee, jest mnóstwo filmów które wręcz przeciwnie, potrafią człowiekowi dodać skrzydeł :-) Mogłabym z marszu wymienić kilka. Mam nadzieję, że niebawem poznamy zdanie innych i preferencje w założonym wątku :-)
KubaP. - Nie 05 Lip, 2009

Hm... właśnie, psychika. Co coś co może doprowadzić człowieka do ruiny. Na razie nie miałem z nią problemów pod kątem walki z chorobą, ale boję się na przyszłość. Tego kiedy położe się już w szpitalnym łóżku, a nawet wcześniej, kiedy zapadnie decyzja o operacji. Macie jakieś złote rady jak radzić sobie z nerwami? Lepiej wiedzieć za wczasu. Mądrze być przygotowanym na to jak zacznie pożerać nas stres. Ja jestem cykorem i obawiam się, że będę gotowy nawiać z sali operacyjnej! Boję się, że kiedy zapadnie decyzja o operacji stanę się mrukiem, nie bedę chciał rozmawiać z ludźmi i odseparuję się od znajomych. Nie wiem czemu tak myślę, ale tak moze się stać. Będe się czuł jakiś gorszy, niesprawny a przez to niepełnowartościowy... Co poradzić aby nie wpędzić się w taką psychiczną ruinę?
olifffka - Nie 05 Lip, 2009

KuboP najbardziej boimi się tego co nie znane, więc przed operacja postaraj się zaczerpnąć jak najwiekszą wiedzę na jej temat i całej tej otoczki które jej towarzyszy. Nie ma jakiegoś niezawodnego sposobu na opanowanie stresu, poza tym to całkiem naturalne, każdy się boi. Myślę, że Twoi najbliźsi, przyjaciele będą dla Ciebie oparcie :) . Stan po operacji i niesprawność postaraj się traktować jako cos PRZEJŚCIOWEGO, co mija i po czym będziesz mógł robić to, na co masz ochotę bez bólu :mrgreen: Fajna perspektywa, co :mrgreen: ? Głowa go góry :-D
Nika - Nie 05 Lip, 2009

KubaP, nie ma powodu, żebyś czuł się gorszy, czy niepełnowartościowy. Świeżo "po" nikt nie jest w pełni sprawny. Po operacji w pewnych sytuacjach nie da się uniknąć korzystania z czyjejś pomocy. To normalne i potrzebne, byś miał jak najwięcej energii na szybkie zdrowienie. A im prędzej to się stanie, tym szybciej będziesz samodzielny. Wiesz już, kto przy Tobie wtedy będzie? Może spróbuj pogadać z tą osobą o swoich oczekiwaniach, o sposobie pomocy, może nawet o obawach. I trzymaj się dzielnie! ;-)
AniaL - Nie 05 Lip, 2009

KuboP w całej rozciągłości popieram zdanie olifffki, po to m. in. powstało to forum aby zredukować poziom strachu przed operacją minimalizując niewiedzę. Ja szłam do szpitala zupełnie zielona. Świadomość operacji nie docierała do mnie do samego końca, dopiero jak dotarłam na salę operacyjną całe napięcie, które siedziało wcześniej ukryte gdzieś głęboko, zaczęło wychodzić w postaci łez. Prawie całą operację przechlipałam, oczywiście starałam się opanowywać żeby się nie trząść bo by mnie jeszcze krzywo pokroili, ale i na pooperacyjnej jeszcze odreagowywałam.
Nie widzę powodu dla którego miałbyś czuć się gorszy, ja np. hasam po mieście z dwiema kulami i dumnie podniesioną głowa i nie widzę powodu aby czuć się, ani tym bardziej być traktowaną gorzej, głowa do góry, wszystko będzie dobrze, wiele osób to przeżyło to i Ty dasz radę, czeba być twardym a nie mientkim :-P

KubaP. - Nie 05 Lip, 2009

Nika napisa/a:
Wiesz już, kto przy Tobie wtedy będzie? Może spróbuj pogadać z tą osobą o swoich oczekiwaniach, o sposobie pomocy, może nawet o obawach.


Właśnie sobie uświadomiłem, że będę zalezny od innych... Nigdy nie byłem, to znaczy, w dorosłym życiu nigdy nie musiałam liczyć na innych, zawsze z wszystkim radziłem sobie sam. To co właśnie zrozumiałem przeraziło mnie. Muszę to przemyśleć...
Proszę powiedzcie takiemu laikowi jak ja (choć może to powinno znaleźć się w innym dziale czy temacie, jesli tak to przepraszam) w czym będe musiał zdać się na pomoc innych. W czym po operacji endoprotezy albo kapoplastyki, bo nie zdecydowano u mnie jeszcze o metodzie - będę musiał prosić o pomoc? W jakich czynnościach? Chodzi o przyrządzanie posiłków? Robienie zakupów? Mieszkam sam. Do tej pory sam o siebie dbałem. Nie zdawałem sobie sprawy, że operacja (choć to niby logiczne) coś w tym zakresie zmieni... :-(

AniaL dziękuję za słowa otuchy. To fajnie, że mimo wszystkiego co przeszłaś nie jesteś jak szara mysz pod miotłą i jak piszesz dumnie paradujesz z dwiema kulami. Chyba wiele się muszę od Ciebie nauczyć.

AgaW - Pon 06 Lip, 2009

Kubo P. Widzę, że reagujesz na chorobę podobnie jak ja przez długi czas. Niepewność, strach, poczucie niższej wartości i pytania "co będzie dalej" . Prawie każdy chory przez to przechodzi, ma taki trudny okres w chorobie. Ty też napewno znajdziesz w sobie siłę do działania - jestem tego pewna! Pocztaj w dz.ogólnym temat jak przygotować dom na powrót z operacji - będzie Ci łatwiej :) Każdemu na początku jest trudno, potem to mija :)
Ja pierwszy tydzień po operacji ( jeszcze byłam w szpitalu) miałam najgorszy. Ale gdy tylko stanęłam na kulach i zaczęłam pewnie chodzić to wiele rzeczy było o niebo łatwiejsze. Gdy wróciłam do domu najgorszy był pierwszy tydzień po powrocie. Drugi tydzień był już niezły. Na trzeci w sumie żadna pomoc nie była mi potrzebna.
Myślę że pomocy będziesz potrzebować glónie 2 tygodnie od powrotu do domu. :-) głównie w noszeniu zakupów. oże ktoś pomoże Ci w gotowaniu? Jeśli Cię to pocieszy to ja 3 dnia po powrocie gotowałam na jednej nodze :-) , zmywałam. Pierwszy tydzień i zależność od innych znosiłam żle i robiłam wszystko żeby co się da robić sama.
Napiszę Ci teraz co mi sprawiało kłopot w pierwszym tygodniu i drugim jeszcze trochę , choć mniej. Prosiłam o pomoc rodzinę gdy:coś mi spadło, przy kapieli - asekuracja, nakładanie skarpetki na chorą nogę, noszenie zakupów, przenoszenie czegoś do innego pokoju - wiele rzeczy daje się przenieść w reklamóweczce, kieszeni, za gumką od dresu :-) .Kubo- jeśli będziesz dużo ćwiczyć to sprawność wraca z każdym dniem ! Po 3 tygodniach chodziłam na małe zakupy - mieszkam na 3 piętrze i musiałam się wzmocnić żeby odważyć się na samodzielną wyprawę. Brałam wtedy plecaczek na plecy i lekkie zakupy np. chleb, kilka pomidorów, wędlina przynosiłam sama do domu :-) Na początku wszystko idzie tempem żołwia, ale każdy dzień niesie jakiś postęp. Będzie dobrze - jeśli mieszkasz sam to może niech ktoś Ci ugotuje coś co nadaje się do zamrożenia w porcjach np. pierogi, bigos, kotlety. Będziesz mógł sobie przygotować samodzielnie jedzenie w krótkim czasie po zabiegu.Powiem Ci , że ten czas najtrudniejszy szybko mija - czynności zajmują wiele czasu, ćwiczenia też. Będzie dobrze. Przygotuj sobie koniecznie wszystko co tylko się da zanim pójdziesz do szpitala.To Ci pomoże. Jestem pewna że po 2 tygodniach w domu będziesz dobrze radził sobie ze wszystkim :-)

madzi_czer - Pon 06 Lip, 2009

Bardzo mądre rzeczy tu poruszacie! :-) Ja też już jestem bliżej zabiegu niż dalej i nie ukrywam, że stres zaczyna pisać różne scenariusze w mojej głowie, ale ja się temu nie poddaję! Dzięki stronie z blogiem Katji i temu forum czuję, że wiem, czego mogę się spodziewać, jak sobie z tym radzić, jak ułatwić, itp itd. Uważam, że dam sobie radę, bo muszę aby moja córcia nie odczuła tego za bardzo. Dwanaście lat temu, po operacjach obu stóp, to dopiero był hardcore! Miałam obie nogi po pachwiny w gipsie, byłam w 95% uzależniona od rodziców, brata i dałam radę, nie załamałam się! Dlatego teraz, gdy w grę wchodzą tylko lub aż kule, to z dumą będe się z nimi obnosić, bo przecież one nie będą na zawsze, tylko na chwilę a jak długą, to zależy tylko i wyłacznie odemnie! :-D
AgaW - Pon 06 Lip, 2009

I to jest super myślenie! o to chodzi - kule są tylko tymczasowo :-D
olifffka - Pon 06 Lip, 2009

:mrgreen: No i jak się miło optymistyczni9e zrobiło :-P
Ja zrobie taki mały OFF topic :mrgreen: i się muszę pochwalić. Dzisiaj mija 7 tygodni od momentu jak mi wstawili Endrje`go :mrgreen: i od wczoraj zaczełam chodzi po mieszkaniu o JEDNEJ kuli :mrgreen: J.Jestem z tego powodu przeszczęśliwa bo mogę sobie samodzielnie przenieść kubek z herbatą z kuchni do pokoju haha :evil:
Pozdrawiam ciepło :-D

Kreskaa - Sro 15 Lip, 2009

KubaP. napisa/a:
Nika napisa/a:
Wiesz już, kto przy Tobie wtedy będzie? Może spróbuj pogadać z tą osobą o swoich oczekiwaniach, o sposobie pomocy, może nawet o obawach.


Właśnie sobie uświadomiłem, że będę zalezny od innych... Nigdy nie byłem, to znaczy, w dorosłym życiu nigdy nie musiałam liczyć na innych, zawsze z wszystkim radziłem sobie sam. To co właśnie zrozumiałem przeraziło mnie. Muszę to przemyśleć...
Proszę powiedzcie takiemu laikowi jak ja (choć może to powinno znaleźć się w innym dziale czy temacie, jesli tak to przepraszam) w czym będe musiał zdać się na pomoc innych. W czym po operacji endoprotezy albo kapoplastyki, bo nie zdecydowano u mnie jeszcze o metodzie - będę musiał prosić o pomoc? W jakich czynnościach? Chodzi o przyrządzanie posiłków? Robienie zakupów? Mieszkam sam. Do tej pory sam o siebie dbałem. Nie zdawałem sobie sprawy, że operacja (choć to niby logiczne) coś w tym zakresie zmieni... :-(

AniaL dziękuję za słowa otuchy. To fajnie, że mimo wszystkiego co przeszłaś nie jesteś jak szara mysz pod miotłą i jak piszesz dumnie paradujesz z dwiema kulami. Chyba wiele się muszę od Ciebie nauczyć.






Kuba...naprawdę wszysko jest do zniesienia...poradzisz sobie :)Jestem prawie 10 miesięcy po zabiegu wszczepienia endoprotezy.Wierz mi czasami lepiej wiedziec mniej niż za duzo.Ja przed zabiegiem za dużo naczytałam sie o tym co mnie czeka.Byla taka stronka mojebiodro.pl.Teraz niestety z nieznanych mi powodów jest niedostępna.Ludzie tam opisywali swoje historie choroby,zabieg,rehabilitację.I podobnie jak Ty najbardziej bałam się tego,ze będe zależna od innych.To niezbyt madre,ale sam zabieg zszedł na plan dalszy a ja zaprzatalam sobie głowę takimi pierdołami.Tak naprawdę pomoc byla mi potrzebna tylko w szpitalu a tam jak wiadomo nie ma z tym problemu.Po wyjsciu do domu(4 tyg po zabiegu) byłam prawie samodzielna.Bez problemu wykonywalam wszyskie czynnosci w domu.Mam na myśli obiad,jako tako ogarniecie domu,wyjscie do sklepu po małe zakupy.Pozdrawiam i zdrowka życzę.Chętnie odpowiem na ewentualne pytania.

duska - Wto 11 Sie, 2009

Cholera, gdyby nie ta psychika to bym była szczęśliwym człowiekiem.. Niedawno sie okazało, ze czeka mnie kolejna poprawka endo..Niech to szlag..To stukanie, o ktorym juz pisalam na forum, to jednak endo mi sie tłucze. Panewka jest zrobiona za stromo i głowa nie ma pokrycia więc ma luz :) Czuję sie jakbym znowu, nie wiem ktory to juz raz, była w punkcie wyjscia..czyli w tzw. d....
Biodro bedzie musiało byc otwarte 10. raz wiec panika mi pisze rózne koszmarne scenariusze, przez ktore nie spie po nocach. A do tego, choc moj operator nie odmawia wspolpracy, nie wiem czy jednak nie zdecyduje sie na jego zmiane - coz, kryzys zaufania.. A to oznacza czas oczekiwania i te wszystkie inne przyjemnosci, ktore wszyscy chyba znamy.. Stresuje mnie najbardziej, ze w koncu cos sie juz tak spitoli, ze juz na zawsze bedzie po chodzeniu.. Nie boje sie samej operacji, bolu, zaleznosci (ja jestem juz bardzo wycwiczona w radzeniu sobie po zabiegach), kul czy znieczulenia..Boje sie tylko tego, ze nie dostane kolejnej szansy.. Jestem po prostu zmeczona tym wszystkim, tym byciem dzielną i silną (dostaję drgawek jak ktoś mnie tak pociesza-celuje w tym moja teściowa), tym nieustajacym podporzadkowywaniem swojego świata i świata moich bliskich pod kolejne operacje, ktore po paru miesiacach okazują sie niewypałem.. pojawia mi sie uczucie wstydu, ze wszystkich angazuje, a za chwile znowu jestem na poczatku drogi..pojawia się gniew, żal a teraz juz brak wiary w to, ze to sie kiedys pozytywnie skończy.. I to by było tyle o psychice..

Ech, przepraszam, nie bede Wam juz truła.. W czwartek jade do Mielnika do Piekar a przy okazji skoczę do Pasiflory na kawę. No i obiecała jakies ciasto upiec :)

pasiflora - Wto 11 Sie, 2009

Ja Cię na miejscu przytulę moooocno Kawa i ciasto tak jak obiecałam będzie

Martwi mnie tylko ten Twój stan psychiczny Pamiętaj: "Co nas nie zabije to nas wzmocni." My, bioderkowicze, mamy taki swoj balaścik od "tego" tam u góry i nie mamy innego wyjścia jak nauczyć sie z tym żyć Musimy temu stawiać czoło. Tylko ileż razy mozna?

AgaW - Sro 12 Sie, 2009

Dusko - tak mi przykro, że musisz znosić tak wiele...To bardzo duże obciążenie taki ciągły stres chorobą. Jesteś strasznie dzielną babką! Podziwiam Ciebie jak i wszystkie osoby, które potrafią radzić sobie z takim wielikm stresem.
Domyślam się jak bardzo jest Ci trudno...kolejne rozczarowanie to kolejna coraz silniejsza porcja stresu i strachu przed tym co będzie dalej...
Nie możesz teraz się załamywać - przeszłaś tak wiele. To nie Twoja wina, że Twoje życie wygląda właśnie tak. Myślę, że troska rodziny jest Ci potrzebna choć drażni Cię współczucie innych. To, że rodzina się troszczy to znaczy, że im na Tobie zależy i chcą jakoś pomoć, może niekoniecznie w sposób którego potrzebujesz w danej chwili.
Dusko - Twoje kłopoty ze zdrowiem muszą mieć kres. Musisz wierzyć , że w końcu się skończą - nie dopuszczaj do siebie myśli, że możesz stracić zdrowie !!!
Staraj się myśleć pozytywnie, odsuwaj od siebie wizje niepowodzenia, zadbaj o swój relaks i zrób coś co sprawi Ci radość.
Musisz być silna i wytrwała. Niedługo będzie po wszystkim i mam nadzieję, że będzie wszystko dobrze. Trzymam za Ciebie kciuki bardzo mocno.
A pomysł spotkania z Pasiflorą jest świetny - potrzebujesz wsparcia, oderwania się od choroby i czujesz, że najlepiej zrozumie Cię ktoś, komu natura też poskąpiła zdrowych biodrer...
Myślę, że to spotkanie podniesie Cię na duchu i sprawi dużo radości, grunt że nie zamykasz się w sobie.
To co piszesz nie jest przynudzaniem ! To jest Twoje odczucie związane z chorobą.
Nie daj się! Wiele osób wspiera Cię myślami. Będzie dobrze - nie trać nadziei !!! Pozdrawiam!

KubaP. - Sro 12 Sie, 2009

Duska, ja jestem kiepski w przekazywaniu tak mądrych słów jak inni tu na forum. Ale powiem Ci tylko jedno. Jeśli do tej pory walczyłaś o swoje zdrowie i stawiałaś czoła problemom dasz radę i tym kolejnym razem! Życie bardzo Cię zahartowało. Sam nie mogę uwierzyć w to, że los pisze takie scenariusze. Duska ze zdjęcia wyglądasz mi na uparta góralkę :-) Wiem, że kolejny raz dasz sobie radę! Nie ma innej opcji!

Ps. I moze faktycznie pomyśl o innym lekarzu, skonsultuj się, zobacz..

duska - Sro 12 Sie, 2009

Kuba, nie wiedziałam, ze tę góralską krew tak widać :) Góralką jestem tylko w połowie, druga połowa to ukraińskie stepy :) Dzięki za wsparcie.
Wszystkim bardzo dziękuję za dobre słowo i ze trzymacie za mnie kciuki. Jeszcze nie było tak, zeby nie było jakoś :) Na razie staram sie rozejrzeć w sytuacji i to jest dla mnie najgorszy moment - kiedy kompletnie nie wiem co robic, jak, kim itp.. Jak juz sie cos zdecyduje bedzie łatwiej..

Katja - Sro 12 Sie, 2009

Cytat:
Kuba, nie wiedziałam, ze tę góralską krew tak widać :) Góralką jestem tylko w połowie, druga połowa to ukraińskie stepy :) Dzięki za wsparcie.


Ooo, duska, to tym bardziej jesteś nie do zdarcia!! :-) Głowa do góry! Przyłączam się do tych wszystkich powyżej zdecydowanych słów. Buzia wielka dla Ciebie!

KALINA - Sro 12 Sie, 2009

Za parę tyg jadę na Otwock :-) bardzo się cieszę. Ale gdzieś tam w środku pojawia się strach, przychodzi sam tak nie spodziewanie. Niby wiem co mnie czeka, że nie ma się czego bać. A jednak jest inaczej, po głowie krąży mi milion myśli. Mam nadzieję ze i tym razem będzie wszystko dobrze i co najważniejsze? przyjdą te miłe i dobre dni beż bólu bioder :-)
AgaW - Sro 12 Sie, 2009

Będzie dobrze! Pomyśl tylko jaki świetny jest w Otwocku zespół lekarski ! Niedługo będziesz juz po wszystkim i będziesz cieszyć się powrotem do sprawności. Głowa do góry :-)
KALINA - Sro 12 Sie, 2009

Dzięki AgaW za słowa otuchy :-) są one mi teraz potrzebne.
Aga - Sro 12 Sie, 2009

duska napisa/a:
to jest dla mnie najgorszy moment - kiedy kompletnie nie wiem co robic, jak, kim itp.. Jak juz sie cos zdecyduje bedzie łatwiej..


Duska trzymam za Ciebie kciuki, żeby podjęcie decyzji przyszło Ci łatwo i abyś uwolniła się od ciągłego myślenia, co zrobić...

Wierzę, że będzie dobrze i z całego serca Ci tego życzę!

Aga

duska - Pi 14 Sie, 2009

Pierwszy konkret: styczeń, Piekary, dr Mielnik :) Od razu mi troche lepiej :)
Aga - Pi 14 Sie, 2009

duska napisa/a:
Pierwszy konkret: styczeń, Piekary, dr Mielnik :) Od razu mi troche lepiej :)


BRAWO! Trzymam kciuki!

Pozdrawiam,
Aga

KubaP. - Pon 17 Sie, 2009

duska jest twardzielką :mrgreen: Już mi zdradziła czemu ;-) tzn. sam po części zgadłem. Da radę wszystkiemu! Oj babki! Wy to macie power!!
duska - Pon 17 Sie, 2009

Ten power, Kubusiu, w moim przypadku nazywa sie determinacja :) To kompletny brak wyboru czyli albo nie chodzę albo ide do przodu czyli wybór raczej żaden :) Szczególnie przy dwójce dzieci i duuuzych planach na przyszłość.. Zeby sobie pomóc psychicznie ciągle wierze, ze wróce na narty :) Moze na jakies ośle łączki ale ze kiedyś jeszcze pojeżdże z mlodszym (bo ze starszym juz jeździłam :) ) :)
Jak nie wyjdzie to trudno ale dobry plan to podstawa :)

Jowi - Pon 17 Sie, 2009

duska napisa/a:
Zeby sobie pomóc psychicznie ciągle wierze, ze wróce na narty :) Moze na jakies ośle łączki ale ze kiedyś jeszcze pojeżdże z mlodszym (bo ze starszym juz jeździłam :) ) :)
Jak nie wyjdzie to trudno ale dobry plan to podstawa :)


A nie boisz się duska, rozczarowania, albo tego, że już nie będziesz miała ochoty o nic dalej walczyć???
Osobiście to kiedy wiem, że moje optymistyczne myślenie zostało pogrzebane, to zaczynam zakładać wręcz pesymistyczną opcje....Dlaczego???? Kiedy bym założyła, że na pewno mi coś wyjdzie i że będzie super, a by tak nie było, trudno mi było by się z tym pogodzić potem, a jeżeli zakładam, że trudno będzie porażka i wcale tak nie jest, to uwielbiam taką radość, że mimo wszystko udałą się wersja której nie zakładałam:)

pasiflora - Pon 17 Sie, 2009

Cytat:
A nie boisz się duska, rozczarowania

Każdy na pewno boi się rozczarowania, ale powiedz szczerze, kto poddałby się jakiejkolwiek operacji, gdyby z góry założył porażkę.
Jowi napisa/a:
albo tego, że już nie będziesz miała ochoty o nic dalej walczyć?

Mamy dla kogo walczyć! Dla siebie, dla dzieci, dla bliskich.
Jowi, życie nie głaszcze, ale czasem słońce świeci.

duska - Pon 17 Sie, 2009

Jowi, wychodzę z założenia, ze kto sie martwi na zapas martwi sie dwa razy :)
Gdybym założyła, że sie nie uda i sie rzeczywiscie by się nie udało to bym miala poczucie straty czasu, ze sobie zycie zatruwałam od dawna a gdyby sie udało, to po co sie było tak martwic? ;-) I odwrotnie :-D
A tak serio, to martwienie się, doły psychiczne i załamania powodują, ze traci się realną ocenę sytuacji i wtedy łatwo zrobic błąd, przeoczyć jakieś wyjście. Strach to zły doradca. Kiedy jest naprawde trudno trzeba sie maksymalnie sprężyć, żeby sytuację rozwiązać a tracic życie na depresje, ktore są mało konstruktywne. Pewnie, ze czasem sytuacja mnie przerasta i wtedy na chwile wpadam w panikę i chwytam doła, ale chwała Panu, ze nie na długo. Nie lubie rozpaczac, choc to nie znaczy, że nie jestem wściekła czy ze się nie boję.. Ale, wiesz, jak strace ochotę, zeby dalej walczyć to chyba strzelę sobie w łeb, bo wtedy juz nie ma na co czekac i szkoda się męczyc..

pasiflora - Wto 18 Sie, 2009

Dziś, a właściwie wczoraj, bo jest po pierwszej w nocy, zadzwonili do mnie ze szpitala Szczeklika w Tarnowie w sprawie endoprotezy,że moja kolej jest bliziutko. Zrezygnowałam :-/ W tym momencie strach strach, obawa mnie napawają. Czy, aby na pewno dobrze zrobiłam? Czy ten BMHR jest dobry dla mnie? Czy w końcu zadzwonią z Piekar, że mam już się zgłosić? Nie wiem!!! :-( Jedyne czego jestem pewna, że zaufałam lekarzowi, że jestem otwarta na nowinki ortopedyczne. Czas pokaże, czy na dobrą kartę postawiłam. Teraz nasuwa się pytanie: Czy mam jakieś inne wyjście jak znów zaufać, skoro już tyle miałam rozczarowań? Chyba nie! Nie mam wyboru. Jedyna moją tarczą obronną będzie pogłębianie wiedzy na ten temat i spożytkowanie jej
duska - Wto 18 Sie, 2009

Pasiflora, Tarnów proponował Ci endo długotrzpieniowe czyli takie, ktore wymienic mozna tylko na inne długotrzpieniowe i to z problemami, kapo daje Ci dwa szczeble dodatkowe w przypadku jakis komplikacji. To naprawde duża korzysc :) Jestem głeboko przekonana, ze decyzja o rezygnacji z Tarnowa jest słuszna. Nawet jak Piekary Cie jeszcze chwile przetrzymają to warto poczekać. Gdzies wyczytałam, ze u dr Mielnika takie obsuwy to norma (z autopsji nie wiem czy to prawda :-? ) wiec uzbrój sie w cierpliwosc, bo Ci sie to opłaci, jestem pewna :-)
Jowi - Wto 18 Sie, 2009

Znam swój organizm niestety aż za dobrze, mam wredne przeczucia, jakieś coś, że potrafię ocenić swoją sytuację.....a te przeczucia jeszcze lepiej się sprawdzają kiedy widzę kogoś innego, potrafię powiedzieć jaką jest osoba i co jej dolega....

Więc jeśli chodzi o mnie to nie jest tak, że się załamuje, tylko zwyczajnie realnie oceniam sytuację, a że moje przeczucia niestety zazwyczaj się sprawdzają i należą do tych niekoniecznie oczekiwanych to inna sprawa....

Ja mam taki sposób walki, że nie oszukuję się, że będzie lepiej niż wcześniej, że będę zdobywać góry...bo nawet przed zabiegiem ich nie zdobywałam...a jeżeli faktycznie okaże się że będę mogła wspinać się tu i tam to będę szczęśliwa nie mniej niż teraz:) I to nie jest tak, ze porażki mnie zamykają w sobie wręcz inaczej jak coś nie jest po mojej myśli to mam w sobie mega złość, i zawszę walczę do końca, ale tez zawsze trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść i przyjąć to co się ma...:)

duska - Wto 18 Sie, 2009

Jowi, kazdy pesymista uważa, ze jest realistą :mrgreen: A poważnie, każdy ma swój sposób radzenia sobie z problemami. Ja mam tak, ze nie lubie rezygnowac z marzen, co nie znaczy, ze ich nie weryfikuję na bieżąco :) Też wiem, kiedy zaczyna być "nie tak" ale to wcale nie oznacza, że przestanę walczyć o to co chcę osiągnąć. Im wyżej poprzeczka (byle z głową - tancerką nie zostanę ;-) ) to tym wieksza mobilizacja. Bardzo trudno sie ćwiczy (mam na mysli rehabilitacje) jesli nie mam w głowie obrazu siebie prosto chodzącej, jeżdżącej na nartach itp.. Po mojemu tak jest łatwiej, co nie znaczy, ze mam zaburzony obraz sytuacji i że nie przyjmuję tego co mam.. Ale też znam swoje mozliwości a moj mąż wspiera mnie z wszystkich sił i śmieje się, że jestem "niezatapialna" :) "Przyjęcie" (pogodzenie) się z sytuacją nie oznacza dla mnie, że nie podjmę próby zmiany, po prostu, jak sie nie uda, nie wpedzi mnie to we frustracje :) Nie mam tez pretensji do Pana Boga, że mam takie nogi jak mam, czasem tylko proszę o ciut więcej siły :-)
Każdy jednak ma inną konstrukcję psychiczną i rozumiem, ze można czuć całkiem odwrotnie..

pasiflora - Wto 18 Sie, 2009

duska napisa/a:
tancerką nie zostanę ;-)
Ale na dyskotekę się wybieramy za 8 m-cy. Alpinistka nie zostanę, ale chciałabym chociaż w góry pojechać. Poprzeczkę już zniżyłam maksymalnie, ale to nie znaczy, że się w domu zamknę. Chcemy normalnie żyć!

Duśka w Tarnowie zaproponowali mi krótkotrzpieniową endo, tzn. powiedzieli że spróbują. A spróbują, to dla mnie za mało i dlatego pozostaję nadal przy Piekarach. Tak jak napisałaś, po kapoplastyce BMHR mam jeszcze dwa stopnie leczenia, najpierw krótki trzpień, później długi trzpień.

Jowi - Wto 18 Sie, 2009

duska napisa/a:
Jowi, kazdy pesymista uważa, ze jest realistą :mrgreen: A poważnie, każdy ma swój sposób radzenia sobie z problemami. Ja mam tak, ze nie lubie rezygnowac z marzen, co nie znaczy, ze ich nie weryfikuję na bieżąco :) Też wiem, kiedy zaczyna być "nie tak" ale to wcale nie oznacza, że przestanę walczyć o to co chcę osiągnąć. Im wyżej poprzeczka (byle z głową - tancerką nie zostanę ;-) ) to tym wieksza mobilizacja. Bardzo trudno sie ćwiczy (mam na mysli rehabilitacje) jesli nie mam w głowie obrazu siebie prosto chodzącej, jeżdżącej na nartach itp.. Po mojemu tak jest łatwiej, co nie znaczy, ze mam zaburzony obraz sytuacji i że nie przyjmuję tego co mam.. Ale też znam swoje mozliwości a moj mąż wspiera mnie z wszystkich sił i śmieje się, że jestem "niezatapialna" :) "Przyjęcie" (pogodzenie) się z sytuacją nie oznacza dla mnie, że nie podjmę próby zmiany, po prostu, jak sie nie uda, nie wpedzi mnie to we frustracje :) Nie mam tez pretensji do Pana Boga, że mam takie nogi jak mam, czasem tylko proszę o ciut więcej siły :-)
Każdy jednak ma inną konstrukcję psychiczną i rozumiem, ze można czuć całkiem odwrotnie..


Dokładnie to chciałam napisać mówiąc o sobie....Na nartach nie jeździłam więc nie będę o to walczyć....grunt, żeby powrócić do takiej sprawności jak była przed zabiegiem, a że czasem jest trudno to dobrze, przynajmniej człowiek wie, że dołożył wszelkich starań aby osiągnąc zamierzony cel:) Może i realista jest pesymistą....nie wiem nie siedzę i nie płacze i nie obgryzam paznokci w chwilach porażki tylko wstaje i idę dalej....gdyby było inaczej, dziś by mnie tu nie było...a jestem i mam zamiar dalej walczyć z kulami czy bez z nogami moimi czy z innymi....ale walczyć tak jak my wszyscy:)
Powodzenia i wytrwałości życzę:)

Magdzioshka - Pi 21 Sie, 2009

Dziewczyny, jesteście boooskie :mrgreen: . Ja tak samo ... nie załamuję się, wręcz przeciwnie z uśmiechem na twarzy budzę się każdego dnia i przyjmuję życie jakim jest. Nie zawsze jest łatwo, każdy człowiek ma chwile załamania , kiedy płacze ... ale to jest potrzebne, łzy pomagają ... ale przecież nie będę przez cały czas siedzieć bezczynnie i użalać się nad sobą, bo to nie jest wyjście. Każdego dnia stawiam sobie cel i do niego dążę a kiedy mi się uda jestem cholernie z siebie dumna i wtedy wiem że wszystko jest możliwe. Na to wszystko potrzeba czasu ... niczego nie ma od razu i od tak sobie, siła jest w nas :!: Zawsze sobie powtarzam, że są ludzie, którzy już nigdy nie wyzdrowieją i do końca życia będą się zmagać z przeciwnościami losu ... a my mamy ogromną szansę na normalne życie :!: Tak więc wszyscy głowa do góry i uśmiechajmy się jak najwięcej.
"Uśmiech bywa aktem męstwa, smutek to słabość i postawa zbyt wygodna. Być radosnym i dobrym, kiedy świat jest smutny i zły, to dopiero odwaga."

Jowi - Pi 21 Sie, 2009

Kiedyś AgaW napisała mi, że są rzeczy o które warto walczyć do końca:). Więc walczmy:)
kinga - Sro 20 Sty, 2010

Drobne rady na lepszy nastrój i samoocenę :D

1. Zastanów się co lubisz robić i skłoń innych, by ci za to płacili. Nie można być szczęśliwym, jeśli praca jest źródłem udręki, nudy i upokorzeń. A w najlepszym wypadku tylko sposobem zarabiania pieniędzy. Najlepiej, gdy to, co robisz pozwala ci choć na kilka godzin dziennie zapomnieć o bożym świecie. Jeśli nie masz szans na taką aktywność zawodową, skup się na punkcie drugim.

2. Pielęgnuj hobby. Spróbuj być w czymś ekspertem. Choćby była to uprawa mchu, kolekcjonowanie zapalniczek, czy średniowieczna sztuka mongolska. Miej zrozumienie dla partnera, nawet jeśli jego pasja wydaje ci się dziwactwem.

3. Postaraj się o satysfakcjonujące życie osobiste. Nie każdemu pisany burzliwy romans, a potem miłość po grób. Ale zawsze warto próbować. Jeśli dokucza ci samotność, pomyśl, jak wielu ludziom dokucza małżeństwo. A potem spróbuj w tym stanie cywilnym, w jakim jesteś, odnaleźć sens, a przynajmniej go zaakceptować. W tym pomoże punkt czwarty.

4. Nie zapominaj o przyjaźni. W celibacie można przeżyć życie i mimo to być szczęśliwym. Bez przyjaźni jest to raczej niemożliwe. Prawdziwy przyjaciel to nie ten, który pomoże ci w kłopocie, lecz ten, który zniesie twoje sukcesy. Nawet te liczne. Nawet niezasłużone. Nawet, gdy sam jest niedoceniany. Przyjaciel także powie ci prawdę, gdy popełnisz błąd, a ty przyjmiesz krytykę bez podejrzeń o złe intencje. Czy potrafisz sam być takim przyjacielem? I pamiętaj: o przyjaźń trzeba dbać. Nie zasiejesz - nie zbierzesz.

5. Nie wymagaj od życia zbyt wiele. Życie nie jest sielanką, ani pasmem sukcesów. Nie łudź się, że jakbyś miał M4 zamiast M5, to twoje problemy rodzinne by się rozwiały. Nie sądź, że w innej pracy szef jest mądrym człowiekiem, a współpracownicy dżentelmenami. Trawnik u sąsiada zawsze wydaje się bardziej zielony.

6. Nie wymagaj zbyt wiele od ludzi. Ludzie nie są aniołami. Jeśli robią ci świństwo, to zwykle z wygody. Rzadko z perfidii. Niech nie dziwi cię, że innych nie interesuje twoje dobro. W relacjach z bliskimi pamiętaj, że twoje życie najbardziej zatruwają rozczarowania. Nie oczekuj, że rodzina i znajomi będą zachowywać się zgodnie z twoimi wyobrażeniami. Przecież inna osoba ma inne pobudki, inne potrzeby, inny bagaż doświadczeń. Ona po prostu nie może być tobą.

7. Nie wymagaj zbyt wiele od partnera lub partnerki. Twój mąż nie może być jednocześnie czuły i silny, mądry i wysportowany, uduchowiony i pragmatyczny, zarabiać krocie i mieć dużo czasu dla rodziny, dawać oparcie i stabilizację, ale ciągle cię zaskakiwać, gotować, być złotą rączką, rozśmieszać cię, kochać twoją mamę... Może wystarczy tylko kilka cech z tej listy?

8. Od siebie też nie wymagaj zbyt wiele. Wystarczy, że w paru sprawach jesteś naprawdę dobry i w kilku innych jakoś sobie radzisz. Nie zadręczaj się, jeśli nie jesteś nikim szczególnym. I nie oczekuj, że inni będą cię chwalili.

9. Naucz się cieszyć sukcesami swych bliźnich. A przynajmniej nie cierp z ich powodu.

10. Unikaj ludzi chorobliwie ambitnych. Są niebezpieczni. Frustracje i niespełnienia wywołują agresję i niezrozumiałe zachowania. Schodź takim ludziom z drogi.

11. Nie powoduj zawiści ludzkiej swoimi cnotami i sukcesami. Jeśli jesteś w tym nieszczęśliwym położeniu, że brak ci wad i porażek, wymyśl jakieś. Ludzie nie znoszą ideałów. Lepiej, jak ty znajdziesz w sobie jakiś feler. Gorzej, gdy oni zrobią to za ciebie.

12. Postaraj się żywić choć odrobinę życzliwości wobec innych. Wbrew pozorom to nie jest oznaka słabości. Po kilku latach treningu można się przyzwyczaić, a po pewnym czasie nawet to polubić. Co więcej, rachunek prawdopodobieństwa działa na twoją korzyść: im większej liczbie ludzi okażesz życzliwość, tym większa szansa że ktoś okaże ją tobie. Nawet jeśli "zwrot życzliwości" będzie na poziomie tylko 5-10 %, to zawsze więcej niż nic.

13. Nie oczekuj od ludzi wdzięczności. Ciesz się, jeśli za okazaną im dobroć nie odpłacą ci złem. Uzmysłów sobie, że w samym obdarowywaniu innych zawarta jest nagroda. Jeśli poświęciłeś się dla dzieci, nie wystawiaj im rachunku. Dług pewnie spłacą z nawiązką swojemu własnemu potomstwu.

14. Naucz się cieszyć drobnymi sukcesami chwili bieżącej. Nie wracaj myślami do cierpień z przeszłości. I nie martw się na zapas. Krótka pamięć i brak wyobraźni - oto przepis na spokój ducha.

15. Postaraj się mieć poczucie humoru. Śmiej się ze swoich słabości i porażek. Po pierwsze będzie ci łatwiej je znieść. Po drugie innym będzie głupio się śmiać. A często nasze potknięcia bolą dużo mniej, niż wywołana nimi kpina znajomych.

Urszula Dąbrowska
przekroj.pl

duska - Sro 20 Sty, 2010

Taak.. To wszystko co Kinga napisala jest cholernie wazne i cholernie trudne do osiagniecia.. Mnie sie wydaje, ze najwazniejsze dla utrzymania spokoju ducha jest NIENAKRECANIE SIE.. Gdy damy sie wpuscic w spirale, ze sie "nie uda", i "o jezu, co dalej" to juz jestesmy w bagnie.. Osobiscie, gdy mam jakas trudna sytuacje to najpierw staram sie o niej nie myslec a jak opadna emocje (jestesmy tak skonstruowani, ze nasz umysl po chwili przyzwyczaja sie do kazdej mysli ;) ) staram sie dopiero wtedy podjac, na chlodno, jakies decyzje..
Gdy wali sie swiat trzeba po prostu to przeczekac i unikac sytuacji rozdrapywania ran..

kinga - Sro 20 Sty, 2010

duska napisa/a:
Mnie sie wydaje, ze najwazniejsze dla utrzymania spokoju ducha jest NIENAKRECANIE SIE.

bardzo ale to bardzo się z tym zgadzam :D
nakręcić się na coś negatywnie, to tak jak spirala psychozy...najgorsze, co sami sobie możemy ufundować: psychiczną mękę :-/ :-|

duska napisa/a:
To wszystko jest cholernie wazne i cholernie trudne do osiagniecia.

ale możliwe :) wiadomo że z dnia na dzień się tego nie zastosuje, lecz z biegiem czasu...po kawałku, po jednym "punkcie" i sami poczujemy się lepiej, a oto tu chodzi :D

duska napisa/a:
Osobiscie, gdy mam jakas trudna sytuacje to najpierw staram sie o niej nie myslec a jak opadna emocje, staram sie dopiero wtedy podjac, na chlodno, jakies decyzje..

hihi ja też się staram tak robić :D czasem wyjdzie, czasem nie hehe :wink:

kinga - Pi 30 Kwi, 2010

Najprostsze rzeczy, które sprawiają nam przyjemność

1. Drzemka w deszczowy dzień: Kiedy krople deszczu uderzają w szybę, a my skrywamy głowę głębiej pod poduszką. Łóżko zdaje się być naszym sanktuarium.

2. Znalezienie pieniędzy, o których już zapomnieliśmy: Ręka sięgająca do kieszeni znajduje nagle banknot 10 zł, leżący tam od ostatniego ubrania spodni. Nie czyni bogatym, ale cieszy podwójnie.

3. Nawiązanie przypadkowego kontaktu wzrokowego z osobą przeciwnej płci: Mijasz ją na ulicy lub spotykasz w autobusie. Spogląda na ciebie i przez ułamek sekundy myślisz, że… I wtedy myśl znika.

4. Pływanie nago: Jest coś tak wyzwalającego w pływaniu „na waleta”, że można przy tym odnieść wrażenie prawdziwej wolności, niczym nieskrępowanej.

5. Otrzymanie przesyłki pocztowej: W internecie poczta kojarzy się głównie ze spamem. Kiedy jednak dostaniemy jakiś prawdziwy prezent, który można dotknąć i samemu odpakować, na twarzy od razu wyrasta dorodny banan.

6. Przejechanie na żółtym świetle: Po chwili spojrzenie w lusterko wsteczne i widok zatrzymujących się na czerwonym świetle frajerów. Aż chce się żyć.

7. Opowiedzenie zabawnej prawdziwej historii: Mało rzeczy satysfakcjonuje bardziej, niż opowiedzenie ciekawej historii, która w dodatku rozbawi słuchaczy.

8. Usłyszenie odpowiedniej piosenki w odpowiednim czasie: Zbieg okoliczności, który od razu poprawia humor i podnosi na duchu.

9. Pierwszy łyk wody podczas pragnienia: Język wysuszony na wióry i ogarniające zmęczenie w konfrontacji z orzeźwiającym pierwszym łykiem wody. Jakby niebiosa się rozstąpiły.

10. Wychwycenie okiem odrobiny skrytego ciała płci przeciwnej: Dla facetów może to być dziewczyna, pochylająca się przed nimi w spódniczce. Dla dziewczyn np. wysportowany chłopak na boisku. W obu przypadkach uśmiech sam ciśnie się na usta.

11. Wypowiedzenie tego samego w tym samym momencie: Następuje cisza i po chwili zazwyczaj śmiech. Zawsze jednak poprawia humor.

12. Czekające miejsce na parkingu: Gdy wszystko dookoła jest już zajęte, a my przypadkiem bez szukania znajdujemy ostatnie wolne miejsce. A jeszcze jak zaparkujemy tyłem, aby mieć łatwiejszy wyjazd?

13. Odkrycie, że można jeszcze nieco dłużej pospać: Otwieramy oczy i wydaje nam się, że to już ten moment i trzeba zdzierać tyłek z łóżka, kiedy przychodzi olśnienie – jeszcze całe 2 godziny do prawdziwej pobudki.

14. Piękny krajobraz: Akurat, kiedy pogoda dopisała, dochodzisz do miejsca, z którego rozpościera się bajeczny widok. Coś takiego widziałeś na National Geographic, ale tutaj jest na żywo.

15. Trzymanie za rękę ukochanej osoby: W zasadzie niewiele więcej można rzec, poza tym, że magia w takiej chwili daje o sobie znać. Wiesz wtedy, ile to uczucie znaczy.

16. Dokończenie czegoś, co się zaczęło: Może to być projekt, nad którym pracowało się parę miesięcy, albo zwykła czynność, którą ciągle się odkładało. Kiedy jest już po wszystkim, człowiek jest lżejszy o połowę.

17. Oglądanie ludzi: Siedząc gdzieś z boku na ławce można wpaść w trans, patrząc na ich różnorodność. Gruby i chudy, niski i wysoki. Każdy na swój sposób wyjątkowy i dziwny.

18. Otrzymanie niespodziewanego komplementu: Dzień był taki sobie, nic ciekawego się nie wydarzyło i lepiej, żeby się już skończył. Nagle zjawia się ktoś, kto klepie cię po ramieniu i mówi, że masz fajną koszulkę. Od razu dzień staje się lepszy.

19. Udane ćwiczenia: W zdrowym ciele zdrowy duch. Kiedy opuszcza się siłownię, cały świat leży u naszych stóp.

20. Kiedy niezrozumiała rzecz nabiera nagle sensu: Eureka! – wrzasnęła dusza. Jak mogłem być tak głupi! – wrzasnęły usta. I jakby wszystko przestało się liczyć, bo oto zesłana została wiedza…

pasiflora - Sro 05 Maj, 2010

Dajcie mi pomysł- co zrobić, by nie było mi tak smutno :?:
Naprawdę moja kondycja psychiczna jest kiepska.

Alicja - Sro 05 Maj, 2010

pasiflora, każdemu pomaga coś innego. Mi spotkania i rozmowy z ludźmi, których bardzo lubię. Próbowałam też oglądania komedii. Zwłaszcza coś z nowości wybierałam. Działało. Teraz bardzo mi brakuje słońca. Chwilami zastanawiam się, czy aby za bardzo nie wmawiam sobie jego zbawiennego wpływu na moją psychikę, ale chyba jednak nie sposób je przecenić. Nie wiem, czy Ci moje pomysły pomogą. Też mi jest teraz bardzo trudno. :* Może coś Ci się jednak spodoba. :-) Jak znajdziesz jakiś dobry sposób na poprawę nastroju, napisz o nim. Wtedy ja go wypróbuję. :-)
sylwia1792 - Sro 05 Maj, 2010

pasiflora, wiesz myślę,że jest wiele rzeczy na poprawę nastroju:) szczególnie w bezsłoneczne dni :) byś poprawiła sobie humor możesz posłuchać optymistycznej ulubionej muzyki , wyciągnąć album ze zdjęciami z wakacji lub innych miłych zdarzeń i po prostu go obejrzeć sama lub w gronie innych , dobre wspomnienia zawsze poprawiają humor :) możesz sobie przygotować coś słodkiego do jedzenia jeśli lubisz - to tez jest dobry pomysł na poprawę nastroju :) możesz tez pobawić się z swoimi zwierzakami jeśli je masz :)
myślę że coś z tego co napisałam pomoże Ci poprawić nastrój :) :-D życzę powodzenie :*

zozo - Sro 05 Maj, 2010

Alicja, Pasiflora, ja Was rozumiem - też przed drugą operacją miałam depresję, szczególnie, jak się dowiedziałam, że jest źle i czeka mnie powtórka. Teraz jest już "z górki" - taką mam nadzieję i humor od razu mi się poprawił. Słońce by się przydało :yes: , ale cieszy mnie soczysta, wiosenna zieleń i świergot ptaszków z rana - serio i ten wilgotny zapach wiosny wnikający do domu, jak się otworzy okno. Jak jest zimnowato, to palimy sobie w kominku i robi się bardzo przyjemnie :) .

Trzymajcie się dziewczyny i u Was niedługo będzie "z górki", tylko jeszcze troszkę cierpliwości :yes: .

Alicja - Sro 05 Maj, 2010

zozo, dzięki za słowa otuchy. :-) To wspaniałe, że są tu osoby, na które zawsze można liczyć. :-)

Pomysł Sylwii1792 ze słuchaniem ulubionej muzyki też dobry. :-)

pasiflora, a może przygotuj sobie jakieś fajne danie? Nie wiem, czy pozwala na to dieta i czy trzeba jej rygorystycznie przestrzegać, ale może spaghetti by Ci pomogło? Jeśli lubisz, oczywiście.

pasiflora - Sro 05 Maj, 2010

zozo, tak to prawda Bardzo boję się operacji, zależności od innych i wielu z tym związanych rzeczy.
sylwia1792, Posłucham muzyki ale wolę albumów nie oglądać, bo pomimo że wspomnienia piekne to jednak gdzieś boli że wtedy biegałam a teraz...

Alicja - Sro 05 Maj, 2010

pasiflora napisa/a:
Bardzo boję się operacji, zależności od innych i wielu z tym związanych rzeczy.

Tego pewnie boi się każdy z nas. Tych pierwszych, trudnych dni nie da się uniknąć, ale da je się przeżyć. Wierz mi, aż za dobrze wiem, jak to jest. Ale po nich będzie już tylko lepiej. Masz kochaną córkę, która potrafi pomagać, partnera, nie będziesz sama. Z dnia na dzień będziesz bardziej sprawna. :-) Rozumiem, że teraz jest Ci trudno, bo czekasz bardzo długo. Ale gdy będzie po wszystkim, na pewno poczujesz ulgę i stwierdzisz, że warto było. :-)

Bonia - Sro 05 Maj, 2010

Pasiflora długa relaksująca kąpiel i świeczki zapachowe z zapachem który lubisz - mi pomaga :-)
AgaW - Sro 05 Maj, 2010

To świetny pomysł! W tej kąpieli myśl o pięknych miejscach, o marzeniach, daj się ponieść przyjemnym myślom - wtedy odpoczniesz choć troszkę. Możesz wyobrazić sobie że jesteś nad morzem, że jesteś Kleopatrą kąpiącą się w mleku :) Najważniejsze to odprężyć się i uśmiechnąć - jeśli nie możesz znaleźć powodu to uśmiechnij się do nas :) bo jesteś naszym kwiatuszkiem :hug:
Edi - Sro 05 Maj, 2010

Pasifloro dzisiejszy dzień jest chyba taki przygnębiający jutro będzie lepiej musimy byc
silne :lol: wiem ,że to trudne bo tysiące mysli o operacji przelatuje codziennie przez nasze głowy ,a są też i inne problemy jak to w życiu bywa ;-) ja zawsze jak mi żle to rycze ....... :cry: potem spoglądam w lustro :roll: i dochodzę do wniosku ,że nic nie jest warte moich łez :-) na nastepny dzień zawsze jest lepiej myślę ,że i TY jutro będziesz miała lepszy dzień życzę Ci tego z całego serduszka :kiss:
A jak Ci nie przejdzie to zapraszam do mnie i razem sobie poprawimy nastrój :mrgreen:

pasiflora - Czw 06 Maj, 2010

Przy Was kochane to już tylko do przodu Pomimo że deszcz u mnie uśmiech Działacie na mnie jak zestaw witaminek :*
zozo - Czw 06 Maj, 2010

Dziewczyny "przed" - sama przeżywałam gehennę przed pierwszą operacją - zapewniam Was, że nie jest to wcale straszne. Dzisiaj dbają o bezbólowe przejście przez ten kulminacyjny moment. Pionizują na drugi dzień a przez pierwsze dwa dni przy znieczuleniu podpajęczynówkowym ( wkłucie wcale nie boli - nie więcej niż pobranie krwi ) macie cewnik. Naprawdę nie jest trudno przez to przejść. Ja byłam zdziwiona, że tak łatwo poszło. Wierzcie - nastawiamy się na jakieś okropne cierpienie a tego cierpienia po prostu nie ma :) . Wcale nie leżymy, jak kłody uzależnione od otoczenia: mocz ścieka sobie do woreczka :yes: a na trzeci dzień jesteśmy w stanie same udać się do toalety - no trzeba poprosić pielęgniarkę o pomoc przy wstaniu z łóżka, ale resztę załatwiamy same :yes: .

Jedyne co jest najważniejsze, to to, żeby trafić do dobrego operatora, który przeprowadzi operację dobrze i nie będzie żadnych komplikacji. Zagrożenie komplikacjami przy pierwszej operacji jest znikome - pod warunkiem, że trafimy na dobrego chirurga ortopedę. Potem powolny powrót do sprawności - jak implant jest osadzony dobrze :yes: , to nie będzie problemu :yes: .

kinga - Czw 06 Maj, 2010

No, Dziewczyny :D Zozo samą prawdę pisze !!! :) nie jest źle...to tylko strach ma wielkie oczy :mrgreen:
Mijka - Czw 06 Maj, 2010

kinga napisa/a:
No, Dziewczyny :D Zozo samą prawdę pisze !!! :) nie jest źle...to tylko strach ma wielkie oczy :mrgreen:

Potwierdzam te słowa :)

Winrych - Czw 03 Cze, 2010

................
pasiflora - Czw 03 Cze, 2010

Winrych, a to co ja mam powiedzieć jak w dzieciństwie byłam wyśmiewana za to że kuleję, w życiu dorosłym też niejednokrotnie, np w pracy. Teraz mój stan jest żałosny bo chodzę a w zasadzie wiszę na dwóch kulach i nie płaczę, nie zieję jadem Czy jesteś pewien że Twoi rodzice są winni zaniedbania i Twojego obecnego stanu?
Winrych - Czw 03 Cze, 2010

...
pasiflora - Czw 03 Cze, 2010

Winrych, SŁYSZAŁAM GORSZE
Jednak uważam że powinieneś teraz się skupić nie na szukaniu winnych- bo ich nie znajdziesz, lecz na własnym zdrowiu. Jesteś młody masz tylko biodra chore a zachowujesz się jak kaleka winiąca i obrażająca cały świat za swoje życie Wybacz mi ale nienie poprę Twojego stanowiska w 1/1000 procent

kinga - Czw 03 Cze, 2010

Winrych napisa/a:
Co do jadu, to czym może pluć młody człowiek który właśnie przegrał własne życie. Na pewno nie miodem ...

Nikt nie dał Tobie prawa do obrażania innych. To że jesteś w jakiś sposób chory (powiedziałabym raczej: MASZ CHORE BIODRO; bo chory to nie jesteś) też Cię nie usprawiedliwia ani nie upoważnia do plucia jadem i wyżywania się na innych.

Masz TYLKO chore biodro. Ciekawe co byś zrobił, gdybyś bym naprawdę poważnie chory.
Jeśli sam uważasz siebie za kalekę, to tak będą Ciebie postrzegać inni.
Jeśli twierdzisz, że przegrałeś życie, to tak właśnie będzie.

Gdybym ja każdą uwagą co do mojej osoby miałabym się przejmować, to już 10 lat tamu powinnam się powiesić.

To jest Twoje życie, jesteś dorosły facet i weź sprawy w swoje ręce. Nikt inny za Ciebie tego nie zrobi.

Winrych - Czw 03 Cze, 2010

...
kinga - Czw 03 Cze, 2010

Wiesz..za bardzo Ciebie nie rozumiem. Niczego nie owijam w bawełnę i nie zakazuję własnego zdania (byle było wyrażone kulturalnie).

O jaki Ci realizm chodzi?
Mam kłamać i pisać jak mi źle i niedobrze na tym świecie; jak to bardzo mnie los pokrzywdził; mam pisać, że jestem kaleką, niepełnosprawną skoro nie jestem?

Mój realizm bez owijania w bawełnę jest taki: super, że żyję! jestem chora, fakt; biodra to mój najmniejszy problem; ale wiem, że zawsze może być gorzej; cieszę się z tego co mam. Żyję i korzystam z życia ile się tylko da. Bo nie wiem, czy jutro mnie jakiś samochód nie rozjedzie.
Żal mi czasu na narzekania i stękanie; użalanie się.
Fakt, czasem jest bardzo, bardzo ciężko....ale komu jest łatwo?

kieszczyński - Czw 03 Cze, 2010
Temat postu: złość Winrycha
Nie wkurzaj się,że tak masz z chorobą.Zawsze będą zdrowsi i bardziej chorzy od Ciebie!Wiesz ilu ludzi bardziej cierpiących chciałoby mieć taki problem jak Ty?Bierz swój los w swoje ręce!Możesz tyle dla siebie zrobić.Możesz tyle dobrego zrobić dla innych.Poczytaj na tym forum wypowiedzi ludzi,którym też nie było i nie jest łatwo,a nie poddali się.Przecież wszystko dobre przed Tobą.Pozwól sobie aby to dobre przyszło do Ciebie.Masz mnóstwo możliwości! Nie jesteś sam!Pytaj co możesz i co powinieneś teraz robić,a na pewno tu uzyskasz wsparcie.Nie złość się na los!
Mijka - Czw 03 Cze, 2010

Winrych, to tylko biodro, rozumiem Twój żal i złość na cały świat :mrgreen: też przed operacją byłam pełna goryczy ;-) a teraz, człowieku, teraz to ja się czuję jak nowo narodzona (nowo narodzona 60-letnia babcia). Dbaj o siebie i myśl tylko o tym, że po operacji będzie tylko lepiej :)
AgaW - Czw 03 Cze, 2010

Winrych- miło, że czujesz się tu swojsko, że potrafisz powiedzieć co leży Ci na sercu.
Ale wydaje mi się, że coś musisz zmienić w sobie w podejściu do siebie - bo sam sobie szkodzisz.
Koleżanka Kinga napisała:
"Masz TYLKO chore biodro. Ciekawe co byś zrobił, gdybyś bym naprawdę poważnie chory.
Jeśli sam uważasz siebie za kalekę, to tak będą Ciebie postrzegać inni.
Jeśli twierdzisz, że przegrałeś życie, to tak właśnie będzie.

Gdybym ja każdą uwagą co do mojej osoby miałabym się przejmować, to już 10 lat tamu powinnam się powiesić. "

Ja przychylam się do tych słów, pomyśl o tym co inni chcą Ci przekazać - to nie jest atak na Ciebie lecz próba przedstawiania Ci innego punktu widzenia.
Pamiętaj - wszystkim nam było lub jest trudno. W życiu nic nie jest proste a "co Cię nie zabije to Cię wzmocni" - pozwól chorobie, aby uczyniła Cię osobą o twardym charakterze ale taką w której rozwiną się dobre cechy.
Nie jesteś przegrany dopóki Ty tak nie myślisz! i wiele osób z innymi chorobami chętnie zamieniłoby się z każdą osobą z nas...więc chyba jest czym się cieszyć - tym, że nie jest gorzej a jest szansa na poprawę ( bo operacja jest szansą ) :)

pasiflora - Pi 04 Cze, 2010

Winrych jak leżałam po operacji, przyjeżdzała do mnie babcia i zawsze narzekała, jaka biedna ta "niunia". Ale ja się nie czułam biedna. Chodziłam po szpitalu i widziałam realia życia , widziałam bardziej pokrzywdzonych przez los. Wręcz nie cghciałam by nazywano mnie biedną, by użalano się nademną ...........
bośka - Pi 04 Cze, 2010
Temat postu: dotyczy bioderek w dzieciństwie
W dzieciństwie w wieku 3 lat byłam operowana na obydwa stawy biodrowe,były to lata 60 więc medycyna nie była tak do przodu,ale głowa do góry wszystko będzie dobrze.Najgorsze co jest to ten czas oczekiwania na zabieg.Jestem teraz osobą dorosłą wszystko mam już za sobą wszystkie te operacje, rehabilitacje.W kwietniu byłam na umówionej wizycie u prof.J Czubaka jest to bardzo miły człowiek. Obecnie mam zwyrodnienie stawów biodrowych ,dokucza mi ból w czasie chodzenia i w spoczynku łapie niesamowicie takiego doła że szkoda gadać.Ale dzięki temu forum nabieram siły aby dalej żyć i wspierać się na wzajem.Mam pytanko czy ktoś z was jest w podobnej sytuacji oczekując na zabieg nawiasem mówiąc to okres bardzo długi 2 lata, a ja coraz gorzej daje radę funkcjonować.Chodzenie sprawia mi kłopot i ogromny ból.Ale dzięki mojej pracy którą bardzo lubię i cenie jakoś żyje dużą nadzieją.Wspierajmy się , bo tak na co dzień to tylko jest bieg, aby dalej, a tak mało serdeczności i życzliwości od ludzi .
AgaW - Sob 05 Cze, 2010

Bośko - czekanie jest koszmarne...ale lubisz pracę, poświęcasz się jej i to daje siłę :) Dasz radę, choć będą trudne dni gdy łzy będą same się lały z bólu...pomyśl że dzielnie to przeczekasz i nie dasz się złamać - i tak będzie :ok:
Tyle osób znosło taki sam trudny czas - Tobie też się uda...dbaj o siebie, odpoczywaj i już tez pomyśl o rehabilitacji przedoperacyjnej - wykorzystaj tez czas na przygotowania do zabiegu :hug:
:

danka - Nie 06 Cze, 2010

bośka napisa/a:
a tak mało serdeczności i życzliwości od ludzi .


Ostatnio właśnie sporo nad tym rozmyślałam(chociaż z innego powodu oczekiwałam dobrego słowa,bo groziło mi zalanie przez powódź,a słowa współczucia usłyszałam tylko od Was,rodzina nawet nie spytała,co u mnie).

I wiecie co,chyba ludzie trochę się boją okazywać współczucie innym,bo nigdy nie wiadomo,jak ta osoba zareaguje.A przecież współczucie,to według mnie jedno z najpiękniejszych i najszlachetniejszych uczuć.Współczują ludzie tylko naprawdę dobrzy.A my jakoś czasami nastawiamy się do takiej osoby wrogo.Bo przecież dajemy sobie radę i chcemy być uważani za takich samych,jak inni.

W sąsiedniej klatce mieszka pani z synem z zespołem Downa.Na jakiekolwiek zdanie,że ktoś ją podziwia za wytrwałość i miłość do dorosłego już syna,który stale wymaga opieki,reaguje agresją.Czy lepiej by się poczuła,gdyby się z nich wyśmiewano?

Sama nie wiem,co o tym tak naprawdę myśleć.Ja się czułam bardzo zraniona,kiedy mój mąż i lekarze totalnie lekceważyli mój ból.A współczucie męża dodaje mi sił.A może jestem tylko wyjątkiem?

Ale się rozpisałam...

AgaW - Nie 06 Cze, 2010

Wszyscy potrzebujemy współczucia - takiego szczerego i spontanicznego. Niestety trudno jest umieć okazać to uczucie jak też przyjąć je - odrożnić od tego "udawanego"współczucia tak pospolitego. Być może dlatego pani z klatki obok właśnie dlatego reaguje agresja - może nie wierzy już w ludzi? w ich dobre intencje? Myślę że może tak być, bo ona boryka się z kłopotami i napewno jest umęczona dbaniem o syna. Może boi się ludzkiej ciekawości i zamyka się w sobie znając tendencję ludzi do oceny innych. No i nie chce litości od innych i wszędzie dopatruje się że to nie podziw, lecz litość...
Nie zrażaj się reakcją ten Pani - ona pewnie nie jest przyzwyczajona do dobrych intencji takich bez litości. Jest nieufna i woli swój świat niż rozczarowanie.
Masz dobre serduszko, że chciałaś jej powiedzieć kilka miłych słów :) Jesteś uczuciową osobą ( wnioskuję to z postów ) i dlatego tak cenisz szczere słowa i odchuchy serca u innych. Umiesz je okazać ale też potrzebujesz wsparcia - to normalne, a osobom wrażliwym trzeba szczególnie dużo okazywania uczuć przez rodzinę gdy tego potrzebują aby być szczęśliwym i pokonywać kłopoty :)
Przykro, że rodzina nie zapytała o Twoje sprawy gdy była powódź...ale może myśleli że gdyby było coś źle to sama być o tym powiedziała?
Często tak jest, że inni mniej wrażliwi ludzie są po prostu niedomyślni i czekają na jasny sygnał że są potrzebni, bez konkretnych słów nie umieją odgadnąć oczekiwań i nie potrafią się sami domyśleć.
Tym bardziej aż cieplutko w sercu się robi, że na Forum znalazłaś w trudnych chwilach to czego potrzebowałaś :ok:

agrodzka - Pon 07 Cze, 2010
Temat postu: Winrych
Winrych, czytając Twoje posty pomyślałam, że bardzo dużo już wycierpiałeś, do tego podjąłeś się wielu obowiązków, żeby lepiej żyć (dwa kierunki studiów itd.... dużo tego)
Wyobrażam sobie, że kiedy pojawiają się kryzys jakim jest Twoja choroba, a Tobie tak ciężko było i jest - bo wiele robisz żeby się rozwijać to, że jest w Tobie teraz wiele złości, za którą być może stoją jakieś utracone marzenia, nadzieje....?
Kiedy nie wiadomo jak sobie radzić szukamy winy we wszystkich, kiedy cierpienie jest nie do zniesienia i kiedy nie chcemy uświadomić sobie co za uczucie stoi za złością, wtedy "plujemy jadem". Czasem warto jest wyrzucić z siebie złość, bo ona o czymś mówi, że czujemy, że coś stało się niesprawiedliwie bo.... to, to i tamto nie powinno tak być.....
Kiedy nie wiemy co dokładnie nas złości, często krążymy bez celu, nakręcając sobie spiralę cierpienia. Bez względu na to jak trudne są uczucia, których doświadczamy warto jednak jest "skontaktować się z nimi" żeby dowiedzieć się co to jest i ile różnych uczuć związanych z aktualnym przeżyciem jakim jest choroba ujawnia się w postaci "złości" - maski i przykrywki dla cierpienia, ale też jednocześnie uczucia, które motywuje do działania kiedy wiadomo po co się pojawia.
Pozdrawiam ciepło:)

duska - Pon 07 Cze, 2010

Winrych, nie bede Ci mówic jak masz sie czuc.. Czujesz, ze jestes w dupie i to jest raczej normalne.. Przejdzie Ci, daj temu czas.. Ja jestem po 11 operacjach, w biodrze 4. endoproteza typu moduł bojowy, choruje jak tutaj wiekszosc od urodzenia i jakos to przezylam, choc doły mnie tez nie omijały. Mam 2 dzieci, fantastycznego meza, z ktorym jestem od 17 lat, wykształcenie, pracę i dąze do tego, zeby wrocic na narty, choc sam pomysl jezdzenia na nich jest poroniony ;) Mozesz walkowerem poddac swoje zycie - innego i tak nie masz i miec nie bedziesz, a mozesz sie pogodzic z tym co jest i starac sie to modyfikowac.. To co czujesz teraz to norma: ze jestes do kitu, ze pokraczny, ze do niczego sie nie nadajesz i ze nic Cie juz w zyciu nie czeka.. nie pociesze Cie, ale indywidualista nie jestes..przeszlismy to wszyscy.. bez wyjatku :) to sie przezywa i idzie dalej..wiec daj sobie czas i gadaj z nami :)
aga.t. - Pon 07 Cze, 2010

Winrych, popieram duske w 100%. każdy ma chwilę załamki- mnie czasem atakują znienacka i powalają na całego. próbuj patrzeć na to wszystko z tej dobrej strony: będzie dobrze, są ludzie ,którzy naprawdę mają większe problemy ze zdrowiem ale idą do przodu, nie poddają się. zawsze mamy jakiś cel w życiu, może to być wymarzona praca, studia, wycieczka ale może łatwiej będzie zacząć od takich "malutkich" np. dziś zrobię mały spacerek i uśmiechnę się kogoś zamiast wściekać się na cały świat :) albo wejdę na forum i pogadam z kimś- u mnie działa :thumbup: trzymam kciuki za Twój uśmiech i pogodę ducha :pa:
Winrych - Czw 10 Cze, 2010

Większość wypowiadających się to kobiety, które mają znacznie lżej. Dzisiaj jestem w takim stanie iż zakapturzony dwunastolatek mnie powali. Czy kogoś takiego można nazwać mężczyzną? Przez tą p******* chorobę w życiu nie grałem w piłkę, nie przyjechałem na nartach, ale jako sprytny gówniarz zawsze znajdywałem sobie jakieś inne zajęcie. Ale czy można znaleźć zamiennik dla własnej płci? Facet ma być tym który ma ochraniać, zapewniać bezpieczeństwo. Kaleka, choćby nie wiem jak silny psychicznie i hardy będzie tylko godnym pożałowania kaleką. Czy można sobie wyobrazić inżyniera wiszącego na kulach? Nie kusi mnie wizja życia w bólu, biedzie i samotności. Co do związków zdrowa osoba - kaleka, to jestem zdecydowanie przeciwny i nie wyobrażam sobie bym mógł zawracać głowę swoją koślawą osobą jakąś dziewczynę. każdy pragnie atrakcyjnego partnera, kogoś kto mu ulży w kłopotach życia codziennego a nie jeszcze je dołoży swoją zniedołężniałą osobą.
kinga - Czw 10 Cze, 2010

Winrych to jest teraz i to było; a reszta i to całkiem inna przed Tobą :) rozglądnij się na Forum ilu mamy facetów, chłopaków z endoprotezą i żyją normalnie, mają rodziny, dzieci, pracują :)
oni też się wypowiadają, tylko rzadziej, bo pracują hehehe a baby się obijają :mrgreen:
nikogo nie kusi wizja z życiem w bólu, ale boleć wcale nie musi :)

Winrych napisa/a:
Co do związków zdrowa osoba - kaleka, to jestem zdecydowanie przeciwny i nie wyobrażam sobie bym mógł zawracać głowę swoją koślawą osobą jakąś dziewczynę.

a jak się jakaś znajdzie i się przyczepi, to ją pogonisz? zabarykadujesz się gdzieś? :wink:

zobaczysz, że po operacji jakoś życia fizycznego się poprawi, ale jeśli chodzi o tok myślenia, to już inna sprawa...

zozo - Czw 10 Cze, 2010

Winrych napisa/a:
.......... Dzisiaj jestem w takim stanie iż zakapturzony dwunastolatek mnie powali............ Facet ma być tym który ma ochraniać, zapewniać bezpieczeństwo......

No niby masz rację tyle, że nie żyjemy w średniowieczu i nikt nie każe Ci dzisiaj ubierać zbroi, siadać na konia i walczyć. W tamtych czasach tężyzna i sprawność fizyczna bardzo się liczyła. Dzisiaj jest tyle różnych możliwości zapewnienia bytu rodzinie pracując umysłem. Jak się uczysz masz lepsze perspektywy zapewnienia bytu rodzinie, niż zakapturzony chuligan, który zapewne wcześniej, czy później trafi za kratki. Sądzę, że dziewczyny wolą inteligentnych, wrażliwych facetów, niż zakapturzonych mięśniaków, którzy mogą się w przyszłości małżeństwie wyżywać na nich i na dzieciach. Niejednokrotnie w takich małżeństwach to kobieta jest jedyną pracującą osobą, bo mięśniak, to do bójki może jest i pierwszy, ale z pewnością nie do pracy :no: .

pasiflora - Czw 10 Cze, 2010

zozo napisa/a:
Niejednokrotnie w takich małżeństwach to kobieta jest jedyną pracującą osobą,
I to kobieta z chorymi biodrami- to akurat z mojego życia.
Alicja - Czw 10 Cze, 2010

Winrych napisa/a:
Większość wypowiadających się to kobiety, które mają znacznie lżej.


Winrych, no popatrz, jak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ja całe życie jestem przekonana, że to faceci mają łatwiej. Chociażby pierwsza z brzegu rzecz - rodzenie dzieci. Trafiają się kobiety, które mając endo, pragną mieć dzieci. I są (w przeciwieńswie do mężczyzn z endo) narażone na komplikacje typu obluzowanie, migracja implantu itp.

zozo napisa/a:
Sądzę, że dziewczyny wolą inteligentnych, wrażliwych facetów, niż zakapturzonych mięśniaków, którzy mogą się w przyszłości małżeństwie wyżywać na nich i na dzieciach.


Bardzo dobry argument, myślę, że wszystkie forumowiczki się z nim zgodzą.

pasiflora napisa/a:
zozo napisał/a:
Niejednokrotnie w takich małżeństwach to kobieta jest jedyną pracującą osobą,

I to kobieta z chorymi biodrami- to akurat z mojego życia.


To jest też moim udziałem. Nie czuję się z tego powodu nieszczęśliwa.

Podsumowując - Winrych, rozumiem Twój żal do losu, rozgoryczenie, strach o przyszłość. Ale jestem głęboko przekonana, że znajdziesz dziewczynę, która Cię zrozumie i pokocha takim, jakim jesteś. :-) Jak napisała Kinga, jak już będzie po wszystkim, będziesz sie czuł na siłach, aby stawić czoła swojemu losowi. Ja przez ten etap przechodzę trzeci raz i nie tracę nadziei. :-) Tobie też się uda. :-)

AgaW - Czw 10 Cze, 2010

Winrych - piszesz, że czujesz się kaleką, że w dawnych czasach to tężyzna była atutem. Właśnie - to XXI wiek! Teraz jest ważne co ma się w głowie a nie w mięśniach. Każda inteligentna kobieta docenia umysł a nie ciało, bo ciało to tylko dodatek który u wszystkich kiedyś zaczyna niedomagać!
Jeśli będziesz się nazywał kaleką to inni będą tak Cię postrzegać - jeśli zmienisz punkt widzenia to inni zauważą co masz w głowie.
A co do tego że mężczyźni mają trudniej to jest to nieprawda bo teraz jest równouprawnienie i kobiety muszą pracować jak faceci, a do tego rodzić dzieci ( czego faceci nie robią ), nawet w sprawach intymnych z chorymi biodrami mężczyźni mają łatwiej o niebo! ( wiesz jak trudno wypracować odwiedzenie po zabiegu?- no właśnie...)
Z racji innej budowy ciała u mężczyzn operacja bioder bardzo często wystarcza na o wiele dłużej niż u kobiet ( choćby ze wzgl.na hormony ), macie mocniejsze kości - i kto tu ma trudniej?
W dz.endo są historie mężczyzn - jakoś po operacji mają się dobrze, żyją normalnie i nie zamykają sobie drogi do cieszenia się życiem - zaakceptowali rzeczywistość i zaczynają od nowa-inaczej nie musi znaczyć gorzej!
Los zsyła nam różne kłopoty ale zawsze wybór jak postąpisz, jak zniesiesz kłopot należy do Ciebie, to Ty decydujesz czy kłopot Cię pokona, to Ty jesteś kowalem losu i wybierasz czy dasz się pogrążyć na straconej pozycji czy znajdziesz nowe możliwości.
Zauważ że nawet w świecie zwierząt, roślin przetrwały przez wieki gatunki najsilniejsze, zdolne do adaptacji do zmieniających się warunków - przystosowanie do rzeczywistości pomoże uniknąć Ci losu wymarłych dinozaurów! ( a trwając w żalu będziesz jak wymarły gatunek ).
Choroba to nie koniec świata, skoro piszesz o silnej psychice to pokaż wszystkim że nie będziesz kaleką jak może ktoś myśli. Największe umysły tego świata nie były okazami tężyzny fizyczej - najważniejsze jest wnętrze!

kieszczyński - Czw 10 Cze, 2010
Temat postu: Winrych
A co mają kule do bycia inżynierem?Żeby być WARTOŚĆIOWM człowiekiem,nie musisz być piękny,silny i super sprawny!Wystarczy,że będziesz uczciwy,pracowity i pogodny!Optymistom żyje się łatwiej.Masz zdrową głowę to się nią posługuj.Myśl,kombinuj ,co w Twojej /wcale nie tragicznej sytuacji/ możesz zrobić.Uwierz w swoje wielkie możliwości!Natura dysfunkcje w jednym miejscu wynagradza w innym.Poszukaj a znajdziesz!!!
Alicja - Pi 11 Cze, 2010

kieszczyński napisa/a:
A co mają kule do bycia inżynierem?

Bardzo mądre słowa, jak zresztą cały post kieszczyńskiego. A poza tym posiadanie nawet dwóch endo nie oznacza, że będzie się chodziło o kulach. :-) Winrych, masz tu opinię z męskiego punktu widzenia. Przemyśl to wszystko dokładnie.

duska - Sro 23 Cze, 2010

Wi
Winrych napisa/a:
każdy pragnie atrakcyjnego partnera, kogoś kto mu ulży w kłopotach życia codziennego a nie jeszcze je dołoży swoją zniedołężniałą osobą.

Gdyby tak było to większosc z nas nie była by mężatkami :)
Winrych napisa/a:
Większość wypowiadających się to kobiety, które mają znacznie lżej

Hmmm...licytować sie nie zamierzam ale chyba przesadziles :) To własnie od kobiet wymaga sie atrakcyjności i bycia zgrabna..poza tym zdrowia, zeby mogly rodzic dzieci i je wychowywac..no nie mówiac o harowaniu dodatkowo w domu i normalnie na etacie :)
Winrych napisa/a:
Co do związków zdrowa osoba - kaleka, to jestem zdecydowanie przeciwny i nie wyobrażam sobie bym mógł zawracać głowę swoją koślawą osobą jakąś dziewczynę.

Znęcasz sie nad sobą.. a wlasciwie to roztkliwiasz i epatujesz swoja choroba..po prostu jeszcze sie nie zakochales..
Winrych, mylisz dwie istotne kwestie - wyglad fizyczny i dawanie poczucia bezpieczenstwa. Mozliwosc dawania oparcia i bezpieczenstwa wynika z psychicznej siły, zrozumienia drugiej osoby, wspierania jej a nie od tego czy jest sie ładnym i zdrowym. Oczywiscie, ze lepiej byc zdrowym, ładnym i bogatym ale nie kazdemu jest to dane i to zadna rozpacz.. Po prostu tak jest. Za chwile zrobisz sobie operacje, jedna, druga i cała sprawa sie jakos wyklaruje. Nie ma co w tym momencie robic z siebie ofiary bo przed toba jest mnostwo rozwiazan, nawet jesli ich teraz nie widzisz.
Ale doskonale rozumiem co czujesz.. Nawet nie wiesz jak bardzo doskonale :)

piedra32 - Pon 12 Lip, 2010

Winrych czytam i podziwiam, to co piszesz jest bardzo nie dojrzałe niestety.
Co Ty sobie myślisz człowieku?! sam jesteś na tym świecie ?Są ludzie chorzy tak bardzo że nawet sobie nie wyobrażasz a Ty tu użalasz się nad sobą.
Każdy chory człowiek zadaję sobie to jedno głupie pytanie na które nigdy nie uzyskamy odp dlaczego ja??Mogę Ci odpowiedzieć bo tak i już!!! i trzeba się (sorry za bezpośredniość) "wziąć za jaja" i przeć do przodu. Czasami zacisnąć zęby bo nikt nie powiedział ze w życiu bedzie ciągle pięknie.

Też miewam czas że jestem załamana ale wiem że nie mogę się poddać bo każda chwila jest cenna a czas umyka.
Trafiłeś na ludzi którzy przeszli wiele i nikt tu nie będzie wtórował żalom.
Chłopaku jesteś młody, życie stoi otworem - dla możliwości , jestem pewna że masz w sobie dużo piękna każdy ma więc na tym się skup.Rozwijaj się i zmień podejście bo z tego co piszesz to najważniejsza jest dla Ciebie uroda.Nie tędy droga kolego.Myślę też że stawiasz sobie jakieś wyimaginowane poprzeczki masz złe wyobrażenie o sobie.Nie wiem jakie są Twoje pragnienia i marzenia ale pewne jest to że nie które z nich są do zrealizowania ale to już zależy tylko i wyłącznie od Ciebie.

Życzę powodzenia i dużo siły ;-)

krzysio - Pi 20 Sie, 2010

Winrych, kolego nikomu nie jest łatwo, jeden ma większe schorzenie inny mniejsze. Jesteś młody, ambitny i niecierpliwy. Powinieneś ustalić sobie cel, jakąś nagrodę, coś co zrobisz jak wyzdrowiejesz, poczujesz się lepiej.

AgaW napisa/a:
Teraz jest ważne co ma się w głowie a nie w mięśniach.

jest w tym dużo racji, ale ręce, barki, plecy masz zdrowe, zacznij ćwiczyć, buduj ciało tam gdzie możesz. Na pewno nie pójdzie twoja praca na marne, zaowocuje, Poczujesz się lepiej fizycznie a przede wszystkim psychicznie. Może to na jakiś czas pozwoli Ci zapomnieć o schorzeniu.

Winrych napisa/a:
Kaleka, choćby nie wiem jak silny psychicznie i hardy będzie tylko godnym pożałowania kaleką.

Widokiem powszechnym są zdrowi mężczyźni na zasiłku, wiecznie szukający pracy, nie potrafiący(leniwi) podnieść swoich kwalifikacji, nie radzący sobie w życiu. Ludzie z naszymi bolączkami potrafią żyć PONAD nimi. Każda nasza bolączka zwiększa nasz bagaż życiowy. Nie rozgraniczaj pacjentów na kobiety, niby mające łatwiej i facetów tych "męczeników". Nikt nie wybiera przecież płci. Wszyscy na forum Ci współczują, nikt nie stara się być niemiły, Jeżeli czujesz złość spowodowaną chorobą powinien być osobny temat, gdzie pacjent będzie mógł wyrazić swoje rozgoryczenie i uskarżać na swoje bolączki bez jakichkolwiek konsekwencji .

MONIKAIMPRESJA - Nie 17 Pa, 2010

Zozo-napisałaś o barierze psychicznej...
ona największa jest we mnie. nie zależy mi, co kto o mnie pomyśli, nic właściwie mnie to nie obchodzi. Najgosze jest to, że barierę mam w sobie....
nie mogę uporać się z myślą, ze jestem niepełnosprawna, że jestem chora, niedołężna.
Jestem raczej osobą energiczną, szybką, a raczej byłam...
Do tego nie jeżdżę samochodem, więc byłam przyzwyczajona do tego, ze muszę chodzić, biegać, liczyć tylko na swoje nogi. te nogi, które mnie nosiły,a które teraz odbierają mi radość życia.
wiem, ze to tylko biodro i nie umieram, ale jet to wszystko dla mnie tak trudne i straszne, ze nie umiem sobie z tym poradzić...
A do tego straciłam niedawno pracę, więc w ogóle jestem bliska obłędu...

a tam, czasem to już nic mi się nie chce....

kinga - Nie 17 Pa, 2010

Monikaimpresja :)
MONIKAIMPRESJA napisa/a:
nie mogę uporać się z myślą, ze jestem niepełnosprawna, że jestem chora, niedołężna.

O ile kojarzę, to masz "tylko" chore biodra. To nie czyni Ciebie całkowicie chorą i niedołężną. Wiem, ból ogranicza i to bardzo, ale mimo to można żyć i korzystać z życia.
Największe ograniczenia stwarzamy najczęściej my sami w naszym umyśle...

MONIKAIMPRESJA napisa/a:
to wszystko dla mnie tak trudne i straszne, ze nie umiem sobie z tym poradzić...

może zacznij zauważać, to co masz: mówisz, widzisz, słyszysz... masz nogi (troszkę trzeba je podreperować), ale jednak są :) wiesz ilu ludzi chciało by być na Twoim miejscu?
poza biodrem (-ami?) jesteś zdrowa; nie musisz łykać paskudnych leków, nie musisz się martwić o to, czy jakaś tam choroba znów się zaostrzy

:)
masz jasny umysł i całkiem sprawny :)
masz tak wiele... problemy z biodrem się w końcu skończą...nie marnuj swych dni na smuceniu się i zamartwianiu, bo nikt Ci tego czasu już nie odda :)

nie myśl o sobie: niedołężna, bo tak się będziesz zachowywać; nie mów niepełnosprawna...założę się, że w orzecznictwie nie dostałabyś nawet lekkiego stopnia :wink:

praca...uda Ci się znaleźć jakąś lepszą i bardziej dla Ciebie odpowiednią :)

nie jest z Tobą tak źle, masz mały kryzysik :) zrób dla siebie coś dobrego i poczujesz się lepiej :)

Karamazow - Nie 17 Pa, 2010

Co do niepełnosprawności, to kilka dni temu szukałem innego miejsca w sieci poświęconego biodrom ( bo co do tego forum to mam ogromne zastrzeżenia). Jakież było moje zdziwienie gdy google pokierowało mnie na forum dla .. niepełnosprawnych. Okazuje się ze grupa korniszonów zdążyła już tam wypocić ogromny wątek. W głowie mi się nie mieści by nazwać osobę z endoprotezą niepełnosprawną.
MONIKAIMPRESJA - Pon 18 Pa, 2010

dziękuję...:)
Grazyna1950 - Pon 18 Pa, 2010

MonikoImpresjo!!!!! Wiem co to znaczy dołek psychiczny. Po moich komplikacjach z ostatnią operacją miałam doła przez blisko rok. I co najgorsze nie bardzo zdawałam sobie z tego sprawę. Dopiero sugesja lekarza, że da mi skierowanie do psychiatry zaświeciła w mojej głowie "Czerwone światełko". Wzięłam się sama w garść i od razu psychika mi się poprawiła, a i codzienne czynności stały się łatwiejsze.
Nie załamuj się tylko pracuj nad sobą.
Ja byłam osobą zdrową do 50 roku życia i dopiero wtedy diagnoza zawaliła cały mój dotychczasowy świat. Nie wolno się jednak poddawać. Jesteśmy ludżmi pewnowartościowymi i niewielkie dysfunkcje ruchowe nie mogą nas "dołować".

aga.t. - Pon 18 Pa, 2010

jeśli masz jakieś zastrzeżenia to dlaczego nie podasz nam jakiś wskazówek? wątków dużo-i całe szczęście- bo jesteśmy po to aby sobie pomagać w wielu dziedzinach i relaksować się. zdrobnienia kojarzą się z gejami? sorki,ale wydaje mi się,że ktoś się może poczuć urażony. zdecydowana przewaga kobiet, bo problem z bioderkami dotyczy w większości kobiet- choć jest tu paru sympatycznych i aktywnych panów, którzy mogą opisać ten problem z męskiej strony i wspomóc innych panów i jakoś nie wstydzą się tego, piszą. doradzają i rozśmieszają.
jesteś ze Śląska-może wpadniesz na nasze spotkanie i pogadasz z nami? to może być bardzo ciekawa dyskusja ;D
napisz jaki Ty miałbyś sposób na prowadzenie forum-być może podasz jakieś cenne rady, które mogą się przydać.
pewnie znowu narażę się "szeryfom",że tak Ci odpisuję,ale naprawdę jest mi przykro i nie rozumiem Twojego toku myślenia,ale... każdy z nas jest inny. ciekawe,że akurat piszemy tu o kondycji psychicznej....są ludzie,którzy bardzo się zmieniają gdy "dopadnie" go jakaś choroba i czasem reagują w różny dziwny sposób i nie zdają sobie sprawy z tego ,że ich zachowanie może obrażać i zniechęcać inne osoby.no cóż każdy z nas ma inne odczucia i dobrze ,że się nimi dzielimy. byłoby bardzo miło gdyby były one w odpowiedniej formie-czego Tobie, sobie i innym życzę :) mimo wszystko miłego dnia i duuuużo pogody ducha i optymistycznego nastawienia do świata i ludzi :dajeserce:

P.S. a korniszonki bardzo lubię :mrgreen:

Alicja - Pon 18 Pa, 2010

Karamazow napisa/a:
W głowie mi się nie mieści by nazwać osobę z endoprotezą niepełnosprawną.


Tobie może się nie mieści, ale wyobraź sobie, że mi tak. Obecnie mam tzw. wiszące biodro po 19 latch posiadania endo i kilku źle zrobionych operacjach. Niewątpliwie mam pecha, bo większość ludzi z endo (zgadzam się z agą.t, że są to głównie kobiety, co ewidentnie widoczne jest na szpitalnych oddziałach) nie ma takch problemów. Z moich doświadczeń wynika, że nie ma się co oszukiwać, endo uwalnia nas od bólu stawu, ale nie jest to już to samo, co własny, zdrowy staw. Wstawienie implantu to duża operacja, obarczona ryzykiem komplikacji. Jeżeli takowe się przytrafią, nie ma się co dziwić, że pacjenta dopada depresja.

Zgadzam się z koleżankami, które odpowiedziały Ci wcześniej - pomyśl trochę, zanim zaczniesz ferować wyroki. Najłatwiej jest wymagać od innych, najtrudniej od siebie. :-/

Grazyna1950 - Pon 18 Pa, 2010

Karamazow napisa/a:
W głowie mi się nie mieści by nazwać osobę z endoprotezą niepełnosprawną.

Niech Ci się jednak pomieści. Ja mam dwie Endo i orzeczony znaczny stopień niepełnosprawności na stałe. (dawna I grupa inwalidzka). Jakby choroby nasze nie miały nic wspólnego z niepełnosprawnością nikt by nam nie wydał takich orzeczeń.

pasiflora - Pon 18 Pa, 2010

Karamazow napisa/a:
W głowie mi się nie mieści by nazwać osobę z endoprotezą niepełnosprawną.
No to Twoim zdaniem w cholerę lekarzy orzeczników się myli wydając nam orzeczenia? Niestety jestem niepełnosprawna i za to też Cię nie będę przepraszać, bo nie wiesz w jakim jestem stanie, by nas wszystkich spychać do jednego worka.
Życzę Ci by operacja Twoja się powiodła a co zrobisz jak się coś nie uda np Twój organizm odrzuci protezę? Myślałeś o tym? Jesteś gotowy na biodro wiszące?

AgaW - Pon 18 Pa, 2010

Moniko Impresjo - to zrozumiałe, że ta cała sytuacja Cię przeraża, wszytsko co nowe, nieznane i bolesne u wszystkich wprowadza zamęt.
Na początku choroby chyba nikt nie czuje się ani pewnie ani dobrze, każdy z nas ma wątpliwości i boi się przyszłości.
Ale jak napisała Ci Kinga jest też druga strona medalu, inne spojrzenie na to wszystko. Spróbuj popatrzeć na swoją sytuację z tej innej perdpektywy, na pewno choć trochę poczujesz się inaczej, lepiej.
Każdy z nas chyba miał takie trudne chwile jak Ty, myślał choć raz tak samo - ale zobacz jak wiele osób jakoś sobie powoli, po kolei poradziło w tej trudnej sytuacji :)
Najważniejsze to nauczyć się patrzeć na to z innej strony, to natchnie Cię siłą do walki o zdrowie :)
Pozwól sobie na złość i smutek i po kolei układaj życie w tej nowej bioderkowej rzeczywistości, nie od razu, małymi kroczkami odnajduj się i zacznij wszystko na nowo. Uwierz mi, że jeszcze przed Tobą wiele dobrego - jeśli tylko nie poddasz się, jeśli będziesz szukać radości życia we wszystkim to0 ją znajdziesz i przy tym wygrasz walkę o zdrowie :)
Jestem pewna, że w każdym z nas drzemie wielka siła i chęć życia - w Tobie też.
Poczytaj nasze historie, historię koleżanki Suzume ( dz.endoproteza ), historię Jolanty454 ( dz.dysplazja u dzieci ), zobacz jak wele z nas nie poddało się i odnalazło się w tym wszystkim. Wierzę, że i Tobie się uda :)

Karamazow - rozumiem, że wolałbyś bardziej męskie Forum, jednak jak sam widzisz chore biodra mają glównie kobiety. Mężczyźni wolą czytać niż pisać posty - dlatego są mniejszością. Jednak jest tu wielu panów, którzy dodają temu Forum męski punkt widzenia, którzy są aktywni i dobrze czują się w tym kobiecym gronie.
Zamiast narzekać na przewagę kobiet to może dołączysz do nas aktywnie piszących i wniesiesz trochę męskiego punktu widzenia na różne sprawy od siebie ?
Może masz pomysł założenia jakiegoś tematu, lub co można ulepszyć? Każdy z nas może wnieść coś nowego od siebie, a jeśli będzie to mężczyzna to tym bardziej będzie miło innym panom czytającym Forum :)
A co do naszej niepełnosprawności to co tu się oszukiwać - my po operacjach mamy biodra naprawione na ile to możliwe, ale te biodra nigdy nie będą jak u osób zdrowych, więc jesteśmy w jakimś stopniu niepełnosprawni ruchowo ( jedni bardziej, inni mniej ). To trzeba umieć nazwać po imieniu i odważnie się do tego przyznać :)
Niepełnosprawni to nie są gorsi ludzie, to że mamy ograniczone możliwości w jakimś względzie to nie znaczy że pod innymi względami odbiegamy od innych, pod wieloma względami wielu z nas są ludźmi lepszymi w czymś niż zdrowe osoby.

Edi - Wto 19 Pa, 2010

Karamazow, wydaje mi się ,że żle nas oceniasz nawet nas nie znasz i nie próbujesz poznac ....boisz się przed operacją tak jak i my wszyscy i nastawiłeś się na atak.........jesteśmy tu różni jedni bardziej wykształceni inni mniej ,ale łączy nas podobny problem i pomagamy sobie wzajemnie jak tylko umiemy :)
dzięki forum ja mniej zamęczam rodzinkę bo pogadam sobie tutaj o problemach,zbieram się i odwiedzam osoby po operacjach i widzę jak to wszystko wygląda po...... i jest mi łatwiej ,a kilka miesięcy temu pisałam wiele wiele postow z dołkiem psychicznym ;-) więc czytaj ,poznawaj i się nie buntuj z czasem będzie Ci łatwiej pogodzic się z chorym bioderkiem :lol:

Jupi - Czw 21 Pa, 2010

No niestety kobiety częściej mają problemy z biodrami za to są faceci którzy też mają problemy i to niekoniecznie natury fizycznej... :mrgreen:
AgaW - Pi 22 Pa, 2010

Ale o co tyle nerwów, emocji ?
Czytam ten spór kolejny raz od początku. Każdy ma prawo wygłosić swoją opinię co też Karamazow zrobił.
Karamazow, ponawiam mój pomysł : pomyśl i napisz nam co można na Forum ulepszyć, jakie tematy mogłby się znależć w np.hyde parku żeby Forum było bardziej ciekawe dla mężczyzn - może temat w hyde parku pt. "męskie sprawy" ? albo coś innego ?
:)
Może dobrze by było mieć taki męśki kącik gdzie faceci mogliby poruszać tematy o motoryzacji, męskich sportach czy czymś tam ?
Zawsze można coś zrobić, założyć ciekawy temat, są też inni mężczyźni na Forum i napewno będą zainteresowani :)
Forum budujemy my wszyscy, Ty też możesz podsunąć pomysł, coś zmienić :)
Powiem tylko, że mężczyżni choć jest ich mniej nie są tu mniej mile widziani ani dyskryminowani, wręcz przeciwnie :)

Jupi - Pi 22 Pa, 2010

Ja nie czuję się dyskryminowany na tym forum tylko adminka Kinga zapomniała skąd ja jestem, trochę boli ale przeżyję :lol:
Mi się forum podoba w takiej postaci jak jest, lubię sobie tak po bobrować po tematach wśród pięknych kobiet :-P

AgaW - Pi 22 Pa, 2010

Jupi - Ty to potrafisz obrócić każdą sytuację na śmieszną i żart :ok: Oj brakowało Cię Tu, brakowało :)
Karamazow - Pi 22 Pa, 2010

Ja kapituluję, nie zmienię tego forum. Koniec kropka w tym temacie z mojej strony. Jeśli kogoś uraziłem, przepraszam. Chciałem dobrze.
aga.t. - Pi 22 Pa, 2010

Karamazow a ja czasem sobie tak myślałam,że tak naprawdę to nie jesteś taki, tylko chciałeś nas-i siebie- sprawdzić,choć nie wiem po co?
mimo wszystko mam nadzieję,że jeszcze nie jeden raz popiszemy na ciekawe tematy w rozsądnej formie.
co do facetów na forum-myślę,że chyba trochę spojrzałeś na to z innej strony czytając posty Jupi-ego, w końcu takiego podejścia do sprawy i poczucia humoru tylko pozazdrościć :super:
kondycja psychiczna pnie się w górę- Jupi :kiss:

Jupi - Sob 23 Pa, 2010

aga.t. napisa/a:
kondycja psychiczna pnie się w górę- Jupi :kiss:


Ja tam nie narzekam na swoją psychikę, mi jest wesoło i kropka... :-D jak trzeba się martwić to się martwię, ale nie zdarza mi się zamartwiać i wpędzać w dołek psychiczny...

Dzisiaj w nocy jechałem moim Mondeo i sarna wyskoczyła z rowu, mam rozwalony zderzak w aucie i nie mam kasy na naprawę, i co z tego, jakoś to będzie a sarenka do gara i zjem ją za karę mniam mniam... :lol:
Nie wolno się poddawać życie jest piękne nawet jeżeli nas kopie po d***e to życzmy mu dobrej zabawy a sami róbmy swoje... :-D

MONIKAIMPRESJA - Sob 23 Pa, 2010

AGA W - dziękuję......już mi trochę lepiej....
ten tydzień będzie takim kluczowym...poniekąd...

AgaW - Sob 23 Pa, 2010

Moniko, trzymamy za Ciebie kciuki, nie tylko ja :) Nie daj się :ok: Tyle osób nas przeszło to, jakoś dało radę choć łatwo nie było więc i Tobie się uda :) :hug:
aga.t. - Nie 24 Pa, 2010

Karamazow jesteś w seminarium? zdążyłeś zmienić swojego posta zanim go przeczytałam...czy jesteś na etapie zadawania pytań: dlaczego tak cierpię? dlaczego ja? czy to ma sens? wiesz,też się nad tym zastanawiam...
mam takie etapy,że na nic nie mam ochoty, nie wiedzę żadnego sensu w tym co robię...chyba znowu mnie dopadło...
jestem jeszcze młoda a czasem czuję się jakbym miała z 90 lat...chciałabym ...wiele rzeczy np. pobiegać, potańczyć....iść do pracy , zarobić na siebie i na rodzinę a nie dostawać te ochłapy z ZUS...
wydaje mi się,że odchodzę w zapomnienie, to co robię nie jest wiele warte- bo w sumie co ja takiego robię?
robi się zimno, nogi zaczynają dawać popalić, boję się jak minie ta jesień i zima. może nie będę w stanie wyjść z domu?
ale mnie wzięło...sorki,że tak marudzę,ale czytam posty kolegi oraz inne w innych działach i jakoś tak mnie naszło, kurcze. czy ja mam prawo wypowiadać się na tym forum? przecież tak naprawdę niewiele przeżyłam,jest tu wiele osób,które chorują od lat-ja tylko od 10 miesięcy, tylko po wypadku samochodowym, nie mam aż takich problemów jak większość na forum,są bardziej "doświadczeni" w tych sprawach ode mnie....
może gdy mamy problemy to reagujemy agresją? może wybielamy swoje zachowanie albo wręcz przeciwnie- wydaje nam się,że jesteśmy tymi gorszymi? czasem sama już nie wiem, czasem jest ok ale ktoś podcina nam skrzydła i opadamy z bólem na ziemię?
Karamazow myślę,że można by ciekawie porozmawiać,ale bez obrażania i patrząc obiektywnie na innych na ich myślenie.
a teraz to chyba zrobię przerwę i zastanowię się co dalej :-?

Edi - Nie 24 Pa, 2010

aga.t., moja droga nie martw się ....od nas właśnie wyszli goście ,szalałam sprzątałam bo lubie jak kogoś zaprosze żeby było ok,ale jak weszła kolezanka i mnie zobaczyła i mówi o jej edi coraz gorzej łazisz to mi dało ciosa mimo,że wiem że mój chód pozostawia wiele do życzenia to jest mi smutno.Mój mąż patrzy na mnie i ciągle powtarza musimy to zmienic zoperowac ...jak mi ciebie żal.........i ja jak każdy mam momenty załamania i myslenie ,a co bedzie jak się nie uda i co 38 letnia kobieta ,a gdzie wesela ,wnuczki itd....mam 20 letniego syna i 14 letnią córcie chciała bym dumnie normalnie przy nich funkcjonowac ,ale czas pokaże czy pisane mi jest normalne życie.........może jutro bedzie lepiej i oby nam się udało jeszcze potańczyc :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
AgaW - Nie 24 Pa, 2010

aga.t. napisa/a:
czytam posty kolegi oraz inne w innych działach i jakoś tak mnie naszło, kurcze. czy ja mam prawo wypowiadać się na tym forum? przecież tak naprawdę niewiele przeżyłam,jest tu wiele osób,które chorują od lat-ja tylko od 10 miesięcy, tylko po wypadku samochodowym, nie mam aż takich problemów jak większość na forum,są bardziej "doświadczeni" w tych sprawach ode mnie....

Kochana, nawet nie zsatanawiaj się czy masz prawo! Prawo takie masz, jak każdy inny. Owszem masz mniejsze problemy - ale to są problemy. Może dla innych osób byłyby oceniane jako małe, ale dla innych jako b.duże i b.ważne.
Zaglądają tu też osoby z mniejszymy problemami nić niektórzy Forumowicze - i potrzebują wypowiedzi osób jak oni, osób z mniej zaawansowanym kłopotem.
Każy z nas jest tu ważny i każy post może dla kogoś czytającego bardzo ważny ;)
Więc nie myśl o tym :) i jak chcesz coś napisać to pisz śmiało :ok:

edyta olszewska napisa/a:
jak weszła kolezanka i mnie zobaczyła i mówi o jej edi coraz gorzej łazisz to mi dało ciosa mimo,że wiem że mój chód pozostawia wiele do życzenia to jest mi smutno

Osobym nie znającym tematu bioder nasza chroba wydaje się straszna i jak ktoś widzi kolażankę w takim stanie to aż mu ciarki chodzą jak pomyśli o bólu i zawsze gdzieś w głębi boi się czy jego to nie spotka...Nie przejmuj się tym, że inni tak mówią - oni nie rozumieją chroby i nie mogą sobie wyobrazić wielu rzeczy nawet jeśli chcą. Ja Ci powiem inaczej - starsz się żyć normalnie, gotujesz , sprzątasz - i zobacz jak wiele robisz pomomo tej choroby. Przecież gdy ból jest i jest to bardzo trudno żyć normalnie. A Ty na ile możesz to funkcjonujesz jak inni, wkładasz to tyle energi. Jesteś silna i zobaczysz - jeszcze przyjdzie dzień, gdy zatańczysz !
Jeśli Ci przychodzi trudność rozmawiać o chorobie z innymi osobami - ogoś: " nie rozmawiam o chorobie, bo wolą z Wami porozmawiać o czymś przyjemnym". Znajomi nauczą się i będziesz mieć nieco inny ich stosunek do Ciebie :)
To czasem pomaga - bo szkoda myślami być przy chorobie, a użalanie się innych wcale nie pomaga...może wybierz sobie tylko kilka nielicznych osób z którymi najlepiej się rozumiesz i tylko z nimi rozmawiaj o trudności codzienności?
Nie bój się przyszłości, tak naprawdę nikt nie wie jaka ona będzie. Strach ma woelki oczy, prawda? Bierz życia jakim jest i nie myśl nawet o wszystkim co najgorsze :) Doczekasz się tej operacji, wyrehabilitujesz się i zaczniesz od nowa :)
Myślenie o różnych pozywnych rzeczach dodaje sił w czekaniu na zabieg a Ty tej siły potrzebujesz. Edytko głowa go góry! Wszystko się koiedyś kończy więc i ten okres bólu i czekania a zabieg u Ciebie też się skończy ! a każdy dzień przybliża Cię do tego dnia :) Masz takie duże dzieci - pokaż im jaką dzielną i silną mają matkę, dbaj o siebie i myśląc pozytywnie walcz o każdy dzień, wynieś z niego maksimum dobrych rzeczy i uśmiechnij się ! :hug:

Edi - Nie 24 Pa, 2010

AgaW, wiem kochana nasza dobra duszko ,że jestem silna i będę walczyc bo mam dla kogo lubie się ubrac ,potańczyc ,wyjśc do ludzi ...........ale niestety mam czasami takie dni że mi się wszystko wydaje na NIE ...WSZYSCY w domku mówią że będzie dobrze ,ale czasami to niestety ten straszny dół mnie dopada na całego :-o potem jest kolejny dzień i znowu walczę ;-) ;-) ;-)
Jupi - Nie 24 Pa, 2010

Ach te doły, te wzloty i upadki... :cry: nie poddawajcie się, życie to ciągła walka, inni mają gorzej i nie poddają się :-D
Alicja - Nie 24 Pa, 2010

aga.t. napisa/a:
czy ja mam prawo wypowiadać się na tym forum? przecież tak naprawdę niewiele przeżyłam,jest tu wiele osób,które chorują od lat-ja tylko od 10 miesięcy, tylko po wypadku samochodowym, nie mam aż takich problemów jak większość na forum,są bardziej "doświadczeni" w tych sprawach ode mnie....


Aga.t. , nasze doświadczenie lub jego brak w przeżywaniu choroby zwyrodnieniowej bioder nijak się ma do prawa pisania na tym forum. Każdy z nas męczy się ze swoimi problemami zdrowotnymi, bo komplikują mu życie niezależnie od tego, jak długo się to ciągnie. Ty wnosisz dużo ciepła swoimi postami, więc nieprawdą jest, że to co robisz, jest mało ważne. Poza tym skrzyknęłaś koleżanki i kolegę na spotkanie, było miło, poprawiły się Wam humory. To naprawdę coś. :-)

edyta olszewska napisa/a:
potem jest kolejny dzień i znowu walczę


Brawo Edytko, bardzo dobre podejście. :-) Ktoś mądry powiedział, że nie ważne, ile razy upadniesz, ważne ile razy się podniesiesz. Trochę patetycznie to brzmi, ale coś w tym jest. :-)

Edi - Nie 24 Pa, 2010

Alicja, tak od jutra się podnoszę koniec narzekania ,po południu idę z córką na basen ,we wtorek do kosmetyczki potem do fryzjera i już się lepiej poczuje :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: zaraz wsiadam na rowerek bo wczoraj załamanie w diecie :oops: tak to jest jak są goscie i troszkę pyszności w domku :->
drupinka - Nie 24 Pa, 2010

edyta olszewska napisa/a:
od jutra się podnoszę koniec narzekania

No wreszcie, bo czytam Twoje posty i zupełnie Cię nie poznaję, Edytko! Ty, taka pełna radości życia! Nie martw się, małe dołki zdarzają sie każdemu. Ważne, żeby szybko się z nich wygrzebywać, a Ty już masz konkretne plany.

aga.t. napisa/a:
mam takie etapy,że na nic nie mam ochoty, nie wiedzę żadnego sensu w tym co robię

Kochana, człowiek to takie stworzenie, które musi czasem być niezadowolone, dlatego szuka sobie wciąż nowych "ugorów" do zagospodarowania. To taka sinusoida, a jak powiedział ks. Twardowski:
"W życiu musi być czasem niedobrze, bo jak jest zawsze dobrze, to niedobrze" (może niedokładnie cytuję)
Dziękuję jeszcze raz Tobie, aga.t. i wszystkim uczestnikom fantastycznego spotkania w Katowicach! :peace: :beer:

pasiflora - Pon 25 Pa, 2010

edyta olszewska, wiem o czym mówisz Załamanie w naszym życiu przychodzi dość łatwo jednak cele wytyczone, rodzina i przyjaciele nie pozwalają nam na poddanie się. Też teraz mam bardziej kiepski moment w życiu, ale wiem, że przejdzie dlatego nie strofuję się tak bardzo tą sytuacją. Musimy walczyć o siebie :!: Nikt za nas tego nie zrobi :!:
lucja1905 - Czw 04 Lis, 2010

Cześć! Mam do was pytanie ?? Mam 17 lat do 11 roku zycia bylam w pelni sprawna dziewczyna uprawialam sporty byłam bardziej odwazna i smiala od czasu 2 w mojej zyciu opercji dochodzac juz az do 13 nie jestem taka sama jak kiedys zamknelam sie w sobie mam duzo lęków-fobi ?? Co mam zrobic by byc chociaz w czesci ta sama dziewczyna co kiedys?? Jak sobie poradzic z niepelnosprawnoscia i wstydem w szkole ze nie moge robic tylu rzeczy jak np zawiazac buta czy potanczyc ??? Jak przelamac sie w sobie i otworzyc na ludzi poprostu zaufac im tak jak kiedys bez obawy ze mnie skrzywdza?? Bylam juz u kilku psychologow ale nie potrafilam sie im zwierzyc ze swojego problemu . jak zyc ze swiadomoscia ze nigdy nie bede taka jak kiedys ze zawsze bedzie nademna pietno osoby niepelnosprawnej okaleczonej bliznami i zranionej przez tyle osob?? pomocy bede wam wdzieczna!!
kinga - Czw 04 Lis, 2010

lucja1905 napisa/a:
ze zawsze bedzie nademna pietno osoby niepelnosprawnej okaleczonej bliznami


Czy Ty właśnie tak o sobie myślisz? Musisz zacząć od innego patrzenia na siebie. Nie przez pryzmat innych ludzi. Ty musisz zmienić myślenie na swój temat.

Poczytaj też ten wątek od pierwszej strony. Tam już jest bardzo dużo napisane :)

lucja1905 - Czw 04 Lis, 2010

Jak mam innaczej myslec jak i w szkole czy na ulicy ciagle jest mi to wytykane?? Jestem na plazy i matka wytyka mnie palcami pokazujac dziecku i mowuiac zeby sie nie zblizalo bo sie zarazi?? Ide po ulicy a ludzie gapia sie na mnie jak na jakiegos dziwolaga??? Jestem zbyt wrazliwa osoba slowa gesty czyny ludzi rania mnie bardzo powiedzcie jak mozna z tym zyc ?? Jak moge patrzec innaczej na siebie jezeli to wszystko jest dla mnie jakims koszmarem ??? Przez to wszystko jest mi ciezko komukolwiek zaufac i jak mam znowu uwierzyc w siebie??
kinga - Czw 04 Lis, 2010

Ty to TY. Sama powinnaś myśleć za siebie. Ty stanowisz o sobie.
Ty powinnaś znać swoją wartość. Nie zamykać się przed światem. On wcale nie jest taki zły.
Czasem tylko nam się wydaje, że ktoś się na nas krzywo patrzy, że coś szepcze na nasz temat. Spora część ludzi to straszni egoiści i patrzą tylko i wyłącznie na siebie. Nie zauważają na ulicy nikogo-są skupieni na własnym "ja". A ludziom z kompleksami wydaje się, że wszyscy widzą potencjalne niedoskonałości. Że wszyscy widzą, to czego nawet nie ma. Musisz zacząć od akceptacji siebie. Całej siebie. Póki z tym nie ruszysz, to nigdy nie uwierzysz, że inni patrzą na Ciebie normalnie :)

lucja1905 napisa/a:
Ide po ulicy a ludzie gapia sie na mnie jak na jakiegos dziwolaga???

Czym się najbardziej wyróżniasz w śród tłumu? Kulami? utykaniem, czy jest coś o czym jeszcze nie pisałaś?

lucja1905 - Czw 04 Lis, 2010

Najbardziej wyrozniam sie sposobem chodzenia poniewaz mam sztywne biodro i jak chce dac krok to musze ta noga szarpnac i w ten sposob wyglada to tak jakbym sie bujala . Poza tym moja noga jest w zlym ustawieniu i jak ja stawiam to w dziwnych pozach . Widoczne jest takze to ze jest ona krzywa . To zwraca uwage ludzi . Jak mam zaakceptowac zupelnie inna dziewczyne , nie zdolam do niej przywyknac zmienilam sie z wygladu i z zachowania jak to polubic??? Brakuje mi dawnego zycia. wtedy jeszcze tego nie rozumialam bylam dzieckiem a teraz mi tego brakuje??
AgaW - Czw 04 Lis, 2010

Pisałaś, że byłaś u psychologów, że nie umiesz im się zwierzyć z problemów.
Skoro byłaś u psychologów to zrobiłaś pierwszy odważny krok ( a niewiele osób potrafi go zrobić i się do tego przyznać ). Skoro zrobiłaś ten pierwszy to musisz zrobić coś jeszcze - przełamać się i opowiedzieć lekarzowi psyche o wszystkim co czujesz, co sprawia Ci tyle bólu. Jesteś wrażliwa więc podświadomie się bronisz przed tym - ale nikt za Ciebie nie odważy się przełamać. Jeśli nie pozwolisz sobie sama pomóc, to nikt nie da rady zrobić tego na siłę. Jest w Tobie duuużo emocji o których piszesz, to że piszesz tutaj to znak że chcesz coś z tym zrobić ale ciężar tego smutku Cię przerasta. Spójrz na siebie inaczej, spróbuj na spokojnie wszystko poczytać. Powoli i bez pośpiechu. Jest nas tyle osób które czuły się lub czują podobnie. Połowa sukcesu to pozwolić samej sobie spojrzeć na siebie inaczej. Tu na Forum nikt Cię nie będzie poganiał, nagabywał. Powoli krok po kroku spróbuj wycieszyć emocje choć trochę, naucz się panować nad tymi myślami i czytając nasze posty pomyśl czy możesz coś dla siebie skorzystać. Jestem pewna, że będzie Ci łatwiej, że jeśli tą siłę emocji skierujesz w inną stronę to będzie Ci łatwiej odnaleźć wiele odpowiedzi na pytania, i samą siebie na nowo. Wielu osobom to się udało, Tobie też może ! Bądź dla siebie cierpliwa i pozwól sobie na takie przełamanie się. Może zechcesz porozmawiać z nami tutaj, lub napisać do psychologa z Fundacji ( kontakt przez internet może będzie dla Ciebie wygodniejszy i mniej stresujący ).
Przede wszystkim nie poddawaj się !
Ludzie wytykający Cię palcami, prymitywnie małostkowi w swoim zachowaniu są niedorozwinięci emocjonalnie - nie pozwól aby to ich kalectwo osobowości miało na Ciebie wpływ, przecież oni nie są lepsi od Ciebie, nie mają racji i Ty musisz wznieść się ponad ich zachowanie bo...prezentujesz inny, wyższy poziom wrażliwości !
Nie pozwól im zadawać sobie cierpienie, nie sluchaj ich i nie patrz na te głupio ciekawskie twarze. To tylko ludzie przez małe l. Nie wszyscy są tacy, są Ludzie którzy umieją szanować innych, akceptować ich odmiennośc i nie umniejszają im wartości aby się lepiej poczuć. Idąc ulicą przyglądaj się mijanym osobom, będziesz mijać i Ludzi i ludzi. Pamiętaj o jednym - jeśli sama siebie nie poszanujesz i nie zaakceptujesz to inne osoby też nie będą umiały tego zrobić. Daj sobie szansę !
Jest na Forum temat osoby, mlodej dziewczyny która borykała się z podobnymi myślami, też była wrażliwa i było jej bardzo trudno. Proszę poczytaj jej historię, powoli, spróbuj zrozumieć kolejne posty tutaj , może do niej napisz? Jej się udało, Tobie też może :)
Nie wahaj się wziąć swojego życia w swoje ręce, ulepszać go :) Głowa do góry, bo nie tylko ja wierzę, że może Ci się udać być znów tą osobą co kiedyś :)

lucja1905 - Czw 04 Lis, 2010

Przeczytalam to co mi zalecilas u mnie jest ten problem ze ja do 11 roku zycia cwiczylam na wf wygrywalam zawody sportowe robilam szpagat biegalam smialam sie mialam ful ludzi wokol siebie bylam smiala odwazna pewna siebie a teraz nic mi nie pozostalo z tamtego zycia to sie stalo w mgnieniu oka z wysportowanej samodzielnej dziewczyny stalam sie niesamodzielna przez pewien okres czasu nie moglam sama zalozyc skarpetki i do dzis mam problemy z wieloma dla innych ludzi prostymi rzeczami. Jest zupelnie innaczej jezeli ktos nie zasmakowal normalnego zycia niz dla osoba ktora tego posmakowala a pozniej brutalnie jej to zabrano w przeciagu 3 miesiecy . Nie staram sie tu usprawiedliwiac, ale to byl dla mni wielki szok tak jak by ktos mnie uderzyl i nie przeprosil. Prosze tylko o to by ktos mnie wsparl porozmawial bo tak oko w oko to jest mi strasznie trudno przełamac ta bariere i sie otworzyc .
kinga - Czw 04 Lis, 2010

lucja1905 napisa/a:
Najbardziej wyrozniam sie sposobem chodzenia poniewaz mam sztywne biodro i jak chce dac krok to musze ta noga szarpnac i w ten sposob wyglada to tak jakbym sie bujala .

Nie jesteś jedyna na ulicy z takim problemem z pewnością; nie mieszkasz w małym mieście. Na ulicach jest mnóstwo ludzi z kulami, na wózkach, bez rąk, bez nóg, z chorobami skóry, wielkimi bliznami na całym ciele.

lucja1905 napisa/a:
To zwraca uwage ludzi

To zwraca najbardziej Twoją uwagę, czujesz się z tym źle. Przeszkadza Ci to. A to myślenie prowadzi do tego, że jesteś pewna iż oceniają Ciebie tak inni.

lucja1905 napisa/a:
Jak mam zaakceptowac zupelnie inna dziewczyne

To jesteś cały czas TY. Zmiany zawsze będą. Zawsze były. Pierw jest do dorastanie-zmiana sylwetki. Biodra szersze, kg tu i tam. Potem zmarszczki. Siwe włosy. Starzenie się. Ale cały czas to jesteś TY. Bez akceptacji własnej osoby bardzo ciężko się żyje.
Myślimy wtedy, że nikt na s nie lubi, że ludzie traktują nas jak dziwolągi.

lucja1905 napisa/a:
Brakuje mi dawnego zycia

Dawne życie minęło. Teraz masz to. Jest ono tylko jedno. Jesteś młoda i cały świat stoi otworem. Ty kierujesz swoim życiem.
Pamiętaj, że to TY masz chorobę, a nie ona Ciebie. Ty stawiasz warunki. Ty możesz wstać rano i powiedzieć do siebie "Cześć- dziś będzie super dzień !!! " :D

Masz "tylko" chorą nogę. Za jakiś czas ją naprawisz. Ale już dziś możesz zacząć małymi krokami zmieniać siebie.

Raz jeszcze napiszę:
-świat i ludzie nie są tacy źli. Jeśli Ty będziesz się odsuwać od wszystkich, odpychać ich... to oni zrobią podobnie.
-jestem też pewna, iż w 90% zdaje Ci się, że ktoś Ciebie wytyka albo się śmieje. Zdarzy się kilku idiotów, ale trzeba im wybaczyć braki w mózgu :mrgreen:
-przeczytaj ten cały wątek od początku. Jest tego kilka stron, ale sporo już zostało napisane na podobne tematy :) oraz inne wątki w tym dziale :)

Grazyna1950 - Czw 04 Lis, 2010

Jesteś młodziutka, całe życie przed Tobą. Potrafię Cię zrozumieć, bo mnie też świat się zawalił w ciągu kilku miesięcy. Całe zycie byłam zdrowa, pełna energii i nagle choroba, jedna operacja, druga i tak aż siedem w ciągu 7 lat. Był czas, gdy się bardzo załamałam, nie wychodziłam z domu. Pozbierałam sie jednak i teraz staram się żyć normalnie - oczywiście w ramach moich możliwości. Pogodziłam sie po prostu z chorobą, z bliznami. Dzieli nas duża róznica wieku, ale problemy są takie same bez względu na wiek. Postaraj się inaczej spojrzeć na swoją niepełnosprawność. Poczytaj historie osób w różnym wieku, które starają się żyć normalnie, chociaż też nie jest im łatwo. Głowa do góry. Musi być dobrze. Jeszcze wiele radosnych dni przed Tobą.
lucja1905 - Czw 04 Lis, 2010

Dziekuje wam wszystkim za wsparcie . Problem wynika z tego ze gdybym nie maila tej operacji w 2004 r to wlasnie wtedy z winy lekarza doszlo do zwichniecia stawu biodroweo , chodzilam tak przez 6 miesiecy nie majac o tym pojecia tym bardiej moja mama tez o tym nie wiedziala doweidzialam sie przez przypadek , boli mnie to ze ten lekarz prowadzil mnie od malenkiego a tak mnie skrzywdzil i nie powiedzial przeparaszam , zdolowalo mnie to ze przez cala podstawowke dokuczano mi w gimnazjum sytuavja tez sie nie zmienila , faktem jest to ze i nauczyciele nie traktowali mnie jak kazdego normalnego ucznia chcieli mnie uprzywilowac w 1 kl liceum nauczyciele tez tak zaczeli robic chociaz ja staram sie im pokazac ze ja tego wcale nie chce ze jestem normalna a klasa idac za przykladaem zaczela sie tak samo zachowywac.
AgaW - Czw 04 Lis, 2010

kinga napisa/a:
To jesteś cały czas TY. Zmiany zawsze będą. Zawsze były. Pierw jest do dorastanie-zmiana sylwetki. Biodra szersze, kg tu i tam. Potem zmarszczki. Siwe włosy. Starzenie się. Ale cały czas to jesteś TY.

Pomyśl o sobie w ten sposób, spójrz na siebie. Nie tylko wygląd się liczy, może zmieniły się Twoje możliwości fizyczne, ale wewnątrz jesteś sobą :) Masz napewno mnóstwo ciekawych cech, zalet, jeśli lubiłaś sport to masz hart ducha który właśnie teraz może Ci pomóc :) Możesz wciąż zrobić dla siebie wiele, pomyśl o rehabilitacji - dzięki niej wrócisz do sprawności, może będziesz mogła znaleźc dla siebie zdrową aktywność fizyczną która Ci sport zastąpi :) Jeśli trenowałaś coś to wiesz jak ważna jest wytrwałość - w rehabilitacji siebie będziesz mogła bardzo dużo osiągnąć mają sportowy upór :) Dzięki ćwiczeniom dużo zmienisz w postawie, nauczysz się po zabiegu od nowa chodzić. Pokażesz wielu osobom, jak wiele można zmienić w ruchu po operacji. Będą Ci się od nowa przyglądać, ale wtedy z podziwem jak wiele osiągnęłaś :)
A zmiany w życiu każdy ma, nie zawsze są to łatwe zmiany. Nie unikniemy tego, ale możemy się przystosowywać :) Dlatego zachęcam Cię do pomyślenia o rehabilitacji, trzeba mieć cel, zadanie żeby nie myśleć w taki smutny sposób. Masz teraz trudny czas, ale wszystko się kończy i ten czas też będzie miał swój koniec :ok:
A nauczyciele chcieli Ci pomóc, oszczędzić Cię , na pewno nie chcieli sprawić Ci przykrości, kierowali się dobrymi intencjami :)

kieszczyński - Czw 04 Lis, 2010
Temat postu: LUCJA1905
Wszyscy tu jesteśmy ,,wybrani' przez los.Pierwsze spotkanie z własnymi problemami związanymi z pewną dysfunkcją naszego ciała zawsze wydaje się dramatem.Każdy z nas ma własną indywidualna historię bioderkową.Ale po to jesteśmy razem,aby się wzajemnie wspierać,mobilizować i dawać przykład,że to nie koniec świata mieć ,,coś; z biodrem.Przed Tobą jeszcze tyle pięknych lat.A ,że troszkę pod górkę.Głowa do góry.Nie jesteś sama!
pasiflora - Czw 04 Lis, 2010

Ze mnie też się śmiali wytykali, ale zmiana szkoły zmiana podejścia zmieniła wszystko. Jestem o niebo silniejsza ale nadal jestem sobą. Musisz poznać swoją wartość To jest najważniejsze. Jak zaczniesz siebie inaczej postrzegać to i ludzie zaczną o Tobie inaczej myśleć :mrgreen:
lucja1905 - Czw 04 Lis, 2010

Zmienilam szkole po 1 gimnazjum i nadal bylo tak samo Nie wiem czy dam rade oswoic sie z tym ze endoproteza to jedyny ratunek am dopiero 17 lat najdluzej endo przy tak mlodym wieku moze wytrzymac gora 15 lat , a nie mozna jej wymieniac w nieskonczonosc , a co pozniej wozek ??? Najgorsze jest to ze lekarze nie potrafia nic innego wymyslec a i endoproteza jest dla mnie duzym ryzykiem .
AgaW - Czw 04 Lis, 2010

Nie myśl o wózku ! Medycyna idzie do przodu i to straszenie wózkiem pacjenta to chyba największa krzywda jaką można zrobić psychice szczególnie młodej osoby !
Jest tak wiele młodych jak Ty osób z endo. Też się bały, miały dylmaty i obawy, a teraz są zadowolone i cieszą się życiem :) Jest tyle historii w dz.endoptoteza które dobrze się skończyły, tyle osób zadowolonych że dały się zoperować bo to dało im drugie życie :)
Mam nadzieję że poznając nas tu na Forum, czytając historie i posty niedługo odzyskasz wiarę w siebie :hug:

lucja1905 - Czw 04 Lis, 2010

mam dopiero 17 lat nikomu tak mlodemu w Polsce nie robiono jeszcze endoprotezy a to dla mnie ostatnia deska ratunku
kinga - Czw 04 Lis, 2010

lucja1905 napisa/a:
mam dopiero 17 lat nikomu tak mlodemu w Polsce nie robiono jeszcze endoprotezy a to dla mnie ostatnia deska ratunku

raz-nie jesteś wyjątkiem

dwa-postaw na ukierunkowaną rehabilitację

trzy-zacznij doceniać to co masz :) zazwyczaj jesteśmy nieszczęśliwi gdy skupiamy się, na tym czego nie mamy....zapominając jak wiele posiadamy... pomyśl, że wiele wiele osób chciałby być na Twoim miejscu-możesz widzieć, mówić, słyszysz...masz nogi i ręce !!! :)

cztery-jest jak jest i pewnych rzeczy nie zmieni się; trzeba to zaakceptować i robić wszystko, by wykorzystać życie (jedyne jakie masz) jak najlepiej, by potem nie żałować straconego czasu...a ten leci błyskawicznie :)

lucja1905 - Czw 04 Lis, 2010

Wiem ze sie nie zmieni ale mozna bylo ich uniknac wystarczyloby tylko to aby lekarz pomyslal. Zeby to tylko noga byla u mnie jedynym problemem to bym sie cieszyla , mam gronkowca , ktory tylko czycha na odpowiednia chwile by sie ualtywnic , i przeszlam usuniecie torbieli na jajniku a takze posiadam duza wade wzroku .A z tego co mowil mi lekarz to nie robiono endo jeszcze w tak mlodym wieku , ale lekarz tez czlowiek mogl sie pomylic . to wszystko sklada sie na moja wiare w sama siebie i na moje poczucie siebie jako osoby.
aga.t. - Czw 04 Lis, 2010

lucja1905 Dobrze zrobiłaś, że poszłaś do psychologa- to pierwszy i bardzo ważny krok, bo oznacza to że masz jakiś problem i Chcesz go rozwiązać. Rozumiem, że zostałaś zraniona przez ludzi, nie masz do nich zaufania, ale uwierz mi ,że będzie dobrze. To nic ,że na ulicy się oglądają- a niech patrzą! Jak ktoś spojrzy to Ty dla odmiany uśmiechnij się do niego, pokaż ,że jesteś normalną osobą! To co ,że chodzisz o kulach? Nie Ty jedna…
Myślę,że pewnie masz jakąś koleżankę, z którą możesz umówić na luźne babskie spotkanie, to zazwyczaj poprawia humor. Dobra książka, kino, ciuszek, ciepła kąpiel… powoli wszystko zacznie przybierać bardziej różowe barwy, tylko spróbuj kochana :) Nic na siłę i nic na szybko.
Poszukaj dobrej reha- to też poprawia nastrój ;) no i zaglądaj tutaj, pisz, czytaj- teraz polecam humor z działu Hyde Park , zobaczysz,że zaraz się uśmiechniesz.
Potem dział reha oraz historie innych Bioderkowiczów.
No a potem…. Co tylko będziesz chciała
:hug:

kinga - Czw 04 Lis, 2010

Bez rąk, bez nóg...ale nie bez wiary
aga.t. - Czw 04 Lis, 2010

kinga sorki,ale póki co nie mogłam obejrzeć do końca....jestem za miękka,zaraz beczę...ale Podziwiam takich ludzi za determinację, za siłę i za wolę walki o swoje życie. teraz to mi wstyd,że ja czasem mam żal o to w jakim jestem stanie...tak to jest ,że nie doceniamy tego co mamy...jeszcze raz Wielki Szacun :pada: :dajeserce:
Bonia - Czw 04 Lis, 2010

Lucja1905. Chciałam Ci przytoczyć starą ale prawdziwą maksymę tak jak się spostrzegasz spostrzegają Cię inni. Jeśli patrzysz na siebie z perspektywy swojej niepełnosprawmości tak również jesteś odbierana. Spróbuj podejść do siebie z innej strony tak masz problemy z nogami i oczyma co nie znaczy że jesteś mniej wartościowym człowiekiem. Jeśli uwierzysz w siebie i zmienisz swoje nastawienie ludzie nie będą dostrzegać Twojej choroby ale Ciebie taką jaką naprawdę jesteś. I chociaż Cię nie znam z Twoich postów wnioskuję że jesteś ciepłą wspaniałą wrażliwą dziewczyną. Endo to nie koniec świata. Nie oznacza że masz rezygnować z życia i przestać robić to co lubisz pewne ograniczenia nas bioderka obowiążują niestety do końca życia. To prawda ale nie zmienia to faktu że staramy się funkcjonować jak każdy człowiek my nie jesteśmy gorsi jesteśmy tylko sprawni inaczej. Wiesz ja też jestem chora na biodro mam też inną chorobę i obracam się wśród ludzi zarówno chorych jak i zdrowych i Ci zdrowi nie dostrzegają mojej choroby ale mnie taką jaką jestem I dla nich nie jest istotne że nie biegam że mam kule bo to w gruncie żeczy są mało istotne szczególy.

Boisz się też wózka jeśli trafisz na dobrego specjalistę nie tak szybko posadzi Cię na ten wózek jeśli będzie choć cień szansy że będzie mógł Ci pomóc i będziesz mogła chodzić

Ludzie na ulicy Ci co mają trochę oleju w głowie na pewno nie będą się gapić i komentować. Nie raz niestety trafiają się też szympanse i tacy powinni wejść na drzewo i dokączyć ewolucje. Bo zatrzymali się na etapie małp. co do niepełnosprawności i jej akceptacji to nie jest tak że ktoś całe życie był niepełnosprawny to mu łatwiej. tacy ludzie również mają poczucie krzywdy ale dopuki nie zaakceptujemy tego co się stało i nie zaczniemy walczyć o to by było dobrze na ile jest to możliwe to nie uporamy się z tym nie żależnie czy jesteśmy niepełnosprawni od dziecka czy przytrafi nam się coś a do tej pory byliśmy zdrowi. Tak się nie stety nie da.
Doskonale wiem co czujesz bo sama kiedyś taka byłam zbuntowana zła na cały świat dlaczego ja unikająca ludzi no bo wredni podli litujący się itd z chwilą zmiany nastawienia uwierz nie raz od obcych ludzi dostaje niczym nie wymuszony uśmiech miłą pogawędke Wystarczy tylko chcieć na świecie są nie tylko Ci żli ale i też dobrzy którzy na Twój uśmiech odpowiedzą uśmiechem.

lucja1905 - Pi 05 Lis, 2010

Niestety nie mam takiej kolezanki z ktora moglabym umowic sie na takie babskie pogaduszki. Na forum o wiele latwiej jest mi zwierzyc sie z tego co czuje mysle , wielki problem mi sprawia to ze gdy tylko ktos do mnie sie odezwie ja chowam sie w skorupce i nie wyjde poki poczuje sie bespieczna , coz z tego ze bylam u psychologow , a te spotkania zazwyczaj konczyly sie tym ze 1 gora 2 i sie poddawalam , od paru dni znow mysle czy sie nie wybrac do kolejnego , tylko nie wiem czy to ma sens , bo jezeli ktos ma mi pomoc w realu to musi mnie poznac a z tym bedzie trudnie , ja musze tej osobie zaufac i otworzyc sie na nia . Skad moge wiedziec czy ta osoba bedzie mi mowic ze mnie rozumie a to nie jest prawda zrozumiec mozna coas takiego gdy przezylo sie cos podobnego , taka osoba moze tylko sprobowac mnie nzrozumiec , wam wierze ze mnie rozumiecie bo kazdy z was byl kiedys w podobnej sytuacji. jestescie kochani:) Dzieki wielkie za wasze rady . Postaram sie zmienic i moze to dzieki wam mi sie to uda:)
Karamazow - Pi 05 Lis, 2010

No cóż przedstawienie musi trwać dalej, na szczęście w Twoim wypadku kurtyna jeszcze nie zapadła. Masz dopiero 17 lat, weż się za naukę by dostać się na porządne studia Najlepiej medycyna tudzież jakiś dobry kierunek politechniczny, Na inne szkoda czasu. Musisz to zrobić bo pamiętaj że nie możesz pracować fizycznie. Twoje narzędzie pracy to głowa.

Nie możesz tego odkładać na później bo pewnego dnia obudzisz się z reką w nocniku. Reakcjami społeczeństwa się nie przejmuj. Po moich doświadczeniach z pracy w ludźmi, jestem zdania iż 50 % Polaków to ....

Zadbaj o swój rozwój intelektualny, wszystko inne jest nieważne. Uroda przemija, przyjażnie zaciera czas i odległość, wielkie miłości zamieniają się w osrane pieluchy i zgryzotę. To co masz w głowie nikt Ci nie zabierze.

pasiflora - Pi 05 Lis, 2010

Karamazow, muszę Ci przyznać rację Niestety bardzo musimy liczyć na siebie. Państwo da 520 +153 zł i umywa od Ciebie ręce.
Jejku dlaczego taki zły jesteś na świat? Mi też nie pomagają w większości, nie ustępują miejsca w autobusie (np. wczoraj) a jakoś sobie z tym radzę. Idę na miejsce oznaczone krzyżykiem i wypraszam z miejsca.
Jest ciężej owszem, ale nie jesteśmy jakimiś sierotami życiowymi i damy sobie radę :!:

kinga - Pi 05 Lis, 2010

Karamazow napisa/a:
przyjażnie zaciera czas i odległość, wielkie miłości zamieniają się w osrane pieluchy i zgryzotę.

Mimo wszystko życzę Tobie więcej wiary w ludzi :)

lucja1905 - Pi 05 Lis, 2010

Postaram sie dzisiaj znalesc numer do pani psycholog ktora mnie do siebie zapraszala , umowie sie na 1 wizyte i zobaczymy co bedzie dalej :) Kierunek studiow juz sobie obralam teraz daze do tego celu , chcialabym zostac onkologiem dzieciecym , bo doskonale wiem jak to boli jak straci sie kogos naprawde bliskiego , duzo ludzi mi odradza mowia ze to ciezki zawod a czuje ze mam do tego powolanie :) Czyli najblizsze lata spede posroc studentow medycyny :)

EDIT

http://www.drclownlodz.tnb.pl/news.php
Wejdzcie na ta stronke , chcac sie otworzyc na ludzi stalam sie folontariuszem fundacji dr clown , nie wiem czy mi to cos dalo ale jest mi tam dobrze.

duska - Pi 05 Lis, 2010

lucja1905 napisa/a:
Wejdzcie na ta stronke , chcac sie otworzyc na ludzi stalam sie folontariuszem fundacji dr clown , nie wiem czy mi to cos dalo ale jest mi tam dobrze.


Świetne posunięcie. To fantastyczna inicjatywa. Widziałam kiedyś ich "występ" u dzieciaków w szpitalu dziecięcym w Prokocimiu. Miny tych potwornie chorych dzieciaków, ich śmiech i prawdziwa radość potrafi dac power do działania na długo.. Jeśli czujesz, ze sie do tego nadajesz to idź w tą stronę. To bardzo ważne w życiu żeby robić to coś do czego ciągnie serce.. Dla Ciebie, tak samo jak dla większości z nas, konieczne jest zajęcie się czymś innym niż nasza choroba. Nie rozkminianie tego co stracilismy a co by bylo gdyby.. to działania, które bolą i które pochłaniają masę energii.. Jest jak jest - staramy sie, żeby bylo lepiej, bez podbudowy ideologicznej..
A że ludzie wytykają Cie palcami?? to złudzenie stworzone przez Twój umysł..Oczywiście, czasem ktos cos powie co zaboli (często bezmyslnie), czasem ktos sie bedzie gapił ale Ty robisz napewno tak samo jak widzisz cos nowego, cos co jest inne.. to ludzki standard :mrgreen: Więc działaj dla dzieciaków, rób studia medyczne i idź za swoim sercem.. A z nami gadaj o swoich sukcesach i porażkach.. Kazdy z nas ma dokładnie taki sam problem jak Ty. My tez znamy poczucie straty, odczucie że jestesmy krzywi i cały świat wytyka nas palcami.. Uszy do góry i nastaw się na swoje marzenia :)

Alicja - Pi 05 Lis, 2010

lucja1905, jesteś wspaniałą, wrażliwą młodą osobą. :-) Popieram Duskę, nie rezygnuj z tego, co robisz, bo to, co dajemy innym, wraca do nas. Uśmiech tych maluchów będzie jak balsam na Twoje serce. :-)
Mijka - Pi 05 Lis, 2010

lucja 1905 napisała: chcac sie otworzyc na ludzi stalam sie folontariuszem fundacji dr clown , nie wiem czy mi to cos dalo ale jest mi tam dobrze.
Brawo lucja, praca w fundacji, wymarzony już kierunek studiów, od wczoraj na naszym Forum już 23 posty :)
:thumbup: Ty już się otworzyłaś na ludzi :) jeszcze tylko troszeczkę więcej wiary w siebie :)

lucja1905 - Pi 05 Lis, 2010

Pozory myla . Otworzylam sie wirtualnie a co bedzie w realu ??? Lepiej jest otworzyc sie gdy ktos cie nie zna i nie widzi albo jak jestes w przebraniu ale oko w oko to ja wymiekam uwierz . Jutro mam spotkanie z fundacji idziemy do szpitala ,
Jupi - Sob 06 Lis, 2010

lucja1905 a ty lubisz się śmiać?
lucja1905 - Sob 06 Lis, 2010

nie , nie mam powodu do smiechu , jestem najbardziej smutnym clownem z calej fundacji. Nosze tylko ciemne ubrania a usmiech na mojej twarzy jest rzadkoscia . nieraz wymuszam usmiech by ktos sie nademna nie rozczulal .
aga.t. - Sob 06 Lis, 2010

lucja1905 To bardzo przykre,że nie widzisz u siebie powodów do uśmiechu....
Jestem mamą i dla mnie już sam uśmiech dziecka jest powodem do radości, a Ty tym bardziej powinnaś mieć do tego powód, bo wnosisz dużo radości do życia tych dzieci.Uwierz w to , w siebie. W końcu nie każdy ma tyle odwagi,chęci aby pomagać dzieciom, powinnaś być z siebie bardzo dumna. :brawo: :dajeserce:

Jupi - Sob 06 Lis, 2010

lucja1905 napisa/a:
nieraz wymuszam usmiech by ktos sie nademna nie rozczulal .


A ktoś się nad tobą rozczula? na de mną nikt się nie rozczulał...

lucja1905 - Sob 06 Lis, 2010

poszlam do fundacji ze wzgledu na to ze nie mialam zadnego zainteresowania po tym co sie stalo i chcialam spotykac sie z ludzmi a nie siedziec w zamknieciu ale malo to mi daje poniewaz chodze jak cien za innymi nie mam smialosci by do kogos obcego sie odezwac . usmiech dzieci naprawde jest wspanialy wiem bo sama jestem jesscze dzieckiem i nim zawsze bede dla mamy . glupio mi jest jak kazy musi za mna czekac bo nie nadazam za innymi to jest flustrujace ze musze odmowic gdzies pojsc albo nie jechac na wycieczke klasowa bo nie daje rady robic czegos co innym nie sprawia problemu npa wpinaczka n sciankach czy zwykle lazenie po miescie , nie moge chodzic na dluzszy dystans .okropnie sie czuje z tym ze nie jestem tak samodzielna jak inni , chociaz w ostanim czasie nauczyla sie wiazac buta , wczesniej musialam prosic o pomoc kolezanke a to jest dla mnie bol jak musze prosic o pomoc bo sama nie jestem w stanie teo zrobic a kiedy moglam .nikt kogo cos podobnego w zyciu nie spotkalo nie bedzie mogl tego zrozumiec wy mnie rozumiecie i same zalenie sie wam cos moze mi pomoc . Dzieki wielkie ze jestescie tacy kochani chociaz kady na inny sposob . :)
lucja1905 - Sob 06 Lis, 2010

tak pytaja sie co mi jest a ja mowie ze nic i wymuszam usmiech .
Jupi - Sob 06 Lis, 2010

lucja1905 napisa/a:
tak pytaja sie co mi jest a ja mowie ze nic i wymuszam usmiech .


To źle, zacznij mówić o sobie o swojej chorobie, zobaczysz ludzie ci pomogą. Musisz się nauczyć żyć z ograniczeniami, my wszyscy się tego uczyliśmy i jakoś sobie radzimy w życiu...Zobacz ilu zdrowych i sprawnych ludzi marnuje swoje życie, postaraj się uśmiechnąć i nie zmarnować niczego co daje ci los.
Nauczyłaś się wiązać but, nauczysz się zakładać skarpetkę, jeszcze nauczysz się wielu rzeczy które dla ludzi sprawnych są niczym...z czasem będziesz mistrzynią w omijaniu rzeczy które mogą sprawić ci trudność, zaczniesz to robić machinalnie...

aga.t. - Sob 06 Lis, 2010

lucja1905 Nie pamiętam jak to się fachowo nazywa, ale jeśli cały czas wmawiamy sobie same złe rzeczy to w końcu zaczynamy w nie wierzyć, dlatego spróbuj tak jak Ci pisałam- rano uśmiech do lustra i mów sobie,że dziś będzie dobry dzień, jestem fajna laska itp, zobaczysz,że po paru razach zaczniesz inaczej patrzeć na siebie i na świat. Każdy ma prawo do gorszego dnia, ale aby to nie trwało za długo...Powodzenia i więcej wiary w siebie!
AgaW - Sob 06 Lis, 2010

Lucjo, napewno trudno innym w szkole wyobrazić sobie jak to jest nie móc poradzić sobie z butem. To trudna sytuacja i właśnie Ty możesz ich nauczyć jak to jest być nie pełni sprawnym, możesz ich nauczyć rozumienia chorego-przynajmniej niektóre osoby.
Może gdybyś czasem komuś powiedziała, kto Ci z kolegów/koleżanek pomaga jak to jest, jak trudno Ci na codzień z mniejszą sprawnością to im też byłoby łatwiej, mogliby zrozumieć Cię co czujesz i jak to jest.
Przecież sobie tego losu nie wybrałaś, i jedyne co możesz zrobić to wybierać buty wymagające jak najmniej pomocy innych osób co nie zawsze przecież się da.
Nie ukrywaj, że nic się nie dzieje bo inni nigdy się nie domyślą jak trudno Ci na codzień. Nie chodzi aby się żalić czy rozczulać i marudzić.
Może osoby które Cię znają i są życzliwe zasługują na kilka zdań abyś im po prostu powiedziała że jesteś chora, że masz kłopoty z ruchem, że nie możesz robić wielu rzeczy jak inni a nie dlatego że nie chcesz czy się izolujesz.
Dobrze jest umieć powiedzieć prawdę, nie dusić jej w sobie.
Inni znając prawdę o Twoim zdrowiu napewno inaczej by Cię postrzegali, może niektóre spotkania czy wyjazdy mogłyby być tak zorganizowane abyś i Ty mogła w nich uczestniczyć. Jeśli nie będą wiedzieli jak jest, dlaczego odmawiasz to nigdy nie będą mogli się z Tobą zaprzyjaźnić bo...nie wiedzą co jest grane, może nawet myślą że nie potrzebujesz ludzi, nie lubisz ich.
Nie możesz rozczulać się w chorobie, pielęgnować jej nieświadomie, bo choroba pocięgnie Cię za sobą i wpędzi w depresję !
Zrób coś, jakiś krok i każdego dnia rób kolejny aby wykurzyć z siebie te złe emocje, pokaż siebie innym, nie musisz być wylewna ale może kilka zdań z kimś co dzień pozwoli Ci poczuć się inaczej i wybyć po trochu tego żalu.
Daj szansę sobie i innym - przecież nic nie masz do stracenia prawda?
Zobacz, nie wszyscy są żli, na Forum każdy radzi Ci jak najlepiej mu się zdaje, przekazujemy Ci swoje punkty widzenia, swoje doświadczenie. Przemyśl to wszystko, wykorzystaj, wprowadzaj każdego dnia jakiś kroczek do zmiany. Chcesz się zmienić, być znów sobą, więc zacznij działać ! Nie wszyscy jesteśmy dużo starsi od Ciebie, przeczytaj w dziale o endo historię Tomasha, który jest prawie w Twoim wieku i wrócił do radości życia ;)
Może na początek coś sobie kup? Skoro nosisz tylko ciemne rzeczy to odmień się trochę, załóż coś szarego? w odcieniu granatu? Nie piszę o pstrokatych kolorach bo trudno tak nagle całkiem się odmienić, ale takie spokojne ale inne barwy dodadzą Ci poczucia że stajesz się kimś innym. S Może nowe włosy, nowy fryz lub kolor będą też dobrym krokiem aby patrząc w lustro pomyśleć że zmieniasz się i nie poddajesz?
Jest wiele sposobów, aby pokazać i sobie i innym że panujesz nad swoim życiem, że akceptujesz siebie i że będziesz walczyć o normalne życie :ok:
Najważniejsze to zrobić krok a po nim kolejne. Nie oglądać się na smutek, nie wracać do żalu, nie narzekać bo to nie rozwiąże problemu.
Już raz to zrobiłaś - zmieniłeś się, stałaś się taka jak teraz, z czym źle się czujesz.
Ustal dzień w którym coś zaczniesz od nowa i od którego dnia po trochu będziesz się zmienić, wrócić do tej wesołej osoby którą byłaś kiedyś. Może od jutra ? Zbierz siły, ustal plan i działaj ! Każdy dzień smutku to dzień stracony, teraz czas na Twój uśmiech :ok:

Grazyna1950 - Sob 06 Lis, 2010

Lusiu !!! !!! Chcieć to móc. Ja z zaawansowanym zwyrodnieniem obu stawów biodrowych byłam na kilkudniowej wycieczce z koleżankami, kolegami z pracy i ich rodzinami. Choroba moja nie pozwalała mi nadążać za wszystkimi, ale zawsze znalazł się ktoś, kto zaczekał na mnie, kto podał rękę przy pokonywaniu przeszkody. Zakres ruchu w stawach miałam minimalny, a mimo tego przemierzyłam Puszczę Zwierzyniecką. Jest to ścisły rezerwat więc zdażało się, że na ścieżce leżało powalone drzewo. Zdrowi pokonywali przeszkodę sprawnie. Mnie jedna osoba podawała rękę z przodu i ciągnęła, a druga z tyłu popychała. Było zabawnie ale najważniejsze, że dałam radę. Nikt nie śmiał się z mojej niepełnosprawności. Po czterech dniach wróciłam zmęczona, ale bardzo szczęśliwa, że mimo choroby dałam radę. Bycie wśród ludzi dodawało mi energii do życia. Dopiero potem dopadł mnie dołek psychiczny jak po operacjach trudno mi było wyjśc z domu i straciłam codzienny kontakt z ludźmi. Staraj się nie myśleć codziennie, że jesteś niepełnosprawna. Niepełnosprawność fizyczną nie przekreśla możliwości bycia wśród ludzi, nie przekreśla możliwości człowieka, by żyć pełnią życia. Niepełnosprawni fizycznie to też wartościowi ludzie. O tym zawsze pamiętaj i zacznij się uśmiechać uśmiechem dziecka, a nie zgorzkniałego starca.
Bonia - Sob 06 Lis, 2010

Dziewczyny nigdy nie myślałam że ja będę potrzebowała pocieszenia od trzech dni nie mogę się pozbierać wszystko mi się wali na głowę. Nie umiem sobie miejsca znaleść przed wczoraj moja ukochana Babcia miała udar nie dokrwienny ma 81 lat i jak wiadomo w tym wieku wszystkiego można się spodziewać. Tym bardziej że babcia choruje na cukżyce i ma też inne problemy zdrowotne, ale mimo tego do tej pory radziła sobie świetnie była pełna życia i jeszcze nas wszystkich wspierała. Dlatego to co się stało spadło na moją rodzinę jak grom z jasnego nieba. I dla wszystkich z nas był to szok. Babcia obecnie leży na neurologi dziś jest o tyle lepiej że dociera do niej co mówimy rozumie nas jednak nadal nie mówi i nikogo nie poznaje. :cry: . Wiem że potrzeba na to czasu ale to takie trudne patrzeć na bliską osobę i wiedzieć że w tej chwili nie wiele można zrobić. Narazie babcią zajmują się neurolodzy ale pozostaje pytanie co dalej? Jak póżniej jej pomóc jeśli chodzi o czynności dnia codziennego i rehabilitacje. mam mętlik w głowie jak jej pomóc i żeby jej nie zaszkodzić?
pasiflora - Sob 06 Lis, 2010

Bonia, każdy czasem potrzebuje dobrego słowa. Trzymam kciuki za babcię :*
lucja1905 - Sob 06 Lis, 2010

bonia glowa do gory zobaczysz bedzie dobrze !! trzymam kciuki za ciebie i twoja babcie!! :-) Dziekuje wam za zrozumienie. z tymi wycieczkami to bylo tak ze sama wychowawczyni sie nie starala by uwzglednic to ze ja nie dam rady(gimnazjum) , (liceum) w szkole ludzie z klasy sa doskonale swiadomi co mi jest i jakie mam ograniczeni , ale z ich strony nie widac nawet zadnej inicjatywy by choc odrobinke sie do mnie przystosowac ja sie do nich staram w pazdzierniku (bylam prosto po wyjeciu lewej kostki z gipsu gdyz ja sobie skrecilam z rozerwaniem torebki stawoej )bylismy na 2 dniowej wyciecce i nikt nawet sie nie zatrzymal i nie poczekal jak ja zostawalam w tyle a chodzilismy dosc duzo i byla nawet gra w podchody w ktorej bralam udzial chcialam im pokazac ze mnie na wiele stac latalam na lince i galezi nad przepascia itp jedyne co uslyszalam to od wychowawczyni ze jestem dzielna i wytrzymala ze mnie podziwia za moja determinacje , przynajmniej to bylo mile :) a klasa nic :(
Grazyna1950 - Nie 07 Lis, 2010

Jakaś okropna znieczulica w tej Twojej klasie panuje. Troche tu pewno i winy wychwawczyni, bo powinna z klasą porozmawiać, że jestes nieco niepełnosprawna, ale powinni Ci pomagać w trudach dnia codziennego.
Mijka - Nie 07 Lis, 2010

lucja1905 napisa/a:
ale z ich strony nie widac nawet zadnej inicjatywy by choc odrobinke sie do mnie przystosowac ja sie do nich staram w pazdzierniku (bylam prosto po wyjeciu lewej kostki z gipsu gdyz ja sobie skrecilam z rozerwaniem torebki stawoej )bylismy na 2 dniowej wyciecce i nikt nawet sie nie zatrzymal i nie poczekal jak ja zostawalam w tyle

Lucjo, kochanie z Twoich postów wynika, że naprawdę jesteś zamknięta w sobie i chcesz się otworzyć i Ty już to robisz malusieńkimi kroczkami - ale, ale, ale...
Jak ja to widzę; Twoje zamknięcie się przed ludźmi zniechęciło klasę do postrzegania Cię jako soby, której powinno się pomóc w naturalny, spontaniczny sposób, Ty ich od siebie odsunęłaś brakiem uśmiechu, brakiem czasami podziękowania za chęci z ich strony, które napewno były.
Wyobraś sobie kogoś kto w Twojej obecności traci równowagę i upada, a Ty pomagasz mu wstać i w podziękowaniu usłyszysz "proszę się nie wtrącać, dam sobie radę", czy przy nastepnym upadku pomogłabyś tej osobie :?: a jak by to wyglądało gdybyś usłyszała serdeczne i miłe podziękowanie :?:
Pamiętaj :arrow: uśmiech budzi uśmiech :) niechęć tylko niechęć :cry: bez względu na to kim jesteśmy i jak wyglądamy :-)
Uśmiech :lol: uśmiech :lol: śmiech i życzliwość otwiera wiele drzwi :mrgreen:

lucja1905 - Nie 07 Lis, 2010

Ale ja chetnie przyjmuje pomoc i zawsze podziekuje , wlasnie u nich nie ma zadnych checie to jest ta sprawa ze oni nwet sie mna teraz jak nie chodze do szkoly to sie nie zainteresowali , nic nawte glupiego sms z zapytaniem jak sie czuje . :( to jest przykre bo ile razy jak kogos nie bylo w szkole ja dzwonilam by sie dowiedziec co sie dzieje . :(
Mijka - Nie 07 Lis, 2010

Łucjo, myślę, że powinnaś na ten temat porozmawiac ze swoją mamą, otworzyć sie przed nią i za jej pośrednictwem z wychowawczynią no i z klasą. To nie jest tak, że do końca wszyscy są nieczuli :) w Twoim przypadku, wydaje mi się, że brak jest obopólnego zrozumienia :)
lucja1905 - Nie 07 Lis, 2010

tez tak mysle!! ale z mam nie bede gadac
:P nie chce i tyle .

Mijka - Nie 07 Lis, 2010

lucja1905, coś dla Ciebie /bajka o sercu/
http://www.przeklej.pl/pl...ps-00233m0fu40i
zainstaluj plik i klikaj do końca :)

lucja1905 - Nie 07 Lis, 2010

i jaki moral z tego plynie ??/ nie rozumiem??
Mijka - Nie 07 Lis, 2010

I tu tkwi Twój problem, nie chcesz sie podzielić ( otworzyć swoim serduszkiem ) problemami, chorobą
( z bliskimi) a najbardziej z najbliższa Ci osobą :arrow: ze swoja MAMĄ :)

lucja1905 - Nie 07 Lis, 2010

wiem i jest moja przyjaciolka ale nawet z przyjaciolom nie mowi sie o wszystkim ja daje bardzo duzo ze swojego serca ale nikt mi nie daje swojej czesci serca procz mojej mamy. jak mozna sie dzielic czym czego czasem ktos nie rozumie i nis chce przyjac :(
Karamazow - Nie 07 Lis, 2010

O Twojej endoprotezie nikt nie musi widzieć. Ja mam operację w lutym, więc okres śnieżny i mam już na poczekaniu wspaniałą historię o wypadku na stoku. Choć oczywiście nart w życiu na nogach nie miałem.
pasiflora napisa/a:
Karamazow, Mi też nie pomagają w większości, nie ustępują miejsca w autobusie (np. wczoraj) a jakoś sobie z tym radzę. Idę na miejsce oznaczone krzyżykiem i wypraszam z miejsca.





W pale się nie mieści, jak bardzo ten durny naród podupadł ( pytanie czy kiedykolwiek prezentował jakiś poziom ... ) Sam widziałem tego typu akcje i nóż mi się w kieszeni otwierał. Jak mozna siedzieć wygodnie na ******* gdy obok stoi osoba z WIDOCZNĄ dysfunkcją.

lucja1905 - Nie 07 Lis, 2010

dla mnie autorytetem jest Agata Mróz , chociaz nie wygrala walki z choroba ale do ostatniej chwili z nia walczyla , pozostawila czastke siebie w postaci dziecka. wlasnie takich ludzi cenie ktorzy potrafia walczyc o siebie , ja nie jestem az tak silna , nawet nie powinnam porownywac swoejej choroby , miala ona wiare do ostatniej chwili , mi tej wiary czsami brakuje , ona nie zwatpila.dla mnie jest wielka !
Jupi - Nie 07 Lis, 2010

Karamazow napisa/a:
Dla mnie takim autorytetem jest Pan Premier Jarosław Kaczyński.


No jasne, to prawie tak jak supermen, tylko że ten nie był chory na nienawiść i umiał latać, nie tak jak co niektórzy...

duska - Pon 08 Lis, 2010

buahahaha..Jupi, grunt to dobra kondycja psychiczna.. A Jarosław jak zmieni leki, to może nawet i latać się nauczy i na ołtarze go w ramach cudu wyniosą :mrgreen:
AgaW - Pon 08 Lis, 2010

Lucjo,faktycznie, o endo nikt nie musi widzieć - możesz wymyśleć hisorię o nartach jak radzi kolega Karamazow wyżej, czy jakąś inną . Ale czy naprawdę czyłabyś się dobrze ukrywając fakt posiadania endo? Jeśli ktoś Cię będzie lubił i szanował to niezależnie od posiadania endo to się nie zmieni. Klamstwo nie byłoby dobrym rozwiązaniem - przecież kłamiąc stworzyłabyś sama sobie presję.
A jeśli ktoś postawi Cię na straconej pozycji to znaczy że...nie jest wart przyjaźni z wrażliwą osobą jaką jesteś :) Innym zawsze możesz powiedzieć że nikt nie jest doskonały, że jesteś jaka jesteś albo nawet że...nikt niewie co za chorobę nosi w sobie. To ostatnie może brzmi może okrutnie, ale jest bardzo skuteczne na nieczułych i oceniających ludzi :ok:
Dobry kontakt z mamą to podstawa! Cieszę się, że go masz, bo gdy ludzie Cię zawiodą to kochająca matka zawsze pozostaje po Twojej stronie :)
Bardzo dobrze, że masz swój ideał - Agata Mróz była wspaniałą osobą i można od niej wiele się nauczyć :ok: Jest nawet temat tu w dz. psyche "mój własny autorytet" - możesz go rozwinąć jeśli masz ochotę :)
Jeśli masz takie osoby za przykład jak Agata, masz wsparcie matki to już czuję że jesteś na dobrej drodze do pokonania smutku :ok: Wierzymy w Ciebie :ok:

kieszczyński - Pon 08 Lis, 2010
Temat postu: endo to nie wstyd,to nobilitacja!
Jak się nie wie ,co powiedzieć,to najlepiej powiedzieć prawdę.To jest i proste i uczciwe.
Bonia - Pon 08 Lis, 2010

Kochani odniesiecie wrażenie że u mnie tylko same złe rzeczy się dzieją. Byłam u Babci w szpitalu jest lepiej bo zaczyna mówić i troszeczkę kontaktuje ale niestety to długa i żmudna droga nie wiadomo na ile Babcia wróci do zdrowia. Jakby tych nie szczęść było mało dzisiaj w pracy dowiedziałam się że mój najlepszy wspaniały kolega nie żyje ta wiadomość dobiła mnie kompletnie. Mimo że był poważnie chory czekał na przeszczep nerki nigdy nie opuszczał go humor i pozytywne nastawienie. Potrafił pomimo wszystko cieszyć się życiem i jeszcze tym optymizmem i chęcią pomocy ludziom zarażał innych. Niestety mimo że walczył z chorobą tą walkę wczoraj przegrał. Nie mogę uwierzyć że już go z nami nie ma. Miał jeszcze tyle planów niestety nie było mu dane już ich zrealizować :( . Czasem zastanawiam się jaki to wszystko ma sens. Pierwszy raz w życiu mam ochotę się poddać. brakuje mi tych sił które napędzają do pozytywnego myślenia . Mam ochotę zawinąc się w kołdrę i już nie wychodzić z łóżka.

Męczy mnie już to wszystko to że tracę bliskie mi osoby moja nie równa walka z rehabilitacją raz jest z górki drugi raz pod górę i to diabelnie stromą. nie mam już chęci podejmować tej walki dzień po dniu są takie dni że ma się wszystkiego dość.

lucja1905 - Pon 08 Lis, 2010

Bonia najwazniejsze jest zdrowie , a moze poprostu jak nie chcesz robic tego dla siebie to pomysl ze mozesz walczyc dla twojego przyjaciela on tego by chcial , wez z niego przyklad on do ostatniej chwili walczyl nie poddal sie mimo tego ze przegral napewno mial nadzieje do ostatniej sekundy , Glowa do gory musisz byc silna , wazne jest teraz to by pokazac babci ze ty sie nie poddajesz a dla niej w tej chwili to najwazniejsze , 5 lat temu tez stracilam babcie byla moja przyjaciolka , a w przeciagu roku stracilam swoje ukochane zwierzatka do ktorych potrafilam sie wyzalac godzinami bo wierzylam ze w glebi swojego serduszka mnie rozumieja , wiem co to cierpiec . NIE PODDAWAJ SIE WALCZ DALE !!
piedra32 - Wto 09 Lis, 2010

Bonia wiem co czujesz i mogę Ci obiecać że to minie.
Ja w zeszłym roku pojechałam na operację (tą prywatną-przeklętą) z mężem ,miał być przy mnie jak się obudzę.Zawsze to miło jak jest mąż.Lecieliśmy do Polski zadowoleni bo ja dostanę nowe bioderko on odpocznie trochę itp Operacja w pon a mamy piątek, mąż poszedł do lekarza bo coś go plecy u dołu bolały i niestety nowotwór.Nie wiem jak się czułam bo to było coś czego nie potrafię opisać.Wiem jedno nie dopuszczałam myśli że może stać się coś najgorszego.Więc w pon on do szpitala we wt operacja a ja operacja w pon.Zaczął się dramat bo mąż miał trzy najcięższe chemie przez cały ten czas byliśmy w Polsce u rodziców (nic fajnego w naszym przypadku).Nerwy, stres i dużo pokory bo oboje w chorobie.Jeszcze okazało się ze moja operacja to porażka wiec trzeba szukać kogoś kto to naprawi.
Rodzina w szoku, znajomi też a my cóż walczyliśmy bo co innego można było robić.Miewałam wieczory przepłakane ale nie pokazywałam mężowi sama w sobie się zwarłam i walczyłam.
Na szczęście po pół roku okazało się ze rak się wchłonął i teraz mąż się bada co kilka miesięcy.Ja jestem po "naprawce" i też walczę w ćwiczeniami.
To co mówisz o dniach w których nie masz chęci podejmować walki - normalne.Czasami nie mamy tej chęci i jesteśmy zrezygnowani ale to dlatego że nie jesteśmy ze stali. Czasami odpuść sobie, zwolnij, wyluzuj.Idż na spacer pomyśl co masz w życiu ile fajnych rzeczy robisz i nie skupiaj sie tylko na tym co złego dzieje się obok.
Życie samo pisze scenariusz i nie zawsze mamy wpływ na to co się dzieje ale wiem ze mamy w sobie siłę aby ogarnąć to wszystko i odnależć się w nowej sytuacji. Życzę Ci Bonia wszystkiego dobrego.

AgaW - Wto 09 Lis, 2010

piedra32 napisa/a:
To co mówisz o dniach w których nie masz chęci podejmować walki - normalne.Czasami nie mamy tej chęci i jesteśmy zrezygnowani ale to dlatego że nie jesteśmy ze stali. Czasami odpuść sobie, zwolnij, wyluzuj.Idż na spacer pomyśl co masz w życiu ile fajnych rzeczy robisz i nie skupiaj sie tylko na tym co złego dzieje się obok.
Życie samo pisze scenariusz i nie zawsze mamy wpływ na to co się dzieje ale wiem ze mamy w sobie siłę aby ogarnąć to wszystko i odnależć się w nowej sytuacji.

Święte słowa :ok: Trzymaj się Lucjo i Boniu :hug:

Bonia - Wto 09 Lis, 2010

Dzięki wam dziewczyny jesteście wspaniałe wiecie o tym :kiss:
lucja1905 - Wto 09 Lis, 2010

Ty tezs jestes wspaniala :) I reszta bioderkowiczow tez ;-)
Grazyna1950 - Wto 09 Lis, 2010

Lusiu, uważam, że powinnaś pisać o swojej chorobie na Forum. Załóż temat i opisuj swoją chorobę i walkę z nią. Większość z nas ma swoje tematy. To żaden wstyd być chorym, a opisując swój przypadek możesz innym pomóc. :-D
kinga - Pon 10 Sty, 2011

Agat dziś pisała o weryfikacji znajomych. Prawdą jest, że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie. :)

Teraz z innej beczki, choć po części to może się łączyć. Chodzi o kontakty i stosunek ludzi chorych do zdrowych.

W szpitalu byłam wiele razy. Bardzo często spotykałam się z takim zachowaniem pośród pacjentów: ten, co ma ciut gorzej wyżywa się na sąsiedzie, który obecnie (chwilowo) jest w lepszym stanie. Wyładowuje na nim swoje wszystkie życiowe frustracje. Myśli, że mu wolno, no bo przecież jest bardziej chory. Trzeba komuś dokopać. Miedzy słowami życzą pogorszenia stanu zdrowia. Szczególnie starsi traktują młodszych w ten sposób.

Chorzy często myślą, że choroba daje mi prawo do obrażania i wykorzystywania innych. Myślą, że pod przykrywką choroby: "róbta co chceta". Chorowanie zwalnia i usprawiedliwia.

A jak Wy myślicie-chorzy, żyjący w bólu ludzie, ze świadomością choroby-zwolnieni są z bycia miłym, kulturalnym?

Macie czasem ochotę wyładować swoją złość na kimś bliskim, obcym?
A może nie czujecie złości i życie jest wtedy prostsze?

:)

aga.t. - Pon 10 Sty, 2011

Kinga dobry temat do dyskusji- więc jeśli to po troszę ''przeze mnie'' to się wypowiem.
kinga napisa/a:
Prawdą jest, że prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie. :)

Taki podpis mam pod swoimi postami więc podpisuję się pod tym rękami i nogami.
kinga napisa/a:
chorzy, żyjący w bólu ludzie, ze świadomością choroby-zwolnieni są z bycia miłym, kulturalnym?

Według mnie nie. Fakt że można mieć gorszy dzień ale to nie uprawnia nas do takiego zachowania. Być może nieświadomie kiedyś kogoś uraziłam,ale nigdy nie wykorzystałam swojej choroby jako ''karty przetargowej''. Czasem mam ochotę wykrzyczeć paru osobom co myślę o ich zachowaniu,ale jednak ściskam to wszystko w sobie, jedynie co robię to płaczę i nie mówię z jakiego powodu albo milczę bo nawet nie chce mi się gadać. Pewnie to w jakiś sposób może urazić moich najbliższych,ale ja muszę to wszystkie żale przetrawić w sobie a potem- jak dobrze pójdzie- mogę się podzielić swoimi żalami.
Pamiętam jak leżąc po wypadku w szpitalu przyszedł mąż to moje pierwsze słowa do niego były: ''teraz to mnie pewnie zostawisz,bo jestem kaleką"
Owszem bywają takie dni kiedy czuję złość do osoby ''dzięki'' której jest jak jest, ale to niczego nie zmieni.
Jeśli chodzi zaś o wykorzystywanie to pewnie w jakimś stopniu to robiłam- mianowicie uważałam,że należy mi się pomoc przy codziennych obowiązkach zaraz po wyjściu ze szpitala, wtedy byłam w gorszej formie niż teraz i to chyba normalne że chciałam aby ktoś zrobił zakupy, podał herbatę itp.
Żal mam o to,że ja starałam się zawsze pomóc a teraz gdy ja tej pomocy potrzebuję to jakoś tak cicho. I nie chodzi mi tylko o pomoc taką "fizyczną'', często brakuje kogoś z kimś można pogadać jeśli tego potrzebujemy. Niektórzy do dziś mówią,że brakuje im mojego uśmiechu- to miłe, zazwyczaj nie lubię marudzić i zamartwiać się, ale wiecie jak to z tym bywa...
Uśmiech łamie wiele barier :) No i na szczęście mamy siebie Bioderkowicze :)

Grazyna1950 - Pon 10 Sty, 2011

kinga napisa/a:
Szczególnie starsi traktują młodszych w ten sposób.

Może nie do końca tak jest. Ponieważ leżałam na ortopedii 7 razy i 5 razy na Oddziałach rehabilitacji miałam mozliwość zaobserwowania co nieco. Sa ludzie, którzy w chorobie zdają się być "pępkami świata", a są i tacy, którzy mimo swojego cierpienia starają się ulżyć współtowarzyszom cierpień. Nie ma tu nic do rzeczy wiek chorego. To po prostu zależy od kultury osobistej człowieka. Ostatnio jednak pewna Pani (mimo, że jestem w zasadzie spokojna) wkurzyła mnie do ostateczności swoimi jękami przez 20 godzin na dobę. Nie wytrzymałam i zapytałam czy musi tak jęczęć, czy ją tak boli? Okazało się, że jęczy z przyzwyczajenia i w domu dzieci jej na to zwracały uwagę.
Nasza kondycja psychiczna w bólu i chorobie może wysiadać - zawsze jednak należy pamiętać, że inni tez cierpią.
Jeżeli zaś chodzi o stwierdzenie "prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie" - to niestety mogłam liczyc tylko na męża (córka była ponad 500 km ode mnie). Koleżanki z pracy, gdy zachorowałam zapomniały o moim istnieniu. Przykre to może, ale cóz taki jest ten świat.

aga.t. - Pon 10 Sty, 2011

Grazyna1950 napisa/a:
To po prostu zależy od kultury osobistej człowieka.

Tak jest, ostatnio właśnie starsze osoby chciały mi pomagać przy wysiadaniu z tramwaju.
Nigdy nie lubiłam prosić kogoś o pomoc więc często robi mi się po prostu głupio gdy ktoś obcy chce mi pomóc- a to ustępując miejsca w autobusie czy przepuszczając w kolejce, dla mnie to trochę krępujące, choć czasem korzystam jeśli gorzej się czuję. Jestem tak wychowana,że to ja ustępowałam miejsca starszym czy paniom w ciąży lub przepuszczałam w kolejce itp.
A poza tym to pomaganie jest fajnie, jest mi bardzo miło gdy to ja mogę komuś pomóc.

kinga - Pon 10 Sty, 2011

Grażyna spokojnie :) napisałam swoje obserwacje z ponad 20 pobytów w szpitalu.
Nie napisałam też wszyscy starsi. A to jest różnica. :)

Z drugiej strony: o Polakach z resztą mówi się, że to zawistny naród i jak komuś lepiej się wiedzie, to podkładają kłody pod nogi :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Nie lubię uogólniać i tego nie robię. Pytam tylko jak jest z tą złością podczas chorowania :)

Grazyna1950 - Pon 10 Sty, 2011

Ja z reguły nigdy na nikogo się nie złoszczę. Cierpię ale nikomu nie daję poznać, że coś mnie boli. Życie nauczyło mnie pokory.
A Kingo masz rację, że najczęściej starsi są upierdliwi. Niestety..............

dorka - Pon 10 Sty, 2011

Mam zdrowych przyjaciół, znajomych, spotykamy się, dzwonimy, ale ja na pytanie jak się czujesz, niezmiennie odpowiadam - dobrze.
Myślę, że gdybym stale narzekała na zdrowie, nasze kontakty byłyby rzadsze. Mogę na nich liczyć w wyjątkowych sytuacjach, ale uważam, że zdrowy nie zrozumie do końca chorego.

Brydzia - Wto 11 Sty, 2011

Z tą psychiką bywa różnie, chociaż bezustanny ból odciska się na naszym samopoczuciu. Najgorsze jest w tym wszystkim to czekanie na wszystko...na kolejną wizytę, termin zabiegu. Miewam różne dni tak jak każdy z nas a najbardziej dobija mnie bezradność i świadomość,że już tak wielu rzeczy nie mogę zrobić.
karollka - Wto 11 Sty, 2011

Widzę, że nie tylko ja miewam huśtawki nastroju:) Został mi tydzień do wyjazdu do Otwocka.. i coraz częściej się denerwuję, boję, stresuję.. Każdy mówi .. będzie dobrze.. a ja tego do końca nie wiem.

A co do tego , że zdrowy nie do końca zrozumie chorego.. to coś w tym jest, zanim zaczęłam mieć uciążliwe problemy z biodrem miałam 3 "przyjaciółki", wszędzie razem i w ogóle... Ale gdy tylko zaczęły sie problemy, rzadziej wychodziłam z domu one rzadziej się ze mną widywały.. Aż do tego stopnia, że teraz udają, że mnie nie znają.. Chociaż nigdy nie narzekałam , na to że mnie boli.. czy dokucza. Należy mieć w nosie takich przyjaciół i dążyć po zdrowie:)

A więc Kobietki głowa do góry :) Nie stresujemy się, nie denerwujemy tylko za wszelką cenę dążymy do pełnej sprawności ;)

pasiflora - Wto 11 Sty, 2011

karollka, obawa przed nieznanym to zdrowy odruch. Gadanie , będzie dobrze czasem wkurza, ale czasem brakuje tego w momentach gdy naprawdę tego potrzebujemy. Bo przecież wiesz, że będzie wszystko OK :?:
karollka - Wto 11 Sty, 2011

Pasiflora
Wiem, ze będzie dobrze. Jestem tego pewna bo innej opcji nie ma. Ale tak jak mówisz to chyba strach przed nieznanym.. przed czymś co nas czeka.. Mnie strasznie denerwuje gadanie osób, które kompletnie nie wiedzą co jest, co się dzieje a mówią, że będzie dobrze i to w 100%.
Znalazłam sposób na nieszczere wspólczucie i gadanie złośliwców - wpuszczam jednym uchem a drugim wypuszczam to co mówią :) I jest super :)

czarna pantera - Pi 18 Lut, 2011

hej! chmy.. to że przyjaciół poznaje się w biedzie to wiem już od dawna... niestety zawiodłam się do tego stopnia, że nikomu nie powierzam moich zmartwień i jakiś tam powiedzmy "tajemnic". Jedyną osobą z którą mogę pogadać o wszystkim jest mój facet... Jednak sprawy związane z obawami zdrowotnymi i przyszłościowymi (praca itd..) raczej trzymam w sobie.. bo wiem że dziś jest ciężko, ale jutro już będzie dobrze, więc nie chcę stresować innych. Wiadomo czasem są takie chwile, że trzeba się wygadać. Uważam, że to forum jest idealne do pisania o wszystkim co nas "boli", bo wszyscy jesteśmy w podobnej sytuacji i się rozumiemy :) Osobiście nauczyłam się radzić sobie samej z problemami...może i jestem przez to postrzegana jako twarda su*a, ale swoje wypłakałam już do poduchy. A ludźmi marudnymi nie należy się przejmować i wkurzać na nich... każdy przeżywa to na swój sposób i jestem zdania żeby im pomagać i dawać im przykład swoim zachowaniem.
A z hasłem "dobrze będzie".... to faktycznie zależy z jakich ust to słyszymy i jakim tonem są wypowiadane... jednak jeśli bliska osoba weźmie Cię w ramiona i powie Ci do uszka, że wszystko będzie ok... to naprawdę podnosi na duchu.
Uszy do góry Kochani :) po burzy zawsze wychodzi słońce! to moje motto :) a, że jestem żeglarzem.. to wiem że to się sprawdza :)
Pozdrowionka :*

AgaW - Sob 19 Lut, 2011

Świetnie to opisałaś :ok: Czasem lepiej uchodzić za twardą sztukę, niż tracić czas na ludzi którzy nie rozumieją, komentują i oceniają tak jak im wygodnie. Jesteś bardzo dzielna, a wsparcie osób niechby nielicznych ale szczere jest cenniejsze niż wiele pustych słów. Nawet jedna osoba życzliwa i szczera w przyjaźni potrafi skutecznie dać niesamowite wsparcie, takie że reszta już nie jest ważna, i że radzimy sobie świetnie :)
Brawa dla Twojego mężczyzny za empatię i okazywaną miłość :brawo: Z takim wsparciem nie tylko dobrze zniesziesz leczenie ale też "przeniesiesz góry" :ok:
Trzymaj się Pantero w tym pozytywnym nastawieniu :) Super, że jesteś z nami tu na Forum i że dobrze się tu czujesz :)

agrodzka - Sro 23 Lut, 2011
Temat postu: Doznania psychiczne przeżywane przez osoby z niepełnospr...
Witam!
Zamieszczam trochę informacji dotyczących przeżywania różnych problemów związanych z akceptacją swojej choroby.


Doznania psychiczne przeżywane przez osoby z niepełnosprawnością
Cohn wyróżnia 5 stadiów reakcji osób na zaistnienie trwałej niepełnosprawności: szok, oczekiwanie wyleczenia, opłakiwanie straty, zachowanie obronne, końcowe przystosowanie.
1) w fazie szoku psychicznego człowiek nie chce przyjąć do wiadomości tego, co się stało, uważa, że to pomyłka. Nie chce uświadomić sobie powstałej sytuacji. Dominującym mechanizmem obronnym jest zaprzeczanie, a gdy traci on swoje funkcje obronne, zaczyna dostrzegać uraz, ale ciągle mocno wierzy w możliwość wyleczenia. Nadal nie akceptuje zaistniałej sytuacji, niemo że się z nią pogodzić,
2) w fazie oczekiwania na wyleczenie ma nadzieję na powrót sytuacji poprzedniej bez własnego udziału. Kiedy okazuje się, że całkowite wyleczenie jest niemożliwe i rozwija się świadomość kalectwa, wtedy pojawia się rozpacz, ogromny żal po stracie, czemu towarzyszy dezintegracja dotychczasowego systemu wartości, często depresja.
3) opłakiwanie strat. Padają tu pytania o sens życia i jego wartość, o sens cierpienia, szuka się odpowiedzi na natarczywe pytanie: „dlaczego to właśnie mnie spotkało?" Pojawiają się reakcje agresji, myśli samobójcze, bierność, apatia, uzależnienie się od innych. W związku ze stratą osoba ta może nabierać przekonania, że jest już nic niewarta, traci wiarę w siebie i swoje możliwości.
4) faza zachowań obronnych. Mogą one być dwojakiego rodzaju:
a) neurotyczne - gdy dominuje mechanizm zaprzeczania, ucieczki przed rzeczywistością w przeszłość lub w marzenia czy też racjonalizacji oraz projekcji negatywnych uczuć, wówczas następuje stopniowy regres, cofnięcie się do wcześniejszego stadium rozwojowego. W procesie tym następuje utrwalanie się neurotycznych form przystosowania. Natomiast gdy osoba niepełnosprawna zaczyna walczyć z niepełnosprawnością i chce robić wszystko, co może poprawić jej sytuację zdrowotną, wówczas przejawia ona pozytywne zachowania obronne. b) pozytywne. Zdaniem Piotra Olesia, w zachowaniu tej osoby pojawia się: aktywna eksploracja sytuacji problemowej; swobodna ekspresja negatywnych uczuć; poszukiwanie pomocy innych ludzi w zmaganiu się z problemami; dzielenie problemów na części, z którymi można się zmagać oddzielnie i zajmowanie się nimi kolejno; świadomość stanu znużenia i potrzeby odpoczynku - pomimo dezorganizacji - oraz zdolność do utrzymania kontroli i integracji nad wieloma dziedzinami codziennej aktywności (rytm dobowy, posiłki, higiena itd.);
5) końcowe przystosowanie. Następują próby panowania nad pewnym zakresem spraw i kontrola uczuć, pragnienie rezygnacji z tego, co niemożliwe, oraz zaakceptowanie tego, co nieuniknione, jednocześnie giętkość wobec nowych problemów, motywacja dokonywania zmian; zachowanie podstawowego zaufania do siebie i do innych oraz odnalezienie nadziei, że kryzys ten można przetrwać pomimo cierpień i frustracji, co znajduje swój wyraz w poszukiwaniu rozwiązań i rekonstrukcji systemu wartości.

W przystosowaniu się osób doświadczających do urazów fizycznych należy wyróżnić dwa zasadnicze okresy:
1) faza ostra - obejmuje okres bezpośrednio od doznania urazu, leczenie i rehabilitację leczniczą. Faza przystosowania następuje wtedy, gdy niepełnosprawny pragnie nauczyć się funkcjonować jako osoba z niepełnosprawnością. Dopiero wtedy, po rozstrzygnięciu podstawowych kwestii dotyczących własnego miejsca i roli w przyszłości, możliwe staje się przyjęcie i zaakceptowanie siebie wraz ze swoją niepełnosprawnością.

Dla osiągnięcia właściwego przystosowania istotne jest to, jak człowiek, który utracił sprawność fizyczną, ustosunkuje się do tej straty, do wartości, jakie utracił, jak w tej nowej sytuacji będzie działał jak będzie postrzegał tę sytuację, a w niej siebie, jakie miejsce w systemie wartości zajmowała wartość, którą utracił, osiągnięcie jakich celów i zaspokojenie jakich potrzeb zostało zablokowane.

Do osiągnięcia takiego poziomu przystosowania osoby konieczna jest współpraca wielu osób: lekarzy, pielęgniarek, psychologów, rehabilitantów, personelu pomocniczego, rodziny, przyjaciół osób bliskich, a także grupy odniesienia, jakimi są osoby w podobnej sytuacji, które potrafią udzielać pozytywnego wsparcia. Bardzo ważna jest także atmosfera panująca na oddziale szpitalnym, w salach zabiegowych i pomieszczeniach rehabilitacyjnych. Niemniej jednak wszystko to nie jest w stanie, pozbawić niepełnosprawnych wszystkich przeżywanych problemów. Zawsze bowiem pozostanie świadomość trwałego stanu niepełnej sprawności fizycznej.

2) faza przewlekła, w której znaczącą rolę pełnią mechanizmy przystosowania się do nowej sytuacji. Gdy występuje trwały stan niepełnosprawności fizycznej, który w znacznym stopniu utrudnia poruszanie się i przemieszczanie, nawet po uzyskaniu zadowalającego poziomu przystosowania, niewątpliwie wnosi w życie osoby niepełnosprawnej sytuację deprywacji, która pozbawia go możliwości zaspokojenia wielu jego potrzeb, niekiedy podstawowych, oraz powoduje rozmaite utrudnienia na drodze ich realizacji. Wszystkie utrudnienia sprzyjają wyalienowaniu osoby niepełnosprawnej z życia społecznego. W takiej sytuacji przyjaźnie i kontakty koleżeńskie stają się coraz rzadsze i stanowczo zawężają się z powodu wyalienowania z dawnego środowiska szkolnego lub miejsca pracy.

Po utraconych przyjaźniach i znajomościach pozostaje ból i poczucie opuszczenia, w skrajnych przypadkach - poczucie zdrady. Z czasem nawiązuje się nowe kontakty powstają nowe znajomości już z kręgu osób podobnie cierpiących, poznanych w czasie pobytu w szpitalu, grupach terapeutycznych, ośrodkach lub obozach rehabilitacyjnych. Trwała dysfunkcjonalność organizmu w następstwie urazu fizycznego może być traktowana jako predyspozycja wywołująca powstanie sytuacji problemowej. Jej charakterystyczną cechą jest zachwianie równowagi między warunkami zewnętrznymi, w których żyje osoba niepełnosprawna, a jej możliwościami. Wymagania społeczne wyznaczają pułap trudny (lub uniemożliwiający) do osiągnięcia przez osoby niepełnosprawne.

Radykalne zmiany, jakie wnosi - zwłaszcza nagłe - doznanie niepełnosprawności w życie pełnosprawnego dotychczas człowieka, mogą spowodować dezintegrację jego osobowości, utratę sensu życia i zamienić je w koszmar, sprzyjając tym samym rozwijaniu się negatywnych form przystosowania. Jednak sytuacje trudne przeważnie przebudowują twórczo osobowość i w związku z tym należy je uznać za ważny czynnik kształtujący jej rozwój. Osiągnięcie pozytywnego rozwiązania zależy od sposobu zachowania się osoby w sytuacji kryzysowej, od tego, czy jest ona aktywna i próbuje poszukiwać wyjścia, czy zdaje sobie sprawę z konieczności wypracowania nowych, akceptowanych w jej środowisku form przystosowania, czy wierzy we własne siły i potrafi skutecznie radzić sobie problemami, a także od tego, czy jest gotowa przyjąć pomoc innych.

Psychoterapia
Doświadczenie urazów fizycznych niestety nie zawsze prowadzi do pozytywnego przepracowania. Wynika to z różnych czynników: niskiej tolerancji na nagły lub chroniczny stres, braku wsparcia społecznego, predyspozycji osobowości itp. W wyniku trudnych doświadczeń życiowych może nastąpić załamanie emocjonalne, depresja, zaburzenia lękowe itd. Wówczas już zazwyczaj nie wystarcza grupa wsparcia, ale istnieje potrzeba psychoterapii indywidualnej lub grupowej, dzięki której możliwe jest przepracowanie smutku, lęku, osamotnienia, poczucia straty i innych mechanizmów natury psychicznej.

AgaW - Sro 23 Lut, 2011

Przejrzyste wyjaśnienie wszystkiego co przeżywają chorzy w takich sytuacjach :ok: Rozumiejąc siebie i znając przyczynę odczuć można skuteczniej walczyć o siebie, o pełne zdrowie-także psychiki :) Grunt to nie poddawać się :ok:
Mijka - Nie 18 Wrz, 2011

Zozo napisała:
„AgaW, no cóż z 20 lat temu również nie miałam problemów z zasypianiem a teraz niestety - gdybym wzięła zbyt ciepłą kąpiel lub właśnie mocniej poćwiczyła, to mam problemy z zaśnięciem.”

AgaW napisała:
„...Masz rację, z biegiem lat jest trudniej - a z drugiej strony doświadczenie uczy jak pogodzić wszystko aby nie rezygnować z siebie....”
„... Wysypiam się, mam możliwość dbać o odżywianie, mam domowników którzy pomagają w domu to jakoś ten czas jest spokojny i w miarę bezstresowy. Tyle, że szybko ucieka i gdy tylko mam jak np. dziś to zwalniam pęd i odpoczywam nabierając sił w gronie rodziny leniuchując w domu lub aktywnie ruszając się jak dziś na rowerze. Nie rozmyślam nad trudnością dni jakie jeszcze mnie czekają, zwyczajnie planuję czas po kolei, realizuję to co zaplanowałam i biorę garściami życie jakie jest
Piszesz że te 20 lat temu było u Ciebie inaczej - no cóż - nie wiem jak będzie za 20 lat, nie zastanawiam się nad tym i nawet chyba nie chciałabym wiedzieć. Przyjdzie czas to się dowiem i przyjmę to co da mi los.”



Autor: KDP Źródła: PAP - fragmenty artykułu:

„...Mówi się: starość nie radość, śmierć nie wesele. Tymczasem starość i śmierć czekają każdego z nas, pytanie tylko czy ta starość musi być smutna? Ja uważam, że nie – powiedziała dr Zuzanna Toeplitz z Wydziału Psychologii UW....”
„...Zdaniem badaczki, wiek nie ma wpływu na jakość życia. - Czasami wraz z wiekiem obserwuje się wręcz wzrost zadowolenia, związany ze zmniejszeniem się oczekiwań wobec życia – zauważyła....”
...”Jak wyjaśniła, pod względem psychologicznym starość zaczyna się wtedy, kiedy sami powiemy sobie, że jesteśmy starzy....”

„... Zdaniem badaczki, często niezadowolenie z życia u osób starszych, to efekt samospełniającej się przepowiedni. Jeśli uważamy, że na starość będziemy nieszczęśliwi, to będziemy. - Dlatego już dziś trzeba zacząć dbać o swoją starość – powiedziała....”


Aga W
:super: !!! tak trzymaj !!!

AgaW - Pon 19 Wrz, 2011

Mijko świetny tekst, dziękuję Ci, nie jestem psychologiem ale właśnie tak myślę i u mnie właśnie tak jest u mnie że z biegiem czasu rośnie moje zadowolenie z życia choć kiedyś przecież byłam zdrowa :) Mam nadzieję, że na starość bardzo się nie zmienię ( o ile dożyję starośći :) bo znam starszych ludzi którzy naprawdę są młodsi duchem niż nijeden 30-latek i więcej potrafią wynieść radości z życia niż niejeden 25- latek- a zdrowie im już nie służy :) Też kiedyś jeśli będzie mi dane chciałabym taka być :)
Farrokh - Sro 21 Wrz, 2011

Z całym szacunkiem ale nie wierzę w te psychologiczne bzdury. Dobry psychiatra i jego recepta potrafi zdziałać cuda :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:
zozo - Sro 21 Wrz, 2011

Mijka napisa/a:
Zozo napisała:
„AgaW, no cóż z 20 lat temu również nie miałam problemów ............

AgaW napisała:
„...Masz rację, z biegiem lat jest trudniej ........


Autor: KDP Źródła: PAP - fragmenty artykułu:

„... pytanie tylko czy ta starość musi być smutna? ................
No to zostałam zaklasyfikowana :mrgreen: . Psychicznie nie czuję się jeszcze stara :mrgreen: , ale fizycznie czuję się dużo starsza niż wynika to z mojej metryki :roll: .
Oczywiście, że starość nie musi być smutna przynajmniej w początkowej fazie, kiedy jeszcze jesteśmy sprawni, mózg funkcjonuje poprawnie, mamy godną emeryturę. Niestety im dalej, tym jest najczęściej gorzej. Pół biedy, jak ma się kto staruszkiem zaopiekować, albo ma fundusze na kupienie sobie godnej opieki. Niestety, jeśli przyjdzie mu żyć długo, to musi zmierzyć się dodatkowo z samotnością - rówieśnicy, często bardzo bliscy, zaczynają go powoli opuszczać. Jeśli ma dzieci, wnuki - zaczynają żyć własnym życiem i mają dla staruszka coraz mniej czasu. Oglądanie TV zaczyna go nudzić, traci zainteresowanie książkami i coraz bardziej traci zainteresowanie światem zewnętrznym. Zwykłe czynności tj. mycie się, załatwienie potrzeb fizjologicznych, przygotowanie posiłku, ubranie się zaczynają stanowić dla niego problem. Powoli zaczyna niedomagać pamięć. Czasem dochodzi do najgorszego - przestają poznawać nawet najbliższych. Mózg powoli zaczyna odmawiać współpracy. Opisuję Wam w wielkim skrócie powody demencji starczej, która wcześniej lub później dopada większość długo żyjących staruszków. Niestety starość nie udała się Panu Bogu a może celowo tak to zorganizował, żeby łatwiej odchodziło się z tego świata.

Na forum już parokrotnie krytykowani byli starsi ludzie, że są złośliwi w stosunku do młodych a może raczej schorowani, samotni i bardzo nieszczęśliwi. Często nie znajdują zrozumienia nawet u lekarzy. Nie na darmo istnieje specjalizacja geriatria i nawet szpitale geriatryczne. Jest ich jednak w Polsce zdecydowanie za mało.

kinga - Sro 21 Wrz, 2011

zozo napisa/a:
Na forum już parokrotnie krytykowani byli starsi ludzie, że są złośliwi w stosunku do młodych


Na forum NIGDY nie byli krytykowani starsi ludzie jako grupa wiekowa.
Na forum są czasem krytykowane jednostki i to nie zależnie od wieku. :)

Nuta - Sro 21 Wrz, 2011

Zozo, wszystko jest w naszej głowie i może w jakichś psychicznych predyspozycjach, no i chyba zależy tez wiele od tego, jak żyliśmy, jakie były nasze relacje z ludźmi. Starość nie musi być zła i z demencją.
Mój 83 letni wujek, kawaler, maciupeńki już i chudziutki - jest tak pogodnym człowiekiem, a przeież mieszka sam, nie ma dzieci, ma nas- siostrzeńców; jest schorowany i tak bardzo każdemu życzliwy! Zawsze taki był. Zero zgryźliwości. A umysł ciągle "na chodzie". Inna staruszka w mojej rodzinie - od zawsze tylko skupiona na sobie - jest naprawdę nie do wytrzymania. I znam kilkoro starych ludzi, którzy nie narzekają i staraja się psychicznie i intelektualnie nadążać za światem bardziej nieraz niż młodsi od nich.
Więc nie zgadzam się z tobą. Jesteśmy tacy, jakimi chcemy być. Polecam każdemu tekst, do ktorego link zaraz zamieszczę.


http://www.krolikiewicz.p...o/modlitwa.html

duska - Sro 21 Wrz, 2011

Nuta, ta modlitwa jest niesamowita..
Mijka - Czw 22 Wrz, 2011

Zozo, bardzo Cię przepraszam, nie było moim celem Ci dokuczyć i zaszufladkować wiekowo nawet z tego względu, że 55<61.
Przytoczone przeze mnie słowa p. dr Zuzanny Toeplitz uważam za dobrą radę na życie.
Teraz czujesz się jeszcze obolała i zniechęcona, bo Twój okres rekonwalescencji trochę się wydłuża, ale widać poprawę i to jest najważniejsze. Nie poddawaj się, niech to będą małe kroczki, ale przyj do przodu. Dożo przeszłaś a jak już idzie ku dodremu to ciesz się :)
Farrokh napisa/a:
Z całym szacunkiem ale nie wierzę w te psychologiczne bzdury. Dobry psychiatra i jego recepta potrafi zdziałać cuda :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Od recepty na dobre prochy ;) ja wolę receptę na dobre życie :)

Nuta
:ok:

zozo - Czw 22 Wrz, 2011

Nuta napisa/a:
.........Mój 83 letni wujek, kawaler, maciupeńki już i chudziutki - jest tak pogodnym człowiekiem........
Rok temu pochowaliśmy w wieku 93 lat ciocię - w wieku 83 lat była jeszcze tak, jak Twój wujek całkiem sprawna i ruchowo i umysłowo. Była również osobą pogodną, uwielbiała dużo czytać, nie miała nigdy męża a więc i dzieci. Każde lato odwiedzaliśmy ją, odwiedzały ją kuzynki. Mieszkała niedaleko dalszej rodziny, która w miarę, jak ciocia traciła zdrowie wspierała ją powoli przejmując obowiązki tj. robienie zakupów, sprzątanie, przygotowywanie posiłków a nawet dzięki temu, że jedna z kuzynek była pielęgniarką, to zapewniła jej fachową opiekę. Owszem było super do pewnego czasu. Niestety ostatnie lata życia przerodziły się powoli w koszmar dla niej i rodziny, która się nią opiekowała. Doszło w końcu do tego, że jedynym rozwiązaniem było oddanie jej do domu opieki. Spędziła tam ostatni rok swojego życia. Jej pogodne nastawienie do świata i życzliwość dla całej rodziny, nie miały zupełnie wpływu na ostatnie lata jej życia, kiedy to powoli ciało i mózg przestawały funkcjonować. W ostatnim okresie przestała powoli rozpoznawać poszczególnych członków rodziny i stała się agresywna. Nie dawała sobie pomóc. Natomiast w szpitalu była spokojna i wyciszona. Podobnie potem już w domu opieki. Mam wrażenie, że to skutek podawania jej jakichś środków farmakologicznych. Mogłabym opowiedzieć więcej podobnych, mało ciekawych historii. Bezradność rodzin, które nie potrafią pomóc w tym ostatnim i chyba najcięższym okresie naszego życia. Okres ten może być bardzo krótki, bo odejście następuje nagle, ale może wydłużyć się do długich lat w cierpieniu.
Farrokh - Czw 22 Wrz, 2011

Mijka napisa/a:

Farrokh napisa/a:
Z całym szacunkiem ale nie wierzę w te psychologiczne bzdury. Dobry psychiatra i jego recepta potrafi zdziałać cuda :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Od recepty na dobre prochy ;) ja wolę receptę na dobre życie :)


I to jest właśnie złe podejście. U mnie w przeciągu kilku lat wydarzyło się kilka tragedii- min śmierć najbliższej osoby i kilka innych spraw, ba! problem z biodrem też pewnie miał jakieś znaczenie, ale wszystko to zniosłem dzielnie bom twardy facet jest. Tymczasem pojawił się problem z którym nie mogłem sobie poradzić. Straciłem apetyt na wszystko, byłem w ciągłym napięciu, okropne zmęczenie a przy tym nie potrafiłem zasnąć. Nic nie pomogło. Ćwiczenia fizyczne, zioła, psycholog, używki. Nic nie potrafiło złagodzić tego stanu. Aż w końcu, gdy pojawiły się poważne problemy z pamięcią, zdecydowałem się na wizytę u lekarza. Efekt? Natychmiastowy :) Nie ma się co babrać i użalać nad sobą. Lekarze są od leczenia jak sama nazwa wskazuje. A głowa to organ który podlega tym samym prawą co biodro.

duska - Czw 22 Wrz, 2011

Farrokh, ja się zasadniczo z Tobą zgadzam. Nie ma się co użalać nad sobą i grzebać sobie we flakach. Wsparcie farmakologiczne to fantastyczna sprawa w wielu przypadkach. Ale o ile ze śmiercią bliskich czy inną osobistą tragedią można sobie prochami poradzić, o tyle nie podniesiesz na stałe np. swojej samooceny lekami. Tu, niestety, niezbędna jest ciężka i mozolna terapia i dużo samozaparcia. Jak nie ma bazy to leki mogą chwilowo ulżyć lub umożliwić/ułatwić terapię, ale jej nie zastąpią.
Dobra_Wrozka - Czw 22 Wrz, 2011

Farrokh napisa/a:
bom twardy facet jest


- u twardych facetow objawy psychiczne przechodza w objawy somatyczne o ktorych piszesz. W ten sposob udaje sie wyprzec bol psychiczny, uciec przed nim, ale cialo pamieta i nawet po czasie prezentuje objawy. Tabletki usmierzaja te objawy. U zrodla problemu jest jednak psychika i schowane tam emocje, ktore nie daja tak latwo za wygrana i produkowac moga wciaz te objawy psychosomatyczne /zmeczenie, klopoty z pamiecia/.

Nie musi tak byc w Twoim przypadku, byc moze leki uzdrowily caly mechanizm i niekonieczna terapia a leki odstawisz wkrotce bez problemu, bo nie beda Ci juz potrzebne /czego zycze/ ;)

aga.t. - Czw 22 Wrz, 2011

Czy mogę wtrącić swoje ''trzy grosze'' ? ;)
Podpiszę się i pod jednym i pod drugim - uważam, że każdemu trafiają doły i to jest normalne. Jeśli jest się silnym, ma wsparcie w rodzinie i przyjaciołach to się zaraz zbierze w garść. Jeśli natomiast ktoś jest słabszy, nie ma wsparcia, problemy narastają to wtedy trzeba wspomóc się tabletkami ale równocześnie z wizytami u psychologa! Psychiatra przepisze co trzeba a psycholog porozmawia i spróbuje odnaleźć przyczynę i nam pomóc - tabletki są na ''objawy'' ;)
Miałam rok temu taki dół, że musiałam wspomóc się ''prochami' ale chodziłam na rozmowy z psychologiem. Miałam to ''szczęście'', że w porę zauważyłam że sobie już nie radzę...i mimo 30+ czułam się jakbym była 80-latką... Póki byłam zdrowa miałam mnóstwo ''przyjaciół'' lecz z czasem okazuje się jak to różnie z tym bywa...wystarczy chwila i klops - zdrowi, sprawni ludzie często nie chcą spotykać się osobą, która ma problem ze zdrowiem.
Powoli zbaczam z tematu, więc pora kończyć moje wypociny :)
Starajmy się szukać tych dobrych stron, mimo że czasem wydaje nam się że takich nie ma. I nie patrzmy w metrykę kochani :)

pasiflora - Pi 23 Wrz, 2011

aga.t. napisa/a:
Czy mogę wtrącić swoje ''trzy grosze'' ?
Zawsze :)

Co do kondycji to ja czuję się jakbym ledwo skończyła 18-tkę, ale to tylko od pasa w górę bo ta dolna część to zdecydowanie na 99 lat.
Myślę, że jednak popracuję nad dołem, by dołączyła do tej osiemnastki :mrgreen: Może będzie ciężko ale chyba każdy woli być młodym. :mrgreen:

AgaW - Pi 23 Wrz, 2011

Ale się zrobiła interesująca wymiama zdań.
Tak czytam i myślę, że samo czytanie już inspiruje do myślenia i znalezienia lub udoskonalenia swojego sposobu na życie :ok:
No i ułatwia zrozumieć jak i dlaczego właśnie tak myślą inni :) Bardzo cenię otwartość wszystkich tutaj, nawet jeśli ktoś myśli inaczej bardzo ciekawie czyta się inne opinie, zawsze można rozwinąć swoje myślenie co się przydaje w różny sposób!

zozo - Pi 23 Wrz, 2011

Wszystko jest dla ludzi i czasem nie należy siłą się zapierać - nie żadnych środków farmakologicznych. Kiedyś miałam taki problem - budziłam się w nocy z bijącym sercem i uczuciem panicznego strachu. Nie mogłam spać i męczyłam się do 6 rano. Nad ranem zasypiałam i potem bardzo ciężko było mi wstać do pracy. Każdy pewnie pomyśli - należy udać się do psychologa. Powiedziałam o tych objawach przy okazji mojej internistce i wiecie co zapisała mi Bisocard. Pomogło. Po jakimś czasie wyszło u mnie dodatkowo nadciśnienie, kardiolog podtrzymał Bisocard i włączył dodatkowo leki na nadciśnienie. Sam Bisocadr działa również na obniżenie ciśnienia, ale jest to lek na serce. Od tego czasu zdarzają mi się problemy ze spaniem, ale nie z takimi objawami jak kołatające serce i paniczne uczucie strachu. Podłoże problemu leżało w pracy serca a nie w samej psychice, a wszystko związane niestety z wiekiem i nie bójmy się powiedzieć menopauzą :roll: .
Dobra_Wrozka - Pi 23 Wrz, 2011

Dlatego już dziś trzeba zacząć dbać o swoją starość - innymi slowy dbać o kondycje psychiczna.



Integralne podejscie proponuje pielęgnowanie ciała, psychiki i ducha i nie zaniedbywanie zadnej z tych przenikających się nawzajem sfer:

w sferze ciała do dyspozycji mamy : odpowiednią dietę, witaminy, hormony, tam gdzie właściwe różne leki; fizjoterapia, ruch, sport, wycieczki piesze itp.

w psychicznej inaczej emocjonalnej : psychoterapia (różne metody), przyjęcie świadomej filozofii życia, tai chi, joga, wizualizacja, afirmacja; wypełnianie obowiazkow wobec rodziny i świata itd. , związki z ludzmi, praca wolontariusza itp

w duchowej : modlitwa, samoobserwacja, mistycyzm, medytacja, praktyka duchowa, doświadczanie Piekna, Prawdy i Dobra, wspóŁczucie dla wszystkich czujących istot, rozumienie, intuicja itp.

Dyskomfort psychiczny pojawia sie kiedy zaniedbywany jest ktorys z obszarow, cielesny, psychiczny bądz duchowy ;-)

Jupi - Sro 28 Wrz, 2011

pasiflora napisa/a:
Jupi, proponuję wyprowadzić się do ziemianki :mrgreen: Tobie nie pomoże innym na pewno :mrgreen:
ŻART :!:
Teraz na serio:
- dlaczego Ci się nic nie chce :?:
- co wpłynęło na ten stan rzeczy (ból, życie, problemy prywatne etc.?) :?:
- czy chcesz teraz to już zmienić (nie mam na myśli kąpieli) :?:

Również miewałam "gorsze" dni i miałam ochotę w nich się pławić. Wszystko zależy tak naprawdę od nas :mrgreen:


No dobra, jestem czysty i pachnący...dziewczyny czy wy naprawdę pomyślałyście że mnie może dopaść chandra? Jeszcze się taka chandra nie urodziła co by mnie zmogła...ja mam niezawodny sposób na wszelkie doły...........ŚMIECH, ŚMIECH a potem ŚMIECH... :lol: Polecam wam taką terapię, wykpić problemy, bóle i zwątpienia :mrgreen:

AgaW - Czw 29 Wrz, 2011

Podoba mi się Twój sposób :ok:
pasiflora - Czw 29 Wrz, 2011

Jupi, w sumie każdy sposób dobry by podnieść swoją kondychę :mrgreen: I masz rację uwierzyłam że możesz być w gorszej formie :P Jupi - Pstotnik :mrgreen:
Jupi - Wto 04 Pa, 2011

pasiflora napisa/a:
Jupi, w sumie każdy sposób dobry by podnieść swoją kondychę :mrgreen: I masz rację uwierzyłam że możesz być w gorszej formie :P Jupi - Pstotnik :mrgreen:


Jak będę w gorszej formie to napiszę ci to na pw...obiecuję... :-D

AgaW - Wto 03 Kwi, 2012

Dla osób poszukujących odpowiedzi przed i po operacjach bioder psycholog Karolina, nasza Forumowa Dobra Wróżka napisała artykuły umieszczone na stronie Fundacji Bioderko :) Zapraszam do czytania !
Jupi - Wto 17 Kwi, 2012

Troszkę mnie dołuje to że ludzie czasem nie radzą sobie sami z problemami zdrowotnymi...i nie mówię tu o fizycznej stronie... :-( Przecież chyba najłatwiej jest zapanować nad psychiką, na to mamy wpływ...
Iza - Wto 17 Kwi, 2012

Jupi wydaje mi się, że za wiele składowych jest, aby móc to cenić. Każdy z nas jest inny, inne ma problemy i inne wsparcie.
AgaW - Wto 17 Kwi, 2012

Zgadzam się Jupi, że na psychikę w ogromnej mierze mamy wpływ.
Tylko nie każdy w danym momencie umie zapanować i konstruktywnie podejśc do kłopotów. Nad tym trzeba czasem popracować, uczyć się od innych osób, jeśli trzeba psychologów a także czasem wystarczy wymiana myśli z kimś kto ma coś podobnego za sobą, poczytanie artykułów w temacie itd.
Grunt to chcieć coś zmienić, zamienić narzekanie na działanie i uczyć się nie być dla siebie toksycznymi.
Jednym to przychodzi samo, mają większą wolę walki i instynkt a inne osoby potrzebują czasu.
Fajnie że Ty masz zdrowe podejście i nie dajesz się dołującym myślom :ok: Tak trzymaj :ok:

Jupi - Wto 17 Kwi, 2012

AgaW napisa/a:
Fajnie że Ty masz zdrowe podejście i nie dajesz się dołującym myślom :ok: Tak trzymaj :ok:


Trzeba twardym być, nie mientkim.... :lol: twardziel się znalazł co lekarzy się boi...hahahahahahaha :lol:

AgaW - Wto 17 Kwi, 2012

Każdy się boi tego co nieznane. Ale twardziele podejmują wyzwanie z podniesioną głową i "biorą byka za rogi".
Przyjdzie czas, że przełamiesz się i przestaniesz bać, strach zamienisz na wolę walki o siebie :)

Jupi - Wto 17 Kwi, 2012

AgaW napisa/a:
Przyjdzie czas, że przełamiesz się i przestaniesz bać, strach zamienisz na wolę walki o siebie :)


O matko i córko, jak to zabrzmiało :shock: widać po mnie takie ciągoty do walki?

AgaW - Wto 17 Kwi, 2012

Każdy ma wolę walki. Tylko czasem gdzieś ona się ukrywa i gubi.
Jesteś z nami, zaglądasz tu na Forum nawet gdy jak piszesz nie widać Cię. Choćby to świadczy że zależy Ci na zdrowiu i zbierasz się do leczenia :)

Jupi - Wto 17 Kwi, 2012

Zależy o tyle że jestem niezbędny rodzinie, gdyby nie to....................... :mrgreen:
Cyryl - Sro 29 Sie, 2012

***
AgaW - Sro 29 Sie, 2012

Cyryl napisa/a:
często patrząc zbyt daleko umykają nam najbliższe cele, że trzeba coś zjeść, ubrać się, pójść do sklepu

Tu masz rację, patrząc daleko nie można patrzeć ślepo, nie można całkiem odpuszczać bliskich celów. Tylko realizując wszystko po kolei i dodatkowo patrząc daleko można zbliżyć się do realizacji tych dalekosiężnych planów. Oczywiste, że zaniedbując kolejne mniejsze kroki można stracić szansę na realizację głownego osległego w czasie celu :)

madziulaklb - Wto 25 Wrz, 2012
Temat postu: Stan psychiczny
Krótko mówiąc? Nie radzę sobie.
Są dni kiedy jestem przeszcześliwa, kiedy odliczam dni do operacji, wyczekuję jej niczym zbawienia.. wtedy czuję euforię na samą myśl.. marzę jak będzie wyglądał mój rower i o tym, że pójdę na dłuuuugi spacer. Wtedy jest dobrze.
Jedak z większą częstotliwością pojawiają się dni kiedy chodzę załamana.. tak panicznie boję się tej operacji. Tego jak będzie po.. jak ja sobie poradzę.. co ze studiami, jak ja będę dojeżdżać na wykłady zaraz po operacji? Niby tylko 50km, ale w tym wypadku aż. Jak to w ogóle będzie wyglądać.. Nawet mój chłopak zauważył, że chodzę smutna, przybita.. że docinki typu "po co Ci taka kaleka" stają się normą.. najdziwniejsze, że robię to nieświadomie odruchowo... Dziś dosłownie krzyczał do mnie, że mnie w pełni akceptuje, że chce ze mną być itd. Tylko jaka szkoda, że ja samej siebie nie akceptuję.. :( Nie potrafię.. po prostu nie umiem. Dla mnie proteza w tym wieku jest po prostu tragedią.. choć jeszcze większą jest mój stan obecny.. ale to już inna bajka. Jako dziecko jeszcze to znosiłam.. po prostu było jak było. Ale Od jakichś 3 lat jest coraz gorzej... czuję się po prostu gorsza.. Poruszam się jak kaleka, chodzę jak kaleka, siadam jak kaleka.. chciałabym móc tańczyć całą noc (a nie umierać z bólu i zmęczenia po jednej piosence), świrować, móc jeździć na rolkach (co prawda nigdy nie miałam ich na nogach ;) ), na nartach, chciałabym móc biegać skakać.. Serce mnie boli gdy jakaś dziewczyna narzeka na wygląd swoich nóg.. ja to bym chciała aby ich wygląd był jedynym problemem z nimi związanym! Nienawidzę gdy ktoś nie docenia tego co ma! Zawsze wkurzały mnie teksty osób z klasy.. czy to z podstawówki, czy gimnazjum czy szkoły średniej "Ale Ci fajnie że nie musisz ćwiczyć" zawsze odpowiadałam "Ale Ci fajnie że MOŻESZ ćwiczyć".. patrzyli wtedy na mnie jak na wariatkę. Nienawidzę siebie za jeszcze jedną rzecz.. nie potrafię schudnąć.. za żadne skarby.. samo nic-nie-jedzenie nic nie daje.. a ćwiczyć nie umiem.. każdy ruch sprawia mi ból.. Zawsze byłam ciekawa jak by było gdybym była w pełni sprawna fizycznie... ciekawe jak wtedy wyglądałoby moje życie.. mogę tylko wyobrażać sobie, że 100 razy lepiej.

Ech, musiałam się wyżalić.

AgaW - Wto 25 Wrz, 2012

Twój post przypomina mi rozterki, jakie miała kiedyś Suzume. Opisała to w swojej historii tutaj.
Zajrzyj, w tamtym temacie użytkownicy udzielili jej wiele rad, które Tobie też mogą pomóc poczuć się lepiej.
Do tego zachęcam Cię do przeczytania całego działu o psyche,szczególnie tego tematu od początku a także artykułów psychologa Karoliny Knec dostępnych na stronie Fundacji tutaj
Główa go góry, wiele z nas czuje w pewnym momencie to co Ty teraz. Najważniejsze nie dać się i otworzyć się na zmianę myślenia o sobie samej.
Mam nadzieję, że to co wyczytasz w dz.o psychologii pomoże Ci ułożyć sobie wszystko i odnaleźć się w swojej rzeczywistości :hug:

aga.t. - Wto 25 Wrz, 2012

madziulaklb Moja historia bioderkowa zaczęła się w jednej sekundzie gdy miałam 32 lata, nigdy nie chorowałam na bioderka a moje pobyty w szpitalu to gdy miałam 10 lat - wtedy w wakacje sama na oddziale dziecięcym z codziennym zastrzykami, kroplówkami, tabletkami przez miesiąc bo to była dość poważna choroba nerek a drugi pobyt już o niebo przyjemniejszy to gdy rodziłam córkę :)
Tak więc ''nadrobiłam'' zaległości w chorowaniu po wypadku, łącznie ze szpitalem i pobytem w domu to cztery miesiące siedziałam w czterech ścianach. Musiałam pożegnać się z pracą i wykruszyły się znajomości i ''przyjaźnie''. Miałam żal, że w taki sposób moje życie zmieniło się nie do poznania i ja się zmieniłam. Po ok. siedmiu miesiącach pewna prawie osoba zwróciła uwagę na moje zachowanie - wypisz wymaluj to co Ty opisałaś - i poradziła, żebym udała się do psychiatry. Pani doktor powiedziała, że za długo z tym siedziałam, przepisała tabletki i wizyty z psychologiem. Pomogło mi to trochę. Największa pomoc to właśnie wsparcie i zrozumienie najbliższych osób a Ty to masz! Nawet nie wyobrażasz sobie jakie to ważne. Mimo wszystko doskonale Cię rozumiem bo bywają takie dni, że nie rozumiemy i doceniamy tej pomocy i wsparcia i zagłębiamy się w tą swoją czarną dziurę. Kochana i ja i na pewno wiele osób przez to przechodziło. Myślimy i mówimy, że przecież nasi bliscy i tak nie rozumieją nas bo nie są w takiej sytuacji i ich pocieszycielskie gadanie to tak z uprzejmości. Wiem, że jest Ci ciężko ale zrobiłaś pierwszy krok: opowiedziałaś nam o tym jak się czujesz od strony psychicznej a takie wyznania czasem są bardzo trudne. Spróbuj jeszcze pomocy specjalisty. Poza tym zawsze jak dopadnie Cię taki nastrój wygadaj się tutaj a na pewno zaraz ktoś się odezwie - i ja kilka razy ''męczyłam'' bioderkowiczów swoimi humorkami ale oni zawsze to rozumieli i wspierali mnie. Czasem trzeba też popłakać bo jak napisała mi jedna miła osóbka z forum: trzeba popłakać aby usunąć nadmiar szkodliwej soli z organizmu :)
Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki :*

P.S. Może jest tu ktoś kto mieszka blisko Ciebie? Warto zorganizować czasem takie bioderkowe spotkanie i pogadać ''na żywo'' - mnie zawsze to ładuje akumulatory i poprawia nastrój.

madziulaklb - Wto 25 Wrz, 2012

AgaW, aga.t., Dziękuję Wam bardzo :*
aga.t., W "przyjaźń" to ja już dawno nie wierzę.. Szczerze mówiąc myślałam już kiedyś o pomocy psychologa, ale za każdym razem dochodziłam do wniosku, że zasięgnę jego porady dopiero wtedy gdy tych dobrych dni zabraknie.. Tym bardziej, że na mojej uczelni (od piątku zaczynam studia :D ) jest biuro ds. osób niepełnosprawnych i można też skorzystać z pomocy psychologa :) Ja coś czuję, że też będę często męczyć bioderkowiczów.. Tu naprawdę można spotkać wspaniałych ludzi, którzy przede wszystkim rozumieją. A to jest najważniejsze :) A usunięcie nadmiaru szkodliwej soli nieraz bardzo, ale to bardzo pomaga :) Np. ja dzisiaj dzięki temu czuję się dużo lepiej niż wczoraj :)

Dobra_Wrozka - Wto 25 Wrz, 2012

madziulaklb napisa/a:
Szczerze mówiąc myślałam już kiedyś o pomocy psychologa, ale za każdym razem dochodziłam do wniosku, że zasięgnę jego porady dopiero wtedy gdy tych dobrych dni zabraknie..


- po co czekac az do totalnego wyczerpania?
Takie odkladanie zwykle konczy sie recepta od psychiatry, poniewaz "Pani za dlugo z tym siedziala". Poza tym pacjenci, ktorzy przychodza tzw."wczesnie" sa w stanie sami powiedziec psychologowi co im przeszkadza i czego chca, co ulatwia kontakt, wspolprace i osiaganie poprawy jakosci zycia. Dodatkowo sa mniej podatni na manipulacje niz w stanie wyczerpania. Jako studentka mozesz korzystac z uczelnianego psychologa, raz na tydzien na przyklad. Polecam w ten sposb podejsc do tematu ;-)

AgaW - Wto 25 Wrz, 2012

Dobra_Wrozka napisa/a:
Jako studentka mozesz korzystac z uczelnianego psychologa, raz na tydzien na przyklad. Polecam w ten sposb podejsc do tematu

Świetna konkretna kolejna podpowiedź. Pomyśl o tym :) Nie jest wstydem czuć się źle w jakiejś sytuacji, wstydem jest wiedzieć o tym i nic nie robić tracąc samą siebie.
Trzymam kciuki, że poczytasz Forum, przemyślisz wszystko i zadziałasz aby zwalczyć ten stan a niedługo poczujesz się ze sobą całkiem nieżle :ok:

Cyryl - Sro 26 Wrz, 2012
Temat postu: Re: Stan psychiczny
***
mprzepiora - Sro 26 Wrz, 2012

madziulaklb, tak jak pisze aga.t., wsparcie najbliższych jest najważniejsze. Tylko trzeba nauczyć się z nimi rozmawiać. ja przez pewien czas też zamknęłam wszystkie smutki głęboko w serduszku. Nie chciałam się użalać przed innymi, myślałam, że to jest najlepsze rozwiązanie, ponieważ nawet jeśli będę mówić o tym jak bardzo mi źle i tak nie będą mnie rozumieć. Teraz wiem, że to był bardzo duży błąd. Teraz dopiero wiem co straciłam.
Jeśli chodzi o przyjaciół, to jeśli ktoś odsuwa się od Ciebie kiedy zaczynasz mieć problemy i potrzebujesz pomocy - to znaczy, że nigdy nie był Twoim przyjacielem. Prawdziwych przyjaciół nie ma się wielu. A w dzisiejszych czasach ciężko o nich.
Tak jak pisze Cyryl, popatrz na innych, np. sparaliżowanych, na małe dzieci z ogromnymi problemami, które już nigdy nie będą mieć normalnego życia. To jest dopiero dramat.
Nam po operacji przywrócą pewne zdolność, które utraciliśmy czasowo. Ja w to wierzę i walczę dla siebie i moich najbliższych. A oni o tym wiedzą i bardzo mnie wspierają. Znają moje rozterki, smutki. Pomagają mi - to moje największe szczęście.

AgaW - Sro 26 Wrz, 2012

Jak pisze mprzepióra wsparcie bliskich jest b.ważne. Jednak najważniejsze to zachować w tej sytuacji zdrowy egoizm, musisz wziąć się za siebie i wziąć życie w swoje ręce-bo nikt za Ciebie tego nie zrobi i nikt na siłę nie nauczy Cię zmiany myślenia. Tylko jeśli będziesz w zgodzie z samą sobą to inni Cię docenią i zaakceptują-bo im na to pozwolisz :)
Pewnych rzeczy, sytuacji nie zmienisz ale to Twoje życie i to Ty decydujesz jak będziesz przez nie szła :)
Choroby to część życia, trzeba przez nie przejść, najlepiej z podniesioną głową, bez narzekania traktując jako doświadczenie z którego coś można się nauczyć i jako okazję do umocnienia swojego charakteru.
Nie oglądaj się na innych, że nie mają takich problemów-mają inne, bądź kiedyś mogą mieć jeszcze większe. Twoja rzeczywistość jest jaka jest i trzeba się do niej jak najlepiej ustawić aby osiągnąć cel, nie dać się zjeść nerwom. Nawet w chorobie można czuć się szczęśliwym i realizować siebie :) Nawet jeśli się tego trzeba uczuć każdego dnia i choć to nie idzie łatwo gdy boli - to warto :)
A przyjaciele...to nieliczne osoby, przyjaźń też potrzebuje próby nawet jeśli próbą jest choroba ( jak przekonało się o tym wiele osób z nas ).Dzięki temu dostrzeżesz ludzi naprawdę takimi jakimi są i swoją przyjaźnią obdarzysz odpowiednich ludzi.
Znalazłam dla Ciebie kilka cytatów o przyjaźni:
"Kiedy krzyczysz, wszyscy cię słyszą. Kiedy szepczesz, tylko ci najbliżsi cię słyszą. Kiedy milczysz, słyszy cię Twój najlepszy przyjaciel."
"W naszych nieszczęściach poznajemy przyjaciół. W nieszczęściach przyjaciół poznajemy siebie."
"Kłopoty są sitem, przez które przesiewamy naszych znajomych. Ci, którzy są za duzi, żeby przejść przez to sito, są naszymi przyjaciółmi."
"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać."
"Najlepszym przyjacielem jest ten, który nie pytając o powód twego smutku, potrafi sprawić, że znów wraca radość."
"Przyjaciel to ktoś, kto przychodzi, gdy inni wychodzą."

Mijka - Sro 26 Wrz, 2012

AgaW napisa/a:
"Kiedy krzyczysz, wszyscy cię słyszą. Kiedy szepczesz, tylko ci najbliżsi cię słyszą. Kiedy milczysz, słyszy cię Twój najlepszy przyjaciel."

AgaW, jakie to prawdziwe :ok:

AgaW - Sro 26 Wrz, 2012

Mijka napisa/a:
AgaW, jakie to prawdziwe

Wiem aż za dobrze... :) Też moi "przyjaciele" przez moją chorobę zostali przesiani przez gęste sito. Ale teraz wiem na kim mogę polegać w każdej sytuacji i choć przyjaciół tych prawdziwych mam naprawdę nielicznych to cenię ich tak jak na to zasłużyli :)
Mimo wszystko w chorobie są chwile, które trzeba przejść samemu, w których nikt z rodziny i przyjaciół nie może pomóc nawet jeśli bardzo się stara.Trzeba być na to przygotowanym i dzielnie przez to przejść :)

Cyryl - Sro 26 Wrz, 2012

***
AgaW - Sro 26 Wrz, 2012

Cyryl napisa/a:
najpierw zadaj sobie pytanie: którzy z Twoich przyjaciół mogą liczyć na Ciebie w chorobie?

Którzy? wszyscy.
Cyryl napisa/a:
a wtedy mniej więcej będziesz wiedziała, na ilu (kogo) Ty będziesz mogła liczyć.

Niekoniecznie wtedy jest jasne. Niektórzy ludzie nie umieją i/lub też nie chcą stanąć na wysokości zadania jaką jest potrzeba zachowania się jak przyjaciel w jakiejś sytuacji.
Nie każda osoba potrafi dawać z siebie tyle, ile nieraz dostaje gdy tego potrzebuje.
Albo się to akceptuje albo nie-zależy jak się postrzega przyjaźń.
Nieraz właśnie w takich sytuacjach jak choroba okazuje się, że ktoś rozumie przyjaźń zupełnie inaczej.
Cyryl napisa/a:
bo jak już pisałem niektórych choroba uszlachetnia, a w innych wzwala ciemną stronę.

Tu się zgodzę, nie tylko w chorującym choroba może wyzwolić gorszą stronę charakteru. Bywa tak, że w chorującym wyzwala się dobra strona, ale rodzina/przyjaciele nie stają na wysokości zadania.
Dlatego właśnie wcześniej pisałam, że przede wszystkim trzeba walczyć o siebie dla siebie samego, bo to nasze życie. Wtedy jest się niezależnym od różnych takich sytuacji i nawet jeśli ktoś z bliskich nas rozczarowuje to nie jest to bardzo bolesne rozczarowanie :)
Cyryl napisa/a:
może to czasem my w chorobie tworzymy barierę oddalającą nas od innych.

Tu też się zgodzę. Dobrze jest pomyśleć czy tak się nie dzieje-a jeśli tak to warto to zmienić, bo wtedy z innymi ma się lepsze relacje :)

madziulaklb - Sro 26 Wrz, 2012

Dobra_Wrozka, jesli tylko poczuję potrzebę, to na pewno skorzystam z pomocy psychologa bez zastanowienia :)

Cyryl, dla mnie strach przed operacją jest czymś nowym. Poprzednich kilku się nie bałam ani trochę.. wiedziałam co mnie czeka, jak to będzie dalej itd.
Moje narzekanie w oczach osób naprawdę ciężko chorych wiem, że wygląda słabo i może nawet żałośnie.. jednak chyba taka jest natura człowieka.. każdy chciałby by było jeszcze lepiej niż jest..

mprzepiora, AgaW, Ja w domu tłumię praktycznie wszystkie negatywne uczucia.. mama jest wystarczająco przejęta..tylko wspomnę słowem o operacji, a ta bierze papierosy i znika w oknie na jakiś czas.. nie chcę jej dodatkowo denerwować, choć wiem, ze na nią zawsze mogłam i będę mogła liczyć.. Nieraz gdy byłam po operacji przesiedziała przy mnie całą noc, jakby mi się nagle zachciało pić, czy cokolwiek innego. Więc przy niej po prostu pokazuję tylko tę entuzjastyczną stronę mojego nastawienia do operacji, nie chcę jej martwić. A tato? On sprawia wrażenie obojętnego. Nie wiem, może to tylko wrażenie.
Przyjaciółki nie mam, dosłownie wszystkie przeleciały przez moje sito.. dziwnym trafem zaraz po wiadomości, że będę miała operację przestały się odzywać, a jak odzywają, to jest to temat tabu. Jedna nawet nie zapytała co powiedział ortopeda, więc do tej pory nie wie, a ja? Narzucać się nie będę. Właściwie trochę liczę na to, że na uczelni poznam nowe, wartościowe osoby :)
A chłopak? Owszem, wspiera mnie, ale on jest typowym wiecznym optymistą i moich obaw po prostu nie dopuszcza do siebie...
AgaW, cytaty piękne i życiowe :)


Tak bardzo się cieszę, że udało mi się znaleźć to forum :) Dziękuję Wam wszystkim ogromnie :*

Cyryl - Sro 26 Wrz, 2012

***
madziulaklb - Sro 26 Wrz, 2012

Cyryl napisa/a:
a jak bierze fajkę, to powiedz: "no dobra, choć razem zapalimy, bo też się denerwuję. wiem że się denerwujesz, nie musisz ukrywać, mnie to też gnębi, możesz o tym mówić, żartować, śmiać się, płakać, ale po co palić?"


Już sobie wyobrażam jej reakcję ;) Wiele razy próbowałam, i myślę, że tej kwestii nie zmienię. Niestety..

mprzepiora - Sro 26 Wrz, 2012

madziulaklb napisa/a:
Przyjaciółki nie mam, dosłownie wszystkie przeleciały przez moje sito.. dziwnym trafem zaraz po wiadomości, że będę miała operację przestały się odzywać, a jak odzywają, to jest to temat tabu. Jedna nawet nie zapytała co powiedział ortopeda, więc do tej pory nie wie, a ja? Narzucać się nie będę.


nie masz czego żałować, to nie była prawdziwa przyjaźń. Takie osoby nie wniosą do Twojego życia niczego wartościowego.

madziulaklb napisa/a:
Właściwie trochę liczę na to, że na uczelni poznam nowe, wartościowe osoby :)

i tak należy myśleć.

A teraz masz nas, my bardzo dobrze Cie rozumiemy.

W każdym z nas jest wiele obaw związanych z operacjami, rehabilitacją, dalszym życiem. Jednak należy walczyć, każdy malutki sukcesik będzie podnosił Cię na duchu.

madziulaklb - Sro 26 Wrz, 2012

mprzepiora napisa/a:
nie masz czego żałować, to nie była prawdziwa przyjaźń. Takie osoby nie wniosą do Twojego życia niczego wartościowego.
Nie żałuję :) Kiedyś się przejmowałam.. teraz mam to po prostu gdzieś.

mprzepiora napisa/a:
A teraz masz nas, my bardzo dobrze Cie rozumiemy.
I to jest najpiękniejsze na tym forum! ;-)

mprzepiora napisa/a:
Jednak należy walczyć, każdy malutki sukcesik będzie podnosił Cię na duchu.
Ojjj tak. To na pewno :) Podejrzewam, że wystarczy, że po operacji zobaczę, że moja noga nie jest przekrzywiona na zewnątrz a już będę szczęśliwa :)
AgaW - Sro 26 Wrz, 2012

Magdo, jeśli mogę Ci coś podpowiedzieć w sprawie mamy to jeśli dasz radę nie mów jej zwyczajnie o wszystkim, może nie od razu. Napewno potrzebujesz jej wsparcia, ale daj jej trochę czasu na oswojenie się z Twoją chorobą. Będzie Ci napewno nieraz ciężko, ale może zamiast się żalić lepiej się poczujesz oszczędzając jej szczerości i większą ulgę poczujesz rozmawiając z kimś bezstronnym. Nie będziesz wtedy czuła, że dokładasz jej zmartwień. To trudne ale się da (sama nieraz ukrywałam choć w części przed mamą sampoczucie bo ona zbyt przeżywała moją chorobę a ma chore serce ) Po czasie, gdy było po wszystkim mama sama zrozumiała jak było naprawdę. Bycia samosią nieraz było trudne, ale z pewnymi emocjami wolałam sobie poradzić sama ( wiedząc doskonale że tą drogę muszę i tak przejść sama ) lub właśnie w małym gronie zaufanych osób ( które naprawdę chciały pomóc i pomagały choćby milczeniem, wysłuchaniem, rozmową na każdy inny niż choroba temat ).
Może w niektórych sytuacjach byłoby to rozwiązanie dobre dla Ciebie także :)
Piszesz , że tato jest pozornie obojętny-napewno przeżywa to po swojemu jak to mężczyźni. Jego milczenie nie znaczy, że nie przejmuje się, on pewnie uważa że milczenie też jest wyrazem wsparcia i akceptacji.
Pamiętaj zawsze, że przyjdzie czas kiedy będziesz PO i zaczniesz pewniem etap od nowa. Tymczasem dbaj o siebie, o psychikę i fizycznie-pomyśl o rehabilitacji przedoperacyjnej. Robiąc coś dla siebie pozytywnego często odnajduje się poczucie kontroli nad własnym życiem :)
Powodzenia, Tobie też się uda :hug:

Cyryl - Sro 26 Wrz, 2012

***
Dobra_Wrozka - Sro 26 Wrz, 2012

Cyryl napisa/a:
masz kłopoty z chodzeniem, ale głowy Ci nie zagipsowali, więc wymyśl coś.


- SWIETNE MOTTO DLA KAZDEGO KTo TU ZAGLADA !

madziulaklb - Sro 26 Wrz, 2012

AgaW, Dlatego mało z mamą o tym rozmawiam, a jak już to mówię jej same pozytywy :)
Nie chcę jej martwić, nie ma takiej potrzeby. Sama widzi jak jest, zobaczy jak będzie. Więc nie ma sensu jej dodatkowo denerwować. Dlatego też wolę pożalić się tu, na forum, osobom które wiedzą jak jest i na moje "żale" znajdą jakąś odpowiedź, a nie będą się niepotrzebnie mną zamartwiały :) Bo nie tego potrzebuję. Nie chcę aby ktoś patrzył na mnie z litością. Chcę konkretów, czasem i kopa w tyłek. Zdecydowanie :)

Głowy mi nie zagipsowali, na szczęście :) ale kwestię jej nałogu myślę, że muszę pozostawić jej samej. Jeśli sama nie będzie chciała, to ja jej nie zmuszę by rzuciła.
A zajęcie znajdę już od poniedziałku - studia :)

AgaW - Sro 26 Wrz, 2012

madziulaklb napisa/a:
Nie chcę aby ktoś patrzył na mnie z litością. Chcę konkretów, czasem i kopa w tyłek

I nikt tak nie będzie patrzył, litości tu nie ma ale zrozumienie owszem :)
Super, że z mamą dajesz radę się dogadać w taki sposób :ok:
Co do studiów-super że uczysz się, będziesz mieć odskocznię od choroby :ok:

kate310 - Czw 17 Sty, 2013

No to Kinga piszę,

6 tygodni po operacji i powoli siada mi psychika. mam ochotę walić głową w ścianę. Wiem z czego to wynika, przerasta mnie to momentami a dzisiaj to już w ogóle jakaś kumulacja. nie mogę się ogarnąć. W zasadzie nie powinnam narzekać bo są inni, którzy mają gorzej, ale każdy przeżywa swoją sytuację.
Od 5 tygodni siedzę prawie cały czas sama w domu. Życie toczy się gdzieś poza mną. Do tej pory 30 lat byłam przyzwyczajona do samodzielności a teraz czekam na pomoc bliskich. Do tej pory ja szłam z pomocą a teraz nie mogę się doczekać odwiedzin bliskiej koleżanki. Jak to życie wszystko weryfikuje :(
Zamknięta w czterech ścianach czuję się jak więzień. Raz w tygodniu wychodzę do rehabilitanta i przy okazji do sklepu. To za mało żeby odzyskać równowagę psychiczną. Od tygodnia nie czytam książek i nie interesują mnie filmy w tv. Oklapłam zupełnie. Wchodzę na wagę i widzę z przerażeniem 2 kg ekstra choć jem tyle co kot napłakał. Wiem,wiem trzeba być cierpliwym. Ale to tak łatwo powiedzieć :(

kinga - Czw 17 Sty, 2013

kate310 napisa/a:
Od 5 tygodni siedzę prawie cały czas sama w domu. Życie toczy się gdzieś poza mną. Do tej pory 30 lat byłam przyzwyczajona do samodzielności a teraz czekam na pomoc bliskich

Kate pomyśl, co możesz sama zrobić i małymi kroczkami dojdziesz do celu.
kate310 napisa/a:
Zamknięta w czterech ścianach czuję się jak więzień. Raz w tygodniu wychodzę do rehabilitanta i przy okazji do sklepu.

A czemu nie wychodzisz częściej? Każdego dnia krótki spacer :) to by Tobie dobrze zrobiło :)
kate310 napisa/a:
Od tygodnia nie czytam książek i nie interesują mnie filmy w tv. Oklapłam zupełnie.

hmm zmusić Ciebie nie zmuszę do czytania ani oglądania, ani słuchania muzyki :) ale głupkowate komedie i kabarety (np. Spadkobiercy) działają cuda :)
Ulubiona muzyka, żywa muzyka - odpędza zły nastrój :)
Aromatyczne świeczki, czy olejki zapachowe :)
kate310 napisa/a:
Do tej pory ja szłam z pomocą a teraz nie mogę się doczekać odwiedzin bliskiej koleżanki. Jak to życie wszystko weryfikuje

z drugiej strony - lepiej późno niż wcale...

Kate jutro jak pojedziesz na kontrolę, to zrób coś dla siebie :) wstąp do jakieś kawiarni na dobrą kawę, ciastko (zapomnij o kg - zrzucisz je już niedługo) :)

Zrób listę rzeczy do zrobienia :)
no i najważniejsze - skup się na tym, co teraz możesz a nie na tym, czego nie możesz :wink:

aga.t. - Czw 17 Sty, 2013

kate310 Jak czytam Twój post to tak jakbym czytała swoją historię :(
kate310 napisa/a:
siedzę prawie cały czas sama w domu. Życie toczy się gdzieś poza mną.

kate310 napisa/a:
byłam przyzwyczajona do samodzielności a teraz czekam na pomoc bliskich. Do tej pory ja szłam z pomocą a teraz nie mogę się doczekać odwiedzin bliskiej koleżanki. Jak to życie wszystko weryfikuje :(

kate310 napisa/a:
Zamknięta w czterech ścianach czuję się jak więzień.

Drobny szczegół - ja siedziałam w czterech ścianach 5 miesięcy. Po kolejnych - troszkę lżejszych bo zaczęła się wiosna i małe spacerki na dworze - mój mecenas, który zajmuję się moimi sprawami odszkodowawczymi zauważył, że ze mną coś nie tak i wysłał mnie do psychiatry i psychologa, kilka miesięcy brania antydepresantów i sesji terapeutycznych i jakoś moja forma się poprawiła. Przykre jest to, że w sytuacji kiedy chorujemy jesteśmy często zdani tylko na siebie, to prawda stara jak świat, że ten kto przez to nie przeszedł tego nie zrozumie. Często to my sami ''wybraliśmy'' sobie taki stan bo ludzie dookoła się przyzwyczaili, że to my dajemy a nie oczekujemy nic w zamian więc sobie myślą, że my sobie świetnie zawsze dajemy radę. Cóż poradzić w takiej sytuacji? Oprócz dobrej książki, filmu, muzyki trzeba się przełamać i powiedzieć wprost: hej ludzie! teraz ja potrzebuję pomocy! porozmawiajcie ze mną, bądźcie ze mną! Wiem, że to trudne ale czasem się udaje. Oczywiście dla mnie też wielką pomocą było ''wygadanie'' się tutaj na forum bo przecież My tutaj znamy te problemy. Piszesz, że trzeba być cierpliwym - tak to prawda ale i prawdą jest to, że jest to chole..nie trudne i wcale nie takie słowa pragniemy usłyszeć (jak to: weź się w garść...bleee). Jak napisała jedna z bioderek: czasami trzeba popłakać aby usunąć nadmiar szkodliwej soli z organizmu ;) Może ktoś z naszych forumowych bioderek mieszka blisko Ciebie i może Cię odwiedzić? Jeśli masz na to ochotę to napisz skąd jesteś, być może znajdzie się ktoś kto wpadnie ze słodkim ciachem na poprawę humoru i użyczy rękawa do wypłakania oraz nadstawi ucha abyś mogła to wszystko z siebie wyrzucić. Wiem, że to za mało ale powiem: wierzę w Ciebie i w dobrych ludzi dookoła :*

kate310 - Czw 17 Sty, 2013

Kinga nie wychodzę z domu częściej bo cały dzień jestem sama. Nie wiem jak u Ciebie ale u nas nawaliło masę śniegu, sama nie umiem założyć piep...nych zimowych butów i boje się, że się poślizgnę (upadek w szpitalu wciąż siedzi mi w głowie) i dopiero zniszczę tyle świetnej pracy.

Naprawdę staram się być dzielna bo przecież tyle czekałam i przecież mam tyle planów ale na razie nie mogę ich realizować. Wszystko czeka basen, intensywna rehabilitacja, siłownia... bo na to wszystko muszę mieć pozwolenie aby samej wsadzić się do auta. Czytanie to moja pasja i jak tylko patrzę na książkę robi mi się niedobrze - w życiu nie myślałam ,że coś takiego się stanie. I ja to wszystko wiem co napisałaś ale ... to nie jest takie proste.

Dziękuję Aga i Tobie za słowa otuchy - wiem ile więcej ode mnie przeszłaś i jest mi trochę wstyd, że się żalę ale to jakoś tak samo się dzieje. Coś się psuje i już. I tak siedzie to we mnie już z tydzień i dziś jest jakaś kumulacja, po której mam nadzieję przejdzie :)

kinga - Czw 17 Sty, 2013

kate310 napisa/a:
Naprawdę staram się być dzielna bo przecież tyle czekałam i przecież mam tyle planów

Przecież jesteś dzielna :)
Każdy ma lepsze i gorsze okresy.
kate310 napisa/a:
ale na razie nie mogę ich realizować

przyjdzie jeszcze czas i się nie będziesz wyrabiać z ich realizacją :wink:
kate310 napisa/a:
I ja to wszystko wiem co napisałaś ale ... to nie jest takie proste.

No tak w życiu bywa. Sporo rzeczy nie jest prostych. Ale sporo też zależy od naszego nastawienia. Bardzo wiele.
Tak więc Kate dziś wyrzuć z siebie wszystkie złe emocje, żale i wszystko, co leży na sercu. A od jutra postaraj się znaleźć jak najwięcej pozytywnych stron. Gwarantuję, że się znajdą :) I ich się trzymaj. Będzie Ci z tym lepiej. Zobaczysz.
Wielki buziak dla Ciebie :*

aga.t. - Czw 17 Sty, 2013

kate310 napisa/a:
Dziękuję Aga i Tobie za słowa otuchy - wiem ile więcej ode mnie przeszłaś i jest mi trochę wstyd, że się żalę

Nie napisałam tego abyś się wstydziła! Po prostu rozumiem doskonale przez co przechodzisz.
kate310 napisa/a:
dziś jest jakaś kumulacja, po której mam nadzieję przejdzie :)

Może przejdzie ale mimo wszystko spróbuj coś robić, wiem że te rzeczy na które czekasz z takim utęsknieniem też mają wpływ na Twoją kondycję psychiczną ale pomyśl sobie, że teraz masz czas lenistwa bo pogoda za oknem nie jest dla Ciebie korzystna ;) Możesz sobie leżeć i przygotowywać plan na te zajęcia, które czekają aż śnieg stopnieje :) Przyjdzie czas na wszystkie inne rzeczy - na spotkanie bioderkowe musowo!

becia73 - Czw 17 Sty, 2013

kate310, ja miałam to szczęście że miałam operację w lipcu, ale zorganizowałam sobie pomoc, oczywiście to wszystko nie było za darmo, ale przychodziła do mnie codziennie opiekunka, która pomagała mi się ubrać, iść na spacer, woziła na rehabilitacje, gotowała obiadki i dotrzymywała towarzystwa, była ok 4 godzin u mnie codziennie przez pierwsze trzy tygodnie po powrocie do domu. Cóż, zatrudnia się czasem niańki do dzieci, ja sobie zatrudniłam pielęgniarkę :)
Po 4 tygodniach dostałam pozwolenie żeby autem jeździć i już byłam bardziej samodzielna.
Poza tym miałam dwie kumpele które były na telefon i ja coś potrzebowałam to się zjawiały pomóc. Ten okres zweryfikował na kogo można liczyć

Daleko mieszkasz od Krakowa? Może możemy czasem pogadać, wiem że to pomaga. Ja co prawda w tygodniu pracuję, ale wieczory i weekendy jestem do dyspozycji
Trzymaj się :)

dorka - Pi 18 Sty, 2013

Kate, Becia i inne dziewczyny przed, które nie mogą liczyć na pomoc najbliższych po operacji.
Ja wcześniej załatwiłam sobie rehabilitację w szpitalu rehabilitacyjnym. Byłam tam przez 3 tyg. Mogłam przedłużyć pobyt bez problemu do 6 tyg., ale nie było takiej potrzeby (do szpitala trafiłam w 3 tyg. od operacji).
Po powrocie byłam już samodzielna.
To też jest jakieś wyjście.

sj410 - Pi 18 Sty, 2013
Temat postu: [PYTANIE] Psychika po endoprotezie.
Witam serdecznie.
Nie wiem czy w dobrym dziale opisuję problem.
Moja mama 30 grudnia przewróciła się i miała pęknięcie szyjki kości udowej.
3 stycznia była operowana. W wypisie ze szpitala jest napisane
"endoproteaoplastyka bipolarna stawu biodrowego".
14 stycznia wyszła ze szpitala. Dwa razy był u niej rehabilitant,
pokazał jak chodzić przy balkoniku. To tyle z jego strony.
Przy obchodzie na pytanie dlaczego bolą ją plecy,dlaczego nie może nic jeść i spać
lekarz nie miał wiele do powiedzenie a wręcz nic nie mówił. Brak snu zrzucał na warunki
pogodowe.Wypis został jej położony na stoliku bez dalszych wskazówek co dalej.
Do czasu jak mama się nie połamała była bardzo aktywną osobą. Ma lat 80 i mieszka z
mężem też 80 letnim. Pranie, sprzątanie, zakupy, gotowanie, działka i dojazd do niej na rowerze
ok. 7 km. Nigdy nie potrzebowała pomocy dla siebie a wręcz pomagała innym.To była codzienność mamy. Podziwiałam ją, że ma tyle siły w sobie. A teraz problem z którym ani ona ani ja nie możemy dać sobie rady. Myślę, że jest on natury psychicznej. Załamała się całkowicie. Wszystko jej przeszkadza.Za głośno w domu - niedobrze, jak jest cicho też jest źle. Denerwuję ją dosłownie wszystko.
Kiedyś dużo czytała i oglądała swoje ulubione programy. Teraz wszystko szybko ją męczy.
Nie fizycznie tylko psychicznie. Nie wiem jak jej pomóc. Mówi, że dłużej nie wytrzyma takiego życia.
Co ja mam zrobić bo już sama nie wiem.
Może ktoś miał podobną sytuację.
Za wszystkie rady będę wdzięczna.

Hania

piedra32 - Pi 18 Sty, 2013

sj410, Witaj
Czasami sytuacja nas przerasta i może lepiej udać sie do specjalisty.
Mój dziadek był bardzo aktywnym człowiekiem do czasu gdy miał zawał bardzo poważną operację i potem jak wrócił do domu zachowywał sie podobnie jak piszesz o mamie.Nawet doszło do tego że nie potrafił wyjść na balkon bo się lękał.Nie zastanawiałam sie długo tylko udaliśmy sie do psychologa o ile pamiętam to naj do psychiatry bo taka kolejność w Polsce.Specjalnie latałam do kraju żeby to pilnować i pomogło ale chodził systematycznie i rodzina też uczestniczyła .Ważne żeby pytać psychologa co robić.To jest nowa sytuacja dla mamy po za tym nie wiem jaką wiedzę ma na temat życia z endo i co dalej robić skoro w szpitalu tak postąpili.To okrutna strona naszej służby zdrowia ale cóż czasami tak bywa ze trzeba zajać sie samemu wszystkim.Obecnie mój dziadek czuje się świetnie i żyje jak przed zmianami.

Życzę rozwiązania problemów Pozdrawiam ciepło :-)

AgaW - Pi 18 Sty, 2013

Zgadzam się z tym co wyżej napisała Piedra, zajrzyj do dz.poświęconego psychologii, może trochę się zainspirujesz do zmian na lepsze.
Fizkom - Pi 18 Sty, 2013

sj410,
Wpisz w Google hasło: Zespół Poupadkowy

Fizkom

becia73 - Pi 18 Sty, 2013

dorka, ja już na szczęście jestem po
a wolałam rehabilitować się na miejscu niż w szpitalu bo tu mam najlepszego fachowca, który skutecznie postawił mnie na nogi :)

sj410 - Pi 18 Sty, 2013

Witam.
Dzięki za rady w mojej sprawie.
Poczytałam sobie o zespole poupadkowym.
Moja mama aż rwie się do chodzenia bo
uważa że jest nam potrzebna. Tzn mi i swojej wnuczce.
Nie tylko ona tak uważa. Ja nie jestem jeszcze odcięta od
pępowiny maminej. Mama to dla mnie przyjaciółka od serca.
Myślę, że to jednak nie zespół poupadkowy.

Hania

Dobra_Wrozka - Sob 19 Sty, 2013

Mama odczuwa ogromna rozpacz z powodu gwaltownej utraty tego, co nadawalo sens jej zyciu: uczucia przydatnosci najblizszym i uczucia, ze posiada wsrod najblizszym znaczaca pozycje dzieki tej przydatnosci, sile.

Zwykle rodzice starzejac sie obserwuja, ze dzieci odchodza i radza sobie bez nich, maja czas zaakceptowac fakt wlasnej "nieprzydatnosci" i wycofac sie do innych spraw, niezwiazanych bezposrednio ze sluzba i codziennym oddaniem dzieciom i wnukom, i tam znalesc inny sens zycia lub inne sensy.

To, ze jak piszesz "pepowina nie zostala odcieta" byloby ok, jesli by nie istnialy takie nagle wypadki, zwiazane z ostatnim okresem zycia. Czyli umacnialas ja w poczuciu, ze jest wciaz niezbedna, tak jak wczesniej, wiec nie miala sposobnosci pomyslec, ze ma pozwolenie, ze wolno inaczej, bardziej egoistycznie.

Radzilabym wizyte u psychiatry, moze jakies leki na ten najciezszy czas adaptacji do nowej sytuacji.
No i zapewnienia, ze nie tylko w takim aktywnym wydaniu jest osoba kochana i wartosciowa.
I tez o tym, ze dasz sobie rade z wszystkim, paradoksalnie moze nawet o tym nie wiedziec.

AgaW - Sob 19 Sty, 2013

SJ, Twoja mama cierpi na wielki stres związany z sytuacją, może jakiś rodzaj depresji w której nie umie się znaleźć. Gdzieś napewno boi się utraty sprawności i tego że bez niej sobie nie poradzicie, że nie będzie potrzebna. Może jest typem "Zosi-samosi" o której jest w tym dziale osobny temat - czytając go możesz łatwiej zrozumieć co czuje mama. Jest też ciekawy temat w historiach z endoprotezą-temat napisany przez Margogo, która miała operowaną 80-letnią mamę, zajrzyj tutaj.
Przeczytaj też dwa ostatnie artykuły z listy ze strony Fundacji Bioderko, które napisała Karolina Knec tutaj-będą Ci pomocne w zrozumiemiu mamy.
Zachęcam Cię też do czytania innych tematów z działu o psychologii, wiele informacji może być naprawdę inspirujące, podsuwające rozwiązania,podnoszące na duchu i łatwiej będzie Ci nie tylko zrozumieć mamę ale też naturalnie odnaleźć się w tej sytuacji-bo Tobie też potrzeba siły.
To bardzo ważne, bo tylko rozumiejąc kogoś można odpowiednio zachowując się skutecznie pomóc komuś przejść przez trudne chwile.
Myślę, że najlepszym lekarstwem będzie poświęcić jej dużo uwagi na rozmowę, starać się ją traktować jak sprawną, nie wymagać od niej rzeczy niemożliwych w tym momencie.
Napewno pokazać też że jest potrzebna i że wierzycie że odzyska sprawność, a ten czas jest przejściowy. Pomyślcie o rehabilitacji, która jej pomoże i dzięki której w miarę postępów ona poczuje że wraca do zdrowia i do normalności.
Dobrze by jej zrobiła rozmowa z specjalistą, który pomógłby jej przewartościować sytuację. Może nawet bardziej potrzbuje rozmowy z psychologiem niż leków. Nerwowość, rozdrażnienie i zniechęcenie nie jest przyczyną ale jest wynikiem tego co ona odbiera sytuację.
Jeśli na razie nie jesteście gotowe na taką rozmowę to poczekajcie jeszcze trochę-ok.2 miesiące.
Dużo cierpliwości, miłości i spokojne włączanie jej w drobnych sprawach do życia rodziny z czasem powinno odnieść pozytywny oczekiwany skutek.
Jeśli mama nie będzie wracać do swojego zwyczajnego stanu to rozważcie rozmowę z specjalistą.
Tymczasem pewne rzeczy róbcie po prostu sami, aby zobaczyła że jesteście zaradni i dobrze sobie radzicie. To ją uspokoi, choć na początku będzie dziwić i uważać że stała się ciężarem itd.
Gdy nie będziesz umiała jej zrozumieć to wczuj się w jej sytuację i z spokojnym uśmiechem wytłumacz jej że jest taki czas że dzieci dorastają i pomagają rodzicom :) Rozmawiajcie o tym jak będzie, gdy już ona wróci do zdrowia, uwzględniając to co ona lubi robić np. wychodzenie na spacer.
To krótki czas od urazu i ona musi to wszystko odreagować, jedne osoby potrzebują na to więcej czasu a inne mniej.
Napewno dzięki wyrozumiałości i może zmiany w postaci ulepszenia podejścia do mamy niedługo sytuacja będzie się poprawiać :)
Trzymam za Was kciuki :ok:

sj410 - Sob 19 Sty, 2013

AgaW i Dobra Wróżko bardzo Wam dziękuję.
Ociupinkę jestem podniesiona na duchu po przeczytaniu
Waszych postów. Też myślałam o psychiatrze.
Na kasę chorych niestety już nie przyjmują nowych
pacjentów. A prywatnie.... mama nie lubi wydawać
pieniędzy jeśli można ich nie wydać.
Boże jak ja nienawidzę tej naszej polskiej rzeczywistości.
Próbkę miałam w szpitalu.
W poniedziałek przychodzi do mamy rehabilitantka, a
mi może uda się załatwić jakiegoś lekarza.
Jeszcze raz dzięki
Hania

AgaW - Sob 19 Sty, 2013

sj410 napisa/a:
Też myślałam o psychiatrze

Łatwiej jest się dostać na nfz do psychologa.
Na początek nawet lepiej iść do psychologa bo psychiatrzy to od razu często leki chętnie piszą, zamiast przykładać wagę do psychoterapii która powinna być podstawą. Jeśli będzie konieczność to psycholog pokieruje do psychiatry mamę, ale jest duża szansa że nie będzie takiej potrzeby.
No i psycholog jest lepiej odbierany przez ludzi-mama chętniej porozmawia z psychologiem o swoim życiu niż pójdzie do psychiatry.
Poczytaj tematy na Forum, poobserwuj mamę nie tydzień ale miesiąc, nawet dwa a jeśli nie będzie poprawy to wybierzcie się do psychologa. Nie mów jej że po leki, że coś z nią nie tak bo zamknie się w sobie i będzie źle reagować-ale żeby porozmawiała aby było jej łatwiej bo tak robi wiele osób.
Właśnie ukierunkowanie przez terapię w formie rozmowy często pomaga najlepiej ( mama jak zrozumie pewne rzeczy to sama stanie psychicznie do pionu ) i nie trzeba faszerować jej lekami, które też mają swoje skutki uboczne. Zaobserwuj jaki skutek będzie mieć rehabilitacja-może to być dodatkowa pomoc, dzięki której mamie zacznie dawny nastrój. Zachęcaj ją do ćwiczeń, gdy zacznie fizycznie wracać do formy to przełoży się pozytywnie na psychikę.
I jeszcze jedno-jeśli będzie Ci bardzo ciężko to pomyśl aby sama pójść do psychologa porozmawiać zamin zaprowadzisz tam mamę. Nie mów jej o tym, bo będzie się zamartwiać.
Życzę Ci dużo cierpliwości i siły, bo ten czas minie. Pisz o postępach. I pozdrów mamę :) Powodzenia!

sj410 - Sob 19 Sty, 2013

Dzięki AgaW.
Co jest dziwne to mama sama mówi, że przydałby się jej psychiatra.
Wie,że ma takie dołki i górki psychiczne.
Podam taki przykład z dzisiejszego dnia.
Ktoś tu na forum napisał takie zdanie, że cierpliwość i wyrozumiałość czynią cuda.
Mój ojciec to choleryk,despota, narzucający własne zdanie, nie
znoszący sprzeciwu i zawsze mający rację. A z drugiej strony wrażliwy, uczynny.
Mama właśnie w takiej sytuacji przebywa.
Dziś mi powiedziała, że jak ja jestem to czuje się lepiej.
Pięć razy poprawiałam jej łóżko bo było jej niewygodnie.
A co zrobił ojciec? "Przecież jest dobrze, co ty wydziwiasz"
Jestem u mamy codziennie od rana do popołudnia bo później lecę
do siebie mężowi obiad podstawić.
No cóż mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej niż gorzej.
Życzę sobie tego z całego serca.
Pozdrawiam

Hania.

AgaW - Sob 19 Sty, 2013

sj410 napisa/a:
Mój ojciec to choleryk,despota, narzucający własne zdanie, nie
znoszący sprzeciwu i zawsze mający rację. A z drugiej strony wrażliwy, uczynny.
Mama właśnie w takiej sytuacji przebywa.

Nikt nie ma samych dobrych cech. Tak właśnie jak Twój ojciec. Każdy charakter ma plusy i minusy i wielką sztuką jest patrzeć na te dobrze cechy i wydobywać je z człowieka.
sj410 napisa/a:
Pięć razy poprawiałam jej łóżko bo było jej niewygodnie.
A co zrobił ojciec? "Przecież jest dobrze, co ty wydziwiasz"

Tacy są mężczyźni, po prostu nie są źle ale widzą pewne rzeczy inaczej i często choć starają się to pewne rzeczy jest im trudniej zrozumieć niż kobietom.
sj410 napisa/a:
Dziś mi powiedziała, że jak ja jestem to czuje się lepiej.

Znaczy że czuje się niepewnie a Ty dodajesz jej sił. Czyli jesteś na dobrej drodze.
Może oczekuje od męża na tym etapie większej troski i okazania uczucia-ale nie każdy mężczyna w takich sytuacjach jest wylewny. To że może jest szorstki to nie znaczy że nie widzi tego, nie przeżywa na swój sposób, że nie ma uczuć. Taka jest większość mężczyzn, pewne sprawy odbierają inaczej i "po swojemu".
Nie zwracajcie na to uwagi, utwierdzaj mamę w myśleniu że teraz ona jest ważna i jej powrót do zdrowia.
sj410 napisa/a:
Co jest dziwne to mama sama mówi, że przydałby się jej psychiatra.

To dobrze, że zdaje sobie sprawę z swojego stanu. Ale psychiatra to ostateczność, tak jak nie na każdą chorobę tnie rzeba zaraz coś operować.
Jeśli mama tak mówi, to masz z głowy sprawę zabrania jej do specjalisty bo powinna się zgodzić. Na początek jednak pomyśl o psychologu, jeśli to wystarczy to mama szybiej się utwierdzi w przekonaniu że nie jest z nią źle i będzie mile zaskoczona.

Dobra_Wrozka - Sob 19 Sty, 2013

Napisalam, ze do psychiatry, gdyz jak sa takie silnie objawy (bezsennosc, udreka, placz, pobudzenie) w pierwszej kolejnosci do psychiatry jest latwiej. Skoro na odwrot to koniecznie warto sprobowac wsparcia terapeutycznego, albo to i to. Napewno jest jakies rozwiazanie, aby pomoc mamie uspokoic sie w sobie.
sj410 - Sob 19 Sty, 2013

AgaW Czytam mamie twoje posty.
Mam u siebie internet więc drukuję i
później czytamy sobie. Mama mówi, że jeszcze
są uczynni i dobrzy ludzie. Pytała czy mam możliwość cię pozdrowić
i podziękować za wsparcie i dobre rady co niniejszym czynię.
:kiss:

AgaW - Nie 20 Sty, 2013

Dobra_Wrozka napisa/a:
Napewno jest jakies rozwiazanie, aby pomoc mamie uspokoic sie w sobie.

Jest napewno. Ja upieram się przy zaczekaniu w wizytą u psychiatry bo zbyt często na nfz jest zbyt mało szukania przyczyny objawów a zbyt często pacjentom pisze się leki-często niezbyt dobrane i od razu silne ( psychiatra częsciej niż psycholog szybko załatwić sprawę w taki sposób...). Bez rozwiązania przyczyny i terapii branie leków często tylko przytłumia objawy nie rozwiązując problemu. Nie mamy pewności co wywołuje takie objawy, jestem przeciwnikiem rozwiązań radykalnych bo jest duża szansa że nie będą potrzebne.
Jak już wspomniałam - jeśli będzie konieczność to psycholog odeśle pacjenta dalej.
sj410 napisa/a:
Pytała czy mam możliwość cię pozdrowić
i podziękować za wsparcie i dobre rady co niniejszym czynię.

Dziękuję :oops:
Takie jest nasze Forum-pomagamy jak umiemy bo wierzymy że inni ludzie mogą sobie poradzić z różnymi sprawami tylko czasem potrzebują podpowiedzi i inspiracji od innych :)
Twojej mamie też się uda, znajdziecie sposób. Jestem tego pewna.
Co do objawów o których wspomniała Dobra Wróżka to łagodniejsze leki jeśli będą potrzebne to psycholog też może zapisać. Próbowałyście dostępnych bez recept preparatów ziołowych? dla niektórych osób to dobre wsparcie na bezsenność i pobudzenie.Wsparcie - bo mama musi odreagować to co ją spotkało i chyba najprościej byłoby aby porozmawiała o tym z psychologiem. Możecie wybrać się razem, bo może i Ty zechcesz porozmawiać. Może nawet zdarzyć się tak że po kilku spotkaniach objawy zaczną powoli ustępować bo ona będzie czuć się inaczej ze sobą.
Najważniejsze że ma Twoje wsparcie i dobre relację z Tobą. Takie oparcie pomaga i jest bezcenne.
Pozdrawiam Cię i Twoją mamę od siebie i Forum :)

madziulaklb - Pon 21 Sty, 2013

Mogę pomarudzić? Bo kurcze, dziś dostałam list, aby zgłosić się na komisję w celu przyspieszenia terminu.. W pierwszej reakcji ucieszyłam się przeogromnie.. normalnie radość mnie rozpierała.. myślałam tylko, że skończy się ból, że jak już wydobrzeję, to pojadę do zakopanego i na spacer nad morskie oko.. nawet już chłopakowi wspomniałam o tym wyjeździe.. tylko tak pół dnia moje myśli krążyły wokół tego.. i w sumie zaczęłam bać się tej operacji.. tego jak to będzie po.. jak w ogóle będzie wyglądało moje życie.. po będę mogła, a co nie.. czy dalej będę mogła siadać w ulubionych pozycjach.. spać na boku... wszystko, dosłownie wszystko zaczęło mi chodzić po głowie i ta cała niepewność jak to w ogóle będzie zaczyna mnie przerażać... Straszne uczucie... chcieć czegoś i jednocześnie bać się tego..
aga.t. - Pon 21 Sty, 2013

madziulaklb Zawsze możesz pomarudzić - zresztą czasem jest to wskazane ;)
Zakopane, Morskie Oko - hmmm, piękne plany, jest nas parę osób, które obiecały w tym roku spotkanie w tym miejscu.
Strach przed operacją ma każdy, to normalne. Natomiast jeśli boisz się jej z tego względu, że nie będziesz mogła spać czy siedzieć w niektórych pozycjach to już jest mały problem...pomyśl, przeanalizuj co jest tak naprawdę ważne dla Ciebie, jak się czujesz fizycznie i psychicznie teraz, dlaczego starałaś się o przyśpieszenie operacji? Co Cię teraz ogranicza i co daje radość i wolność a jak może być po operacji?
Wiele razy pisaliśmy o kartce, na której wypisujemy plusy i minusy - zrób to, może jak spojrzysz na to z tej strony inaczej o tym pomyślisz. Pamiętaj każda decyzja, którą podejmiesz będzie słuszna bo Twoja, będzie niosła za sobą konsekwencje - czy dobre czy złe? Tak, to straszne uczucie czegoś chcieć i bać się jednocześnie...ale przecież każdego stracha można oswoić :) Ja jednego już oswoiłam - zrobił się mniejszy i jakby ucichł choć przyjdzie do mnie za jakiś czas znowu i to ja będę Ci marudzić a Ty mi napiszesz: no i czego się boisz głupia?? Po operacji może żyje się trochę inaczej ale czy gorzej?
Trzymam kciuki za udane przemyślenia i oswojenia tego stracha, dasz radę kochana! :flower:

AgaW - Wto 22 Sty, 2013

Magdo, Gratuluję Ci udanego przyspieszenia terminu :)
Poczytaj ten wątek od początku, historie różnych osób które w bólu czekają na zabieg z trudem wytrzymując każdy kolejny dzień do zabiegu i ... zacznij się cieszyć że to Ci będzie oszczędzone.
W końcu po to się pisałaś na zabieg żeby operacyjnie się wyleczyć, a to "nie taki diabeł straszny".
Po zabiegu zaczniesz nowy etap życia, rehabilitację i będziesz wracać do sprawności. Martwisz się jak po zabiegu będzie?-dużo zależy od Twojego podejścia, operacja to nie koniec świata, a rehabilitacja nie jest najstraszniejszym koszmarem. Głowa do góry-szykuj się do szpitala, przygotuj dom ( pomogą Ci tematy z dz.ogólnego ) myśląc o przyjemnych rzeczach jakie będziesz robić gdy już będzie po wszystkim ( jest o tym temat fajny w tym dziale ).

madziulaklb - Wto 22 Sty, 2013

aga.t., AgaW dziękuję Wam bardzo! :* Dziś jest mi lepiej, ale też dzięki temu co mi napisałyście.. :)
Sama widzę to, że teraz przejmuję się po prostu pierdołami.. może nawet podświadomie trochę wymyślam sobie problemy.. i chyba wyolbrzymiam.. ale to chyba jednak przez ten strach przed nieznanym.. Niby dużo czytałam, szczególnie tu na forum, niby starałam się poznać jak najwięcej historii, jednak to nie to samo co poznać coś na własnej skórze. Więc pewnie stąd te wszystkie moje obawy.. Pewnie po wszystkim będę się śmiała sama z siebie..:) Ale zaraz po tych moich "atakach strachu" staram się powtarzać sobie, że nie idę na tą operację by było gorzej, tylko po to by było lepiej. By nie bolało, bym mogła spacerować, by udało mi się (liczę na to przeogromnie!) nauczyć się na nowo chodzić, nie kuśtykać, bym miała równej długości nogi, bym mogła jeździć na rowerze (chociaż stacjonarnym)... jeśli to uda mi się osiągnąć, na rzecz spania czy siedzenia w niektórych pozycjach to i tak to jest ogromny plus :) Tylko to nieznane potęguje ten niepotrzebny strach. A że ja z natury jestem strachliwą panikarą z tendencją do wyolbrzymiania (dosłownie ;D ) to będę musiała dość często powtarzać sobie to zdanie, które powtarzam od dłuższego czasu, że nie zrobią mi krzywdy, że chcą tylko pomóc... i to mi najbardziej pomaga.. :) Bo jak nawet mój TŻ stwierdził "Ty kochanie już ledwo chodzisz"... więc niech mnie troszkę podreperują... :) A rehabilitacji się nie boję, wręcz nie mogę się jej doczekać, jako dziecko zawsze lubiłam rehabilitację, a po operacji jak zobaczę, że moja noga ma większy zakres ruchów (bo liczę na to, nie ukrywam) to na pewno polubię ją jeszcze bardziej :)

AgaW - Wto 22 Sty, 2013

madziulaklb napisa/a:
chyba jednak przez ten strach przed nieznanym

Dokładnie tak jest i wiele osób ma takie lęki.
madziulaklb napisa/a:
Pewnie po wszystkim będę się śmiała sama z siebie

Może nie będziesz się śmiała, ale napewno poczujesz ulgę, że masz to za sobą.
madziulaklb napisa/a:
nie idę na tą operację by było gorzej, tylko po to by było lepiej

Dokładnie tak! Czasem trudno wbić sobie do głowy coś pozytywnego ale w końcu się udaje jeśli nie odpuścisz i na każdą złą myśl znajdziesz zaraz dobrą.
madziulaklb napisa/a:
rehabilitacji się nie boję, wręcz nie mogę się jej doczekać

I bardzo dobrze! Bo jeśli poważnie potraktujesz tą część leczenia to odczujesz pozytywny wpływ operacji.
Gorsze dni ma każdy z nas, ważne żeby nie dać się temu ogarnąć tylko szukać pozytywów życia za wszelką cenę. A już niedługo będziesz po wszystkim :) Trzymaj się, tyle osób z nas przeszło tą drogę że i Tobie się uda. Od Ciebie zależy na ile pozwolisz aby strach i dół odebał Ci radośc życia w tym czasie przed operacją.

madziulaklb - Wto 22 Sty, 2013

No właśnie, ciągle sobie powtarzam, że tak wiele ludzi z tym żyje i mają się dobrze, więc ze mną nie może być źle :) A na pewno nie będzie gorzej niż jest teraz ;D jedyne co, to nie umiem sobie wyobrazić pierwszego miesiąca po operacji... będę wtedy delikatniejsza niż jajko... i ten strach żeby nie popsuć tego co naprawili... Czuję, że będzie ciężko. Ale dam radę :) inni dali to i ja dam ;D właściwie muszę.
AgaW - Wto 22 Sty, 2013

madziulaklb napisa/a:
jedyne co, to nie umiem sobie wyobrazić pierwszego miesiąca po operacji

Z drugiej strony miesiąc to tylko 4 tygodnie, będziesz wtedy dużo odpoczywać, zorganizuj sobie coś do czytania, jakieś filmy do oglądania-coś co lubisz a na co zawsze brakło Ci czasu itd. Pozwolisz się sobą bardziej opiekować innym osobom i dasz sobie wtedy na luz zbierając siły. Wtedy nie będzie aż tak źle, a największą radością będzie każdy nawet drobny postęp w powrocie do sprawności-a postępy będą :)

aga.t. - Wto 22 Sty, 2013

madziulaklb napisa/a:
Niby dużo czytałam, szczególnie tu na forum, niby starałam się poznać jak najwięcej historii, jednak to nie to samo co poznać coś na własnej skórze. Więc pewnie stąd te wszystkie moje obawy..

Jaka mądra dziewczynka - to prawda, że teoria a praktyka to często dwie różne rzeczy ;)
madziulaklb napisa/a:
jedyne co, to nie umiem sobie wyobrazić pierwszego miesiąca po operacji...

AgaW podpowiedziała co wtedy możesz robić, wykorzystaj ten czas dla siebie i pozwól obchodzić się z Tobą jak z jajkiem ;) Potem będziesz w dużej mierze liczyć na siebie bo nikt za Ciebie nie będzie się rehabilitował :)
madziulaklb napisa/a:
Dziś jest mi lepiej

I to mnie cieszy i mam nadzieję, że takich dni będzie więcej :) Pozdrawiam serdecznie!

Dobra_Wrozka - Sro 23 Sty, 2013

sj410 - daj znac gdzie udalo Wam sie dostac i jak tam rozwija sie sytuacja. To pomoze innym w podobnej sytuacji w znalezieniu pomocy z zewnatrz.
madziulaklb - Sro 23 Sty, 2013

AgaW napisa/a:
będziesz wtedy dużo odpoczywać, zorganizuj sobie coś do czytania, jakieś filmy do oglądania-coś co lubisz a na co zawsze brakło Ci czasu itd.
o tym nie pomyślałam :) To rzeczywiście idealny czas na to, na co ciągle brakuje mi czasu ;D Aż się rozejrzałam po pokoju i zauważyłam ile czeka na mnie nieprzeczytanych książek :)

aga.t. napisa/a:
Jaka mądra dziewczynka
staram się :D
aga.t. napisa/a:
I to mnie cieszy i mam nadzieję, że takich dni będzie więcej
też mam taką nadzieję :)

AgaW, aga.t., jesteście kochane :) Dziękuję Wam bardzo :)

sj410 - Czw 24 Sty, 2013

Dobra_Wróżko moja mama przewróciła się na schodach przed kościołem.
Biedna doszła jeszcze z koleżanką do autobusu i koleżanka
zadzwoniła po pogotowie. To było 30 grudnia a 3 stycznia miała operację.
Ze szpitala dostała tylko wypis i koniec szpitalnej pomocy.
Ja z wypisem poszłam do lekarza rodzinnego, żeby dał
skierowanie na jakąś rehabilitację. U nas we Włocławku jest Szpital rehabilitacyjny
i są tam trzytygodniowe turnusy rehabilitacyjne ale zapisy dopiero 18 lutego
i trzeba czekać trzy miesiące w kolejce. Załatwiłam mamie w prywatnym centrum rehabilitacji
na Fundusz Zdrowia 20 półgodzinnych sesji rehabilitacyjnych. Gdyby nie znajoma znajomej
to czekałabym do lipca. Koszmar :eek: :wall: :shoot:
Te ikonki obrazują mój stan wewnętrzny na całą tą sytuację.
Pozdrawiam serdecznie Hania

AgaW - Czw 24 Sty, 2013

SJ, tak to my pacjenci mamy wszyscy. Rehabilitacja to najczęsciej nasz problem i sami musimy się o nią troszczyć. Fajnie, że to załatwiłaś :) Oby tam na nfz mieli pojęcie o tym jak powinna wyglądać skuteczna rehabilitacja. Jeśli w tym temecie chcesz wiedzieć więcej, to dział o rehabilitacji zawiera wiele informacji. Trzymam kciuki, że Twoja mama niedługo poczuje się lepiej, pierwszy miesiąc jest najtrudniejszy i fizycznie i psychicznie dla większości. Potem już wszystko zaczyna być prostsze :) Pozdrawiam !
Dobra_Wrozka - Pi 25 Sty, 2013

sj410 napisa/a:
Załatwiłam mamie w prywatnym centrum rehabilitacji
na Fundusz Zdrowia 20 półgodzinnych sesji rehabilitacyjnych. Gdyby nie znajoma znajomej
to czekałabym do lipca.


SJ, Hania, i dobrze, badz z siebie zadowolona, ze mialas oczy otwarte, zasluga Twoja, ze pytalas innych i po nitce do klebka. Pytanie o pomoc, branie i dawanie, oznacza, ze jestesmy wszyscy czescia jednej calosci: rodziny, spoleczenstwa. Absurdem jest samemu wszystko robic bez organizowania sobie wsparcia!
A co z pomoca psychologiczna ( psychiatra, psycholog) dla Mamy? A moze sama tez potrzebujesz?

sj410 - Sro 30 Sty, 2013

Dobra_Wróżko z moją mamą psychicznie jest już lepiej.
Rano zażywa sobie lek Neopersen i widzę, że jest poprawa.
Nie płacze, nastrój ma już dużo lepszy. Ćwiczy z rehabilitantką
a później powtarzamy ćwiczenia. Sama robi sobie śniadania i kolacje
ja robię obiady, zakupy, sprzątam i piorę.
Wszystko byłoby ok gdyby nie to, że jak pokaże się jakaś
dolegliwość to już jest strach czy to czasami nie jest
jakieś powikłanie po operacji. Ostatnio spuchły jej nogi.
Rehabilitantka poradziła trzymać je na poduszce.
Dziś mamie drętwieją usta. Sama już nie wiem co o tym sądzić.
Szukałam w sieci ale od nawału informacji to można się choroby nabawić.
Hania

AgaW - Sro 30 Sty, 2013

Czyli powoli sytuacja się normuje, łagodne leki wystarczająco wspierają powrót do normalności :ok:
Będzie coraz lepiej :)
Super, że mama ćwiczy :ok:
Co do objawów to strach jest naturalny, na początku wszyscy są bardzo ostrożni, w miarę upływu czasu od operacji mama nie będzie już tak się bać.
Co do drętwiących ust-może ktoś znający się na rzeczy będzie umiał Wam coś podpowiedzieć.

sj410 - Sro 30 Sty, 2013

Dzięki AgaW. :-)
Bardzo się cieszę jak widzę mamę uśmiechniętą
i mówiącą, że jeszcze wsiądzie na rower.
Rana już się ładnie zagoiła i w związku z tym
mam pytanie. Nie mamy w domu prysznica czy już można
wejść do wanny i się umyć oczywiście bez długiego moczenia się
w wodzie.
Pozdrawiam Hania :-)

AgaW - Sro 30 Sty, 2013

Jestem pewna że mama jeszcze pojeżdzi na rowerze :ok: Rower byłby najlepszy bez wysokiej ramy.
Z kąpielą-jeśli szew jest zdjęty to spokojnie może się kąpać :) Jeśli nie to osłoń go folią. Przy kąpieli uważajcie przy wchodzeniu i wychodzeniu z wanny aby nie wykonywać nadmiernego zgięcia w biodrze w stosunku do tułowia ( bo to krótko po zabiegu ), można umyć się bezpiecznie na siedząco.
Kąpiel napewno mamie poprawi dodatkowo nastrój, większość pacjentów gdy już może się kąpać po zabiegu czuje się od razu zdrowiej i silniej :)
Nie wiem czy czytałaś temat z dz.ogólnego o przygotowaniu domu do powrotu ze szpitala - są tam wskazówki pomocne, pomysły przydatne w początkowym okresie po operacji.

AgaW - Pi 15 Lut, 2013

Sj, minęło trochę czasu - jak samopoczucie Twojej mamy ?
sj410 - Czw 14 Mar, 2013

Przepraszam, że tak długo nie pisałam. Byłyśmy z mamą 27 lutego na badaniu kontrolnym
po operacji. Pan doktor gdy zobaczył jak mama żwawym krokiem z kulami pod pachą
wkroczyła do gabinetu to zrezygnował z rtg. Dostała mama natomiast skierowanie
od niego do szpitala rehabilitacyjnego. Pani kierownik tejże placówki po obejrzeniu mamy
i zadaniu jej kilku ćwiczeń orzekła ,iż mamie nie jest potrzebna rehabilitacja.
Kazała tylko powtarzać sobie samej te same ćwiczenia co robiła z nią
rehabilitantka przez 20 wizyt. Mama robi w domu już wszystko to co robiła
przed połamaniem się. Czyli to wszystko co kobieta-Polka robi w domu.
Tylko nie kuca, podłogi myje mopem a nie jak kiedyś ścierką. Co prawda nie jest z tego zadowolona
bo mop nie dotrze do wszystkich zakamarków. Na zakupy chodzi już sama.
Potem dzwoni domofonem i tata schodzi po siateczkę.
W sobotę idziemy do fryzjera. Ja jestem pod wielkim wrażeniem. Normalnie wcięło mnie
to co mama już wyprawia. Ale cieszę się, że taki stan jak pisałam w pierwszym poście nie trwał
długo. Mama jest w dobrej kondycji i fizycznej i psychicznej Teraz czekamy na wiosnę.
Bardzo dziękuję za tak wspaniałe Forum jak Bioderko, które dostarczyło mi
wiele informacji jak pomóc takiej osobie jak moja mama.

Pozdrawiam serdecznie Hania

AgaW - Czw 14 Mar, 2013

Sj410-bardzo - ale to bardzo cieszę się razem z Tobą że Twoja mama tak dobrze sobie radzi :ok:
Nie spodobał mi się olewczy stosunek i podejście do tematu rehabilitacji osób u których mama była - cóż...typowy system nfz....
Dobrze by było, gdyby co jakiś czas obejrzał ją dobry terapeuta, bo to krótki okres i być może mama powinna poćwiczyć coś jeszcze aby ten dobry stan trwał. Zwróć uwagę na to.
Pozdrawiam Ciebie i Twoją mamę, to bardzo miło że nasze Forum Wam pomogło :)

sj410 - Czw 14 Mar, 2013

Dziękuję Agnieszko, zwrócę uwagę. Teraz tylko jak mam znaleźć dobrego
terapeutę we Włocławku? Nie znam nikogo kto miałby taki problem.
Nie wiem, może rzucić pytanie na portalu naszego miasta?
Zaczynam szukać.

Pozdrawiam Hania

AgaW - Czw 14 Mar, 2013

Możesz zapytać na Forum tutaj, w poszukiwaniach terapeuty, może ktoś coś Ci podpowie.
Bardzo dużo różnych informacji na temat rehabilitacji znajdziesz w osobnym dziale Forumowym-Kącik Rehabilitacji, jest tam pomocny temat jak szukać terapeuty :)
Poszukaj też w internecie, ja znalazłam w necie taki namiar: pracują tam na tkankach,stosują wiele pomocnych metod-tutaj-może zadzwoń i zapytaj? Zaczęłabym od nich :)

madziulaklb - Pi 29 Mar, 2013

Dziś dowiedziałam się, że do mojej operacji już naprawdę niewiele czasu zostało (około 1,5 miesiąca).. cały dzień mam dosłownie milion myśli na minutę, sto milionów emocji... z jednej strony cieszę się przeogromnie, wreszcie przestanie boleć, wreszcie coś pójdzie do przodu.. a z drugiej strony mam ochotę usiąść w kącie i płakać. Boję się, tego jak będzie, tego jak będzie się wszystko goić, jak będzie śmigało moje nowe bioderko, jak to w ogóle będzie.. boję się o szkołę, muszę odwiedzić dziekana, porozmawiać z wykładowcami.. szczerze liczę, że pójdą mi na rękę, choć boję się, że nie będzie po mojej myśli. Tylu emocji, tylu myśli na raz dawno nie miałam. Ciągle powtarzam sobie co ma być to będzie, a przecież musi być dobrze. Prawda?
AgaW - Pi 29 Mar, 2013

madziulaklb napisa/a:
szczerze liczę, że pójdą mi na rękę, choć boję się, że nie będzie po mojej myśli

Odsuń myśli i idź to załatw, poczujesz się spokojniejsza.
madziulaklb napisa/a:
Ciągle powtarzam sobie co ma być to będzie, a przecież musi być dobrze

I będzie dobrze :) Już niedługo będziesz po i będziesz mogła odzyskiwać sprawność rehabilitując się.

kinga - Pi 29 Mar, 2013

madziulaklb napisa/a:
Boję się, tego jak będzie, tego jak będzie się wszystko goić, jak będzie śmigało moje nowe bioderko, jak to w ogóle będzie.

nie skupiaj się na tym... bo w tej chwili i tak nie masz na to wpływu
ciesz się, że w końcu masz szybszy termin - o to chodziło, prawda?
skup się na załatwianiu poszczególnych rzeczy przed zabiegiem
skup się na chwili obecnej - świątecznej - ciesz się i spędzaj miło chwile :)

madziulaklb - Pi 29 Mar, 2013

AgaW napisa/a:
Odsuń myśli i idź to załatw,
zaraz po przerwie świątecznej wszystko idę załatwić :) im szybciej tym lepiej.
AgaW napisa/a:
Już niedługo będziesz po i będziesz mogła odzyskiwać sprawność rehabilitując się.
już nie mogę się doczekać! :) )
kinga napisa/a:
ciesz się, że w końcu masz szybszy termin - o to chodziło, prawda?
dokładnie tak. Tylko w szoku jestem, że tak szybko :) Mondey pisała, że do niej zadzwonili po 2 miesiącach, a u mnie minęło 20 dni. Więc to dosłownie radość przepleciona zdziwieniem, że tak szybciutko znaleźli dla mnie termin :)
kinga napisa/a:
skup się na załatwianiu poszczególnych rzeczy przed zabiegiem
tylko wrócę z wizyty u anestezjologa i zamierzam się za to brać. Teraz w święta już nie będę zawracać nikomu głowy :)

AgaW, kinga dziękuję Wam! :) wesołych i zdrowych świąt życzę :)

kinga - Pi 29 Mar, 2013

madziulaklb napisa/a:
Teraz w święta już nie będę zawracać nikomu głowy :)

Madziu mi raczej chodzi o to, byś Ty sama sobie-swojej głowie dała ulgę :wink: i nie myślała za dużo :)

madziulaklb - Pi 29 Mar, 2013

kinga napisa/a:
Madziu mi raczej chodzi o to, byś Ty sama sobie-swojej głowie dała ulgę :wink: i nie myślała za dużo :)
staram sie :) wiadomo, nie da sie tak totalnie nie myslec, a jak juz zaczynam to staram sie szukac jak najwiecej pozytywow :)
AgaW - Pi 29 Mar, 2013

madziulaklb napisa/a:
staram sie szukac jak najwiecej pozytywow

I tak trzymaj :ok:

Cyryl - Sob 30 Mar, 2013

chciałem się posłużyć przykładem Lindsey Vonn narciarka alpejska, w zasadzie zdobyła wszystko co było do zdobycia, wielokrotna medalistka olimpijska, mistrzostw świata itp.
w lutym miała wypadek w skutek którego zerwała więzadała kolanowe i złamała glówkę kości piszczelowej. dla 30-letniej narciarki, mającej w dorobku wszelkie trofea, powinno być to sygnałem do zakończenia kariery.

nic z tego, ona nie tylko, że chce wrócić na stok, ale zdążyć na Olimpiadę w Soczi i po to aby wygrać.

dzisiaj z nogą w gipsie trenuje na siłowni 7 godzin dziennie.

na jej fcebooku mozna obejrzeć jej kolano po operacji

senior 70 - Sro 07 Maj, 2014

Zauważyłem jedno, że kondycja psychiczna ma duże znaczenie i muszę tutaj powiedzieć, że zwykle to kobiety są silniejsze. Starszy mężczyzna senior, często się poddaje i nie walczy, kobiety jakoś szybciej podejmują walkę. Kto tutaj jest tą słabszą płcią? Niestety mężczyźni są jak mimozy, muszę to z przykrością stwierdzić, choć sam jestem mężczyzną.
AgaW - Czw 08 Maj, 2014

senior 70 napisa/a:
Starszy mężczyzna senior, często się poddaje i nie walczy

Tak naprawdę to tylko od nas zależy wybór jak podejdziemy do tematu. W każdym wieku można być młodym duchem i konstruktywnie podchodzić do problemów. Że większość osób tego nie robi (z różnych przyczyn) to nie znaczy że tak nie można postępować-dla swojego dobra i można i trzeba :)

Cyryl - Czw 08 Maj, 2014

ja tam nie czuję się ani starszy, ani się poddawać, teraz mam bardzo ciężki okres, praca od 7:00 do 19:00, a potem trening. szczerze mówiąc o wiele lepiej czuję się na sali z młodymi (25-35 lat) niż z rówieśnikami.

a przypomniał mi się dowcip, jak dwóch starszych panów pożegnawszy trzeciego wymienia się wrażeniami:
"straszny nudziasz, na nic nie choruje".

Nuta - Sro 14 Maj, 2014

"Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono"

Dobrze nam mówić o tym, jakimi powinniśmy być w podeszłym wieku: że zawsze można być młodym duchem i z dobrą kondycją, itp. Oby tak było.
Teraz mam się nieźle z moimi przeżytymi latami. I nie wiem, absolutnie nie wiem, jaka będę za 10, 20 lat. Niestety, obserwując ludzi starych, jedno wiem - jaką nie chciałabym być. Bo więcej w nich goryczy, uporu, zapiekłości, rezygnacji, egoizmu niż radości, otwartości, wewnętrznej wolności, pobłażliwości dla ludzkich wad, empatii. Nie uogólniam - tak jest w moim otoczeniu.
Jestem na skraju starości - i naprawdę nie wiem, jaka będę. Czy wystarczy mi determinacji w zachowaniu dobrej kondycji psychicznej i fiz. I czy to tylko ode mnie zależy? A może nie?

pasiflora - Sro 14 Maj, 2014

Nuta, kochana nie marudź :wink: Ty zawsze będziesz fantastyczna!
jacky6 - Sro 14 Maj, 2014

Nuta napisa/a:

Teraz mam się nieźle z moimi przeżytymi latami. I nie wiem, absolutnie nie wiem, jaka będę za 10, 20 lat. Niestety, obserwując ludzi starych, jedno wiem - jaką nie chciałabym być. Bo więcej w nich goryczy, uporu, zapiekłości, rezygnacji, egoizmu niż radości, otwartości, wewnętrznej wolności, pobłażliwości dla ludzkich wad, empatii. Nie uogólniam - tak jest w moim otoczeniu.
Jestem na skraju starości - i naprawdę nie wiem, jaka będę.

domyślam się jeno jak dawno Cię ochrzczono...
widzę, że się miotasz w widzeniu i niewidzeniu ...
czy Twoje "obserwacje" są naprawdę słuszne, zbawienne i trafne ?
prognoza dla Ciebie - jak dojdziesz chwil swoich - będziesz - cytuję w przeróbce Twoje słowa - " pełna uporu, zapiekłości, rezygnacji, egoizmu niż radości, otwartości, wewnętrznej wolności, pobłażliwości dla ludzkich wad, empatii"
poczujesz to dopiero w "swoim czasie" - a to - zaboli ...
:)

Dobra_Wrozka - Sro 14 Maj, 2014

Starosc to przezywanie straty za strata, zdrowia, sil, bliskich, pieniedzy, znaczenia...patrzac tylko materialistycznie i egocentrycznie to straszna perspektywa. Trzeba umiec tracic, uczyc sie tracic.
jacky6 - Sro 14 Maj, 2014

Dobra_Wrozka napisa/a:
Starosc to przezywanie straty za strata, zdrowia, sil, bliskich, pieniedzy, znaczenia...patrzac tylko materialistycznie i egocentrycznie to straszna perspektywa. Trzeba umiec tracic, uczyc sie tracic.


nie koniecznie....
to jest krzywa Gaussa żywota...
po prostu trzeba mieć świadomość odchodzenia - ustępowania miejsca młodszym...

to jest bardzo trudne ale nie jest niemożliwe ...

wszystko ma swój początek i koniec...

:hump:

Dobra_Wrozka - Sro 14 Maj, 2014

O to mi wlasnie chodzi.
To jest trudne, bo nawet nie wiadomo gdzie dotknac tych tematow. W tv hipnotyzujace seriale, natarczywe reklamy suplementow...

Cyryl - Czw 15 Maj, 2014

dla mnie takie toki myślenia są nie bardzo do ogarnięcia: jakie straty, jakie odchodzenia, jakie ustępowanie miejsca młodszym?

to strasznie zero-jedynkowe.

każdy etap życia ma swoje blaski i cienie. to tak jakby ktoś w życiu studenckim doszukiwał się uroków życia przedszkolaka.

oczywiście mam świadomość śmierci, ale gdybym z tą świadomością podejmował wszelkie działania w życiu, to dawno dałbym sobie spokój.

dlaczego człowiek doświadczony nie może być uzupełnieniem młodych ludzi?
mimo swojej fizycznej ułomności w stosunku do młodych zawodników jestem akceptowany na boisku, bo przydaje się w drużynie gość, który uspokoi, doradzi, ustawi. nie dlatego gdy gram z młodszymi jestem lepiej akceptowany, że jestem lepszy od rówieśników, ale dlatego że nie postrzegam siebie jako dostojnego starca i chłopcy traktują mnie jak rówieśnika. to nie jest kwestia sprawności fizycznej, ale raczej pogody ducha. jak nie będę już mógł grać to będę pomagał z ławki.

w pracy nie jestem stachanowcem, ale większość moich młodszych kolegów często zwraca się do mnie o porady. i to jest bardzo fajne. nie widzę w tym nic trudnego.

w dojrzałym wieku jest sporo zalet: nie muszę pędzić, to co dla młodych jest trudne do osiągnięcia mam już to za sobą, błędy i potknięcia również mnie nie dotyczą.

trzeba się cieszyć z tego co się ma, a nie biadolić.

starość według mnie jest trochę jak choroba, jednych potrafi uszlachetnić, zwiększyć ich wrażliwość, wzbogacić sposób postrzegania, a z drugich wyzwolić złość i pretensje do świata - dlaczego ja?

starość daje nam tego czego nigdy nie doświadczy młody człowiek: spojrzenia na każdy problem z dystansem poprzez wieloletnie doświadczenia. i to też trzeba docenić. gdyby z wiekiem przybywałoby człowiekowi nie mądrości ale głupoty, to byłoby czym się martwić.

to nie choroby i wiek mają rządzić naszym zachowaniem, ale my sami i wtedy można się czuć panem życia (które co prawda jest ograniczone), ale panem nie sługą.

kinga - Czw 15 Maj, 2014

Cyryl napisa/a:
to nie choroby i wiek mają rządzić naszym zachowaniem, ale my sami i wtedy można się czuć panem życia (które co prawda jest ograniczone), ale panem nie sługą.
Powiedz to ludziom starszym z demencją.
AgaW - Czw 15 Maj, 2014

Cyryl napisa/a:

każdy etap życia ma swoje blaski i cienie (...)oczywiście mam świadomość śmierci, ale gdybym z tą świadomością podejmował wszelkie działania w życiu, to dawno dałbym sobie spokój.
(...)trzeba się cieszyć z tego co się ma,
starość według mnie jest trochę jak choroba, jednych potrafi uszlachetnić, zwiększyć ich wrażliwość, wzbogacić sposób postrzegania, a z drugich wyzwolić złość i pretensje do świata - dlaczego ja? (...)
to nie choroby i wiek mają rządzić naszym zachowaniem, ale my sami i wtedy można się czuć panem życia

Podpisuję się pod tym.
Możemy sami kreować swoje myślenie i życie a możemy pozwalać sobie na to by nam to narzucano w jakiś sposób. Tylko od nas zależy każdy wybór na zasadzie "chcesz być szczęśliwy to po prostu bądź".

Iza - Czw 15 Maj, 2014

AgaW napisa/a:
Cyryl napisa/a:

każdy etap życia ma swoje blaski i cienie (...)oczywiście mam świadomość śmierci, ale gdybym z tą świadomością podejmował wszelkie działania w życiu, to dawno dałbym sobie spokój.
(...)trzeba się cieszyć z tego co się ma,
starość według mnie jest trochę jak choroba, jednych potrafi uszlachetnić, zwiększyć ich wrażliwość, wzbogacić sposób postrzegania, a z drugich wyzwolić złość i pretensje do świata - dlaczego ja? (...)
to nie choroby i wiek mają rządzić naszym zachowaniem, ale my sami i wtedy można się czuć panem życia

Podpisuję się pod tym.
Możemy sami kreować swoje myślenie i życie a możemy pozwalać sobie na to by nam to narzucano w jakiś sposób. Tylko od nas zależy każdy wybór na zasadzie "chcesz być szczęśliwy to po prostu bądź".


Ja również się pod tym podpisuję. Życie jest za krótkie, aby biadolić i narzekać "dlaczego ja?" czy "dlaczego mnie?".
Cieszmy się z każdej chwili, bo każdy etap w życiu ma swoje plusy.

Cyryl - Czw 15 Maj, 2014

kinga napisa/a:
Cyryl napisa/a:
to nie choroby i wiek mają rządzić naszym zachowaniem, ale my sami i wtedy można się czuć panem życia (które co prawda jest ograniczone), ale panem nie sługą.
Powiedz to ludziom starszym z demencją.


wiem, że demencja czeka mnie prędzej czy później w mniejszym lub większym stopniu, ale czy mam żyć czekając na nią?
drugą sprawą jest to, że mózg można ćwiczyć jak mięśnie. wiem, że jak przyjdzie choroba to nic nie da, ale czy już dzisiaj mam zakładać najgorsze jutro.

poza tym Kinga, ale ja nie chcę zmieniać postępowania innych, chcą być starcami, niech będą, ich wolny wybór - nie mam na to wpływu.
ale mam wpływ na swoje postępowanie i sam robię jak uważam.

kolejna sprawa, to sama wybierasz wzorce. dla mnie wzorem jest kiedyś tu wspominany mój dużo starszy kolega z siatkówki - Gienio. dawno już w siatkówkę nie gra, ale przychodzi popatrzeć, gra w szachy, u niego w domu koledzy spotykają się na brydżu, jeździ na rowerze, pływa, choć Gienio ma już ponad 90 lat.

oczywiście można przeciwstawić jemu setkę 50-latków z demencją i każdy może sobie wybrać kogo chce naśladować.

kinga - Czw 15 Maj, 2014

Cyryl napisa/a:
poza tym Kinga, ale ja nie chcę zmieniać postępowania innych, chcą być starcami, niech będą, ich wolny wybór - nie mam na to wpływu.

Nie rozumiem jak to się ma do mojej uwagi o demencji i o tym, że często właśnie to choroby i wiek decydują o naszym zachowaniu. I niestety często nie zależy to od nas samych.

I nie pisałam nic o naśladowaniu nikogo, więc proszę nie imputuj mi takich słów.

Cyryl - Czw 15 Maj, 2014

nie wiem, może źle to ująłem.

ja napisałem jak ja postrzegam świat, siebie i jak postępuję, a Ty piszesz mi o ludziach z demencją.
OK, ale co oni mają do mnie?
są nie przeczę, ale to nie ma najmniejszego związku ze mną.

to tak jakbyś cieszyła się z nowo zakupionego roweru, a ja bym napisał: a w Radomiu Kowalskiemu ukradli samochód.

dzisiaj masz wiosnę, jest pięknie. z tego należy się cieszyć. i co z tego, że masz świadomość iż za 3-4 miesiące będzie jesień?
czy masz już dzisiaj tym sobie zaprzątać głowę?
przyjdzie jesień, będzie chlapa, będzie zimno, ale mimo wszystko wtedy będę szukał piękniejszych stron tej pory roku.

kinga - Czw 15 Maj, 2014

Cyryl napisa/a:
są nie przeczę, ale to nie ma najmniejszego związku ze mną.

może nie z Tobą, ale odniosłam się do Twoich słów:
Cytat:
to nie choroby i wiek mają rządzić naszym zachowaniem, ale my sami i wtedy można się czuć panem życia (które co prawda jest ograniczone), ale panem nie sługą.

i zwróciłam uwagę, że człowiek nie zawsze jest panem swojego życia
ot, luźna uwaga

Nuta - Czw 15 Maj, 2014

Cyryl, nie masz demencji i nie wiesz jak to jest - i tyle.

Piszemy o starości, o zachowaniu kondycji, o możliwościach, o wzorcach - ale z własnej pozycji " tu i teraz"!
Co ty wiesz o starości, jeżeli jej nie doświadczasz.

Zgadzam się z Wróżką - to chyba bardzo trudne godzić się na straty w starszym wieku.
No to mamy przed sobą niezłe wyzwanie! Każdy!

Cyryl - Czw 15 Maj, 2014

Nuta napisa/a:
Cyryl, nie masz demencji i nie wiesz jak to jest - i tyle.

Piszemy o starości, o zachowaniu kondycji, o możliwościach, o wzorcach - ale z własnej pozycji " tu i teraz"!
Co ty wiesz o starości, jeżeli jej nie doświadczasz.

Zgadzam się z Wróżką - to chyba bardzo trudne godzić się na straty w starszym wieku.
No to mamy przed sobą niezłe wyzwanie! Każdy!


zgadza się: nie mam demencji, więc znaczy to, że od pierwszej komunii mam każdą wolną chwilę poświęcać myśleniu o starości i demencji?

gdy miałem 20 lat, osoby 35-letnie grające w siatkówkę były dla mnie starcami, gdy poszedłem na salę gdzie grali 50-latki postrzegałem to jak trupiarnię (dosłowne określenie mojego kolegi). wtedy stwierdziłem, że gdybym miał tak kaleczyć siatkówkę wolałbym dać sobie spokój.
dzisiaj mam prawie 60 lat i gram gorzej od tych 50-latków i daje mi to mnóstwo radości.

każdy rok, to utrata sprawności, motoryki, siły, wytrzymałości. i takie osoby jak ja widzą to najwyraźniej, bo mogę zmierzyć w centymetrach (wyskoku), kilogramach (na siłowni) i sekundach (w testach motorycznych).
doświadczam starości jak każdy inny człowiek może nawet wyraźniej i boleśniej, bo więcej tracę, ale trochę inaczej ją odbieram. z uśmiechem.

Nuta - Czw 15 Maj, 2014

No i o to chodzi - z uśmiechem!
I nigdzie nikt nie napisał, ze masz się zamartwiać demencją i starością.
Nie zamartwiaj się!
To nie o to chodzi w tej dyskusji.

Cyryl - Pi 16 Maj, 2014

Nuta napisa/a:
Cyryl, nie masz demencji i nie wiesz jak to jest - i tyle...

...Co ty wiesz o starości, jeżeli jej nie doświadczasz....

...No to mamy przed sobą niezłe wyzwanie! Każdy!...

..I nigdzie nikt nie napisał, ze masz się zamartwiać demencją i starością...


więc jak to powyżej odczytać?

przede wszystkim jest to temat o kondycji psychicznej, nie fizycznej.
z niektórych wypowiedzi wynika, że po utracie sprawności fizycznej czy młodości, kondycja psychiczna musi lec w gruzach.
a mi się wydaje, że zdrowie, młodość ma wpływ na psychikę, ale nie może nami rządzić.
czy schorowany, sklerotyczny staruszek stojący nad grobem nie może być optymistą?

to my mamy kreować swoją kondycję psychiczną niezależnie od warunków zewnętrznych.

Wy piszecie o warunkach zewnętrznych, na które nie mamy wpływu, a ja o kondycji psychicznej na którą mamy wpływ.
więc co lepiej robić: biadolić na upływającym czasem i czekającymi nas chorobami, czy cieszyć się z tego co mamy, wzmacniając swoją psychikę.

jacky6 - Pi 16 Maj, 2014
Temat postu: byt kształtuje świadomość...
ktoś to kiedyś powiedział...
zrozumienie przychodzi dopiero wtedy, gdy wkracza się do danej strefy wiekowej...
jedni wcześniej, inni później...
jedni się załamują, inni prosto z parkietu do kuferka...
wesołe jest życie staruszka ...

:roll: 8DDW :roll:

Dobra_Wrozka - Pi 16 Maj, 2014

"my mamy kreować swoją kondycję psychiczną niezależnie od warunków zewnętrznych.

Wy piszecie o warunkach zewnętrznych, na które nie mamy wpływu, a ja o kondycji psychicznej na którą mamy wpływ.
więc co lepiej robić: biadolić na upływającym czasem i czekającymi nas chorobami, czy cieszyć się z tego co mamy, wzmacniając swoją psychikę."

- WZMACNIAC Psychike i Ducha, po to jest starosc. Widzialam taka sytuacje w hospicjum: dorosle dzieci - lekarze,
"wymieniali" matce, ktora juz byla w hospicjum, co sie dalo. Wstawili zoladek czy cos w tym rodzaju, zeby mogla jesc i inne
rzeczy organizowali. W koncu wyznala, zeby juz sobie poszli, ona chce wzmocnic psychike i spokojnie sie zwinac i odejsc :)

Iza - Pi 16 Maj, 2014

Dobra_Wrozka napisa/a:
W koncu wyznala, zeby juz sobie poszli, ona chce wzmocnic psychike i spokojnie sie zwinac i odejsc :)


Z wiekiem człowiekowi zmieniają się potrzeby i dojrzewa to pewnych sytuacji. Myślę, że starość też ma swój moment gdy decydujemy, że chcielibyśmy już odejść. Matka natura obmyśliła wszystko doskonale. Dlatego warto cieszyć się z drobnych rzeczy, których doświadczamy na co dzień.

"cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest..."

kinga - Pi 16 Maj, 2014

Iza napisa/a:
Matka natura obmyśliła wszystko doskonale

Z tym nie zgodzę się nigdy. Matce Naturze/ Panu Bogu - starość się nie udała.
Oczywiście, że są przypadki, gdzie starość jest znośna itp.
Iza napisa/a:
Myślę, że starość też ma swój moment gdy decydujemy, że chcielibyśmy już odejść.

Tak, to by było wspaniałe, gdyby było prawdziwe.

jacky6 - Pi 16 Maj, 2014



ponoć na starość dziecinnieje się...

:lol: 8DDW :lol:

Iza - Pi 16 Maj, 2014

kinga napisa/a:
Matce Naturze/ Panu Bogu - starość się nie udała.
Oczywiście, że są przypadki, gdzie starość jest znośna itp.


kinga czy myślisz, że starym ludziom w pełni sił, zdrowym i szczęśliwym byłoby łatwiej odchodzić?

Cyryl - Pi 16 Maj, 2014

to że naturze/Bogu starość się nie udała to jedno, a jak my to wykorzystamy to drugie.
a to są zupełnie oddzielne sprawy.

esca - Sob 17 Maj, 2014

Cytat:
ponoć na starość dziecinnieje się..
toż to prawda najprawdziwsza. :mrgreen:
Wszak wiadomo, że życie zaczyna się po 50-tce. :-P
Potem już z górki :arrow: 49, 48, 47.........

:brawo: :jupi:
Pozdrawiam serdecznie i zdrówka życzę.

Iza - Sob 17 Maj, 2014

esca napisa/a:
Wszak wiadomo, że życie zaczyna się po 50-tce. :-P
Potem już z górki :arrow: 49, 48, 47.........

:brawo: :jupi:
Pozdrawiam serdecznie i zdrówka życzę.


I tego się trzymajmy :clap: :sugoi:

maaly-22 - Wto 22 Lip, 2014

Mam problem natury pszychicnej poniewaz początkiem czerwca zmarła moja Babcia którą lubiałem szanowałem ......pogrzeb był dokładnie w 2 rocznice mojego wypadku nawet godzina sie zgadzała nie wiem czy co o minuty ale chyba tak . Postanowiłem napiszać otym poniewaz wruciły wszpomnienia jak i tez myśle otym często czy to miał być znak dlamnie ,bo babcia w przeciągu 2 miesięcy przestała być samodzielna i chodzić . W dodatku 2 lata temu ja przezyłem gdzie lekarze widząc wyniki po wypadku przygotowywali rodzine na najgorsze , nawet ordynator szpitala w którym wyciągli mnie z obrazeń po wypadku mówił rodzinie nie pytajcie kiedy bęzie chodził i czy będzie chodził dziękujcie Bogu ze przezył i żyje . W tym samym czasie co ja byłem w szpitalu po wypadku trafił do szpitala tata mojej dziewczyny i nie stety po około 2 mieś. leczenia zmarł , w tym tez czasie w szpitalu był wójek wyszedł razem zemną no w tym szamym czasie bo był w innym szpitalu tak jak i tata dziewczyny . Wójek zmarł rok pózniej a teraz babcia w dokładną date wypadku jak i tą samą godzine . To wszystko dało i daje mi do myślenia...ja zyje za co dziękuje Bogu ale tez myśle otym i myśle co Bóg chce mi przezto pokazać powiedzieć....To ze zyje jest jak zapałka wiem...
esca - Wto 22 Lip, 2014

maaly-22 napisa/a:
Postanowiłem napisać o tym poniewaz wróciły wspomnienia
maaly-22 napisa/a:
To wszystko dało i daje mi do myślenia..
stoooooooop!!!!! nie nakręcaj się. Żyjesz, i to jest najważniejsze.
maaly-22 napisa/a:
myśle o tym i myśle co Bóg chce mi przez to pokazać powiedzieć...
żebyś cieszył się życiem. Zrobił nóżki, zadbał o nie konkretnie (jeżeli są takie możliwości) był szczęśliwy i korzystał z życia.
Dostałeś drugą szansę, jesteś więc uparty a tylko uparci ludzie dochodzą do celu. Nie każdy to potrafi.
Masz więc pewnie jakieś zadanie do wykonania na tej ziemi. Bóg ma jakieś plany wzgl. twojej osoby. Może jeszcze dzisiaj o tym nie wiesz, ale przyjdzie czas.
Może będziesz przykładem dla innych, że naprawdę w życiu można wiele zdziałać jeżeli się bardzo, bardzo chce?
pozdr

Cyryl - Wto 22 Lip, 2014

gdy wzięliśmy ślub moja żona dziwiła się, że na pogrzeby w naszej rodzinie bierze się dzieci.
w mojej rodzinie pogrzeby są naturalnym elementem. człowiek rodzi się, starzeje i w końcu umiera. jeżeli kolejność jest zachowana, wszystko jest w ramach do zaakceptowania.
oczywiście chciałbym, aby moi dziadkowie, rodzice żyli wiecznie, ale nie zmienię świata.
ważne, aby zachować dobre wspomnienie po nich, a to po części jest rezultatem ich życia.

jeżeli w życiu akceptujemy narodziny, młodość, zdrowie, to musimy pamiętać że życie to całość i trzeba zaakceptować również starość, chorobę i śmierć.

maaly-22 - Wto 22 Lip, 2014

Cyryl nie o to mi chodzi bo to rozumie.........
AgaW - Wto 22 Lip, 2014

Mały, myślę że przede wszystkim nie ma sensu rozmyślać głęboko nad zbieżnością dat. Tak czasem jest że pewne daty stają się zbieżne, tak naprawdę nie myślimy nad zbieżnościami w codziennych sprawach a gdybyś obserwował zwykłe wydarzenia bez takiego ładunku emocjonalnego też zapewne dostrzegłbyś zbieżności. Tyle że na zbieżności dat w zwykłych sprawach nie zwracamy uwagi bo takich spraw nie rozpamiętuje się głęboko żyjąc tu i teraz.
Twoja Babcia zawsze pozostanie Ci bliska i dopóki będziesz o niej pamiętał zawsze jej część będzie blisko Ciebie. Podziękuj jej w myśli za wszystkie dobre rzeczy, za to że była. A potem spórz na swoje życie: jedni odchodzą a inni żyją dalej.
Dzięki tak trudnym doświadczeniom jakie przeszedłeś i z których wychodzisz na prostą myślę że masz za zadanie się nauczyć jak najlepiej, najpiękniej żyć doceniając i kochając swoje życie takim jakie jest. A przecież życie jest cudem :) Tak więc pozwól sobie na ciepłe wspomnienia o Babci i żyj pełnią życia ciesząc się każdym dniem i będąc otwartym na siebie samego i ludzi wokół-wtedy będziesz coraz bardziej wzbogacał się wewnętrznie :)

esca - Pon 28 Lip, 2014

Mały, a jak dzisiaj u ciebie z samopoczuciem?

Muszyna, piękne tereny, byłam.
A jak zrobię drugie bioderko :arrow: pojadę :mrgreen:
pozdr

aniabgd - Czw 31 Lip, 2014

jestem po rewizji, w trakcie której wymieniono mi tylko sróbki mocujace i wkłaadkę do panewki i po zwichnięciu, które nastapiło 3 tyg po wymianie. jestem sama z córką, własciwie bez rodziny i nie wiem, jak sobie poradze. A nie zapowiada sie szybki powrót do pracy. mam okropnego doła. prosba o dobre słowo
Dagny - Czw 31 Lip, 2014

Aniu! :hug:
Teraz bardzo ważne jest dla Ciebie pozytywne myślenie. Myśl o tym, że MUSI się dobrze skończyć i że jak się uprzesz, to po rehabilitacji i tak będziesz sprawna, bo Ty tak chcesz :hug:
Wiem, że to zaklinanie, ale jakież ono jest czasami skuteczne! Spróbuj.
aniabgd napisa/a:
jestem sama z córką, własciwie bez rodziny i nie wiem, jak sobie poradze.

Myślałaś, żeby zwrócić się do opieki społecznej po pomoc w tym znaczeniu, żeby ktoś zrobił zakupy, posprzątał...? Gminy mają fundusze na takie cele.

mprzepiora - Czw 31 Lip, 2014

aniabgd wiem, ze sytuacja w której się znalazłaś jest trudna. Ale na przekór losu uśmiechnij się, a zobaczysz, że ze wszystkim będziesz sobie radzić ;-)
W jakim wieku masz córkę? Może ona w czymś Cie wyręczy, pomoże?
Mnie syn bardzo dużo pomagał. Nawet w chwilach kiedy miałam "doła" potrafił do mnie dotrzeć i przywrócić mnie na tory pozytywnego myślenia.
Nie jesteś sama, masz córkę. To Twój najcenniejszy skarb. Taki skarb to najlepsza motywacja do tego, aby jak najszybciej wracać do sił.

Pomyśl tez o tym co napisała Dagny to bardzo dobry pomysł.
Buziaki :*

aga.t. - Czw 31 Lip, 2014

A ja spytam czy ktoś z forum nie mógłby wpaść z zakupami czy choćby na pogaduchy aby poprawić aniabgd humor?
Bioderka pomóżcie!

AgaW - Czw 31 Lip, 2014

Aniu, odbierz PW ode mnie. Pozdrawiam :hug:
Cyryl - Pi 01 Sie, 2014

aniabgd napisa/a:
...jestem sama z córką, własciwie bez rodziny...
...mam okropnego doła. prosba o dobre słowo


musisz na to spojrzeć inaczej: nie jesteś sama, ale z córką. masz córkę, a ona i Ty to już chyba rodzina?
czy wolałabyś być całkiem sama?

i już z tego powodu powinnaś lepiej się czuć psychicznie.

AgaW - Pi 01 Sie, 2014

Dokładnie tak!
Najbliższa Ci osoba będzie pomagać jak umie i będzie podpora.
Ważna będzie Twoja postawa wobec niej aby ona nie cierpiała, nie odbierała tej sytuacji że jesteście zdane na siebie, żeby nie czuła nadmiernej obciążającej presji obowiązku-ale żeby odebrała to maksymalnie pozytywnie, jako naukę samodzielności.
9-letnie dziecko naprawdę może wiele pomóc ale to wciąż tylko 9-letnie dziecko, każdo jedno w jakiś sposób przeżywa choć nie okazuje chorobę rodzica-tym bardziej że jesteście same. To inna sytuacja niż gdy w rodzinie jest więcej osób, prawie zawsze jest jakiś podświadomy lęk o rodzica, który ważne żeby nie przeszedł w jakiś rodzaj traumy.
Po powrocie do domu staraj się nie pokazywać jej jak bardzo jesteś bezradna w tym początkowym czasie, ona sama będzie to widzieć. Rozmawiaj z nią dużo że to przejściowy czas, że z każdym tygodniem będzie lepiej, że po wszystkim gdzieś wyjedziecie czy coś fajnego zrobicie. Ona musi czuć że Twoja choroba nie jest jakąś karą ale "obozem przetrwania" który się koczy a po którym jest się silniejszym. Będzie Ci czasem trudno ale jesteś jej matką, możesz w tym czasie nauczyć ją swoją postawą jak przyjmuje się trudności i znosi trudny czas. Staraj się uzyskać w domu radosną atmosferę, bądź pogodna i okazuj jej miłość za to że jesteście w tym czasie razem, doceniaj jej starania a jak jej coś nawet nie wyjdzie to śmiejcie się razem z tego.
Ten czas może umocnić Waszą więź a na córkę wpłynąć pozytywnie-może ona rozwinąć w sobie empatię i opiekuńczość.
Napewno będziesz z niej po wszystkim b.dumna :)

pasiflora - Sro 20 Sie, 2014

Psycholog podczas wykładu na temat zarządzania stresem przeszedł się po sali. Gdy podniósł szklankę z wodą, wszyscy pomyśleli że zaraz zada pytanie "czy szklanka jest w połowie pusta czy pełna". Zamiast tego, z uśmiechem na ustach, zapytał "ile waży ta szklanka?".

Odpowiedzi były różne, od 200 g do 0,5 kg

Psycholog odpowiedział: "Nie jest istotne ile waży ta szklanka. Zależy ile czasu będę ją trzymał. Jeśli potrzymam ją minutę to nie problem. Gdy potrzymam ją godzinę, będzie mnie boleć ręka. Gdy potrzymam ją cały dzień, moja ręka straci czucie i będzie sparaliżowana. W każdym przypadku szklanka waży tyle samo, jednak im dłużej ją trzymam tym cięższa się staje.

Kontynuował: "Zmartwienia i stres w naszym życiu są jak ta szklanka z wodą. Jeśli o nich myślisz przez chwilę nic się nie dzieje. Jeśli o nich myślisz dłużej, zaczynają boleć. Jeśli myślisz o nich cały dzień, czujesz się sparaliżowany i niezdolny do zrobienia czegokolwiek.

Pamiętaj by odłożyć szklankę.

dorotabeata - Sro 20 Sie, 2014

pasiflora
Jesteś świetna ;D

Cyryl - Czw 21 Sie, 2014

pasiflora napisa/a:
Zamiast tego, z uśmiechem na ustach, zapytał "ile waży ta szklanka?".

...Psycholog odpowiedział: "Nie jest istotne ile waży ta szklanka. Zależy ile czasu będę ją trzymał. ...


to jest manipulowanie laików fizyką. wagę określa się w kilogramach. natomiast pan psycholog myli wagę z czymś zupełnie innym. oczywiście, że ważna jest waga szklanki, bo gdyby ważyła powiedzmy 500kg, nie miałoby znaczenia jak długo ten pan chciałby ją trzymać.

podobną manipulację stosuje się w reklamacji np. braku internetu.
na moje zgłoszenie gość odpowiada:" w najszybszy możliwy sposób".
a według mnie czas mierzy się w sekundach, minutach, godzinach itp. natomiast taka odpowiedź gwarantuje usunięcie awarii w przedziale od zera do plus nieskończoności. czyli z równie precyzyjną odpowiedź można by uzyskać od głuchoniemego eskimosa.

AgaW - Czw 21 Sie, 2014

Cyryl napisa/a:
to jest manipulowanie laików fizyką.

To jest przenośnia. Na przykładzie przenośni nieraz dobrze jest wytłumaczyć /porównać jakąś sytuację.

Cyryl - Czw 21 Sie, 2014

no tak, ale przenośnia nie mająca nic wspólnego ze stanem rzeczywistym, bo najpierw facet pyta się o wagę, a późni mówi o całkiem innych rzeczach nie mających wiele wspólnego z wagą.

poza tym jak już mówimy o tym przypadku, szklanka nie może zmienić wagi, ale to jego siły się zmieniają.

pasiflora - Czw 21 Sie, 2014

Jeju Cyryl, ty to zawsze taki przyziemny jesteś. Tu kurcze nie chodziło o wagę ale o to aby od czasu do czasu odłożyć problemy. Nieważne jak do tego doszedł facet.
Wstawiając ten tekst chciałam wykazać , że jak będziemy żyć tylko biodrami to upadniemy na twarz bo możemy nie podołać. Czasem musimy wyluzować.

Ty też wyluzuj proszę :)

Cyryl - Pi 22 Sie, 2014

pasiflora napisa/a:
Jeju Cyryl, ty to zawsze taki przyziemny jesteś. Tu kurcze nie chodziło o wagę ale o to aby od czasu do czasu odłożyć problemy. Nieważne jak do tego doszedł facet.
Wstawiając ten tekst chciałam wykazać , że jak będziemy żyć tylko biodrami to upadniemy na twarz bo możemy nie podołać. Czasem musimy wyluzować.

Ty też wyluzuj proszę :)


po pierwsze nie muszę wyluzować, bo nie jest to dla mnie najważniejsze i nie traktuje tego na poważnie, po drugie nie jestem przyziemny, ale konkretny.

to wygląda mniej więcej tak, jak mój kolega grając w siatkówkę po akcji sam się chwali: ładny atak.
problem w tym, że ten ładny atak był na minimalnym aucie i punkt został zapisany po stronie przeciwników.
w siatkówce ocenia się punkty, a nie wartość artystyczną jak w łyżwiarstwie figurowym.

natomiast jeżeli psychologowi chodzi o to, że czasem trzeba na coś spojrzeć z dystansu, najważniejsze aktualnie problemy odstawić na chwilę na drugi plan (i to doskonale rozumiem), to musi zastosować inne porównanie, bo wśród słuchających mogą być osoby, które miały fizykę w szkole podstawowej i co gorsza ją zrozumiały.

dorka - Pi 22 Sie, 2014

Widocznie myślenie abstrakcyjne nie jest mi obce, bo przesłanie zrozumiałam i ten przykład bardzo mi się podoba. Tu nie chodzi o fizykę a o skojarzenia.
Poślę dalej. :-)

pasiflora - Pi 22 Sie, 2014

Cyryl napisa/a:
wśród słuchających mogą być osoby, które miały fizykę w szkole podstawowej i co gorsza ją zrozumiały.
I pewnie te osoby by powstały, aby udowodnić, że szklanka (bez wody, bo pytanie brzmiało "ile waży szklanka?", a nie woda ze szklanką) waży ileś tam gram. Ha ha ha
Cyryl - Pi 22 Sie, 2014

powiedzmy taki przykład:

ile kosztuje 20 zł?

dla człowieka pracującego za pensję Cristiano Ronaldo (12mln euro za sezon) wydaje się dużo mniej niż dla polskiego emeryta, jednak za owe 20 zł od jednego jak i od drugiego kupi się tylko jedną półlitrówkę wódki.

wartość 20 złotych nie zmienia się.

AgaW - Pi 22 Sie, 2014

Proszę o trzymanie się tematu wiodącego.
asiek - Pon 29 Wrz, 2014

tej szklanki może w ogóle nie być, wystarczy trzymać rękę tak wyciągniętą i też w końcu opadnie z bólu... Im bardziej skupiasz się na problemie tym bardziej Ci on ciąży i poza nim nic nie widzisz. Jak się skupisz na jednym drzewie to nie zauważysz lasu...


Moja Mama miesiąc po operacji już, też łapie doła, z tego co widzę to z braku zajęcia. Mieszka u mnie i nie ma obowiązków, jedyne urozmaicenie to jak Ją zabiorę na zakupy do hipermarketu (opiera się o wózek i jak na chodziku chodzi). a tam tez sie dołuje, bo widzi ludzi chodzących bez kul i się wkurza, że ona tak nei może... już nie wiem jak jej pomóc... Co jej dać do roboty, żeby nie zaszkodzić bioderkowej endoprotezie i odciągnąć od zlych myśli... :(

kinga - Pon 29 Wrz, 2014

asiek, zajęcia? rehabilitacja (jest w ogóle jakaś?), nauka poprawnego chodu, czytanie książek, wejście to na Forum i szukanie informacji; spacery... Jaka wyobraźnia, tyle pomysłów. Obowiązki też może mieć - czemu nie? Daj Jej coś do zrobienia.

A jak Mamę dołuje to, że chodzi trzymając się sklepowego wózka, to niech zacznie myśleć pozytywnie i cieszyć się, że ma nogi i może chodzić.

asiek - Pon 29 Wrz, 2014

ćwiczy chodzenie ale ponoć na rehabilitacje za wcześnie. czyta, co do forum za słabo zna się na komputerze - chociaż może faktycznie w wolnych chwilach zacznę ją uczyć obsługi kompa... też jej powtarzam, żeby się cieszyła, że na wózku nie jeździ...

ale jak jej daje coś do zajęcia (np poprosiłam i\o pomoc w cerowaniu, sprzątnięciu w szufladzie w kuchni itd) to się kończy tym, że bez kul chodzi... jeszcze mnie ochrzania, że ja Ją ochrzaniam za chodzenie bez kul bo jej przecież przeszkadzają w tym co robi... ;) normalne masakra... co ja robię nie tak???

kinga - Pon 29 Wrz, 2014

asiek napisa/a:
ale ponoć na rehabilitacje za wcześnie

W takim razie zapraszam do forumowego KĄCIKA REHABILITACJI.
Otwórz Mamie strony, pokaż gdzie ma czytać, przerzucanie stron jest bardzo łatwe.
Niech koniecznie poczyta tematy: rehabilitacja przed i po endo; co mi dała rehabilitacja oraz chodzenie z dwiema kulami.

I koniecznie zerknij do działu z polecanymi rehabilitantami !!! Na rehabilitację nigdy nie jest za wcześnie :) im wcześniej właściwa i ukierunkowana rehabilitacja, tym lepiej :)

asiek - Pon 29 Wrz, 2014

ok, masz rację! :) mi chyba też kop w tyłek potrzebny za to, że nie pomyślałam o tym... ;)
Bonia - Pon 29 Wrz, 2014

No kop Ci się faktycznie należy :-) . Pomyślcie z mamą o dobrej rehabilitacji. Zobaczysz że obie z mamą będziecie zaskoczone efektami.
asiek - Sro 01 Pa, 2014

Pokazałam Forum Mamie, zaczytuje się od wczoraj . Ciekawe kiedy mnie odnajdzie ;) i opierniczy hehe ;) Z tą rehabilitacją też muszę poszukać... dzięki za podpowiedzi!!! :)
ania27 - Czw 21 Maj, 2015

Witam, za dwa tyg czeka mnie operacja, i nie moge sobie poradzic ze stresem, ciagle o tym mysle nie moge spac zaczelam sie obzerac choc wiem ze nie moge ale nie radze sobie z tym. Mam obawy co bedzie w trakcie operacji co po niej, poprostu sie boje Macie jakies rady jak sobie pomoc? mam rodzine wszyscy niby sa przy mnie ale mam wrazenie ze mnie nie rozumieja Mowia musisz isc i tyle, ja wiem ze musze bo juz zyc sie nie da, ale boje sie czy to az takie jest dziwne?
WiktoriaBooo - Pi 22 Maj, 2015

ania27, przestań się obżerać, to po pierwsze...... bo potem będziesz na siebie dodatkowo wściekła....

znajdź sobie jakieś bardzo zajmujące zajęcie..... tak by zająć myśli.... coś robić.....
spotykaj się ze znajomymi.... oglądaj komedie, czy jakie tam filmy lubisz...... spakuj się..... przygotuj mieszkanie dla siebie po operacji.... (temat jest na Forum jak sobie ułatwić życie po.... )

i poczytaj też historie osób po operacji - sama zobaczysz, że to nic strasznego....

maaly-22 - Pi 22 Maj, 2015

Nie dziwne i pomyśl o radzie Wiktori a wrazie W sa tabletki ziołowe na stres , w najblizszym czasie go trochu będzie bo widze przezywasz to bardzo wzuć na luz będzie ok .
ania27 - Pi 22 Maj, 2015

Dzięki zajmuje się czymś innym, tlumacze sobie ze zycie po bedzie o wiele lepsze bo bez bolu
dorotabeata - Pi 22 Maj, 2015

ania27,
Wyjdź sobie na dłuższy spacerek połączony z weekendowymi zakupami. Przypomnisz sobie wtedy, po co jest operacja i o co w tym wszystkim chodzi. Ja też sobie nie wyobrażam, jak to żelastwo działa, ale trza się zabrać za siebie. :)

aneta123 - Wto 18 Kwi, 2017
Temat postu: OBAWY PRZED ENDO
Witajcie bioderkowicze.
Mam nadzieję,że ktoś poradzi jak sobie poradzić też ze strachem przed operacją? Są dni kiedy biodro i kręgosłup dadzą"popalić"tak pożądnie to z miejsca bym się położyła do szpitala(wiadomo i tak trzeba czekać na swoją kolej) ale jak tak siedzę i myślę to aż mi słabo na samą myśl o operacji. Nigdy nie miałam robionego żadnego zabiegu. Szpital widziałam od środka 2 razy przy porodach ale ze szczęściem dla mnie po 3 dniach do domku.Mi się słabo robi przy pobieraniu krwi a co dopiero operacja.Poza tym ze względu chyba na to,że jeszcze sporo do operacji lekarz absolutnie nic nie mówi jak to ma wyglądać jakie znieczulenie można dać itd...A ja tymczasem coraz częściej myślę nad tym,że już nie pamiętam co to jest życie bez bólu.

Bonia - Wto 18 Kwi, 2017

aneta123, Wszystkiego dowiesz się w szpitalu przed operacją. O pewnych rzeczach pacjent powinien być poinformowany, ale szczegółów technicznych operacji nie musi znać i z tym się akurat z lekarzami zgadzam. Na sali operacyjnej nie zobaczysz takich rzeczy a krew ewentualnie jak będzie konieczna transfuzja. Co do znieczulenia to o sposobie znieczulenia zadecyduje anestezjolog po uprzednim wywiadzie anestezjologicznym.
AgaW - Wto 18 Kwi, 2017

Aneto, wiele osob oswaja strach wiedza, poczytaj dz.ogolny, nasze historie-ilosc informacji od osob "po" pomaga. Zajrzyj tez w dz. o rehabilitacji-badz swiadoma. Wszyscy czujemy lek przed nieznanym- wiedza na Forum pomaga lek oswoic i obrac plan dzialania.
Jesli boisz sie co bedzie po to nasze historie np. Kingi pokazuja wyraznie ze endo+odpowiednia rehabilitacja=sukces. Jesli potrzebujesz to pisz, wspolnie pomozemy Ci :)

aneta123 - Sro 19 Kwi, 2017

Dzięki posiedzę poczytam choć naprawdę obawy mam tak wielkie, boję się też iż mimo operacji dalej może boleć. Ale patrząc na historie ludzi, którzy teraz "śmigają"daje to nadzieję,że będzie ok.Pozdrawiam. :-)
maaly-22 - Sro 19 Kwi, 2017

Aneto spokojnie będzie oki zajmij się teraz rehabilitacją lub ćwicz w domu skup się na walcze z bólem na rozmyślanie o zabiegu przyjdzie czas...Będzie co ma być a nerwy nie potrzebne.....
Szczeze mówiąc im mniej się wie tym lepiej czasem serio to mówie gdy lezałem po wypadku lekarze sie troili dwoili zeby krwotok ustał zebym przezył a ja cieszyłem się kazdym dniem chwilą miło było jak ktoś odwiedził czy na sali był ktoś rozmowny...Nie wiedziałem do konca co się dzieje i byłem szpokojny nawet pocieszałem rodzine gdy ze smutkie mówiła co mówią lekarze....

aneta123 - Sro 19 Kwi, 2017

Dziękuję za słowa otuchy.Dobrze porozmawiać z kimś kto rozumie, niestety nie wszyscy bynajmniej w moim otoczeniu wiedzą jaka to męczarnia. Nie wiem może biorą mnie za jakiegoś hipochondryka
pablo1971 - Sro 19 Kwi, 2017
Temat postu: Bioderko
Jak ktoś tego nie przechodził to nie wie jaki to jest bul .Jestem po jednej endo i odzywa się druga i mimo że jedną przeszedłem to nie chce myśleć że bym musiał już i z drugą iść pod nóż ..ale sytuacja jak z pierwszą strasznie boli kręgosłup i bioderko nie operowane ..
danusiek - Nie 23 Kwi, 2017

Ja jestem 4 miesiące po. Samej operacji już praktycznie nie pamiętam, wszystko tak przeleciało :-) teraz wróciłam do pracy i każdy dzień jest dla mnie cudem. Nie ma nic piękniejszego niż nareszcie życie bez bólu. Bez bólu w pracy, bez bólu podczas ćwiczeń, bez bólu podczas snu. To jest coś niesamowitego! Dlatego, jeśli cierpisz, nie bój się, tylko myśl o tym, jak lekkie stanie się twoje życie po operacji! :-D
biedronne - Wto 25 Kwi, 2017

Po operacji w zasadzie bolą plecy od leżenia. I to tylko stan przejściowy. A ból bioderka znika i nie wraca i potem nawet ciężko sobie przypomnieć jak bardzo to przeszkadzało w życiu codziennym. Czasami wracam do mojej historii coś komuś podlinkować, czytam swoje własne posty i niby pamiętam, że to ja, ale też trochę jakby w innym życiu. Strach jest, ból jest, nie da się ukryć, nie ma co się oszukiwać, że operacja to taniec po płatkach róż. Różni ludzie mają różne sposoby radzenia sobie w takich trudnych sytuacjach. Mi pomaga lepiej oswoić temat, zadać o milion pytań "za dużo", poszukać osób, które wspierają, a te które bagatelizują problem po prostu olać. Puszczam uwagi i "dobre rady" typu "weź się w garść" bokiem. Skupić się na rozwiązaniu problemu, podejść do sprawy zadaniowo, dowiedzieć się jakie są dostępne opcje i jakie maja możliwe skutki i powikłania, potem podjąć decyzję i się jej trzymać.
Landolier - Wto 25 Kwi, 2017

aneta123, Jestem 25 dni po wstawieniu endo i uwierz że pomimo bólu i upierdliwości związanych z obecnym stanem, poddałbym się operacji jeszcze raz, oczywiście jeśli by trzeba było.
Jest z dnia na dzień lepiej, bioderko wcale nie boli, jedynie mięśnie i ścięgna, ale to ćwiczenia zniwelują.
Nie słuchaj znajomych i najlepiej nie rozmawiaj z nimi na ten temat.
Głodny najedzonego nie zrozumie i na odwrót. - taka mądrość Landolierowa hihihi.
Jest takie podejście w naszym narodzie, zwłaszcza u naszych rodaków, że Cię wysłuchają i żałują, a za rogiem z Ciebie śmieją. Oczywiście nie można uogólniać są jednostki ludzi "wporzo", ale to niestety jednostki.
Trzymaj się obranej drogi i nie oglądaj się wstecz, będzie tylko lepiej.

Milano - Wto 16 Maj, 2017

Aneta, strach jest wpisany w nasze życie. Po prostu boimy się, jeśli czegoś nie znamy. Jestem szczęśliwą posiadaczką endo od ponad 5 lat. Mam zepsuty kręgosłup. Pamiętam dokładnie swoje lęki: czy naprawdę to będzie życie bez bólu? Normalny sen w nocy? Czy dam radę przejść więcej niż 2 kilometry? A rower? A narty? Mój kręgosłup wariował, bo nie bardzo mogłam chodzić. A bioderko się dokładało...
Najważniejsze to dowiedzieć się wielu rzeczy: na czym polega operacja? Co można zrobić przedtem? Jak się przygotować? Im więcej człowiek wie, tym mniejszy lęk (przynajmniej ze mną tak było :-) ). Ważne jest, żeby operował Cię dobry specjalista. I żebyś miała do niego zaufanie.
Trzymaj się!!!
PS Właśnie zostałam nauczycielem jogi. Mam zamiar dzielić się swoim doświadczeniem bioderkowym i kręgosłupowym :)

aneta123 - Nie 28 Maj, 2017

Witam dawno mnie nie było ale cóż musiałam trochu postawić swój kręgosłup do pionu,bo było niestety przymusowe bolące leżanko.Dziękuje Wam pięknie dzięki Waszym doświadczeniom coraz mniej się boje operacji.Natomiast ból chwilami sprawia,że z miejsca bym się położyła na stół.
Milano szacuneczek dla Ciebie-nauczyciel jogi.Pozdrawiam Was serdecznie :-)

Milano - Pon 29 Maj, 2017

Aneta123, dzięki! Szkoda, że jesteś daleko. Pokazałabym Ci parę pozycji, żeby popracować z bólem. Ból jest generowany w części przez układ nerwowy. Można z nim ponegocjować, niekoniecznie farmakologią
pablo1971 - Pon 29 Maj, 2017
Temat postu: Rehabilitacja
Prosimy nagrać i pokazać te ciekawsze pozycje :-D do ćwiczeni które pomagają..na pewno wiele osób by spróbowało to czekamy..
Milano - Pon 29 Maj, 2017

Pablo1971, pierwsza moja myśl: nie da się. Trzeba zobaczyć człowieka, dotknąć, posłuchać. Ból bólowi nierówny. Na pewno warto pójść do dobrego fizjoterapeuty. Często ból bierze się z napięć i przeciążeń w tkankach miękkich. Nie wiem, czy dałoby się zrobić taki uniwersalny zestaw ćwiczeń. Pomyślę.
InkyBlack - Wto 31 Lip, 2018
Temat postu: [PYTANIE] Stres przed operacją - wasze sposoby
Operacja wstawienia endoprotezy zbliza sie u mnie wielkimi krokami a ja czuje coraz wiekszy lęk. Moze to normalne i ludzkie, ale - pytanie do tych co juz są „po” - też się tak stresowaliście i jak dobie z tym radziliście?
lwie serce - Wto 31 Lip, 2018

U mnie były podwójne nerwy, bo córka przeżywała i ja.Musiałam przed nią udawać że jest dobrze i chyba to mi pomogło tak mi się wydaje. Dzięki córce nerwy były mniejsze.A także czytałam o endo tylko dobre wiadomości. Bo te złe wiadomości przyczyniają się do negatywnych myśli. Ja trzymam kciuki za ciebie. Bo wierze że będzie dobrze.
mjuniorek - Wto 31 Lip, 2018

Nie boi sie tylko glupi. Ja sie pocieszalem, ze po bedzie juz tylko lepiej
lwie serce - Wto 31 Lip, 2018

Bo będzie lepiej. Ja w tej chwili jestem po i jestem zadowolona bo mnie nie boli.Robię prawie wszystko, bo muszę jeszcze uważać na nogę.
AgaW - Sro 01 Sie, 2018

Zajrzyj do dz.psychologia, tam sa pomocne tematy.
Elizabeth - Czw 02 Sie, 2018

U mnie jakiś stres był :-> ale niewielki. Nastawiłam się, że wszystko ma być dobrze i już, :lol: i innej opcji nie ma :-D . Przed operacją przeczytałam "Potęgę podświadomości "i "Moc pozytywnego myślenia" i to mi bardzo pomogło. Polecam każdemu.
AgaW - Sob 04 Sie, 2018

z tą lekturą można baaardzo wiele :) Również polecam :)
LauraK - Czw 16 Maj, 2019

Witajcie, nie chcę zakładać nowego wątku, dlatego też piszę tu. Szkoda, że ostatni wpis jest 2018 roku. Tyle operacji na biodra wykonuje się w każdym dniu, miesiącu, roku, a tak mało ludzi tu dzieli się swoimi doświadczeniami.
Ale do rzeczy, mam 57 lat jestem na rencie chorobowej, mam obydwa biodra do wymiany. Do czerwca 2018 roku mieszkałam w woj. Dolnoslaskim tam również oczekiwałam na operację 4 lata po przeprowadzce w mazowieckie odwiedziałam przychodnię ortopedyczną w Płońsku i udało mi się....mam termin na 14 czerwca.
Odkąd mam już wyznaczony termin zaczęłam się strasznie bać....boję się, że po operacji nie będę sprawna, boję się znieczulenia w kręgosłup. Znam osobę, która po takim znieczyleniu ma zespół opadającej stopy.
Jestem osobą samotną, mąż mnie opóścił zaraz po przeprowadzce 9 miesięcy temu, martwię się jak sobie dam sama radę. Tym bardziej, że mam małą hodowlę psów rasowych. Na czas operacji mój syn weźmie urop, ale co po tym? od czasu do czasu zajrzy sąsiadka, ale też sezon uropowy jedzie na urlop. Nie mogę ludzi obciążać swoją chorobą-niepełnosprawnością.
Dostaję jakiejś shizy, bez przerwy płaczę.... masakra.
Może ktoś to przeczyta, ktoś kto musiał po operacji radzic sobie sam?
Mieszkam na zadupiu do najbliższego sklepu mam 4 kilometry. bez samochodu zero poruszania się. Jak szybko po operacji można prowadzić auto?
Zawsze byłam nie zależna, mieszkam w domku od nie dawna obok mnie nie wiele mieszkańców, Nie znam sąsiadów poza jedną. :-(
Powiedźcie, poradźcie coś jak sobie poradzić samej. Kombinuję jak koń pod górę....

Cyryl - Czw 16 Maj, 2019

ja nie bardzo rozumiem.

jeżeli tą operację robisz po to, aby być niepełnosprawną, to zrezygnuj.
bo większość ludzi robi po to, aby wrócić do sprawności.

przed operacją każdy się boi. nie ma kozaków.
przed pierwszą operacją jak zobaczyłem jakie narzędzia rozkładają instrumentariuszki, a wszystkie takie kowalskie, młoty, brechy, pomyślałem, że będą wymieniać albo tłumik, albo resor i mało co nie dałem drapaka, ale godność zwyciężyła, z tym że zaraz poprosiłem o "głupiego Jasia".

każdy ma swoje strachy: jeden boi się znieczulenia, faceci - cewnikowania, niektórzy boją się, że się już nie obudzą (w przypadku znieczulenia ogólnego), że noga będzie krótsza lub dłuższa, że się wszystko spieprzy.

ale tacy jesteśmy, taką operację przeszło mnóstwo osób, szczególnie z tego forum i dlaczego Ty masz być gorsza od nas?
bój się jak wszyscy, ale to nie powinno zmienić zamiarów, poczynań i oczekiwań.

statystycznie biorąc liczba nieudanych operacji jest znikoma, więc trzeba być optymistą.

a do sklepu polecam rower, ale jakieś kilka miesięcy po operacji.

LauraK - Czw 16 Maj, 2019

Cyryl Dziękuję za radę bardzo konstruktywna i budująca.
Czyli te parę miesięcy mam jeść tynk ze ścian, a może mam na kilka miesięcy zrobić zakupy? I czekać jak zbawienia zakupu rowerka ?Rozumiem, że po operacji sam sprzetałeś dom, prałeś, gotowałeś sobie żarcie i podawałeś do stołu. Może doradzisz jak się wiesza pranie stojąc na dwóch kulach? Dobrze, że juz nie pali się w piecu bo pewnie dałbyś radę jak to się robi przy pomocy dwóch kul.
Cieszę się, że jesteś po operacji osobą pełnosprawną. Gratuluję. I życzę Ci długiej pełnosprawności.

karolina23 - Czw 16 Maj, 2019

Wejdź i poczytaj historie Cyryla. On faktycznie to robił :mrgreen:
Kreskaa - Czw 16 Maj, 2019

Witaj Lauro :) Twoje obawy i strach sa jak najbardziej naturalne.Kazdy z nas przezywal lek przed operacja.Ja mam wszczepione dwie endoprotezy.Pierwsza jedenaście lat temu ,druga miesiąc temu.Po drodze miałam jeszcze zabiegi rewizyjne.Ani przez chwile nie zalowalam decyzji o wymianie biodra.Po latach bolu i kalectwa to jest jak nowe zycie.Przed zabiegiem dostajesz leki uspakajające,wiec panika znika.Znieczulenie regionalne jest bezpieczniejsze niż ogolne.Ja miałam je cztery razy i naprawdę nigdy nie odczuwałam negatywnych tego skutkow.Najgorszy jest pierwszy tydzień,gdy musimy oswoic się z nowa sytuacja.Trzeba ogarnąć chodzenie o kulach,wstawanie ,ogolnie bezpieczne poruszanie.Bolu nie obawiaj się.W szpitalu do bolu nie dopuszczają.Potem z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej.Samochodem pierwszy raz jechałam po dwóch tygodniach.Ale nie czułam się komfortowo.Smochod z automatyczna skrzynia biegow i dosyć wysoki ,chyba dlatego dalam rade.Pomoc przydalaby się Tobie po wyjściu ze szpitala ,na jakiś tydzień.Potem dasz rade.Pozdrawiam i zdrowka zycze :)
Bonia - Czw 16 Maj, 2019

LauraK To normalne że się boisz każdy z nas obecnych tu to przeszedł. Każdy z nas też był przez jakiś czas mniej sprawny - ale to minie to tylko etap przejściowy. Pomyśl może tak to krótki etap po którym będziesz mogła normalnie żyć funkcjonować bez bólu. Możesz się nie zdecydować na operację ale wtedy skazujesz się na ból i niepełnosprawność do końca życia. czy warto z powodu strachu się na to skazywać? Tą decyzję musisz podjąć sama.


Ja kilka tygodni temu sama musiałam podjąć taką decyzję - chociaż tym razem nie dotyczyło to biodra a innej poważnej operacji. Bałam się - że się nie uda jednak miałam dwa wybory albo zrezygnuje przez strach - i będzie tylko gorzej - albo pójdę na operację i będę mogła normalnie - żyć. Ktoś mądry mi kiedyś powiedział tak jeżeli się poddasz przegrasz już na starcie. Podjęłam walkę jestem już kilka dni po operacji - czeka mnie jeszcze - trochę rekonwalescencji - ale jest już dobrze.

Możesz się bać - ale jeżeli strach Tobą pokieruje - nic dobrego - tego dla Ciebie nie będzie. Pomyśl tak ok boję się - ale idę na operację po to żeby było dobrze Nie zakładaj z góry czarnych scenariuszy. Bo znajomemu coś nie wyszło w trakcie operacji - to że w przypadku tego człowieka coś się nie udało nie oznacza - że dotyczy to czy będzie dotyczyło Ciebie.


Co do organizacji codziennego życia po operacji - to przecież można np nagotować potraw i zamrozić i odgrzać sobie - zrobić w między czasie troszkę większe zakupy i zaopatrzyć sobie lodówkę żeby nie musieć codziennie chodzić po zakupy. I jak mówisz syn weźmie urlop więc nie jesteś też całkiem bez pomocy - sąsiedzi na pewno też pomogą. A po operacji - będziesz potrzebować pomocy - tylko przez jakiś czas. I to krótszy niż Ci się wydaje. Operacja jest po to żebyś była sprawna - a nie stała się po niej niepełnosprawna.

29palms - Czw 16 Maj, 2019

LauraK napisa/a:
Cyryl Dziękuję za radę bardzo konstruktywna i budująca (...)


Nie do końca rozumiem za co tak objechałaś Cyryla. Napisałaś o lęku przed operacją i otrzymałaś całkiem rozsądną odpowiedź. Z Twojego wpisu wynika, że poza rozterkami natury medycznej, masz też niepokój związany z możliwością samodzielnego zorganiowania życia po operacji. W tym drugim przypadku radziłabym kontakt z lekarzem domowym (domowa opieka pielęgniarska), z lokalnym ośrodkiem pomocy społecznej (od tego są, żeby pomagać w takich sytuacjach) lub rozejrzała się czy w okolicy nie działa jakaś grupa wolontariuszy, która pomoże tobie przetrwać pierwsze tygodnie po operacji.

Cyryl - Czw 16 Maj, 2019

nie ma co kruszyć kopii, większość z nas była przed operacją rozbita i zdezorientowana.

dobrze, że koleżanka poszukała pomocy na naszym forum i mam nadzieję, że coś skorzysta z naszych rad.

moje odczucie jest takie:
bardzo ciężka jest pierwsza noc po operacji, co prawda dostajemy leki przeciw bólowe, ale jest ciężko.

jak przeżyjesz tą noc, to wszystko pójdzie z górki i przyszłość wyda Ci się bajką.

biedronne - Pi 17 Maj, 2019

LauraK, moim zdaniem masz trochę słuszne obawy. Z tego co mi wiadomo nikt z osób powyżej wypowiadających się nie był sam w domu 24/7 zaraz po wyjściu ze szpitala... I tak, owszem dla mnie najgorsza była noc zaraz po operacji, ale w domu był mąż, śmieci wynosił, zakupy robił, pranie ogarnął itd.
Pamiętam, że problemem było przeniesienie kubka z piciem o dwóch kulach, a trzeba dzień w dzień ogarnąć posiłki, zakupy itd. A różnie może być z kondycją i dochodzeniem do siebie po operacji, to nie jest tydzień/dwa, nie każdy ma też zgodę na obciążanie kończyny od razu i czasem trzeba o dwóch kulach przez kilka tygodni kicać.
Syn nie mógłby z Tobą zamieszkać na te pierwsze tygodnie? Zakupy możesz robić online z dostawą, przygotować zamrażarkę pełną gotowców do szybkiego rozmrożenia.
Kupić wózek jeżdżący do przewiezienia talerza do stołu.
Jak syn nie da rady to faktycznie dobrze byłoby rozejrzeć się za jakąś pomocą - w parafii, jakaś drużyna harcerska w okolicy nie działa? Tak, żeby ktoś przyszedł raz dziennie, śmieci wyniósł, te zakupy z tesco rozpakował itd przez te pierwsze tygodnie, aż staniesz na nogi na tyle, żeby móc z jedną kulę po domu się poruszać.

Cyryl - Pi 17 Maj, 2019

LauraK napisa/a:
Cyryl...Czyli te parę miesięcy mam jeść tynk ze ścian...


masz normalnie żyć jak żyłaś. od obawy, strachu nie uciekniesz, ale nie mogą one paraliżować Twojego życia.

przed operacją codziennie kilka razy samochodem przejeżdżałem obok dworca autobusowego, gdzie zwykle stał autobus - PKS Lubań Śl.
i tak ile razy spojrzałem na niego to myślałem: to za miesiąc, to za trzy tygodnie, za dwa itp.

ale przejeżdżałem dalej i życie toczyło się swoim torem, tylko ten autobus stał jak swego rodzaju memento dla mnie.

29palms - Pi 17 Maj, 2019

Cyryl napisa/a:

masz normalnie żyć jak żyłaś. od obawy, strachu nie uciekniesz, ale nie mogą one paraliżować Twojego życia.


Cyryl, tutaj problem jest innego rodzaju. Laura mieszka sama, 4 km od najbliższego sklepu. Zwyczajnie boi się co będzie po powrocie do domu,
bo nie za bardzo może liczyć na pomoc innych.

Cyryl - Pi 17 Maj, 2019

ja to doskonale rozumie, ale czy ta obawa ma sparaliżować już teraz jej życie?
Kaptur - Pi 17 Maj, 2019

Cześć!!
Cyryl ma rację, sam jestem drugą dobę po wstswieniu endo, bałem się jak każdy, ale już dziś chodzę o kulach z obciążeniem operowanej nogi i mam banana na twarzy. Trzeba być dobrej myśli dobrze się przygotować (rehabilitacja) potem to procentuje. Dobre nastawienie, wiara w to że damy radę i będzie dobrze.

29palms - Pi 17 Maj, 2019

Cyryl napisa/a:
ja to doskonale rozumie, ale czy ta obawa ma sparaliżować już teraz jej życie?


Nie. Ale warto być świadomym jak sobie poradzić przez pierwsze tygodnie po operacji. Powiedzenie "będzie ok", to w tym przypadku trochę mało. Trzeba pomyśleć i zaplanować co będzie można zrobić samodzielnie, a do czego pomoc będzie niezbędna. I co najważniejsze, gdzie po nią można się zgłosić.

Cyryl - Pi 17 Maj, 2019

29palms napisa/a:
...Ale warto być świadomym jak sobie poradzić...


gdybym tak się dokładnie zastanawiał jak poradzę sobie po czymś, to do dzisiaj byłbym bezdzietnym kawalerem.

potrzeba matką wynalazków.

więcej optymizmu.

AgaW - Pi 17 Maj, 2019

Lauro,
Rozumiem Twoje obawy.
Strach jest złym doradcą, żeby nad nim zapanować trzeba szukać rozwiązań. Pomyśl co możesz zrobić?
Jest w Dz.ogolnym temat o przygotowaniu domu, tu możesz się przygotować.
Kiedyś ktoś samotny miał podobne dylematy.
Radziliśmy przygotować wcześniej zapasy jedzenia np.kasze, ryż, coś w słoikach, napoje. W lodówkę mrożone porcje np.pierogi, bigos, gołąbki.
Gdy odwiedzi Cię syn niech uzupełni zapasy.
Z praniem dasz radę, zbieraj większą ilość prania i co jakiś czas nastawiaj automat.
Sprawa psow-tu niewiem ile i jakiej masz pracy.
Czy nie masz kogoś w sąsiedztwie by Ci co kilka dni pomógł?
Może ktoś z znajomych? Jeśli nie będziesz pytać nikt może się nie domyśleć że jest taka konieczność, że potrzebujesz wsparcia.
A może masz możliwość wynająć kogoś kto pomoże w zakupach i innych zadaniach?
Niewiem jak opieka społeczna, czy pomagają-moze trzeba zadzwonić,spytać?
Utrata sprawności jest tylko na jakiś czas, już teraz pomyśl o rehabilitacji.
Dodam że po powrocie ze szpitala w ciągu kilku dni gotowałam zupę, robiłam obiad.
Z tematu który poleciłam wybierz patenty dla siebie.
Myślę, że jak dobrze zaplanujesz to wszystko się uda, najgorszy pierwszy miesiąc, potem będzie coraz łatwiej.
Szkoda że mieszkam b. daleko od Ciebie bo bym pomogła.
Wierzę że szukając znajdziesz kogoś do pomocy, najtrudniej jest poprosić ale są sytuacje że trzeba.
Lauro, planuj, rozważaj możliwości. Sposób jest , tylko trzeba go znaleźć.

LauraK - Sob 18 Maj, 2019

Mam pytanie,
czytając to forum zrozumiałam, że 95% bioderkowiczów miało lub ma mieć operację w Otwocku. Czy w innych szpitalach nie potrafią tak dobrze operować jak w Otwocku? Nic nie rozumiem. Czy są osoby, które miały operacje w innych szpitalach niż Otwock i są zadowolone z efektów? A może jest ktoś kto miał operację w Płońsku?

Bonia - Sob 18 Maj, 2019

Z pewnością w innych szpitalach umieją operować. Jednak w skali krajowej to Otwock jest jedną z najlepszych klinik ortopedycznych. Stąd tak dużo pacjentów jest operowanych właśnie w Otwocku. I niektóre metody operacyjne są stosowane tylko przez tamtejszych lekarzy
dorotabeata - Nie 19 Maj, 2019

Ja też miałam w Otwocku. Mam wrażenie, że profesor zna się i chyba lubi takie wyzwania z trudnymi przypadkami, dlatego są osoby spoza Warszawy. Procedura operacji jest wszędzie taka sama. Niektórzy jednak mają za sobą wcześniejsze operacje stawu biodrowego, czasem nieudane i potrzebny jest super ortopeda, który to wszystko poskłada z endoprotezą.
Oczywiście większość jest z całego kraju i po operacji jest super.

Cyryl - Nie 19 Maj, 2019

ja byłem operowany przez K. Uszyńskiego i parę znajomych też i moja opinia to same superlatywy.

jednak na wynik operacji składa się kilka czynników, a część (wcale niemała) jest po stronie operowanego.

leżałem na sali (Lubań Śl., to szpital z epoki Alternatywy 4) z 4 innymi pacjentami, którzy byli operowani w tym samym dniu.
jednak tylko ja ćwiczyłem nogę leżąc, a co godzinę chodziłem 30m (24h po operacji możesz w 100% obciążać nogę), natomiast pozostałe towarzystwo ćwiczyło tylko 20min na dzień podczas wizyty lekarza i wylegiwali się, dyskutując jak wydębić maksymalne zwolnienie (ja byłem na operacji na 2 tygodniach urlopu), jak załatwić sanatorium i jak uzyskać plakietkę dla osoby niepełnosprawnej na samochód.
jak już napisałem byli zainteresowani wszystkim, ale nie jak wrócić do sprawności.

i gdy spotkaliśmy się na wizycie kontrolnej po dwóch miesiącach, ja wbiegałem po dwa stopnie po schodach - oni chodzili jeszcze o kulach.

także LauraK im więcej będziesz się rozczulać nad sobą, tym bardziej obróci się to przeciw Tobie.

oczywiście każdy ma swoje ograniczenia, każdy przed operacją miał inną sprawność, ale wkład pracy własnej jest bardzo wymagany.

przy drugiej operacji miałem kolegę na sali w stanie opłakanym. bardzo sympatyczny gość, ale około 70 lat, a z operacją tak zwlekał, że przyjechał na wózku i był cały czas na lekach przeciw bólowych.
gdy jednak lekarz polecił mu wzorować się na mnie i razem ćwiczyliśmy (on w mniejszym zakresie i intensywności), to efekty przekroczyły jego oczekiwania. powrót do sprawności postępował bardzo szybko.

michal.p - Nie 19 Maj, 2019

Nie umiem usunąć wiadomości.
Cyryl - Nie 19 Maj, 2019

michal.p napisa/a:
...Przestałem już wierzyć, że będzie lepiej...


to nie lepiej zrezygnować z operacji?

z takim podejściem faktycznie nic nie osiągniesz.
nie musisz robić tego dla rodziny, dzieci itp. ale dla siebie.

brawo Ja.

LauraK - Nie 19 Maj, 2019

Cyryl
powiem Ci tak, nie każdego przypadek jest taki sam, nie każdy organizm jest taki sam, nie jesteśmy urządzeniami w których wymieni się bioderko i jest ok.
To nie tak działa. Nie możesz wszystkich porównywać do siebie, każdy dochodzi do zdrowia zupełnie inaczej. Psychikę tez każdy ma inną.
Najłatwiej powiedzieć...to zrezygnuj z operacji i cierp z bólem dalej.
Ja się potwornie boję, jest mi bardzo ciężko, ale muszę poddać się operacji, bo albo nie będę już cierpiała bólu, albo operacja się nie uda i będę inwalidką. Nikt mi nie da 100% gwarancji, że będzie ok. Mogę tylko mysleć, że będzie....Nastawienie to nic innego jak psychika i targające emocje...
Myślę, że Ty Heros nie jesteś wstanie zrozumieć innych, takich jak na przykład ja i mojej sytuacji, która dla Ciebie może się wydawać opowieścią fantasy.
Jestem pełna podziwu dla Ciebie,
Z całym szacunkiem dla Ciebie, takich co Ci dorównają jest niewiele...
P.S. Najchętniej naprawdę zrezygnowałabym z tej operacji, ogromnie dużo mnie to kosztuje...ale za bardzo cierpię i psychicznie i fizycznie.
Może masz receptę na super nastawienie do zabiegu?

29palms - Nie 19 Maj, 2019

LauraK napisa/a:

Z całym szacunkiem dla Ciebie, takich co Ci dorównają jest niewiele...


I to jest właśnie błąd w myśleniu o sobie. Jak zauważyłaś każdy jest inny i w związku z tym ma też różne oczekiwania. Dla kogoś czynnie uprawiającego sport sukcesem jest powrót do dużej aktywności, a osoba nieaktywna jest zadowolna z braku bólu i zwyczajnej ruchomości stawu. Można powiedzieć, że oczekiwania są wprost proporcjonalne do trybu życia i aktywności sprzed choroby.

Moja mama przeszła operację w wieku 73 lat. Jej zwyrodnienie było powikłaniem po upadku. Niestety lekarz domowy zbagatelizował sprawę i kiedy rok później zgłosiła się do ortopedy (prywatnie, bo domowy twierdził, że ból w pewnym wieku jest normą), stan stawu był już nieodwracalny. Kilka lat oczekiwania na operację pogłębiło zły stan - przed operacją noga była krótsza o 6cm, biodro zrotowane. Mama zawsze była osobą bardzo aktywną, a na końcu nie była w stanie przejść bez dużej dawki środków przeciwbólowych 100m (oczywiście o kulach), a siadanie i wstawanie zabierało sporo czasu. Kilka dni przed operacją jej ortopeda powiedział kilka prostych słów - że nie daje gwarancji, ale wie jak tę opercję przeprowadzić i zrobi wszystko, żeby jeszcze mogła pochodzić bez bólu po lesie (takie miała marzenie). Mimo wieku, dostała protezę bezcementową. Na tym zakończył się udział lekarza, a potem wszystko już zależało od niej. Jeszcze w szpitalu, 3 dni po operacji spacerowała po korytarzu po kilkanaście razy dziennie. I tu zgadzam się z Cyrylem, praca nad powrotem do zdrowia była traktowana przez innych pacjentów jak coś nienormalnego. Nawet kilka pań (znacznie młodszych) podpytywała lekarza o wiek mojej mamy i w zasadzie była na nią zła, bo rehabilitant obserwując jej zapał postanowił przymusić je do intensywniejszej pracy nad sobą. Efekt był taki, że po 5 miesiącach po operacji byliśmy na pierwszym po latach spacerze w lesie - bez kul, przeszliśmy 10 km. Po 9 latach śmiga tak, że miło popatrzeć.

michal.p - Nie 19 Maj, 2019

Czyli jednak przeceniałem Cię, licząc że jako bardziej doświadczony życiem i wiekiem człowiek będzie w stanie raczej wesprzeć i doradzić niż potępić.
Usunąłbym post, żebyś miał mniej satysfakcji z wywyższania się, choć nie wiem czy to jeszcze możliwe. Masz jeszcze innych i ich życia, by sobie ulżyć.

Brawo wygrałeś! Zuch chłop! Wszyscy powinniśmy Cię naśladować... jeszcze lekarze powinni i byłby raj na ziemi. Brawo Ty!
Robisz tak wiele dla innych i zaiste osiągasz w tym wiele.

Pozdrawiam

dorotabeata - Nie 19 Maj, 2019

michal.p napisa/a:
nie ma dla kogo tego przezwyciężać.
Jasne, nie ma dla kogo? Dla siebie. Czasem mimo rodziny trzeba dbać o siebie.
Ja prawie dwadzieścia lat zwlekałam z operacją, bo nie wierzyłam, że się uda. Ostatnie lata prawie nie chodziłam, ale rok przed operacją, w lutym, pojechałam z kulami do Egiptu, nad morze.
Mogłabym już iść na emeryturę za niecały rok, albo na świadczenie 4 lata temu, ale nadal pracuję. Po co? Żeby być osobą niezależną i mieć na własne wydatki. No i nie umiałam siedzieć i nic nie robić. Robiłam wszystko, żeby wrócić do pracy. Przez pół roku przed operacją jeździłam na rehabilitację do Warszawy, co tydzień, 10 godzin w pociągu co sobotę.
Po udanej operacji nogę miałam dłuższą, byłam przekrzywiona i nie mogłam złapać równowagi. Rehabilitacja szpitalna nic nie dała. No to wynajęłam mieszkanie w Warszawie, zamieszkałam sama i kilka razy w tygodniu dojeżdżałam taksówką z kulami na fizjoterapią funkcjonalną.
Po drugiej operacji było lepiej, ale jeszcze na dwa miesiące wyjechałam do Warszawy na rehabilitację. Kasy wydałam mnóstwo, ale mi się zwróciło, bo nie musiałam iść na wcześniejszą emeryturę, wróciłam do pracy.
Co z tego mam? Niesamowitą satysfakcję, że chodzę prosto, nie utykam i pracuję. Już to kiedyś pisałam, że jestem dumna z siebie na zasadzie patrzcie i podziwiajcie, jak pięknie chodzę. Super całkiem nie jest, bo jakieś tam zwyrodnienia kręgosłupa, ale idzie wytrzymać.
Mnie takie minimum wystarcza, chodzę, ale każdy ma swoje marzenia.

LauraK - Nie 19 Maj, 2019

michał.p
Źle zrobiłeś, że usunałeś swój post. Jest mi bardzo przykro. Dałeś satysfakcję.
Po to tu jesteśmy , (przynajmniej tak mi się wydawało), żeby się wymieniać doświadczeniami, wspierać i móc się wygadać...a nie usłyszeć uwagę to zrezygnuj z operacji. Michał ja też taką radę od cyryla usłyszałam. I mam takie rady gdzieś. I też mi się odechciało tu pisać.
I powiem Ci tak....
Brawo MY

aga.t. - Nie 19 Maj, 2019

Ojoj....co tu się wyprawia :( Rozumiem podejście Cyryla do tematu operacji i powrotu do formy ale nie każdy był czy jest sportowcem. Każdy z nas inaczej przejdzie operację - fizycznie i psychicznie i te dwie rzeczy powinny ze sobą współgrać. Po drugie rozumiem obawy Laury - po operacji będzie w większości zdana na siebie. Ja sobie tego nie potrafię wyobrazić... po mojej operacji miałam pomoc męża i córki. To nie tylko zakupy czy przyniesienie szklanki herbaty z kuchni do pokoju, to też choćby mycie się, ubranie i inne rzeczy. Dobre podpowiedzi napisała AgaW - Lauro skorzystaj z tych wskazówek.
Na forum był poruszany temat ćwiczeń dla osób po endo i wspominaliśmy, że nie podajemy takich uniwersalnych dla wszystkich bo każdy z nas jest inny więc dlaczego w tym temacie mamy wszyscy dostosować się do jednego wzorca?
Każdy z nas po trochę racji, każdy jakieś obawy i doświadczenia ale spróbujmy się nimi dzielić z rozsądkiem czyli np. ''skoro ja dałam/dałem radę po tylu dniach zrobić to i to, to ty też musisz''...to raczej dołowanie a nie motywacja.
Mimo wszystko mam nadzieję, że temat będzie aktywny bo jest on bardzo potrzebny - nie każdy może coś tu napisze ale może ktoś przeczyta i coś mu to pomoże? A jak będziecie mieli doła to też śmiało, po to tu jesteśmy. I ja wiele razy znalazłam tu różne wsparcie. A może oprócz dobrych rad ktoś będzie chciał komuś pomóc ''w realu''? Bo pomaganie to nie tylko słowa ale i czyny.

AgaW - Nie 19 Maj, 2019

Myślę że Laura potrzebuje wskazówek jak się zorganizować będąc samemu.
Pomyślmy wspólnie, może potem zrobimy z tego nowy temat dla osób w podobnej sytuacji.

Cyryl - Nie 19 Maj, 2019

w normalnych krajach, gdy większość zawodników skacze w dal 6m, a jeden 7m, to pozostali starają się więcej pracować, trenować, aby dorównać temu najlepszemu.

w Polsce jest inaczej: pozostali zawodnicy skaczący po 6m zrobią wszystko leganie lub nie, aby ten najlepszy zamiast 7m zaczął znowu skakać 6m.

jak napisała Aga.t. każdy jest inny i intensywność ćwiczeń dla jednych średnia, dla innych może być poza zasięgiem.

ale co szkodzi spróbować stosować podobne ćwiczenia z intensywnością przystosowaną do siebie.
większość z nas jest dojrzałymi ludźmi i powinno znać możliwości swojego organizmu, znać swoje ograniczenia.

więc jeżeli jeden stosuje 10 powtórzeń jakiegoś ćwiczenia co godzinę, co nam broni zastosować dwa powtórzenia, co 3 godziny.

dodatkowo oprócz ćwiczeń fizycznych, dlaczego nie możemy wzorować się na motywacji i nastawieniu psychicznym, oczywiście w zakresie dostosowanym do nas.

jeżeli podejdziemy do problemu: jest źle, a będzie jeszcze gorzej, a czegoś na pewno nie da się zrobić, to faktycznie tak się stanie.

ideą operacji endo jest ZMIANA na lepsze, poprawienie życia pacjentów, więc jeżeli chcemy zmienić coś, to musimy w tą zmianę wierzyć inaczej z tego nie wyjdzie.

Bonia - Nie 19 Maj, 2019

Cyryl ja Cię popieram dziewczyny nie obrażajcie się ale ma rację jeżeli podchodzi się od razu z nastawieniem że się nie uda to lepiej z mety zrezygnować. Tu nie o to chodzi żeby Laurę K obrazić wbić jej szpilę czy zdołować tylko dać jej przysłowiowego kopa w tyłek i zmotywować ją do działania.



Cyryl a swoją drogą to szkoda - że nie mieszkamy bliżej siebie - bo mi się taki kop przydał by się dwa tygodnie temu. Na szczęście miałam kogoś kto mi takiego kopa zasadził skutecznie zamiast siedzieć i jojczyć że się nie uda musiałam ruszyć tyłek i coś z tym zrobić.


Krótko jestem po poważnym ryzykownym zabiegu na który za Chiny ludowe nie chciałam iść.

LauraK - Pon 20 Maj, 2019

Bonia napisa/a:

Krótko jestem po poważnym ryzykownym zabiegu na który za Chiny ludowe nie chciałam iść


To Ci opdowiem jak cyryl to rzeba było zrezygnować. Miło?

LauraK - Pon 20 Maj, 2019

Już wiem, dlaczego tak mało osób tu zagląda i pisze.
A Ci co wchodzą ciumkają dla Gwiazdy cyryla, co by się nie narazić i nie dostać od niego po uszach.


wybaczcie, ale psychoterapeutę Pan cyryl się nie nadaje. Przyjanmniej dla mnie nie. Pomimo swoich doświadczeń i rewelacyjnych, jak to pisze efektów.

Nie jest dla mnie motywacją tekst, jak się boisz to zrezygnuj.


Jestem rozczarowana, ogromne forum, na którym udziela się 3 osoby na krzyż.

Tak zwana elita, nowi zagladają i milkną. przykre to.
Jak widać nie tylko to są moje odczucia.

Bawcie się i ciumkajcie we własnym sosie.

Powodzenia.

Cyryl - Pon 20 Maj, 2019

LauraK napisa/a:
...Nie jest dla mnie motywacją tekst, jak się boisz to zrezygnuj...


wydaje mi się, że albo mnie źle zrozumiałaś, albo nie doczytałaś tego co pisałem.

jak wspomniałem wcześniej przed operacją wszyscy się boją - nie ma odważnych, ale idziemy na operację przełamując strach po to, aby polepszyć swoje życie.

gdy czytam jak ktoś pisze, że jest źle, a po operacji będzie gorzej, to po co operacja?

z biodrem nieoperowanym na pewno będzie gorzej, więc operacja tu niepotrzebna.

nie wiem jaki teraz masz stopień sprawności, ale czy nie warto w imię pełnej sprawności, a operacja biodra to daje, bać się, spróbować przetrwać ten pierwszy okres pooperacyjny w niewiadomych warunkach?

tak naprawdę żadne z nas dokładnie nie miało pojęcia jak będzie w naszym wypadku wyglądał ten pierwszy okres po operacji. wszyscy rzucaliśmy się na niewiadome.

LauraK napisa/a:
...Nie mogę ludzi obciążać swoją chorobą-niepełnosprawnością...


a dlaczego nie?

myślisz, że tyko Ty będziesz miała operację, a jak ktoś z tych ludzi w przyszłości będzie potrzebował pomocy, to się wypniesz - odmówisz?

po to człowiek żyje w gromadzie, aby pomagać tym, którzy potrzebują pomocy.

karolina23 - Pon 20 Maj, 2019

Lauro, ja nie rozumie czego Ty oczekujesz. Dziewczyny pisały Ci kilka rad, poleciły poczytać poszczególne działy z forum, okazały wsparcie. Słowa Cyryla dla jednych będą motywacją a dla innych budujące nie będą, ale nikt mu tutaj nie "ciumka". Decyzja o operacji należy do Ciebie. Jeżeli widzisz w niej więcej negatywnych stron niż pozytywów to naprawdę lepiej zrezygnuj. Strach jest rzexzą ludzką. Mnie ogarnia wręcz panika. Jestem tutaj chyba "mistrzem" przekładania terminów właśnie ze strachu. Ja Ciebie rozumie doskonale, naprawdę. Ale Twój, mój czy kogokolwiek innego strach to nie wina forum. Każdy pisze po sobie, na podstawie swoich doświadczeń. Cyryl ma takie, ktoś inny ma inne. Mi też kiedyś napisał żebym wzieła się w garść i nie czekała na cuda tylko brała za siebie, ale ja to odebrałam jako chęć zmotywowania mnie przez człowieka, który ma to już za sobą i chce się podzielić SWOIM doświadczeniem. Przemyśl spokojnie jeszcze raz czy chcesz tej operacji, pomyśl może nad rehabilitacją, która potrafi przynieść dużą ulgę w bólu. I nie obruszaj się bo nikt nie życzy Ci źle. Ja życzę Ci jak najlepiej :)
Bonia - Pon 20 Maj, 2019

LauraK Nie rozumiesz dobrze będę brutalna nawet jakby mi Cyryl tak napisał to nie wzięła bym tego jako atak wymierzony w siebie. Tylko trzeźwy osąd. Nie licytując się to podczas mojej operacji tydzień temu mogłam stracić wzrok i byłam w pełni tego świadoma - nie poddając się operacji- też wkrótce straciła bym wzrok. Operacje biodra kilka lat temu też miałam bardzo trudną.


Jak się bałam i w trakcie czekania na Osteotomie i teraz przed tą operacją wiem tylko - ja byłam na granicy totalnego rozklejenia się - a im bardziej ktoś się nade mną rozczulał tym było gorzej bo tylko coraz bardziej się nakręcałam negatywnie że się nie uda i milion innych jeszcze powodów żeby nie iść.

Osoba która - mi powiedziała coś takiego jak Cyryl - nie była bezduszna tylko postawiła sprawę jasno wiem że się boisz rozumiem. I masz dwa wyjścia albo się poddasz operacji - albo zrezygnuj.

LauraK tu nie chodzi o to że my Cię nie rozumiemy - że Cyryl na Ciebie napada - chodzi nam o to żebyś się pozbierała i po prostu podjełą decyzję albo w jedną albo w drugą stronę. Bo ta decyzja należy do Ciebie. Tak jak moja nalezała do mnie owszem wspierali - mnie i nadal wspierają wspaniali ludzie i przede wszystkim mądrzy ludzie - czyli nie nakręcali mnie jak reszta negatywnie tylko dali mi przysłowiowego - kopa w dup...ę ponownie tydzień temu. Nie pozwalając na to żebym się rozleciała totalnie.


I to samo zrobił Cyryl w stosunku do Ciebie i nie myśl że Cyryl Cię nie rozumie ani ktokolwiek z nas - bo kazdy z tu obecnych przechodził przez to samo wiemy jak jest. I ile kżdego z nas to kosztowało stresu strachu nerwów. Każdy z nas przez to przeszedł.


Wypłacz się wyżal - masz do tego pełne prawo - ale my też nie chcemy żebyś złapała totalnego doła Tylko trzezwo oceniła sytuację i to Cyryl i ja mieliśmy na myśli w poprzednim poście.


Nie wiem czy będzie to dla Ciebie wsparciem pocieszeniem w tej chwili jestem tydzień po poważnej operacji i jest dobrze nie komfortowo bo na to trzeba czasu ale operacja się udała - pomimo miliona czarnych przewidywań - które ja miałam w głowie i naprawdę realnego - zagrożenia medycznego- że podczas zabiegu mogę oślepnąć.



Pozdrawiam Cię ciepło i na koniec napiszę Ci zdanie - które mi kiedyś powiedziano Ja nie powiem Ci że napewno będzie dobrze - ale mam nadzieję że będzie dobrze.

AgaW - Pon 20 Maj, 2019

Lauro, nie ma co się obrażać.
Tu nie ma "elity", każdy ma prawo pisać tak jak czuje.
A że mało osób pisze to tak często jest, nie każdy gotów jest pisać.
Jedno jest pewne: z każdego wpisu można wyciągnąć coś motywującego lub demotywujacego. Wszystko zależy jak na to spojrzeć a każdy ma inny punkt widzenia.
Czasem warto przyjrzeć się sobie i zadać pytanie : czemu kogoś odbieram negatywnie?
Jestem na forum od początku i wierz mi że tu nikt nie na złych intencji.
Ile głów tyle rozumów i każdy radzi jak umie.
Może zamiast narzekać że mało osób pisze ciesz się że są piszący i w sumie z każdego posta można cos wyciągnąć, jakieś podpowiedzi, coś dobrego.
Nie mamy prawa osądzać innych ale możemy zastanowić się czy z czyjegoś wpisu nie wynika cos ważnego, pomocnego.
Myślę że wynika i życzę byś wyniosła to co najlepsze.
A że ludzie mają różne zdanie, ekspresję, sposób przekazywania? No cóż, różnimy się i bardzo dobrze bo świat byłby koszmarny gdybyśmy wszyscy myśleli jednakowo jak agenci w filmie matrix.
W stresie przed zabiegiem łatwo o nerwy i negatywizm-jednak zobacz ile osób tu jest, pisze, chce pomóc, znajduje chwilę na wpis.
Szanujmy ten wzajemny czas i siebie nawzajem bo Forum budujemy wszyscy- i piszący i czytający.

LauraK - Pon 20 Maj, 2019

AgaWDziękuję Ci za odpowiedź
Mam nadzieję, że przeczyta ten Twój post Was heros. Bo z tego co mam na privie to tylko ja wiem.
Tak szanujmy się nawzajem, mysle, że to nie mnie się tyczy bo ja nikogo nie dołuję. I nie mam w tym dołowaniu doświadczenia.Nie mam się czym lasnować... Nie mam parcia na "szkło" jak co poniektórzy tutaj. Ja nikogo nie osądzam, może zaadrasujesz ten post do odpowiedniej osoby tak by wypadało. Młody chłopak usunął swój post dzieki cyrylowi nie widzisz tego, że ten człowiek dominuje wszystkich jak mój pies reproduktor? przeczytaj posty zastanów się i dopiero napisz proszę. Ja chcciałam tu wsparcia, rad, poomocy a nie swojego LASNU to co nie ja....jaki jestem piękny, zdolny, sprawny że ho ho....i sportowiec jestem, a Ty jesteś nikim..

AgaW - Pon 20 Maj, 2019

Widzisz Laura...każdy widzi sytuację z swoich doświadczeń i każdy radzi po swojemu.
Najważniejsze abyś Ty wybrała co dla Ciebie jest pomocne, nieocenianie innych tylko wybieranie tego co potrzebne jest sztuką ale warta nauki i przyznam że to niełatwa lekcja.

Cyryl - Pon 20 Maj, 2019

czuję się wywołany.

nigdzie nie napisałem: "boisz się to zrezygnuj", ale napisałem, że każdy się bał, ja też i jest to zupełnie normalne.
ale napisałem, że: "jeżeli ktoś nie wierzy, że po operacji będzie lepiej, niech lepiej z niej zrezygnuje".

jak już wspominałem, ważne jest nastawienie.
każda operacja, biodra również, niesie za sobą ryzyko, niewielkie ale zawsze jakieś.
można się nie obudzić z narkozy, można umrzeć z powodów naczyniowych, można mieć uczulenie na metal, który Ci wszczepią, może noga wyjść dłuższa lub krótsza.

jednak zdecydowana większość operacji daje taką ulgę pacjentom o jakiej nawet nie marzyliśmy.
powrót do całkowitej sprawności.

pod jednym warunkiem trzeba w to wierzyć, jeżeli skupimy się na negatywnych skutkach, to z tego nic nie wyjdzie.

nie chcę nikogo dominować.
przed pierwszą operacją myślałem, że już więcej w życiu nie zagram w siatkówkę, a zagrałem i to dobrze. rezultaty przeszły moje najśmielsze oczekiwania i każdego będę zachęcał, do jak najszybszego podjęcia decyzji.

przed Tobą jest miesiąc, może dwa życia z pewnymi utrudnieniami, ale za to ze 20 lat w sprawności.

czy nie lepiej w imię tych 20 lat sprawności przecierpieć ten pierwszy okres, jaki by nie był zły?

nie lepiej pomyśleć jak to fajnie będzie być całkowicie sprawnym?

ps. za porównanie do psa reproduktora - dziękuję

bardzo fajne

LauraK - Pon 20 Maj, 2019

cyryl Weź wyluzuj ....moje porównanie jest dla tego takie, że własnie Ty tak dominujesz na tym forum jak mój reproduktor nad całym moim stadem. wyluzuj chłopie i trochę więcej empatii od ciebie sie oczekuje. Nie jesteś wyroczniąm prxzynajmniej nie dla wszystkich, szkoda, że tego nie widzisz, raniąc po swojej dordze ludzi....Bo to nie jes tylko moje wrażenie, ze jesteś osobą, która nie wspiera a dołuje. Jedynie ja mam odwagę to napisać na opgólnym forum.

Jak się z tąd usunąć? może mi ktoś odpowiedzieć.?
Ja nie będę usuwała spwoich postów jak chłopak, któremu cyryl dokopał, ja się chcę z tąd usunąć.!

29palms - Pon 20 Maj, 2019

LauraK napisa/a:
Weź wyluzuj ....moje porównanie jest dla tego takie, że własnie Ty tak dominujesz na tym forum jak mój reproduktor nad całym moim stadem. wyluzuj chłopie i trochę więcej empatii od ciebie sie oczekuje.!


Tak się zastanawiam, jeżeli Cyryl jest niczym pies reproduktor, to kim są piszące tu kobiety? Faktycznie kultura dyskusji aż wali po oczach :-/
Wracając do meritum dyskusji - szkoda, że skoncentrowałaś się jedynie na wpisach, które odebrałaś jako atak na siebie, a inne całkowicie pominęłaś.
Konto zawsze można zlikwidować. Pytanie tylko czy warto obrażać się na wszystkich?

AgaW - Wto 21 Maj, 2019

[quote="29palms"]
LauraK napisa/a:

Wracając do meritum dyskusji - szkoda, że skoncentrowałaś się jedynie na wpisach, które odebrałaś jako atak na siebie, a inne całkowicie pominęłaś
.
Dokładnie.

bebe14 - Wto 21 Maj, 2019

Dawno mnie nie było ale dla mnie jest oczywiste że operacje biodra robo się poto żeby być zdrowym cieszyć się życiem. Oczywiście początki są bardzo ciężkie sam pamiętam jak po wystawieniu pierwszej endoprotezy mówiłem że drugiej nie dam ale jak przeszedłem początki zobaczyłem że nie boli zrobili mi drugą. Obecnie mam 40 lat pracuję już prawie 2 lata, w N i emcech i to przy kostce brukowej cieszę się życiem a ryzyko zawsze jext jak przy każdym zabiegu.
Katja - Sro 22 Maj, 2019

Nie dalej jak w sobotę rozmawiałam ze swoją psycholog o bólu, który towarzyszy mi świeżo po wstawianiu endoprotezy. Na wizytę do terapeutki, do której uczęszczam już 1,5 roku udałam się w 4 dobie po operacji. Kosztowało mnie to mnóstwo wysiłku, ale potrzebowałam pomocy, bo ból jaki mam (miałam) nie dał się porównać z niczym. Otrzymałam kilka "instrukcji", z którymi chcę się podzielić.
Przede wszystkim kiedy pacjent obciążony jest ostrym lub permanentnym bólem na co dzień, i czynności które robi a w szczególności elementy jego pasji wiążą się z bólem, stan ten pogarszają. Przykład: kocham pływać, jeździć na rowerze w lesie, nurkować i jeździć na nartach - czy którąś z moich pasji mogę wykonywać tuż po wstawieniu endoprotezy? Nie. Każda jest awykonalna, nawet myśl o nich jest bezzasadna. Myślenie o nich od razu generuje w mózgu odczucie bólu, który towarzyszy mi teraz bo jestem świadoma, że z takim bólem nie mam szans wsiąść na rower, ba! nawet stacjonarny. Dlatego trzeba i warto zaleźć sobie zajęcia/czynności, które lubimy robić i nie wiążą się one z bólem. Coś co sprawi nam frajdę a nie poczujemy przy tym najmniejszego dyskomfortu. Co? Np. gry planszowe, szydełkowanie, rysowanie mandali, projektowanie mebli/ubrań/czegokolwiek, niesienie pomocy innym np na podobnych do naszego Bioderka tematycznych forach. Co to będzie za czynność - mało ważne. Jej zadaniem jest zająć Wasz mózg i przynieść Wam inne niż dotychczas odczucia, odczucia które nie są związane z bólem. To pewna metoda, która nie jest receptą od zaraz, wymaga czasu i powtarzalności, ale jak się okazuje - jest bardzo skuteczna. Pracując nad sobą w ten sposób "zabieramy" mózgowi ból zastępując go uczuciem kreatywności (projektując) czy też rywalizacji (grając z przyjaciółmi w gry planszowe). Mózg uczy się szybko i wypiera odczucia bólowe. Ta metoda stosowana jest u pacjentów cierpiących na chroniczne bóle.
Inną dobrą i skuteczną metodą, którą stosuję jest wizualizacja bólu i wydychanie go. Na start wyobrażam sobie jaką formę ma mój ból. Np. jest to ognista kula. Nadaję jej kolor - np. pomarańczowy. Wyobrażam sobie, że ten pomarańczowy kolor składa się z pixeli. Skupiając się na tej wizualizacji oddycham przeponowo i --> po każdym dużym wdechu nosem, powoli ustami wydycham powietrze wyobrażając sobie, że usuwam te pomarańczowe pixele ognistej kuli. Cały proces oddechu trwa tak długo aż poczuję komfort i braku czy też prawie braku bólu. Potem wyobrażam sobie pustą przestrzeń po tej kuli i i czymś ją wypełniam. W moim przypadku wizualizuję, że wypełniam ją świeżą, zimną morską wodą. Prosta praca oparta na oddechu (który jak wiadomo potrafi zdziałać cuda) i wizualizacji. W moim przypadku sprawdza się wspaniale.
Kiedy przez ostatnie dni po operacji naprawdę byłam w kropce, nie pomagały już żadne leki, nie spałam w nocy, i byłam wrakiem człowieka - te dwie metody mnie ratowały. Dosłownie. Polecam każdemu, kto cierpi aby wypróbować je na sobie :-) Przy czym warto pamiętać, że pierwsza mająca na celu zająć nasz mózg jest metodą, która jest doskonała w perspektywie dłuższego czasu (nie działa jak tabletka przeciwbólowa od razu).
Spróbujcie. Jestem ciekawa Waszych odczuć :-)

Bonia - Sro 22 Maj, 2019

Katja to prawda o czym piszesz nie chcę się rozpisywać w tym temacie ale ja też znam tą metodę i też nią pracuję rysowanie kolorowanie układanie puzzli. Wszystko co powiedzmy odciąga nasz mózg od bólu.

Moje odczucia pomaga jak pisze Katja to nie działa jak tabletka przeciwbólowa ale pomaga odczuć ulgę. Mi to bardzo pomaga przy napięciu spastycznym. Czasem jak mnie dopadnie takie coś to chce się przestać istnieć - a jest to tak wredne że żadne leki na to nie pomogą.

Ja to o czym pisze Katja nazywam techniką przetrwania.

Cyryl - Sro 22 Maj, 2019

przed pierwszą operacją, której się bardzo obawiałem i opóźniłem decyzje, co z dzisiejszego punktu widzenia było błędem, doszedłem do takiego etapu, gdzie miałem już bóle spoczynkowe. nie tylko bolało mnie jak chodziłem czy ruszałem nogą, ale jak siedziałem, leżałem itp. wtedy przyjmowałem leki przeciwbólowe długotrwałego działania i w miarę były skuteczne, ale bólu nie likwidowały całkowicie. stając na bolącej nodze mówiłem: "ała" co znaczyło, że:
- będzie ból,
- jestem tego świadomy, akceptuję to,
- przetrzymam.

co ciekawe, po operacji jeszcze chyba tydzień lub dwa stając na tej nodze mówiłem sobie "ała" mimo, że bólu już nie było.

Katja - Czw 23 Maj, 2019

Cyryl napisa/a:
co ciekawe, po operacji jeszcze chyba tydzień lub dwa stając na tej nodze mówiłem sobie "ała" mimo, że bólu już nie było.


Jak wiele jest w naszych głowach :-) To prawda.

adam1981 - Sro 23 Mar, 2022

Wiadomo, że psychika po zabiegu jest w nieco gorszej kondycji, dlatego należy zadbać o relaks, odpoczynek i o wewnętrzny spokój. Mi pomagają w tym gorące kąpiele i zapalone naturalne świece sojowe, które nie dość, że są zamknięte w pięknych słoiczkach to pachną obłędnie. Polecam spróbować!

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group